x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
good good!
W skrócie: kreska – tragiczna, ciągłe flashbacki zajmujące 2/3 odcinka i powtarzające się co 5 minut – upierdliwe, fabuła – pełna dziwacznych sytuacji i oklepanych motywów, bohaterowie – spaczeni psychicznie.
Niby to wszystko prawda i ja to wiem, ale… Ja to anime kocham miłością ślepą i bezwarunkową! Kreskę przeoczysz po pierwszych 5 minutach, bo za bardzo będziesz się emocjonować tym, co się dzieje, flashbacki jak dla mnie były okazją do niekontrolowanego ataku śmiechu, fabuła wciąga jak narkoman kokę, banały i utarte schematy są odświeżone i ciekawie użyte, a bohaterowie… hm, jak dla mnie są wyjątkowi w swojej upośledzonej genialności. Tsukushi, bohaterka warta mojej sympatii, walczy o to, co uważa za słuszne, potrafi sprzeciwić się systemowi, szlachetna, ale przy tym uparta jak osioł, Tsukasa – rozkoszny w swojej głupkowatości przykład człowieka ADHD, niby twardziel, ale jednak większy romantyk niż niejedna 12‑latka, Rui – autystyczne chłopięcie o niezdecydowanym sercu i reszta bohaterów, których nie sposób wymienić.
Jednym słowem: POLECAM.
tragedia
Hyhy.
Zacznijmy od tego, że sięgnęłam po tą dramę zachęcona megastycznymi rekomendacjami od znajomych. Z każdej strony słyszałam o genialności tej serii, o wybitności fabuły i mistrzostwie aktorów. Hm, być może dlatego tak mi się Liar Game nie podobała – rozczarowałam się, i to baaardzo, różnica między oczekiwaniami a realiami była wysoka jak Mount Everest. W każdym razie żeby nie być gołosłowną: co mi się nie podobało?
Toda Erika.
Nie, nie chodzi mi o to, że nie podobała mi się postać naiwnej, gapowatej Kanzaki – oglądam anime/dramy, czytam mangi wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że Japończycy uwielbiają takie bohaterki. Musi potrzebować rycerza w lśniącej zbroi, żeby ratował ją z każdej opresji, bo taka heroina nie jest mocna w myśleniu/działaniu – jej moc tkwi w jej sercu i dobroduszności, blablabla. Tak więc wracając do tematu tak, to nie z Kanzaki mam problem, ale z aktorką. Zrobiła z niej kogoś tak przerysowanego i kompletnie nie dającego się lubić, że janiemogę. Bardziej wkurza mnie chyba tylko Orihime z Bleacha, choć obie panie są dla siebie silną konkurencją.
Matsuda Shota.
Podejrzewam, że większość zachwytów nt tej dramy, które słyszałam, dotyczyły nie tego, że seria jest dobra, ale tego, że wg niektórych psychofanek Shota jest seksi, trendi albo whatever. Byłyby one w stanie przeoczyć wszystko, byleby nasz główny bohater był na ekranie. Ja gościa całkiem lubię, ale jednak w tej roli się dla mnie nie sprawdził.
Scenografia.
Wiem, wiem, to był chyba celowy zabieg autorów dramy, aby wszystko wyglądało tak tanio, obciachowo czy też (wybaczcie określenie) „rusko”, ale mimo wszystko – mi się to kompletnie nie podobało i wg mnie nie dodawało to żadnych walorów artystycznych/filozoficznych/Bóg wie jakich jeszcze do serii. Nie to, że oczekuję od tego typu produkcji grubej kasy i przepychu, dolarów używanych jako podpałek itd, ale bez przesady, tutaj to już jest jakiś hardkor.
Co było fajne? To, że dowiedziałam się o mandze o tym samym tytule – po nią sięgnę na pewno. Poza tym muzyka była całkiem zacna.
naaaah
w sumie spoko
Co do reszty: jest ok, lubię takie klimaty, samuraje/ninja itd., główny bohater, mimo że obowiązkowo mhoczny, niezależny i o twardym sercu, to jakoś tam potrafi zainteresować.
Re: Kurooooooosaki-kuuuuuuun!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A co do jęczenia Rukii, to chyba jednak widać małą różnicę między nią a Orihime: Rukia może i jęczy, ale wydaje mi się, że zabicie kogoś, kogo (prawdopodobnie) kochała trochę ją usprawiedliwia, a poza tym robi to chyba tylko w tym odcinku, a nasza cycata bohaterka w każdej scenie, w której się pojawia niemal tylko i wyłącznie wykrzykuje imię swojego ukochanego.
takie sobie
Myślę, że gdybym najpierw obejrzała anime, a później przeczytała recenzję i komentarze, to bardziej przypadłoby mi do gustu – a tak to nastawiłam się na jakiś genialny majstersztyk, podczas gdy otrzymałam przeciętną historię o wampirach z doklejonym wątkiem romansowym.
hahahahahha
Dlaczego? Ano, jak czytałam tak na „sucho” o czym to jest, to wszelki zapał do obejrzenia mi minął, a pojawiły się podejrzenia, że ktoś zapłacił tym ludziom w necie, żeby dawali takie super‑mega‑wypasione komentarze wychwalające to anime. Historia w uproszczeniu wygląda jak bardzo kiepski shounen, jakieś dziwne stwory, egzorcyści, raczej mało przebojowy główny bohater…
No, ale skoro komentarz daję, to jednak obejrzeć musiałam. I po fakcie muszę przyznać, że nie był to zmarnowany czas, bo anime jest rzeczywiście super‑mega‑wypasione i serio polecam :) Nie można tylko zniechęcać się początkiem, bo jest jakoś średnio wkręcający, ale zaraz akcja rusza pełną parą i ani człowiek się obejrzy a jest 103‑ci odcinek i jest się wkurzonym, że to już. (No i tradycyjnie, jest to kolejne niedokończone anime, więc żeby dowiedzieć się, co będzie dziać się dalej, trzeba sięgnąć do źródła i zabrać się za czytanie mangi.)
cool bro
I… Oł men. Od razu się zakochałam.
Bohaterowie, fabuła, kreska, muzyka, a przede wszystkim humor! Serio, dawno się tak nie wciągnęłam. Rzeczywiście, nieraz jak oglądałam, zastanawiałam się, co obecna akcja ma wspólnego z ogólną fabułą (poszukiwania pana Słonecznika), a już szczególnie wbił mnie w fotel (ale nie z zachwytu, a ze zdziwienia bardziej) odcinek o wskrzeszaniu itd., który był tak kompletnie, przepraszam za wulgaryzm, ciach, że po prostu oniemiałam. Ale i tak obejrzałam do końca i jestem z siebie dumna, bo warto.
A i tak baj de łej: osobiście nienawidzę hip hopu, ale openning sprawił, że chyba zrewiduję swoje poglądy na temat tej muzyki. Peace.
Za wulgaryzmy się nie przeprasza, wulgaryzmów się tu nie używa – Moderacja
Mi się podobało, nawet bardzo. Może te fakty historyczne rzeczywiście były ciężkie do zrozumienia i przytłaczały, ale dało się przez to jakoś przebrnąć, kreska jak dla mnie bardzo ładna, a bohaterowie całkiem spoko. Nie wiem skąd tyle narzekań… ale każdy ma prawo do swojej opinii, więc ok.
sorry za brak jakichś górnolotnych stwierdzeń i ograniczania się do określeń takich jak spoko czy ok, ale nie chce mi się smarowac nic więcej, a chciałam dodac jedną opinię pozytywną więcej, żeby ci hejterzy całkowicie nie zniechęcili ludzi do tego anime :)
emoooo
No więc zarzuciłam sobie Vampire Knighta, bo przeczytałam, że jest tu ten cały wątek trójkąta romantycznego i sobie myślę „hehehe! wreszcie sobie popłaczę w samotności i popodziwiam ciach męskie! <śmiech Mędrka z Dextera w tle>". No i oglądam.
...
I w sumie zaczęłam w marcu, jest wrzesień, a wciąż nie obejrzałam tego do końca. Taka dawka jakiejś depresyjności, ciężkości, smutku, problemów, zagmatwania, konfliktów, komplikacji, trudności, przeszkód, rozterek… (kończą mi się rzeczowniki już) w jednej serii to jeszcze nie widziałam. Boże, po obejrzeniu każdego odcinka robiłam sobie trochę przerwy (ostatnia trwa jakies 3 miechy), bo czułam się po prostu chora. Psychicznie i fizycznie. Niczym ścierka z kuchni wrzucona do pralki na wysoki program, która po wyjęciu jest zmięta, wytarmoszona i w zasadzie nie nadaje się do niczego – tak właśnie się czułam. Nawet jak sobie tylko o tym przypominam czuję powracającą migrenę i nieświadomie szukam na zumi najbliższego mostu, z którego mogłabym skoczyc.
Podsumowując: jeśli jesteś emo i lubisz się smucic, to ta seria jest właśnie dla ciebie! Ja jednak cenię swoje życie i nie chcę popełniac samobójstwa, więc zaprzestałam oglądać.
Zmoderowano wulgaryzm – Moderacja
Syf
Kurooooooosaki-kuuuuuuun!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ech, Bleach. Ech. W sumie to nie jest złe, aleeeeeee…
Myślę, że oglądanie Bleacha byłoby dla mnie 100 tysięcy miliardów razy łatwiejsze, gdyby nie występowała w nim jedna postać: tak tak, zgadliście, chodzi mi o tę cycatą Orihime. Awww my gawd, jej ciągłe okrzyki „Kurosaki‑kun!!!!” (2 tryliardy wykrzykników, bo jej okrzyki są zawsze pełne troski i niepooookooooju!) powodują u mnie bóle głowy, zębów i palców u stóp. Jej osoba tak mnie drażni, że jak tylko widzę ją na ekranie mam ochotę wyrzucić mojego i tak zmachanego już laptopa przez okno.
Rola Orihime ogranicza się do wspomnianych już okrzyków (powtórzę dla niektórych: „Kuroooosaaaakiiii‑kuuuuun!!!!”), płaczu, upadania na ziemię, przywoływania jej wiecznie nieskutecznych durnych mocy (ciach, czy ktokolwiek słyszał o gorszej „super sile”? Jest po prostu żałosna, przeliteruję to, Ż.A.Ł.O.S.N.A.), okazjonalnego bycia zazdrosną i jednorazowego niemal‑gwałtu na nieświadomym niczego Ichigo. Dla mnie, jako dziewczyny (chociaż nie jestem feministką!) jej postać jest upokarzająca, odpychająca i zawstydzająca. Sprawia, że oglądanie Bleacha to dla mnie stres („błagam, niech Orihime nie pojawia się w tym odcinku, błaaagam!” powtarzam przed każdym seansem), wysiłek („dobra, wytrzymam to, przecież nie może krzyknąc po raz 50. w tym odcinku 'Kurosaaaaki‑kuuun' – to już by była mała przesa… a jednak, 50, nie 51.”) i męka fizyczna (gdy tylko moja idolka pojawia się na ekranie zaciskam pięści i zagryzam zęby – do krwi, pragnę zauważyć).
Podsumowując: Bleach? OK. Ale byłoby bardzo bardzo OK, gdyby nie ta wkurzająca mnie, doprowadzająca do białej gorączki przesłodka Orihime. Na pal z niąąą! (wcale nie jestem agresywna, po prostu Orihime wyzwala we mnie ukryte w nieświadomości pokłady agresji).
Zmoderowano wulgaryzm – Moderacja
Jedyny minus: ciąąąągłe flashbacki. Może nie były tak hardkorowe jak te w hana yori dango, ale mimo wszystko. Normalni ludzie (a podejrzewam, że dla takich przeznaczone jest to anime) nie mają chyba aż takich problemów z pamięcią krótkotrwałą, żeby nie pamiętali co działo się odcinek, albo zaledwie chwilę wcześniej!
Ale! Jeśli przymkniemy oko na tą całą walkę w imię wolności czytania książek itd, to jest to anime baaardzo dobre. Wspaniali bohaterowie, którzy są realistyczni w swoim postępowaniu, no po prostu nie da się ich nie lubić! A do tego wątek romansowy – chociaż w zasadzie romans to nie jest, bardziej naturalne przedstawienie relacji między dwoma osobami – poprowadzony tak, że ach! i och! Osobiście takie właśnie rzeczy uwielbiam: nie jakieś tam dzikie wyznania lub wzdychanie jednego bohatera (a najczęściej bohaterki) do innego, ale prawdziwe uczucie. I ta chemia! O bogowie, tego mi właśnie w innych seriach brakuje: między głównymi bohaterami jest wyraźna chemia. Jak tylko widziałam ich kolejne interakcje to banan sam pojawiał mi się na twarzy. POLECAM!
Co do reszty w miarę ok, ale ja, mimo że jestem osobą o słabej wytrzymałości na horrory itd, wcale się nie bałam nawet przez moment, więc z tym suspensem, napięciem czy lepiej grozą było bardzo słabo.
No i wkurzał mnie jeszcze głos Kyouichiego – ołmajfak, rozumiem, że gość miał byc typem takiego rozrabiaki spod ciemnej gwiazdy, ale kurrrna, to był uczeń liceum, a ja słyszałam głos 60‑letniego dziada spod budki z piwem! Ale i tak to jego lubiłam najbardziej :)
Ogólnie jak ktoś jest w miarę znudzony, to może obejrzeć. Ja w chwili jakiejś desperacji być może sięgnę nawet po sezon drugi.