Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Gizmo

  • Avatar
    Gizmo 10.02.2024 23:54
    Komentarz do recenzji "Jujutsu Kaisen 0"
    Podejrzewam, że Yuuta pojawił się w drugim openingu po to, żeby pokazać/przypomnieć, gdzie jest, skoro w szkole go nie ma. Choć ta informacja to już w sumie dla osób, które wiedzą o jego istnieniu i roli, czyli znają film albo prequel mangi.
  • Avatar
    Gizmo 10.02.2024 23:26
    Re: Nie zgadzam się
    Komentarz do recenzji "Haikyuu!! Karasuno Koukou vs Shiratorizawa Gakuen Koukou"
    Mam wrażenie, że odkąd zmieniły się przepisy siatkówki (chodzi mi o zmianę z 1998 roku), każdy jeden punkt jest na wagę złota, bo każdy może mieć wpływ na wynik końcowy. Z drugiej strony gdyby mieli pokazywać cały mecz, w jaki sposób zdobyto/stracono każdy jeden punkt, anime byłoby nudne, bo te sytuacje są mocno powtarzalne i trudno wymyślić coś unikatowego dla wszystkich punktów obu drużyn w pięciu setach. Zresztą powinno się pamiętać, że to anime jest adaptacją mangi – w komiksie również nie zostało pokazane zdobywanie wszystkich punktów, a jedynie tych, które miały z jakiegoś powodu kluczowe znaczenie (dla meczu jako całości albo dla rozwoju tej czy innej postaci), więc chyba trudno wymagać, żeby twórcy anime ekranizowali coś, czego nie było w pierwowzorze.

    Baseball jako sport jest dla mnie nudny (próbowałam oglądać transmisję meczu, odpadłam bardzo szybko; ale już mecz treningowy szkolnej drużyny oglądało mi się całkiem nieźle, może dlatego, że na żywo, z bliska i widziałam tylko końcówkę, w dodatku całkiem zabawną (w „Ookiku Furikabutte” była też jedna taka scena, uśmiałam się jak norka w obu przypadkach)), ale jako sport w anime ogląda mi się go dobrze. Bardzo lubiłam „Majora”, kiedy go oglądałam (czyli jak wychodził), i pierwszy sezon „Ookiku Furikabutte”, ale już do DnA zniechęcił mnie główny bohater w pierwszym odcinku i darowałam sobie to anime. Może jeszcze kiedyś do niego wrócę.
  • Avatar
    A
    Gizmo 10.02.2024 22:45
    No niestety, nie tym razem
    Komentarz do recenzji "Chłopiec i czapla"
    Uwagę do recenzji – poza tym, że ogólnie się z nią nie zgadzam, ale to kwestia gustu – mam właściwie jedną: konstruowanie łuku przypominało raczej zabawę w Indian na podwórku, gdzie łuk i strzały robiło się z patyków, niż miało cokolwiek wspólnego z profesjonalizmem. Z konstruowaniem strzały było już lepiej, ale ten łuk to tragedia. I przykro mi, ale strzelanie z tego łuku też było mało, jak by to ująć, prawdopodobne? Abstrahując od jakości wykonania samej broni, skuteczne strzelanie z łuku wymaga pewnych technik, różnych wprawdzie dla różnych konstrukcji łuku i stylu strzelania, ale jednak. Bardzo wątpię, żeby na własną rękę, bez nauczyciela, znaczy się, Mahito był w stanie nauczyć się celnie strzelać z łuku, w dodatku w tak krótkim czasie.

    Aha, a graficznie starsze panie z domu (zamku?) na wsi bardzo przypominają mi wcześniejsze postaci z filmów Miyazakiego, jak właścicielka łaźni z „Sen to Chihiro no Kamikakushi” i jej siostra albo Wiedźma z Pustkowia po przemianie z „Hauru no Ugoku Shiro”. Ta druga szczególnie. Ten nos…

    Tak, jak lubię filmy Ghibli, ze szczególnym uwzględnieniem Miyazakiego­‑ojca, tak ten w ogóle do mnie nie trafił. Był bardzo chaotyczny i brakowało w nim wielu wyjaśnień zachowań bohaterów. Nie chodzi mi o to, że mam mieć powiedziane wprost, dlaczego ktoś coś robi, ale postępowanie tych postaci wydawało się momentami kompletnie bezsensowne, bo nie miało jakichkolwiek podstaw, w każdym razie nie dla widza. Mogę się domyślać, dlaczego Mahito użył kamienia w wiadomej sytuacji, choć wyjaśnień, co właściwie chciał zrobić – bo skutki mogły być zupełnie inne, niż były, i trudno zawyrokować, co właściwie chciał osiągnąć, o ile cokolwiek konkretnego – już mi brakowało; a efekty w sumie nie miały wpływu na dalszy przebieg akcji, więc poza pokazaniem stanu psychicznego i emocjonalnego chłopca ten wątek wydaje się nie mieć fabularnego sensu. Ale już dlaczego jego ojciec zainteresował się szwagierką do tego stopnia, żeby mieć z nią dziecko, nie rozumiem. Dlaczego ta młoda kobieta postanowiła urodzić, gdzie postanowiła – nie rozumiem. Skąd nagła przemiana Mahito i jego decyzja, żeby postawić na szali własne życie w celu odnalezienia macochy – nie rozumiem. Dlaczego nie chciał przejąć roli przodka – nie rozumiem. Co takiego było w książce, którą matka zostawiła dla dorosłego już syna – nie mam pojęcia (a to chyba ma jakieś znaczenie, skoro reżyser w oryginale dał swojemu filmowi tytuł tej książki…). O co chodzi z tym całym czaplą, skąd się wziął i kto zacz – nie rozumiem. Ogólnie ten film jest dla mnie zlepkiem wątków, które tworzą bardzo słaby ciąg przyczynowo­‑skutkowy, a idea wieloświatów nie jest tu żadnym wytłumaczeniem.

    I nawet muzyka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak zazwyczaj w przypadku utworów Joe Hisaishiego! To już jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe, ale ja tam muzyki albo nie słyszałam, albo jeśli owszem, słyszałam, to mnie irytowała. Tego mi wcześniej Ghibli w żadnym filmie nie zafundowało.

    Jedyne, do czego nie mam zastrzeżeń, to grafika. Podobała mi się. Nie jestem znawcą, mam słaby wzrok i rzadko zauważam graficzne kiksy (no chyba że wytwórnia poleci po bandzie jak Mappa w ostatnim sezonie JJK momentami), więc dla mnie była porównywalna z poprzednimi filmami Ghibli, zwłaszcza mniej dawnymi, gdzie bywały i sceny wręcz przeładowane szczegółami (sypialnia Hauru, na ten przykład), i praktycznie akwarelkowe tła. Więc to na plus. I tylko to.
  • Avatar
    Gizmo 25.08.2023 23:07
    Re: Rozczarowujące anime
    Komentarz do recenzji "Kaze ga Tsuyoku Fuite Iru"
    Będę bronić bohaterów, bo ich lubię, a co!

    Dlaczego biegają? Zaczęli w ogromnej większości dlatego, że zostali zaszantażowani albo na swój sposób przekupieni (głównie bliźniacy, obietnicą zwrócenia na siebie uwagi dziewcząt) przez Haijiego. Yuki włącza się do tych zaszantażowanych – ja wiem, że to była jedna scena, podobnie jak inne sceny szantażu, ale to było pokazane. W trakcie pierwszego treningu pojawia się dziewczyna, więc bliźniacy są tym bardziej przekonani, a i część pozostałych zaczyna się bardziej starać, bo nagle mają menadżerkę (bawi mnie ta scena, kiedy panowie z błyskiem w oku zaczynają przykładać się do rozciągania). Również wtedy pojawia się dawny kolega z drużyny Kakeru, co najpewniej też ma znaczenie dla pozostałych, bo widzą konflikt, którego nie rozumieją, a jedną ze stron jest ich kolega z drużyny i współlokator w dodatku, co z tego, że taki, który wyraźnie chce, żeby dać mu święty spokój. A potem jest ten moment, kiedy przepracowany Haiji ma kłopoty, co zdecydowanie pomaga drużynie lepiej się zintegrować, zbliżyć się do siebie, a przede wszystkim do niego; większość mieszkańców tego akademika znała się zresztą od dość dawna, Haiji mieszka tam czwarty rok, pozostali różnie, ale jedynymi pierwszorocznymi są bliźniacy i Kakeru. Po tej sprawie z przepracowanym Haijim różne osoby mają wzloty i upadki, osobiste i sportowe, ale pozostali członkowie drużyny starają się im pomóc w ten czy inny sposób. Typowo dla anime, szczególnie shounenów, gdzie pomaganie sobie nawzajem jest jedną z zasadniczych kwestii, na które kładzie się nacisk.

    Co do japońskiego Musy, to po pierwsze facet uczęszcza na japoński uniwersytet, gdzie wykłady prawie na pewno są po japońsku, więc musi znać ten język, szczególnie, że to nie jest pierwszy rok jego studiów w Tokio; pewnie chodził wcześniej do szkoły językowej. A po drugie to nie jest to ani jedyna, ani pierwsza postać w anime, która pochodzi z zagranicy, a mówi po japońsku. Czasem jest tak dlatego, żeby nie wprowadzać zamieszania, bo nie dość, że japońscy seiyuu mówią dość kiepsko po angielsku, nie wspominając o innych językach (Musa w swoim kraju posługuje się pewnie suahili (choć angielski pewnie też zna); żal by mi było jego seiyuu, gdyby miał mówić w suahili przez cały serial…), to jeszcze widzowie by nie rozumieli, więc trzeba by wprowadzić napisy, a do tego japońscy widzowie anime nie są przyzwyczajeni i raczej by się im to nie podobało. Jak ktoś oglądał np. „Dr. Stone”, to pragnę zauważyć, że na MSK/ISS był słownie jeden Japończyk, a wszyscy mówili po japońsku – i nie dlatego, że ich postaci znały ten język, bo go nie znały (jedna, mówiąc po japońsku, wspomniała nawet, że chciałaby się japońskiego nauczyć…), ale tak było łatwiej i dla studia, i dla widzów. Więc czepianie się akurat Musy, którego postać prawie na pewno mówiła po japońsku (przypomnę, że on nie tylko studiował w Tokio, ale również pracował w sklepiku przy obsłudze klienta, również w Tokio), sprawia wrażenie, jakby nie znało się innych anime, w których występują postaci spoza Japonii.
  • Avatar
    Gizmo 16.08.2023 00:09
    Re: 8/10 bardzo spójna i rzeczowa produkcja
    Komentarz do recenzji "Dr. Stone"
    Z tym możliwym przebiegiem zdarzeń to nie jestem taka pewna. Bo co z ludźmi, którzy przebywali wtedy pod ziemią? W piwnicach, garażach podziemnych, kopalniach… Na całym świecie to musiały być co najmniej tysiące osób; jak głęboko pod ziemię sięgnęło to promieniowanie, czy cokolwiek to miało być, o ile w ogóle sięgnęło pod ziemię?

    Wątpliwości budzi też we mnie pochodzenie ludzi w wioski, bo widzę w tym, w każdym razie na początku, zbyt małą pulę genów, żeby to się miało udać na dłuższą metę. Jestem ciekawa, czy to zostanie jakoś wyjaśnione…
  • Avatar
    Gizmo 15.08.2023 23:55
    Re: 6+/10
    Komentarz do recenzji "Dr. Stone"
    Co do minusów:
    - Senkuu to geniusz, zainteresował się, dlaczego  kliknij: ukryte , przeprowadził śledztwo, znalazł źródło, proste.
    - Senkuu to geniusz, ale nie jasnowidz, nie mógł wiedzieć, że  kliknij: ukryte 
    - Dążenie do jakiego uzbrojenia uznałbyś za plus, skoro  kliknij: ukryte 
    - Supermocy nie przewiduję, ale zobaczymy. Raczej będzie kupa luda z epoki kamienia na nieliczne osoby wyposażone w coś bardziej nowoczesnego  kliknij: ukryte 
    - Piosenki po angielsku śpiewa postać będąca Amerykanką. Miała  kliknij: ukryte 

    Co do plusów, to zauważę tylko, że część mężczyzn też na koturnach xD.
  • Avatar
    Gizmo 15.08.2023 23:30
    Re: odcinek 9
    Komentarz do recenzji "Dr. Stone"
    Przyjęłam, że za izolację nadal robi ten lakier, którym od początku Senkuu izolował przewody.
  • Avatar
    Gizmo 15.08.2023 23:23
    Re: hmmmm...
    Komentarz do recenzji "Dr. Stone"
    Senkuu nie „znalazł się” w rejonie Japonii, tylko tam skamieniał i tam odkamieniał. Wiedział, gdzie mniej więcej jest, bo wiedział, gdzie był, kiedy skamieniał.

    Wioska była na terenie dawnej Japonii, fakt, ale nie wiadomo, kiedy się tam znalazła. Nie ma szans, żeby liczyła tysiące lat. Byakuya wspominał o powrocie do Japonii, ale przecież nie zdążył tam wrócić za życia, więc musieli to zrobić potomkowie tych astronautów. Być może kazała im to zrobić któraś z opowieści, a być może wyszło tak przypadkiem, może część potomków z tej wyspy po prostu pewnego dnia wyemigrowała z jakiegoś powodu, znalazła inny ląd i tam założyła kolejną (albo nową) wioskę. Przez 3700 lat dużo mogło się wydarzyć.
  • Avatar
    Gizmo 15.08.2023 23:07
    Re: Bardzo dobre, ale ma swoje wady
    Komentarz do recenzji "Dr. Stone"
    Jak można po obejrzeniu 22 z 24 odcinków sezonu nie rozumieć, dlaczego nie pokazano odkamienienia ludzi z wioski, to ja nie mam pojęcia.

    Na samym początku Senkuu odkamienił te dwie osoby, które znał i którym ufał. Oraz jedną, którą musiał, żeby nie umrzeć (choć podejrzewam, że mogliby być w stanie uciec przed tymi lwami, ale widać woleli pewniejsze wyjście). Nawet gdyby po odkamienieniu tych trzech osób Senkuu miał możliwość odkamienić kogoś innego, to kogo niby? Kogokolwiek na chybił trafił? Nie wiedząc, czy nie trafi na seryjnego zabójcę albo psychopatę? I tak się dziwię, że próbował z potłuczonymi, bo przecież mogło się okazać, że będą żyli po odkamienieniu, a wtedy miałby ożywione przypadkowe osoby, więc patrz wyżej.
  • Avatar
    Gizmo 18.06.2023 01:45
    Re: Dawno się tak nie uśmiałam
    Komentarz do recenzji "Saiki Kusuo no Psi Nan"
    Biorąc pod uwagę BMI – są. Średnie BMI zawodników sumo kształtuje się na poziomie przekraczającym 35, a to już nawet drugi stopień otyłości. Wartość prawidłowa nie powinna przekraczać 25, wg WHO, z pewnymi zastrzeżeniami. Również zawartość w ich ciałach tkanki tłuszczowej znacznie przekracza normy, podobnie jak obwód w pasie. To, że zawodnicy sumo są ogólnie zdrowi, z reguły nie dotykają ich przypadłości typowe dla osób otyłych, nie znaczy, że nie są otyli.
  • Avatar
    Gizmo 9.10.2022 09:01
    Komentarz do recenzji "Bakuten!!"
    Jeśli przez „ten taki trudny manewr” rozumiesz wyrzuty, czyli to, z czym problem miał Misato („mrukliwy kolega”, jak sądzę; owszem, też nie pamiętam ich imion i nazwisk, ale sprawdzam je sobie w necie, jak piszę – tak mam zresztą w przypadku większości anime, szczególnie krótszych, nawet tych, które podobały mi się bardziej niż Bakuten!!), to miało to miejsce pod koniec układu, ale faktycznie prawie trzeba było nie mrugać, żeby nie przegapić, mimo że oświetlenie podkreślało ten „manewr” – oświetlony był tylko pas maty po przekątnej, w pobliżu jednego narożnika stała trójka rzucająca Misato, kawałek dalej Tsukidate mający wyrzucić Futabę, a w samym przeciwległym rogu Futaba biorący rozbieg, a potem poszło już błyskawicznie. Cały ten układ zresztą był pokazany bardziej w migawkach niż płynnie, kamera ciągle gdzieś przeskakiwała, fragmenty były kompletnie wycinane, pourywane to wszystko wyszło, więc trudno to było śledzić. Ale mi się akurat podobało.

    Zastanawia mnie natomiast oświetlenie: na normalnych zawodach gimnastyki artystycznej – przynajmniej tych międzynarodowych, ale wątpię, żeby na mniej prestiżowych było inaczej – oświetlenie jest jasne, stałe i równe, obejmuje całą halę praktycznie z takim samym natężeniem. A tu podczas układów mamy oświetlenie nie dość, że często punktowe, to zmienne, latające po macie i niejednokrotnie nieobejmujące wszystkich zawodników przez cały czas. Jak niby sędzia ma ocenić takiego zawodnika, który momentami nie jest oświetlony i przez to prawie go nie widać? Dziwnie to wygląda…
  • Avatar
    A
    Gizmo 9.10.2022 08:04
    Przyjemne, ale bez rewelacji
    Komentarz do recenzji "Bakuten!!"
    Jak dla mnie – a anime sportowe lubię bardzo – było miło, ale to w sumie wszystko. Powiedziałabym, że nawet Ballroom e Youkoso zauroczyło mnie bardziej, nie wspominając już o Haikyuu!! czy Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru. Wszyscy bohaterowie gdzieś już wcześniej byli, co w sumie nie stanowi aż takiej wady, bo typów postaci jest skończona ilość, a mang i anime sportowych tak naprawdę całkiem sporo. W każdym razie dwójka pierwszoplanowych pierwszaków to praktycznie kopiuj­‑wklej para pierwszaków z Haikyuu!! (jeden seiyuu jest tu nawet ten sam…; a Shoutarou i Shouyo mają nawet takie samo pierwsze kanji w imieniu, przy czym w Bakuten!! zwrócono uwagę na jego znaczenie, a w Haikyuu!! nie, o ile dobrze pamiętam), z lekkim twistem w kierunku wspomnianego już wyżej anime o tańcach towarzyskich (Shoutarou i Tatarę łączy pewna zdolność; i seiyuu, seiyuu też ich łączy); jedyne, co różni Futabę od innych znanych mi głównych bohaterów anime o sporcie, to fakt, że wcześniej próbował innych dyscyplin. Dalej jest podobnie, o sempaiach dowiadujemy się, że poza sportem mają jakieś inne zainteresowania (tu się kłania Kuroko no Basket czy Tennis no Ouji­‑sama) i w sumie tyle. Tak, poznajemy historie ich wszystkich, ale w Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru było praktycznie tak samo. Istniejący rywal, który chce, żeby nasi protagoniści byli jeszcze lepsi i stanowili godnego przeciwnika, naprawdę przywodzi na myśl co najmniej Nekomę. Itd. itp. w ten rzucik. Można by uznać, że autorzy mangi (o ile adaptacja jest wierna) odrobili zadanie domowe z poznania innych godnych uwagi tytułów ze swojej tematyki i wyciągnęli z nich to, co dobre, żeby dość sprawnie wykorzystać to u siebie (choć np. humor w tym anime uważam za trochę bardziej naciągany niż w Haikyuu!!, ale to chyba kwestia gustu). Tylko i aż tyle.

    Co do realizmu, to wszystko wydaje mi się iść zbyt szybko, znaczy, wiecie, poza Misato żaden z członków drużyny Soushuukan nie trenował gimnastyki przed liceum, rok szkolny zaczyna się w kwietniu, eliminacje są już niby w maju – kto w niewiele ponad miesiąc jest w stanie opanować gimnastykę artystyczną na tyle, żeby nie dość, że nie obniżać poziomu dłużej ćwiczących kolegów, to jeszcze zsynchronizować się z nimi w skomplikowanym jednak układzie? Pierwsze w życiu salto w tył po dwóch czy trzech godzinach treningu? Naprawdę? Przez to gimnastyka artystyczna w układzie zbiorowym to łatwizna, której każdy głupi nauczy się w miesiąc. Hej, kilka lat starszym chłopakom z Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru przebiegnięcie głupich pięciu kilometrów w wymaganym czasie zajęło więcej miesięcy! A nie robili przy tym salt i nie musieli zgrywać nawet swojego tempa z innymi (w większości przypadków)!

    Grafika się broni, animacja przypadła mi do gustu (należę do tych widzów, których CGI nie gryzło jakoś wyjątkowo; z jednej strony nie było niezauważalne, z drugiej nie wyobrażam sobie, żeby układy mogły tak dobrze wyglądać bez CGI, nie w serii TV, która z pewnością miała mocno ograniczony budżet (to nie jest tytuł­‑gigant na miarę SnK, w który można ładować kasę, bo się na pewno zwróci) i niewiele czasu na realizację, biorąc pod uwagę, jak szybko po rozdziałach mangi wychodziły odcinki anime), ścieżka dźwiękowa nie wybiła się specjalnie, ale może jak obejrzę jeszcze kilka razy to anime (o ile to nastąpi), to będzie lepiej.

    W fabule, cóż, mam mocne wrażenie, że odcinek o zabawie w chowanego jest fillerem, ale, jak wspomniałam, nie znam mangi (mam nadzieję to zmienić). Owszem, nie jest całkowicie zbędny, ale na powiedzenie tych istotnych rzeczy, jakie zostały w nim powiedziane, doprawdy nie potrzeba całego odcinka. No i jego zakończenie jest kompletnie od czapy, nie zgrywa się nijak z resztą tego anime. Ponadto zaskoczyło mnie, że najważniejszy pokaz odbył się w przedostatnim odcinku, a nie w ostatnim; cały czas się zastanawiam, czy to była dobra decyzja, ale nie potrafię się zdecydować. Dobrze, że to nie ja musiałam ją podjąć. A poza tym, jak wspomniałam w akapicie o realizmie, za szybko to wszystko idzie. Ja rozumiem, że Inter­‑High w Japonii odbywa się w sierpniu dla wszystkich dyscyplin sportowych, ale ile z nich jest tak wymagających, jak gimnastyka artystyczna w układzie zbiorowym? W każdym razie dla osoby, która nigdy wcześniej się w to nie bawiła i – przynajmniej teoretycznie – nie jest niby żadnym geniuszem? To się dla mnie kupy nie trzyma. No, ale to najpewniej wina mangi, a nie tylko i wyłącznie samego anime.

    Do samej recenzji w sumie mam jeden główny zarzut: w języku polskim nie istnieje pojęcie gimnastyka rytmiczna. To, co po angielsku nazywa się rhytmic gimnastics, po polsku nazywa się gimnastyką artystyczną. Tak, to, co ci chłopcy wyprawiają w tym anime, to to samo, co panie – i tylko panie – na różnych zawodach z Olimpiadą włącznie robią z piłkami, wstążkami, maczugami, skakankami, obręczami i bez przyrządów, indywidualnie i grupowo. W Bakuten!! widzimy wyłącznie gimnastykę artystyczną zbiorową i bez przyrządów, ale w gimnastyce artystycznej mężczyzn (która jest na świecie bardzo mało popularna; dominuje w Japonii, gdzie została zapoczątkowana, i podobno jest popularna również w Rosji) także używa się przyrządów (tylko dwóch rodzajów: skakanki i maczug) i także występuje się indywidualnie. Nie trzeba wiele zachodu, żeby takie informacje znaleźć w internecie również po polsku, nawet na Wikipedii, ale nie tylko.
  • Avatar
    Gizmo 9.10.2022 06:50
    Re: 7++/10
    Komentarz do recenzji "Bakuten!!"
    To anime powstało na podstawie dwutomowej mangi (acz nie czytałam jej, więc nie mam porównania z adaptacją), dlatego mocno wątpię w drugi sezon. No chyba że realizatorzy anime odejdą od pierwowzoru już kompletnie albo autorzy (autorki?) zdecydują się na kontynuację mangi, która później będzie dalej adaptowana na anime. Ale nie sądzę.
  • Avatar
    A
    Gizmo 20.08.2022 19:15
    Dawno się tak nie uśmiałam
    Komentarz do recenzji "Saiki Kusuo no Psi Nan"
    Sięgnęłam po „Saiki Kusuo no Psi Nan” tak naprawdę przez „Shingeki no Kyojin”, bo główny bohater ma głos Levia. Słyszałam o tym anime dużo wcześniej (w rankingu komedii WatchMojo pobiło „Gintamę”, a to dla mnie ogromna rekomendacja), ale zaczęłam oglądać, kiedy uświadomiłam sobie, że ten głos Kusuo to ja przecież znam… Tak, cóż, powód może i dziwny, ale wybór bardzo trafny. W dodatku oglądanie takiej komedii z takim głosem głównego bohatera to w ogóle była bajka. A to dlatego, że chociaż Kusuo odezwał się na głos w pierwszej serii słownie trzy razy, to jego seiyuu miał mnóstwo roboty, bo nie dość, że na bieżąco komentował poczynania innych postaci, to jeszcze porozumiewał się z nimi telepatycznie, a do tego przecież też potrzebny jest głos. Więc nasłuchałam się Hiroshiego Kamiyi aż miło.

    W tym anime zawiodło mnie dosłownie nic. Owszem, nie powiem, że wszystkie odcinki podobały mi się tak samo, jeden z ostatnich epizodów nawet mnie dość mocno zniesmaczył (ja wiem, że w Japonii osoby otyłe są źle widziane (z wyjątkiem zawodników sumo), ale bez przesady), nie zmienia to jednak faktu, że ogółem bawiłam się świetnie i nic mi w tej zabawie nie przeszkadzało, ani sprawy techniczne, ani żaden z bohaterów. I chcę więcej, więc zaraz biegnę oglądać kolejne serie.
  • Avatar
    Gizmo 30.01.2022 19:56
    Komentarz do recenzji "Gintama: The Final"
    Stroną wizualną tak, zgadzam się, też jestem rozczarowana. CGI było miejscami straszne – włosy niektórych postaci wręcz koszmarne – zdecydowanie wolałabym grafikę podobną do tej z serii TV.

    Natomiast podobała mi się muzyka, „Wadachi” jest ogólnie jedną z moich najulubieńszych piosenek Spyair (obok „I Wanna Be…” – nie mogę się zdecydować, którą z nich lubię najbardziej, „Genjou Destruction” bezwzględnie jest na trzecim miejscu, ogólnie uwielbiana „Sakura Mitsutsuki” o dziwo nie załapała się na podium), DOES też dało radę, choć żadna z ich dwóch insertowych piosenek nie trafiła do moich ulubionych. Dobrym zagraniem był też brak podkładu przy najważniejszej walce – to robiło efekt.

    Fabularnie nie było źle, w moim odczuciu. Ci, co mieli dostać za swoje, dostali, ci, którym dobrze życzyłam, skończyli dobrze. Gintoki dostał chwilę z tym, z kim powinien był dostać, na co nie liczyłam (bo nie czytałam mangi…), co się chwali. Ogólnie jestem zadowolona z takiego zakończenia tej opowieści.

    Jednak najbardziej z całego filmu, co może zabrzmi ciekawie, lubię scenę po napisach. Rozłożyła mnie na łopatki, była piękna, tak bardzo w stylu „Gintamy” – nagle przypomniałam sobie, dlaczego przy odcinkach pierwszej serii oglądałam wszystko do końca, włącznie z endingami, które zwykle oglądam tylko tam, gdzie mi się wyjątkowo podobają. Tym razem zdecydowanie też było warto. I pomyśleć, że gdyby endingiem filmu nie było „Wadachi”, zilustrowane dodatkowo fragmentami wielu endingów serii TV, mogłabym nie doczekać do końca…
  • Avatar
    A
    Gizmo 6.02.2021 16:57
    Jedno z najlepszych sportowych anime, jakie widziałam
    Komentarz do recenzji "Kaze ga Tsuyoku Fuite Iru"
    Lubię sportowe anime, to tak naprawdę mój ulubiony rodzaj japońskiej animacji. Z drugiej strony nie jestem znawcą, bo anime oglądam stosunkowo rzadko, a i sportem w sumie się nie interesuję, więc trudno mi ocenić podczas oglądania, co jest realistyczne, a co nie (z wyjątkiem wyczynów w stylu bliźniaków Tachibana, to wiem, że realistyczne zdecydowanie nie jest). Nie to jest zresztą dla mnie najważniejsze, cenię bardziej postaci i ich relacje oraz ogółem historię, a nie realizm. I w Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru są to zdecydowanie mocne elementy, nawet jeśli Kakeru ma prawie zawsze minę zdziwioną albo uduchowioną, Haiji bywa dość mocno kontrowersyjny (przynajmniej do czasu, kiedy już nie musi zmuszać innych do biegania podstępem i szantażem, bo sami zaczynają lubić ten sport), styl biegania Księcia jest przerysowany do granic możliwości, Jouji i Jouta są typowymi animowymi bliźniakami itd. itp. Grupa głównych postaci jest ludzka i zróżnicowana, prawdopodobna psychologicznie i łatwo się do nich przywiązać. Inni bohaterowie podobnie. Zauroczyli mnie, pokochałam to anime i… zaczęłam się zastanawiać nad bieganiem. Ten typ tak ma.

    Co do seiyuu: to nie tak, że z Haikyuu!! mamy w tym anime jednego Daichiego – po przejrzeniu obsady wyszło mi na to, że około połowy to aktorzy, którzy w Haikyuu!! grali mniejsze i większe role. Z samego Karasuno jest jeszcze Suga i Kei, a poza tym jeszcze kilku innych bohaterów, których większość kojarzę z imienia. Z jednej strony żałuję, że Kakeru nie miał głosu Tobio, bo to by dopełniło podobieństwa tych postaci, z drugiej jego seiyuu zrobił tak dobrą robotę, że trudno sobie wyobrazić innego aktora w tej roli. Bardzo mi się podobało, pewnie będę śledzić jego karierę.
  • Avatar
    Gizmo 24.12.2020 22:13
    Komentarz do recenzji "Days"
    Z czego wnioskuję, że Ookiku Furikabutte pewnie nie oglądałeś, co? Jeśli nie, to lepiej sobie odpuść – tamtejszy główny bohater to pod względem charakteru praktycznie pierwowzór Tsukushiego. (Z jednym ale: żaden z nich nie jest lalusiem, laluś to zupełnie inny typ.)
  • Avatar
    A
    Gizmo 4.08.2020 07:41
    Jak dla mnie: i do śmiechu, i do płaczu
    Komentarz do recenzji "Gintama"
    Z tytułem Gintama zetknęłam się po raz pierwszy jakieś 3,5 roku temu, kiedy to, znalazłszy kolejną nową pracę w Holandii, poznałam w niej kolegę, który to anime uwielbiał. Wiedząc, że też lubię japońską animację, próbował mnie namówić na oglądanie tego serialu – na zachętę podsuwał mi co śmieszniejsze (według niego) fragmenty, które jednak kompletnie do mnie nie trafiły. Do dziś pamiętam tylko jeden, ten z pogrzebem, w którym uczestniczył Gintoki i Hijikata, którzy bali się ducha i nie chcieli nieść trumny (nie wiem, który to odcinek której serii, bo jeszcze do niego nie dotarłam). Mnie to w ogóle nie śmieszyło, uznałam więc, że to nie jest anime dla mnie. To był błąd, który na szczęście dość szybko zdołałam naprawić, choć czystym przypadkiem, bo ostatecznie do Gintamy zachęciły mnie… openingi. Trafiłam na YT filmik zestawiający openingi z co najmniej pierwszej serii, ale chyba z kilku kolejnych też, i tak mi się one spodobały, że postanowiłam jednak dać szansę temu anime, ale od początku, odcinkami, a nie scenom wyjętym z kontekstu. I to była bardzo dobra decyzja. Pierwszy odcinek – pomimo kompletnego braku znajomości postaci, których wrzucono do niego tak dużo, że trudno było je wszystkie spamiętać – zleciał mi tak szybko, że dopiero kiedy sięgnęłam po następny i okazał się on odcinkiem trzecim, zorientowałam się, że ten pierwszy to tak naprawdę były pierwszy i drugi razem wzięte, czyli odcinek niejako o podwójnej długości, co kompletnie umknęło mi podczas jego oglądania, tak się wciągnęłam w akcję. I moje obiekcje odnośnie tego tytułu zniknęły jak kamfora. Kocham Gintamę, jej bohaterów (po pierwsze i przede wszystkim; ale ja we wszystkim, co lubię, lubię przede wszystkim postaci) i stosunki między nimi, jej nieprzewidywalny (no, poza Zura ja nai, Katsura da!, bo to jest przewidywalne jak najbardziej i w tym właśnie cały urok, szczególnie kiedy okazuje się, że jednak nie do końca jest tak, jak się spodziewamy), pokręcony, niepolityczny (tak, jestem osobą, której teoretycznie żarty rynsztokowe, kupopochodne i, um, przyrodzeniowe nie bawią, ale Gintama okazała się dziwnym wyjątkiem) humor (moimi ulubionymi fragmentami jest wyśmiewanie się z problemów finansowych anime Gintama i sposób, w jaki jest to robione), jej nawiązania do wszystkiego, co się da, od innych mang i anime, przez gry, programy japońskiej telewizji, filmy zachodnie, aż po historię i współczesność, jej łamanie czwartej ściany, jej dramę, jej akcję, jej zarąbiście widowiskowe walki, jej tysiąc plot twistów na odcinek, jej spójność i logikę, jej niepowtarzalność. Dla mnie to anime jest wyjątkowe, bo jest dla mnie wyjątkiem – jest w nim tyle rzeczy, których nie lubię, nie znoszę wręcz, których normalnie nawet nie toleruję, a jednak w Gintamie nie tylko widzę, że mają miejsce, ale nieraz nawet mnie bawią albo wzruszają (traumatyczna przeszłośćTM, anyone? tragiczna i nachalna śmierć zwierzęcych bohaterów?). Gintama to dla mnie takie anime, które wymyka się regułom i schematom, które łamie zasady nie tylko dlatego, że po prostu może, ale często po to, żeby coś pokazać, podkreślić, uwydatnić. To anime jedyne w swoim rodzaju. I dobrze.
  • Avatar
    Gizmo 25.08.2013 21:07
    Re: PIOSENKAAA
    Komentarz do recenzji "Tajemnica Przeszłości"
    Albo nie, to był raczej „Winner”. Przepraszam za pomyłkę, trochę czasu minęło odkąd oglądałam FY ;).
  • Avatar
    Gizmo 25.08.2013 20:57
    Re: PIOSENKAAA
    Komentarz do recenzji "Tajemnica Przeszłości"
    Pewnie nikt tu już nie zajrzy, ale z tego, co pamiętam, to był „Perfect World” śpiewany przez seiyuu Nuriko.