x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Całkiem nieźle.
Ale, ale. Źle nie jest, wcale a wcale. Co prawda, potwornie rozdzielono serię na dwie części, urywając fabułę nagle i bez powodu, na której kontynuację przyjdzie nam czekać do następnego lata (bo wątpię by grudniowa OVA coś istotnego dodała). Pomimo tego, bawiłem się dobrze. Pierwszy odcinek wymęczyłem, chyba przysnąłem nawet pod koniec. Za dużo się dzieje, za mało czasu na jakiekolwiek wytłumaczenia, z których i tak nic nie zrozumiałem. Odcinek drugi… Wraz z wyraźnie dobrym openingiem wkracza całkiem raźniejszy klimat.
Summa summarum – za mało Tohki, za dużo haremu, komedyjka jest, fantastyczny jak dla mnie opening… 8/10. Tylko dlatego, że przerwana seria w pół… a można było sklecić coś innego. Gdyby tylko zdecydowano się dokończyć trwający wątek zamiast wtrącać i wykańczać kolejny.
Jedno z lepszych... choć zdecydowanie nie najlepsze.
Muszę przyznać, świat przedstawiony zaciekawił od początku, tatuaże całkiem solidnie dodające poczucie bliskości między członkami HMR, pomysł na skontrastowanie Kuro i Shiro nie tylko imionami, ale również charakterami, całkowicie na plus… ale gdzie w tej serii sens? Rolą deus ex machina obarczono Neko, która zakręciła otoczeniem Shiro dość mocno, co niekoniecznie było przyjemne do oglądania… Czułem się mniej więcej jak podczas seansu Steins;Gate, oglądając wątek Mayuri kliknij: ukryte umierającej raz za razem. W jednej chwili jest tak, w drugiej inaczej, ale nikogo to oczywiście nie dziwi.
Postaci były przedstawione dość dobrze, ale zdecydowanie nie rozwinięte do końca. Poza tym, nie dowiedziałem się sporo rzeczy o niektórych bohaterach… To te 'komponenty', o których mówiłem podczas przyrównywania serii do samochodu. Niby nie znaczą zbyt wiele, ale ich brak również da się odczuć.
Oprawa muzyczna była solidna. Szczególnie do gustu przypadł mi OST 'IKari' jak i sam ending serii. Oprawa graficzna również prezentuje się z jak najlepszej strony, kolory tu i tam wyglądają dość dziwnie na początku, ale jak już się do tego oko przyzwyczai, jest to po prostu czysta przyjemność.
Overall, overall… 7‑8/10. Dość solidnie, jednak do pełnego obrazu brakowało paru rzeczy.
Niepoprawny perwert powraca. Czyli nigdy więcej.
Ciągłe utrzymanie Tomokiego w postaci deformed okazało się dość dobrym pomysłem, bo gdybym miał go widzieć jak każdego innego nastolatka w jakimś anime to dzięki bracie, ale porzuciłbym to na bank po pierwszych dwóch odcinkach.
Idiotyzm rośnie w tej serii na potęgę. Jakby fanserwisu było mało, to nawet 'wyłączając mózg' miałem kłopoty ze znalezieniem przyjemności w oglądaniu tego anime. Niespójności jest od cholery… chociaż nie. Niespójności nie ma żadnych, bo i fabuły się nie dopatrzysz. Kolejna postać, Astrea, to nic innego jak dodatkowy boost do fanserwisu i idotyzmu.
Akcji, w porównaniu do pierwszej serii, jest również więcej. Szczerze mówiąc, za taką akcję to ja dziękuję. Kiepska próba wyniesienia tej serii wyżej niż na to zasługuje. Poza tym, motyw jeszcze jednego Angeloida, tym razem drugiej generacji (cokolwiek to miało znaczyć, bo jakichś szczególnych różnic się nie dopatrzyłem), dobił mnie całkowicie. Jakbym oglądał kiepskawego shounena… No, może i to shounen, ale ecchi robi swoje… co nie pozwala mi wkładać tej pozycji do tego samego worka. Chociaż nawet w tych kiepskawych shounenach znajdowałem więcej sensu.
2/10. I szczerze mówiąc, nawet Sekirei oglądało się lepiej.
Re: Jak widze mało kto ogląda anime do końca
Direct Link.
Na początku serii miałem nadzieję na anime, które zaskoczy i pozostanie na długo w pamięci. Szczególnie ze względu na Haru, który od samego początku wydawał się być dla mnie kimś wyjątkowym – patrząc na niego, miałem wrażenie, jak gdybym obserwował samego siebie.
Cały system, wprowadzony na początku również był intrygujący. Wszędzie sieć, Neuro Linker i tak dalej. Poziom 10, siedmiu króli, punkty, pierwsza intryga (Cyan Pile). Krótko mówiąc, anime wciągnęło, do granic możliwości. Niestety, anime to poszło po najmniejszej linii oporu i wzięło wzór z wielu innych shounenów, a mianowicie potencjalnie świętną fabułę zepchnęło w tło, na pierwszy plan wyciągając dwa główne arc'i (Armor of Catastrophe oraz Dust Taker), w międzyczasie ukazując problemy trójki „przyjaciół na zawsze” i niedoszłej pary ( kliknij: ukryte Kuroyukihime i Haru).
Głównie cała ta akcja mi się podobała, choć przeżyłem pewne momenty „mam tego dość”, gdy zorientowałem się, że do głównego punktu fabuły już nie będzie powrotu, lub gdy kliknij: ukryte Haru stracił skrzydła, czy też kiedy kliknij: ukryte Lime Call rzekomo sprzymierzyła się z Dust Takerem i uzdrawiała go akurat w momencie, gdy Haru miał dać mu nauczkę.
Najbardziej jednak boli zupełny brak zakończenia i pozostawienie rzeczy samych sobie, niewyjaśnionych… kliknij: ukryte Miało być siedmiu króli, nawet w pierwszym openingu było ich siedmiu; nie poznaliśmy większości, a parę widzieliśmy tylko przelotnie (np. purpurową królową widzieliśmy tylko we wspomnieniach Kuroyukihime).
Soundtrack był naprawdę chwytliwy, grafice nic nie można zarzucić (zwłaszcza oprawa związana z grą Brain Burst czy interfejs Neuro Linkera wyglądały świetnie). Co do ulubionej postaci… poza Haru (oczywiście), najlepiej kojarzę Ash Rollera i Fuuko Kurasaki. Tego chyba nie trzeba wyjaśniać.
Koniec końców, ocena… Dam 6/10. Jeśli jednak jakakolwiek kontynuacja ma kiedykolwiek wyjść, sięgnę po nią z radością, mając nadzieję na rozwiązanie pewnych wątków.
Re: Nie jestem przekonana.
Z Tadakunim właściwie jest tylko jeden problem, dostał za mało czasu antenowego. Jako że Hidenori i Yoshitake pełnili jakoby funkcję głównych kół napędowych serii, dostali tego czasu o wiele więcej, a twórcy mieli czas na ukazanie ich charakteru. Tadakuni, jak mi się wydawało od pierwszego odcinka (spódniczki), miał również należeć do grona protagonistów tej serii, ale później zagubił się gdzieś pośrodku drugiego planu. Twórcy sięgali po niego tylko wtedy, kiedy nie dawali rady wycisnąć więcej humoru za pomocą samych Hidenoriego i Yoshitake.
Poza tym, seria ta to 'nichijou', czyli ma ukazywać znane do bólu aspekty życia codziennego w komediowy sposób, co tej serii udało się genialnie. Znaleziono oczywiście czas na wtrącenie paru parodii innych serii (jak np. z Madoki 'Tiro Finale' w 8 odcinku), zachowując właściwe tempo serii. Nie mogło się też obyć bez nagłych wstawek typu 'wtf' a następnie znów wrócić na tor główny.
Dla mnie Danshi Koukousei no Nichijou jest w swoim rodzaju perłą wśród tego typu serii, jako że trafił do mnie najlepiej, a co najważniejsze, mogłem utożsamić się z niektórymi postaciami lub sytuacjami.
Dla mnie mocne 9.5/10, ale szykuję się do re‑watcha, by przypomnieć sobie atuty i wady tej serii, co może nieznacznie zmienić moją ocenę.
Re: lol
Tego akurat nie byłbym taki pewien. Moim zdaniem to, że nic o tym nie wiadomo, było po prostu zależne od kwestii zatrudnienia seiyuu czy może stworzenia koncepcji nowej postaci… Proste – czy w jakiejkolwiek z tych czterech serii widziałaś matkę, czy może ojca Saito?
W końcu trudno sobie nie wyobrazić tej sceny: póki będą ukrywali pewne tajemnice swoich osobowości, wszystko pójdzie aż do bólu schematycznie…
Re: Aż dziwi...
Co do Mayuri… Wątek nie wydał mi się tylko nudny (chociaż to uczucie dominowało, w końcu ile razy można słyszeć, że zegarek jej się popsuł, wiedząc, co za chwilę się stanie…). To było po prostu… chore. Biorąc pod uwagę wcześniejsze założenia dotyczące linii czasu, to kliknij: ukryte przeskakiwanie między granicami, można by założyć, że skoro kliknij: ukryte na jednej granicy świata umarła, to na drugiej będzie sobie spokojnie żyła. Z drugiej strony, to, jak sprawy się potoczą, zależy od decyzji ludzi. Różne decyzje prowadzą do różnych rozwiązań (taki diagram drzewa), przynajmniej w moim rozumowaniu. Ale biorąc i to pod uwagę, to i tak liczba kliknij: ukryte śmierci Mayuri to zwyczajne przegięcie.
Szczerze mówiąc, skomplikowanie tego anime zaliczam na plus, ale jeżeli pewnych okoliczności twórcy nie potrafią wytłumaczyć, mogą sobie te okoliczności oszczędzić, prawda? :)
Aż dziwi...
Pierwsze co rzuca się w oczy, to grafika. Jest to pod tym względem jedno z lepszych anime, ponieważ grafika w pełni oddaje klimat anime, będąc przyjemną dla oka.
Następnie postaci… Jak już mówiłem, początek pierwszego odcinka nie przechodził mi zbyt płynnie, żeby być szczerym – ciągnął się niemiłosiernie. Z powodu… Okabe. Okabe Rintarou (lub Hououin Kyouma, whatever) zaskoczył mnie charakterem. Był szorstki i mocno ekscentryczny, co niezbyt umożliwiało mi utożsamienie się z nim. Jednak z czasem zacząłem podchodzić do niego jak do kiepskiego żartownisia, co znacznie zaplusowało. Pozostałe postaci zabarwiły tę serię i dodały nieco uroku, za co należy się kolejny plus.
Fabuła. A raczej supeł zrobiony z wielu sznurów, niekoniecznie łatwy do rozwiązania. Czytając komentarz Hexa, miałem podzielone zdanie – kliknij: ukryte zgodziłem się z tym, że to trochę dziwne, że nikt się nie zainteresował „satelitą” w dachu, ale to w końcu anime, które od realności nieco odbiega, nieprawdaż? Z tym powróceniem do tej samej granicy świata i odczynianiem d‑maili to również się zgadzam, bo zbytnio się nie da. Za to reszta opinii jest wg mnie zupełnie bez sensu. Reading Steiner? Żadna inna postać nie posiadała tej umiejętności – ich wspomnienia z alternatywnej granicy świata zostały przebudzone wskutek działań Okabe, w końcu niczego od razu nie pamiętali. Te długie poszukiwania IBM 5100 (whoops, IBN, te nawiązania mnie wykończą kiedyś), kiedy zniknął – to też da się prosto wytłumaczyć. Czy gdybyś miał taki harem, potrafiłbyś skojarzyć dość zawikłe fakty? Dodatkowo będąc zajęty poprawianiem innych, by mówili na ciebie Hououin Kyouma, gadając do wyłączonego telefonu i zmyślając gadki w stylu „El Psy Congroo”, czy wymyślając nazwy operacji (Nordycka mitologia)...? Nie sądzę. W każdym razie. Fabuła dla mnie na plus, dużo się dzieje, zagmatwane ale da się rozwiązać + wątek kliknij: ukryte romantyczny Okabe i Kurisu = miodzio.
Oprawa dźwiękowa bez zarzutu, opening jak i ending wpadły mi w ucho.
+ ciekawa fabuła
+ świetna grafika
+ wpadająca w ucho muzyka
+ projekty postaci
+ wątek kliknij: ukryte romantyczny Okabe i Kurisu
+ liczne nawiązania do realizmu (IBN [czy IBM], John Titor…)
- niektóre elementy nie były zbyt spójne (mały minus wg mnie)
- dłużenie się pierwszego odcinka i dość nudna kliknij: ukryte pętla czasowa Mayuri („Zegarek się zatrzymał. Dziwne… Dopiero go nakręcałam.”)
Ocena końcowa: 9. Polecam.
Mała uwaga...
W produkcjach tego typu (tasiemcach) problem jest generalnie taki sam, spowodowany właśnie dużą ilością odcinków: brak pomysłu na to, jak posunąć fabułę do przodu. Przez to właśnie rodzą się fillery, które mają za zadanie dać twórcy trochę czasu na obmyślenie dalszej fabuły, przy okazji nie przerywając serii i dając to, co się da, by zatrzymać potencjalnych widzów przy regularnym oglądaniu serii, bo (przynajmniej w moim przypadku) po dłuższej przerwie, gdy najdzie ochota na powrót do Bleacha, nadchodzi czas na wypominki zalet i wad, co często odradza od kontynuowania.
Tak więc jak dla mnie może być dużo odcinków, jak najbardziej, ale odcinków ciekawych (za ciekawe w Bleachu uważam początek serii, czyli do uratowania Rukii), a mam wrażenie, że im dalej w las, tym więcej drzew – nawet jeśli cały arc z Arrancarami i Vizardami był w miarę ciekawy, to fillery znacznie utrudniały oglądanie… A ten cały Fullbring to już lekka przesada. Jeśli Bleach skończyłby się w momencie kliknij: ukryte utracenia mocy przez Ichigo, to mam wrażenie, że wyszłoby to serii na dobre…
A tak między Bogiem a prawdą… Zmniejszenie o połowę kwestii Orihime typu „Kurosaki‑kun!” wyszłoby serii jeszcze lepiej…
9.5/10
Co prawda nie genialne, ale...
Zło...
Re: wzruszające
Wyrównane.
1. Ogólny plot.
Co będzie, to będzie – pomyślałem, sięgając po tą serię. I – niespodzianka. Początek wyjątkowo udany. Ale z doświadczenia wiem, że jeśli początek uchodzi za dobry, zwykle końcówka to wyrównuje do poziomu zerowego (lub niższego). Jako że rzekomy „pocałunek” (w postaci reanimacji) wsadzony został na sam początek, to na końcu już go sobie oszczędzono. Co w sumie nasuwa pewne pytanie – po jakiego grzyba kliknij: ukryte Ikuto najpierw tak usilnie chciał się wydostać z wyspy, potem pomóc siostrze, a na końcu w ogóle wracał na tą wyspę? (oczywiście pomijając fakt, że twórcy zdziebko przesadzili z dwoma Airantou, z samymi przedstawicielami jednej płci – chyba że to zjapońszczenie angielskiego Island, to wtedy jak najbardziej nazwa pasuje) Jak również kolejnym niedociągnięciem było kliknij: ukryte wprowadzenie siostry Ikuto do fabuły ot tak, która potem oczywiście wiedziała, że Ikuto jej szukał, gdzie był… Kamień na kamieniu, aby tylko fabuła była. Moim zdaniem jednak wystarczyłoby 13 odcinków w zupełności.
2. Grafika.
Szczerze? Jedyna rzecz, która mi się szczerze podobała w tym anime. Jednakowoż od realizmu baaardzo daleko. Dla przykładu – okrągła świnia, kieszonkowa krowa… What the…? Kreska bądź co bądź narysowana nietuzinkowo.
3. Postaci.
O tak, postaci. Po pierwsze, nasz „nieszczęśliwy” rozbitek, czyli Ikuto. Gdy słyszy słowo „niemożliwe”, szlag go trafia i dostaje dziwnego power‑upa, dzięki któremu… nic nie zmienia? Poza tym nie był draniem względem dziewczyn, co jako tako cenię w męskich bohaterach. Potem Suzu, jako postać przejawiająca się koło Ikuto najczęściej. Daje się polubić. Chociaż na dźwięk słów „mame daifuku” dostaje małpiego rozumu. I tyle. A cała reszta? Grupka z charakterem bądź co bądź komediowym.
Generalnie, została tylko ocena (muzyki nie uwzględniam, po prostu moje słuchawki są do chrzanu i podkład wyszedł w postaci elektronicznego szumu). A więc – 8/10, tak jak poprzednik.
Hmmm... Czyli na skróty
Re: Całkiem przyjemne do oglądania.
Re: Pomącili
No właśnie.
Za to do anime, jak już ów recenzent powiedział, „wystarczy wyłączyć myślenie” – nie da się zrobić, całkowicie popieram. Przecież takiej ilości absurdu to i dziecko nie da rady zignorować. A jednak… trudno przyznać, ale właśnie takie absurdalne serie ostatnimi czasy wciągam z zatrważającą prędkością.
No cóż, po zobaczeniu pierwszego odcinka spodziewałem się dokładnie tego, co dostałem. Co prawda, miałem nadzieję na coś ciut lepszego, ale i tak trudno było wymagać czegoś więcej po anime z gatunku „Sensacja”, z dopiskami „Ecchi” i „Supermoce”.
Dalej… Historyczne postaci, czy może raczej ich domniemani potomkowie, to pomysł nawet dobry, ale wykorzystany i porzucony, co zaliczam jako minus. Można było wyciągnąć z tego dużo więcej.
Postaci… Co tu dużo mówić, recenzent opisał je wystarczająco dokładnie, nie ma co dodawać. Osobiście mam do nich mieszane uczucia – tyle tylko powiem, że na plusie zaliczam Kinjiego, z racji jego wytrzymałości, Riko, postać zarówno komediową, jak i nierealną, oraz Shirayuki, czyli jedyną względnie normalną w całej zgrai. Na minusie zaś Arię (te same powody co recenzenta) i nauczyciela (ale powodu nie wyjawię, byłby to zbyt duży spoiler).
Fanserwis (tak jest, osobny akapit) – jednoczesne przekleństwo tego anime, jak i jego zbawienie. Już tłumaczę – ciekawe jest użycie fanserwisu ze względu na specjalną zdolność Kinjiego. Za to dokopanie na siłę m.in. sceny w przebieralni dziewczyn (w odcinku zdecydowanie przesiąkającym ecchi), która niby z Trybem Histerii miała coś wspólnego, ale została wrzucona ot tak, było jak najbardziej błędem. Fanserwis jest okej (tak jest, typowe myślenie nastolatka, którym jestem), ale nie w za dużych ilościach (a w tym anime trochę z nim przesadzono).
Ogólna ocena, niech będzie, 5/10. Bardzo mocno naciągane, ale jest.
Całkiem przyjemne do oglądania.
Pierwszy odcinek, który miał za zadanie wprowadzić widza w fabułę, spisał się znakomicie. kliknij: ukryte Ukazał przeciętne życie Keimy, następnie nowe postacie, wprowadzony został zwrot fabuły i od razu przeszedł w wyjaśnienia, jak uwalnianie demona ma wyglądać na praktycznym przykładzie pierwszej dziewczyny.
Reszta utrzymywała się w porządku: nowy demon (dziewczyna) > podbój > odcinek niezwiązany z fabułą i w kółeczko.
Ostatni odcinek nie wyjaśnił niczego, nawet nie miał sprawiać takiego wrażenia – ot, odcinek dla samego odcinka, czyli zapychacz. Jednak nie sprawiło to mi zbytniego problemu, z prostego powodu, jakim jest seria 2, do której oglądania natychmiast przeszedłem.
No dobra, dalej… Muzyka – tutaj czekała mnie zadziwiająco miła niespodzianka, albowiem muzyka była naprawdę chwytliwa, zaś openingu nie przewinąłem ani razu.
Grafika – bez zarzutu, przyjemna dla oka.
Moja ocena dla tej serii wynosi 9/10. Jeżeli trzecia seria kiedykolwiek się ukaże – z pewnością po nią sięgnę.
10/10
Po pierwsze, pomysł. Cała koncepcja „życia po życiu” spodobała mi się od razu, a jak do tego dorzucić wszelkich NPC, niby‑anioła i zgraję SSS… Po prostu nic dodać, nic ująć – oryginalne i dobrze przemyślane anime.
Po drugie, postaci. Jak już wyżej wspomniałem, są dość zróżnicowane. Anioł, który tak naprawdę nie jest aniołem, któremu sprzeciwili się członkowie SSS, pragnący bezpośredniego spotkania z Bogiem. Ponadto drugoplanowi NPC, którzy to wszystko mają gdzieś i patrzą na wszystko „sercem” (czyt. skryptem). Większość postaci ma charakter typowo komediowy, co przejawia się praktycznie w każdym odcinku. Przywódcza Yuri, dość rozkojarzony i ciut za ostrożny Otonashi, Hinata, czyli Natychmiastowy Przyjaciel Głównego Bohatera, tępawy i umięśniony okularnik Takamatsu, tępy i narwany Noda z siekierą, wyluzowany TK, cichociemna Shiina, mająca słabość do rzeczy słodkich, haker Takeyama, każący z uporem maniaka mówić na siebie „Chrystus”, narwana rock girl Yui… No i oczywiście „Tenshi”, czyli Anioł – Kanade Tachibana, kochająca mapo tofu, słabo kojarząca przewodnicząca, z początku Ta Zła, jednak z czasem…
Po trzecie, umiejętne zmieszanie gatunków. Angel Beats! łączy w sobie komedię i dramat, dodając przygody. Nie ma przy tym elementów, w których nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, ani nie wrzuca elementów dramatycznych sekundę po zabawnym gagu. Wszystko jest dobrze zbalansowane, gagi przednie, a dramaturgia skłania do przemyśleń.
Kreska i muzyka… Zazwyczaj nie przejmuję się zbytnio tego typu szczegółami, jednak w tym wypadku trudno o nich nie wspomnieć. Muzyka jest przednia, utwory Girls Dead Monster przednie. Opening i ending również bez zarzutu. Co do kreski zaś… Graficy postarali się o dopracowanie szczegółów, efekty itp. Po prostu – jest piękna.
Myślę więc, że 10 to najtrafniejsza ocena.
9.5/10
No cóż, mimo, że to anime wydano w 2008, wciąż liczę, że powstanie kontynuacja serii, która przynajmniej naprostuje parę spraw. J.C.Staff ma do tego okazję, bo wiele osób polubiło serię, więc na spadek oglądalności skarżyć się by nie mogli.
Jak napisałem w temacie, 9.5/10.
Potencjał był, ale niewykorzystany.
Od pierwszego do czwartego odcinka według mnie wszystko było świetne, fabuła bardzo ciekawa. Jednak kliknij: ukryte pod koniec czwartego odcinka, gdy zobaczyłem krótką wstawkę z tajemniczą postacią, wrzuconą najwyraźniej na siłę, nabrałem niechęci do anime. A zwłaszcza, gdy w następnym odcinku pominięto całkowicie fakt istnienia owej tajemniczej postaci, a poruszono go pod koniec serii. Zaś odcinki końcowe zwyczajnie mi nie pasowały, bo zamiast cokolwiek wyjaśniać, gmatwały jeszcze bardziej. Na przykład kliknij: ukryte dlaczego to właśnie Hasekura jest wyjątkowy? Albo dlaczego, gdy wiceprzewodnicząca go dotyka, czasem dochodzi do „porażenia”, a czasem nie? Innymi słowy, tajemnice są zostawione same sobie.
Istnienie wampirów zostało odsunięte na dalszy plan, czasem tylko przekładane na przedni, co było dość irytujące.
Teraz już nie wiem, jak określić to anime. Komedią jest, bądź co bądź, słabą, bo gagi, zabawne sytuacje itp. były, ale dość rzadko. Romans? Fakt, poruszony na początku, w wielu sytuacjach nawet można było go dostrzec wyraźnie, jednak nie doszło nawet do pocałunku, bycia parą, czegokolwiek. Harem – fakt faktem, anime podchodzi również pod ten gatunek, jednak, podobnie jak z wampirami w tej serii, został on odsunięty brutalnie na dalszy plan.
Kreska i muzyka nienaganna, aczkolwiek nie mam jeszcze dość wyrobionego gustu, więc zwyczajnie nie znam się na tym i nie mnie to oceniać.
Ocena końcowa:
Naciągane 5/10.
Nie spróbuję tu w żaden sposób poniżać serii ani niczego innego, z prostego powodu – ogólne wrażenie nie było złe, ale i do dobrego dużo mu brakowało. Po dwóch pierwszych odcinkach byłem zadowolony z fabuły anime. Jak dla mnie, była dość niespodziewana, ale można się czegoś takiego było spodziewać. Nieznajoma dziewczyna, legenda szkolnego chuligana, ratunek, ta sama klasa, pocałunek, nienawiść, narzeczony. Okej. Za to odcinki 3‑9 były klasyczną serią zapychaczy, nie wnoszącą nic poważniejszego do głównej fabuły. Ukazywały tylko kształtowanie się uczucia nietypowego dla brata i siostry i bezskuteczne próby znienawidzenia narzeczonego. 3 ostatnie odcinki uporządkowały co nie co, ale i tak pozostała jedna istotna sprawa do wyjaśnienia – co dalej? Ogółem, końcówka to jeden duży rozgardiasz, mówiący o zazdrości dwóch dziewczyn o jednego chłopaka (z czego jedna wcale zazdrosna być nie powinna, bo jest jego siostrą), o kłopocie w dokonaniu wyboru i nietypowej owego chłopaka decyzji. Całe anime kończy się tak, jak rozwijało – Junichi kocha obie, wybrał siostrę, ale Yuuhi tak łatwo się nie podda. I to by było na tyle. Żadnego dalszego wątku, a i obecny urywa się w kulminacyjnym momencie serii. Innymi słowy, jeśli druga seria kiedykolwiek wyjdzie, zabiorę się za nią, ale tylko po to, by wyjaśnić parę spraw. I tyle.
Jeżeli chodzi o kreskę, nie mam żadnych zastrzeżeń, to samo z dubbingiem.
Ocena końcowa – 5/10
Świetne.
Co do Final Approach, już pierwszy odcinek zwalił mnie z nóg. Piękna, nieznajoma dziewczyna wpada ze spadochronem do domu Ryo i oświadcza, że jest jego narzeczoną. Sytuacja sama w sobie jest komiczna, ale jeszcze lepsza była reakcja Ryo, który mimo wszystko ją odrzucał. Co chwila miałem ochotę go walnąć i powiedzieć „Co ty, ułomie, robisz…”. No ale. Openingu ani endingu komentował nie będę, bo niezależnie od anime, zawsze je przewijam, zabierają mi czas oglądania. Podkładzik muzyczny – jest, moim zdaniem podkreśla komiczność czy tragizm sytuacji, ale rewelacji nie ma. Kreska przyjemna dla oka, co zaplusowało. Co do fabuły, no cóż, dość nietypowa, ale dlatego fajnie się oglądało. Mimo kilku sytuacji, które do mnie kompletnie nie trafiały (owe zbyt smutne momenty), anime prezentuje się kapitalnie. Końcowe wrażenie popsuł koniec – przedostatni odcinek ułożył wszystko, ale ostatni… Albo klasyczny zapychacz, albo anime zostało pozbawione końca.
Ocena ogólna – 9/10.