Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Komentarze

Pazuzu

  • Avatar
    A
    Pazuzu 25.01.2021 19:08
    Komentarz do recenzji "Gibiate"
    Chlubię się tym, że nie jedną chałę widziałam. Ba, uważam się wręcz za konesera produkcji tak złych, że przekręcających skalę. Ale uczciwie mówiąc, nic, ani „Hametsu no Mars”, ani „Tenkuu Danzato Skelter Heaven”, ani nawet „Crystal Triangle- The Forbidden Message” czy „Space Thunder Kids”, nie przygotowały mnie na końcowego twista w „Gibiate”. Nie, nie chodzi mi o postać głównego złego, bowiem gdy tylko go zobaczyłam, dosłownie w drugiej scenie w której się pojawił, wiedziałam że to on jest głównym mącicielem. Nie. Chodzi mi o powód całego zamieszania. Wytłumaczenie skąd się wzięły Gibla, i jakim cudem trójka głównych bohaterów wylądowała we „współczesności” dosłownie odebrało mi mowę. Jak karp gapiłam się w ekran poruszając bezgłośnie ustami, nie wierząc co ja pacze. I nadal nie chce mi się wierzyć, że jakakolwiek istota rozumna mogła wpaść na tak szalony pomysł.
    Nie, żeby wcześniejsze rozwiązania fabularne były logiczne. Nie, tu nic nie trzyma się kupy. Ani fabuła, ani wykonanie, ani grafika, ani… No ok, muzyka była miejscami fajna. Zwłaszcza opening grany na tradycyjnych instrumentach japońskich (o ile uszy mnie nie okłamały). Ale cała reszta leży i woła o dobicie.
    Ktoś poniżej pytał się, jak „Gibiate” do „Mars of Destruction”? Cóż… to zależy od punktu widzenia, ale dla mnie to dokładnie te same opary absurdu, środków prawnie zakazanych w większości krajów cywilizowanych, oraz braku gotówki na cokolwiek, poza alkoholem dla ekipy.
    Czy polecam? Jak najbardziej, ale tylko dla zaprawionych w boju. Dla większości dwanaście odcinków to może być zbyt dużo. Podsumowując, że sparafrazuję klasyka „Porzucicie nadzieje, który na to patrzycie.”
  • Avatar
    A
    Pazuzu 20.01.2019 21:57
    Komentarz do recenzji "Thunderbolt Fantasy: Touri-ken Yuuki"
    Można by wymieniać wady, można by znajdować klisze z innych produkcji miecz&magia, można by narzekać, na płaskie charaktery, ale do licha, każdy odcinek oglądałam z gigantycznym bananem na twarzy i potężnym poczuciem – dajcie kolejny! Już! Teraz! Zaraz!
    Postacie są cudownie chwytliwe – i tym dobrym, i złym, i dokumentnie­‑nie­‑wiadomo­‑jakim kibicowałam z całego serca. Wszyscy mieli charyzmy dość by obdzielić kilkanaście serii, a para głównych bohaterów sama wystarczyłaby na co najmniej dwa tuziny zwykłych anime. I to gdyby podzielić ich na wszystkie postacie występujące w przeciętnych ekranizacjach Light Novel. Naprawdę tylko w tych dwóch szło się zakochać bez pamięci. Byli rewelacyjni.
    Fabuła jest solidna, porządna i świetnie się ogląda. Ilość zwrotów akcji była przyzwoita, aczkolwiek to chyba najsłabszy element tej produkcji.
    Natomiast oprawa audiowizualna Thunderbolt Fantasy jest świetna, rewelacyjna, genialna, mistrzowska, niezwykła, cudowna, wciskająca w fotel i znajdźcie sobie jeszcze z dwa tuziny podobnych przymiotników. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem, zwłaszcza lalkarzy i wykonawców zarówno lalek, jak i teł. Tu każdy detal był doprowadzony do mistrzostwa. Nie będę się rozpisywała o szalenie efektownych scenach walki, ale takich drobiazgach, jak posiłek, poruszanie palcami, sceny tańca, powiewające szaty, fantastyczne lokalizacje pełne detali i „niepotrzebnych” ozdobników nadających im pozór życia. Same szaty postaci były tak naładowane haftami, ozdobami, zapinkami, kamieniami i innymi drobiazgami, że głowa boli. Nosić tego na pewno by się nie dało, ale jak wyglądało! Nie ukrywam, że dużym plusem dla mnie było natężenie mojego ulubionego fetyszu, czyli „bladych, długowłosych, androgenicznych azjatów”. Tu mamy ich z pół tuzina, co usatysfakcjonowało mnie bardziej niż w pełni. Pozostałe składniki oprawy – czyli muzyka (świetna!) i głosy były dobrane cudownie. Naprawdę aktorzy spisali się na medal – nie mówiąc o frajdzie jaką daje np. usłyszenie Michiru w roli demona, czy Hieia jako seryjnego mordercy. Za samo to należy się punkt do frajdy oglądania.
    Tak, ten komentarz jest jednym wielkim piskiem niezrównoważonej fanki, ale odkładając to na bok – w recenzjach zwłaszcza gier komputerowych ważnym składnikiem końcowej oceny była tzw. miodność. Czyli ile dziecięcej radości sprawia nam dany produkt. W moim przypadku, po obejrzeniu iluś tam produkcji standardowych, przeciętnych, fajnych ale typowych, Thunderbolt Fantasy było jak objawienie. Powiew świeżości w skostniałym rynku. Coś czego jeszcze nie widziałam (a jestem dobrze po pół tysiącu obejrzanych anime). Dało mi masę zwykłej radochy, wypieków na policzkach i zachwytu nad maestrią wykonania.
    Nie jest to seria głęboka, wstrząsająca, zmieniająca obraz świata. To zwykły produkt rozrywkowy, nic więcej, ale w swojej kategorii zachwycający pod każdym względem. Przynajmniej mnie.
    Mocne 9/10.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 20.02.2018 18:02
    Komentarz do recenzji "Umezu Kazuo no Noroi"
    Bardzo przyzwoita OVA. Wbrew recenzji – nadal potrafi przestraszyć, zwłaszcza jak się ogląda na słuchawkach i w ciemnym pokoju. Pierwszy odcinek naprawdę podniósł mi ciśnienie, drugi mniej, ale nadal klimat był. Dla wielu widzów problemem może być kreska, jako żywo kojarząca się z latami 80­‑tymi i to wczesnymi, niż 90­‑tym rokiem. Na pierwszy rzut oka zupełnie, jakbym oglądała stare anime z Polonii 1, dopiero po chwili widać dużo więcej detali, płynniejszy ruch i większą staranność wykonania.
    To naprawdę przyzwoity horror w starym, dobrym stylu. Polecam.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 29.09.2017 19:07
    Komentarz do recenzji "Dark Cat"
    Muszę przyznać, że było to jedno z najgorszych 50 minut w mojej karierze fana mangi. Nie dla tego, że film był zły (bo był co najwyżej kiepski), ale dla angielskiego dubbingu. To było absolutnie najgorsze udźwiękowienie jakie w życiu słyszałam. Naj­‑gor­‑sze! Głosy zupełnie niedobrane, dialogi do bani, intonacja ciągle ta sama, a do tego takie kwiatuszki jak częściowe wyciszenie piosenki i dodanie do japońskiej wersji angielskiego „wokalisty” zawodzącego trzy słowa na krzyż (efekt ciężko opisać słowami, ale zapewniam – zapada na trwałe w pamięć). Całość podsumowuje fakt, że „aktorów głosowych” brano z łapanki, opierając się w znacznej mierze na pracownikach biura firmy, która nagrywała dźwięk (specjalnie nie używam określenia studia, bo poziom wyklucza jakikolwiek profesjonalizm w tym co zrobiono). Naprawdę przyjemność była porównywalna z słuchaniem jak ktoś przesuwa paznokciami po tablicy. Nie powiem, na początku nawet się śmiałam, potem zrobiło się strasznie. Nie polecam. Absolutnie nie polecam.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 19.08.2017 15:57
    Wrażenia po wersji Complete
    Komentarz do recenzji "Final Fantasy VII: Advent Children"
    Cóż, napiszę krótko: wreszcie ten film miał sens. Ciężko uwierzyć, że dodanie pół godziny mogło tak radykalnie zmienić całość, ale tak się stało. Nie znam gier, film obejrzałam ze względu na animację i za pierwszym razem, było jak w piosence Budki Suflera: Scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić… Nic się kupy nie trzymało i dla osoby z zewnątrz sensu tam nie było. Natomiast dodanie tych kilku scen zupełnie zmieniło odbiór obrazu. Fabuła nabrała logiki, zachowanie postaci sensu, dialogi stały się zrozumiałe nawet dla kogoś, kto w FF:VII nie grał. Więcej, film dało się obejrzeć z przyjemnością, wciągnął i nawet na jednej scenie się wzruszyłam. U mnie to rzadkość.

    Mimo swoich lat, technikalia są bez zarzutu. Oglądałam wersję BluRay, na przyzwoitej jakości telewizorze i szczęka kilka razy mi opadła. Krople wody, strumienie Lifestream, dynamika walk, praca kamery i światło… Zupełnie nie było do czego się przyczepić. Widać, że twórcy postawili na wizualny wodotrysk i udowodnienie, że da się. Oj, się da. Niedawno widziałam kilka innych animacji na bazie gier, i to dużo nowszych, i żadna nawet nie zbliżyła się do poziomu FF.
    Natomiast muzyka od początku świetnie się broniła i często towarzyszy mi w trakcie dłuższych wyjazdów samochodem.
    Tak więc, oceniając pierwotną wersję na 5/10, poprawioną nie mogę ocenić niżej niż 8/10. I polecić do oglądania na dużym ekranie. Jak rzadko – tutaj rozmiar ma wielkie znaczenie.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 22.07.2017 19:08
    Komentarz do recenzji "Świat Talizmanu"
    Zastanawiałam się, jak to ocenić. Kiedy pierwszy raz oglądałam to anime, był jakiś rok 95, sam środek złotej ery wypożyczalni i tam właśnie znalazłam ten tytuł. Gdzieś na półce z bajkami dla dzieci. Wtedy zaliczyłam ten tytuł do najgorszych jakie widziałam. Teraz zrozumiałam z niego ciut więcej, ale nadal nie jest to wyjątkowe dzieło. Fabuła raczej prosta, końcówka trochę bełkotliwa, ale zrozumiała, animacja… cóż… animacja… Przyznaję, chwilami zachwycała. Sposób oddania ruchu 3D, za pomocą ręcznej, dwuwymiarowej animacji był obłędny. Niektóre krajobrazy przykuwały, sposób poruszania się postaci również. Dynamika ruchu niespotykana. Ale po pierwsze projekty przeciwników były okropne, uproszczone do granic możliwości i przyzwoitości; co jest dziwne, bo pozostała maszyneria prezentowała się ciekawie. Zaś po drugie, dynamiczna animacja sprawiała, że postacie chwilami wyglądały tak, że oczy bolą. Deformacje, prostych jakby nie patrzeć sylwetek, były okropne. Jeszcze gorzej było z twarzami. Aż mi się Picasso przypominał.
    Po namyśle daję 5/10. Ale z rekomendacją, żeby obejrzeć. Bo wrażenie robi.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 24.03.2017 22:14
    Komentarz do recenzji "Battle Spirits: Ryuuko no Ken"
    Ok, ocena zawyżona, ale co się uśmiałam, to moje. Bijatyka naprawdę zabawna, wciągająca i nie siląca się na oryginalność. Kretyńska fabuła, animacja mocno kuleje (zwłaszcza w „finałowych” pojedynkach), ale miejskie tła są niesamowicie klimatyczne i, choć puste, po prostu śliczne. No i humor – może nie szczególnie wybitny, ale autentycznie śmieszny: widok „typowego amerykańskiego detektywa z lat 80­‑tych” z mieczem do kendo i w samurajskiej zbroi zupełnie mnie zabił.
    Wersja którą oglądałam, miała angielską ścieżkę dialogową, więc, jak zwykle, głosy postaci były masakrycznie niedobrane, ale lekko jazzowa muzyka w tle wyjątkowo mi się podobała, była i klimatyczna, i świetnie podkreślała nie do końca poważny charakter produkcji.
    Generalnie bawiłam się dużo, dużo lepiej niż na większości produkcji na bazie gier, a do ostatnich pozycji obejrzanych na bazie bijatyk w ogóle nie ma porównania. Świetny przykład na to, że o ocenie produkcji nie świadczą oceny składniowe.
    Jak ktoś lubi się grzebać w historycznych OVA, i nie przeszkadza mu marna animacja, to polecam. Przynajmniej ja bawiłam się świetnie.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 19.03.2017 21:03
    Przeklęta niewiedza
    Komentarz do recenzji "Bayonetta: Bloody Fate"
    W grę nie grałam, co przeklinam po seansie. Po prostu nie byłam przygotowana na to, co zobaczyłam. Liczyłam na efektowną rzeźnię, w wykonaniu silnej, charyzmatycznej bohaterki. Dostałam co prawda i efektowną, i rzeźnię, ale zamiast baby z jajami – stojak na cycki o mocnym skrzywieniu kręgosłupa (przysięgam, że zdrowa kobieta nie dałaby rady tyle czasu tak się wyginać) i z dwoma minami na krzyż. Nie mówiąc już o tym, że jedynym sensem walk, było pokazanie tyłka i cycków Bayonetty. Jasne – mogło być gorzej, ale naprawdę ciężko przejmować się finalnym atakiem, jeżeli oglądamy go z perspektywy damskich pośladków.
    Na domiar złego, fabuła, nawet jak na gatunek, jest słaba i prawie nie trzyma napięcia (z drugiej strony, po co, skoro są cycki?).
    Plusy? Efektowna animacja, niezłe projekty postaci i klimaciarska muzyka, idealnie pasująca do tematyki. Pewnie, gdybym była facetem, oceniłabym wyżej. Gdybym była graczem pewnie jeszcze wyżej. Ale nie jestem, jestem za to fanką mordobić i strzelanek, która mimo wszystko czegoś od anime wymaga. Ale i tak było dużo lepiej, niż w animowanej wersji duchowego pierwowzoru Bayonetty czyli Devil May Cry. Tam to dopiero była masakra i zgrzytanie zębami.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 27.01.2017 10:00
    Komentarz do recenzji "Grappler Baki"
    Zadziwiająca sprawa – prawie 50 minutowe anime zupełnie pozbawione fabuły. Po prostu na początku główny bohater obija komuś mordę, a zaraz potem, bez jakiegokolwiek ciągu logicznego, znów z kimś się bije. W między czasie jest jedna scena w której dwie panie gotują… Dziwne? Może, ale walki są zanimowane przyzwoicie i z dobrą dynamiką.
    Produkt tylko dla koneserów animowanego mordobicia.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 20.01.2017 22:33
    Komentarz do recenzji "Bounty Dog ~Getsumen no Ibu~"
    Anime S­‑F o ratowaniu ludzkości, jak anime S­‑F o ratowaniu ludzkości. Nie przesadnie oryginalne, ale muszę przyznać, że kilka razy nawet mnie zaskoczyło (choć raczej detalami fabuły, niż główną osią). Skąd więc tak wysoka ocena?
    Po pierwsze, dałam radę obejrzeć z przyjemnością mimo wyjątkowo kretyńskiego angielskiego dubbingu. A po drugie – całość była prześlicznie skomponowana kolorystycznie. Kadry były niemal monochromatyczne, w tonacji zależnej od miejsca akcji, z bardzo ładnym światłocieniem i niezłą animacją ruchu. Naprawdę czuło się, że akcja nie dzieje się na ziemi, tylko w obcym, dziwnym świecie. Aż przyjemnie było popatrzeć (oczywiście, czytając moje pochwały, należy brać poprawkę, ma wiek produkcji).
    Bardzo podobała mi się też postać dowódczyni zespołu do którego należy główny bohater – fajna, charakterna kobieta mająca więcej jaj niż niejeden facet, a jednocześnie zupełnie nie przegięta i normalnie ludzka. Rzadko kiedy spotyka się tak udane postacie. Inni bohaterowie też dawali radę, choć w moim odczuciu protagonista był chyba najmniej ciekawym i najsłabszym ogniwem. „Obcych” nie liczę, bo byli raczej jednowymiarowi, zaprogramowani na jedną z dwóch opcji.
    Generalnie – dzieło przełomowe to to nie jest, życia nie zmieni i na pewno nie jest to perła z lamusa, ale całkiem przyzwoity kamień półszlachetny już tak. Jak kogoś nie przeraża wiek, a lubi klimaty S­‑F to polecam, naprawdę można miło spędzić godzinkę.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.01.2017 20:57
    Komentarz do recenzji "Metal Skin Panic Madox-01"
    Powiem tak, nie pamiętam ile podobnych produkcji widziałam w życiu, ale sporo tego było. Cóż, można powiedzieć, że specjalizuję się w OVA złotej ery VHS. I na tle innych podobnych filmów, ten wypada dobrze. Tak właśnie, dobrze. Nie bardzo dobrze, nie przeciętnie i nie słabo. Jest zwarty, zabawny, z sporą ilością akcji i sympatycznym głównym bohaterem. Jasne, realizmu tu za grosz, ale tak się wtedy kręciło. I nie tylko anime, ale i filmy aktorskie. Te wszystkie kretyńskie akcyjniaki, żeby wspomnieć chociaż „Die Hard” i jego klony. Herosi przypakowani do bólu zębów, miliardy trupów – patrz Komando, zniszczenia idące w tysiące i czarno­‑białe, ale charyzmatyczne postacie. Ważne by było głośno i wesoło. Takie były czasy, taki klimat i tak się produkowało.
    Oczywiście, dla współczesnego widza Madox to tylko ramotka, nie warta nawet zerknięcia, ale dla miłośników staroci może nie „perła z lamusa” i „musisz­‑to­‑zobaczyć”, ale na pewno przyjemne 40 minut i niezła głupawka.
    Ja daję solidne 6/10.

    P.S.
    Gdyby nie data produkcji, powiedziałabym że anime jest z początku lat 90­‑tych, projekt postaci, płynność animacji, mechadesign sprawiają wrażenie około 5 lat młodszych, niż są w rzeczywistości, a to spory plus. I zaznaczam, że anime oglądałam z angielskim dubingiem, i nawet on nie popsuł mi zbytnio frajdy z oglądania (no, może poza głosem ukochanej głównego bohatera – reaguję alergią na taki sposób intonacji i mówienia).
  • Avatar
    A
    Pazuzu 9.01.2017 21:13
    Komentarz do recenzji "Galerians: Rion"
    Film zrealizowany w całości w grafice komputerowej 3D. Z 2003 roku… O ograniczonym budżecie… Wiecie do czego zmierzam? Otóż, mówiąc oględnie, wizualnie nie jest dobrze. Tła są jeszcze znośne, choć masakrycznie puste, ale postacie… Dziwne proporcje, słabe tekstury, plastikowa mimika i zerowe szanse na naturalny wygląd. Jestem brutalna? Nie biorę poprawki na rok produkcji? Może. Ale większość widzów też nie weźmie. Mogłabym napisać, że wizualnie jest to poziom filmików z gier z tego okresu, ale pamięć o FFX i FFX­‑2 mi nie pozwala.
    Do tego fabuła, która może i sprawdza się w grach z typu survival horror, gdzie ważny jest klimat, a nie meandry historii, w filmie wypada naprawdę blado. Jasne mogło być gorzej, nawet dużo gorzej, a i (trzeba przyznać) kilka scen akcji było naprawdę ładnych, ale nadal to nic, co mogłoby zainteresować współczesnego widza. Ani to ładne, ani straszne, ani ciekawe. Co najwyżej ciekawostka – jak to dawniej wyglądało. Raczej nie polecam.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 4.12.2016 21:14
    Komentarz do recenzji "Kakugo no Susume"
    To anime przypomniało mi chyba największą zagadkę, jaka nurtuje mnie, jeśli idzie o Japończyków. Jakim cudem naród, który stworzył jeden z najbardziej wysublimowanych rodzajów poezji, który dał jedną z najpiękniejszych ceramik i który ma tak wyrafinowaną sztukę, ma taką skłonność do ohydy, perwersji i zboczeń?
    Ja przepraszam, ale każdy kolejny pomysł twórców na wroga był przesunięciem jeszcze dalej natężenia obrzydliwości, sięgnięciem po kolejny skrajny fetysz.
    Może kogoś bawiły pomysły autorów, ale osobiście zaliczam to anime do pierwszej dziesiątki najbardziej porąbanych, i to w negatywnym znaczeniu, anime jakie oglądałam. Może założeniem reżysera, była zabawa formą, może nagromadzenie fetyszy miało być sztuką dla sztuki, ale to do mnie nie przemówiło.
    Zdając sobie sprawę, że pewnie będą osoby oceniające ten twór zupełnie inaczej, daję całe 3/10. Jak dla mnie granica dobrego smaku została tu zbyt mocno przekroczona.
    Anime tylko dla osób w pełni pełnoletnich.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 27.11.2016 18:16
    Komentarz do recenzji "Roots Search: Shokushin Buttai X"
    Lubię grzebać się w latach 80­‑tych i 90­‑tych. Lubię ówczesne OVA, często naiwne i głupie, ale z specyficznym klimatem i szeroko pojętą duszą. Ale czasem, grzebiąc w archiwach, trafiam na tytuły takie jak ten – zupełnie i dokumentnie pozbawione jakichkolwiek zalet. O wtórnej, nawet jak na okres „złotej ery VHS” fabule, o kretyńskiej kreacji bohaterów, słabej animacji i debilnym rozwiązaniu poszczególnych wątków. I to anime jest właśnie przykładem takiej sztampowej chały. Tu wszystko jest kiepskie – nawet muzyka i dobranie głosów, a to już pewne osiągnięcie. Mielizna, malizna i słabizna. Z jednym wyjątkiem – wątkiem romantycznym rozegranym w taki sposób, że aż zawołałam za Monty Paytonem o różowe wiaderko – czegoś tak fatalnego i kiczowatego chyba nigdy nie widziałam. Nie oglądać, naprawdę, nie oglądać.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 23.11.2016 18:57
    Komentarz do recenzji "Makaryuudo"
    Patrząc na średnią OVA z tego okresu, i biorąc pod uwagę jaka tematyka była wówczas najbardziej popularna, muszę uznać Makaryuudo na niemal wzorcowy przykład stanów średnich. Nic nie jest tak dobre, by wybijać się ponad przeciętność i nic nie jest na tyle złe, by tą produkcję pogrążyć (w czasie powstania). Są potwory, jakaś akcja, jacyś licealiści i jakaś twarda babka. Słowem wszystko na swoim miejscu. Tylko, że stany średnie przełomu lat 80/90 teraz są stanami co najwyżej słabymi. Tak więc dla przeciętnego widza ocena pokrywająca się z recenzencką (czyli 3/10), dla mnie (czyli wielbicielki i poszukiwaczki starych OVA) oczko wyżej. Ale naprawdę, jeżeli nie jesteście dinozaurami rynku mangowego lub archeologami nie macie tu czego szukać.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.11.2016 21:23
    Komentarz do recenzji "Yami no Shihoukan Judge"
    Horror z tego żaden. Ale jako coś pośredniego pomiędzy opowieścią niesamowitą, kryminałem a thrillerem prawniczym to całkiem przyjemna OVA. Oczywiście niesamowicie w starym stylu, z strasznie oldscholową kreską (nawet jak dla mnie wygląd niektórych postaci był trudny do przetrawienia), i kiepską animacją, ale jak ktoś jest przyzwyczajony do ramotek może obejrzeć Judge z niekłamaną przyjemnością. Osobiście nie miałaby nic przeciwko poznaniu jeszcze czegoś o pojedynku prokuratora i adwokata zaświatów. Aż żałuję, że ciąg dalszy nie powstał. 6/10
  • Avatar
    A
    Pazuzu 6.11.2016 18:56
    Komentarz do recenzji "California Crisis: Tsuigeki no Juuka"
    Fabularnie nie jest to przełomowe dzieło japońskiej kinomatografi, ale ta grafika! Kurcze, ta grafika! Coś tak absolutnie klimatycznego i stylowego, że szczęka opada. Jasne, obecnie mocno archaiczna, ale dla mnie absolutne mistrzostwo lat 80­‑tych. Coś pięknego.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 21.08.2016 16:36
    Komentarz do recenzji "Urban Square: Kouhaku no Tsuigeki"
    Bardzo sympatyczna OVA z czasów, gdy anime były rysowane, a nie programowane. Nie ukrywam – fabuła raczej nie za specjalna, zwłaszcza jak ktoś lubi klimaty sensacyjne to łatwo przewidzi ciąg dalszy, ale sympatycznie podana. Do tego absolutnie śliczne tła i cudowna muzyka. I te urocze smaczki, które tak lubię w animacjach z lat 80­‑tych i 90­‑tych: zapalające się światła cofania w samochodach, detale broni i sprzętów… I zgadzam się z przedmówczynią – było tu coś znanego z pierwszych dwóch sezonów City Huntera. Niby fanservisu na lekarstwo, ale ogólne odczucia bardzo podobne. Zdecydowanie polecam
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.08.2016 12:46
    Komentarz do recenzji "Vampire Holmes"
    Jak to ocenić? Na 1/10 – w prywatnym rankingu produkt tak zły, że przekręca skalę – czy na 2/10 – produkt po prostu zły? Stoję okrakiem między tymi dwoma ocenami. Z jednej strony – miałam zaciesz w stylu „co jeszcze spaprzą” przez „co ja pacze”; z drugiej nie mam najmniejszego zamiaru powtarzać seansu. Nawet jak będę miała doła i potrzebowała naprawdę kiepskiej pozycji. W końcu daję 2/10 i silną rekomendację – NIE OGLĄDAĆ! A zwłaszcza jak jest się fanem Holmesa.

    PS.1. I niech ktoś mi u licha wytłumaczy – skąd się wziął w tytule wampir? Bo nie zauważyłam nawet śladu krwiopijców.

    PS.2. I co miała do treści czołówka? Bo nic z tego co w niej było nie wystąpiło w serialu. kilkadziesiąt sekund zupełnie od czapy.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 17.08.2016 19:47
    Komentarz do recenzji "Bus Gamer"
    Z ciężkim sercem, ale i premedytacją, daję 4/10. I ani punkcika więcej.
    To w żadnej mierze nie jest dobre anime, w żadnej. Postacie wyglądają jak cienkie kopie innych postaci Minekury – dla odmiany, w zmienionych kolorach włosów. Są płaskie, nudne, brzydko narysowane (co boli, zwłaszcza że kreskę autorki kocham i wielbię od wielu lat), a jedyna wybijająca się poza mizerię, wybija się wybitnie na minus (jak ja bym temu blondasowi ten dysk wsadziła…). Fabuły nie ma. Tak, nie ma. Bohaterowie gadają, leją kogoś po mordzie, jedzą, gadają, znów kogoś leją po mordzie, a potem jedzą, i tak przez godzinę… masakra. Grafika jest słaba – zgadzam się, że najładniejsze były tła – ale muzyka naprawdę mi się spodobała. Innych zalet praktycznie nie widzę, wad od groma, i to piszę ja: wielka miłośniczka produktów z gatunku „ręka, noga, mózg na ścianie” zwanych powszechnie mordobiciami.
    Jednak muszę przyznać, że w momentach akcji oglądało się całkiem przyzwoicie. Był dynamizm, efektowność i potrafiło zaciekawić. Choć jednocześnie paskudna, niskobudrzetowa kreska psuła część zabawy. No i to zakończenie, pokazujące, że to powinien być tak naprawdę początek czegoś dłuższego. To bolało, bo może w 13 odcinkach jakiś potencjał by był.
    Podsumowanie? Oglądaj tylko, kiedy cierpisz na ostry głód animowanych bijatyk. I broń ci Panie Boże nie miej wymagań. Inaczej się załamiesz.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 18.07.2016 19:18
    Komentarz do recenzji "Joker: Marginal City"
    Widziałeś dowolne anime S­‑F z lat 80­‑tych i 90­‑tych? No to widziałeś Jokera. Absolutnie sztampowa produkcja reklamująca mangę – krótkie przedstawienie postaci (po łebkach i nieszczególnie dokładne) jakaś akcja, jakiś romans, kilka trupów, trochę humoru i dodatkowo dwie piosenki które wygodnie zwalniają z konieczności pisania dialogów. A co, kto i dlaczego to sam się widzu domyśl. Ja, jako miłośniczka pozycji z myszką i tego okresu bawiłam się dobrze – choć głównie przez sentyment – ale naprawdę, naprawdę nie widzę najmniejszego powodu by ktokolwiek poza miłośnikami staroci sięgnął po tą produkcje. W końcu i animacja przestarzała i kreska niedzisiejsza (ale mnie kompletnie kupiła), a do tego całość ewidentnie wyrwana z kontekstu, i do tego oparta na zupełnie zapomnianej mandze. Sama bym po nią nie sięgnęła, gdyby nie zakupiony przed laty artbook. Nie polecam, nie przestrzegam – bo i tak wydaje mi się absolutnie niemożliwe, by jakikolwiek przypadkowy widz sięgnął po ten tytuł. Jest po prostu za stary i za mało znany.
  • Avatar
    Pazuzu 6.05.2016 18:31
    Re: To nie Utena-Moon to Pony-Moon
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal Season III"
    Właśnie piosenka generałów jest w mojej opinii jedną z tych średnich. Nie żebym jej nie lubiła, bo z wszystkich piosenek z Crystala tę odpalam najczęściej, ale nie nazwałabym jej dobrą. Raczej przyjemną, melodyczną, ździebko fałszującą i kiczowatą :P Ale naprawdę odpalam ją często. Dobra to oczywiście „Eternal Eternity”, a druga znośna to… „Moon Pride” – jest zaśpiewana poprawnie, dość melodyczna i chwytliwa i naprawdę, jej największą wadą jest nieuchronne porównywanie do openingów z starych Sailorek. No, ale tamte były rewelacyjne.
  • Avatar
    Pazuzu 6.05.2016 17:40
    Re: To nie Utena-Moon to Pony-Moon
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal Season III"
    Zgadzam się z Ariel – będzie źle. I nie, to nie jest uprzedzenie. To jest doświadczenie – już na CharaSongu do pierwszego sezonu Crystala seyiuu Mamoru udowodnił, że co jak co, ale śpiewać to on nie umie. Poza tym, na trzy sezony nowych Sailorek naliczyłam jedną udaną i dwie średnie piosenki – normalnie tłumy szaleją.
    Naprawdę liczysz, że stanie się cud i nieumiejący śpiewać facet z kiepskim kompozytorem zrobią dobrą piosenkę? Oczywiście, cuda się zdarzają, ale śmiem mocno wątpić.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 5.05.2016 19:38
    To nie Utena-Moon to Pony-Moon
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal Season III"
    Z całym szacunkiem – kto do licha ciężkiego i nędzy napisał drugi ending?! I jaki idiota wpadł na genialny pomysł „wstawmy go do tego anime”?! Ta piosenka jest straszna. Tym straszniejsza, że trzeci sezon Crystala ponoć ma być „mroczny”, „ciężki” i „na poważnie”. A tu dają tęczę, kwiatuszki i serduszka. Podle zanimowane do tego.
    Psioczyłam na opening, na ending pierwszego sezonu, na kreskę, postacie, na wszystko, ale to co zaprezentowali twórcy przerosło moje najczarniejsze wizje. Wybaczcie emocjonalny post, ale jestem w szoku estetycznym. Ciężkim szoku.
  • Avatar
    A
    Pazuzu 12.04.2016 20:51
    Komentarz do recenzji "Yami Shibai 3"
    Podobało mi się. Naprawdę. Kilka historyjek wywołało ciarki, pomysły na monstra były dość ciekawe, i szalenie spodobało mi się zamknięcie „klamrą” wszystkich trzech sezonów. Zupełnie, jakby całość była bardziej przemyślana, niż jestem pewna, że była. Oczywiście brak grafiki może przeszkadzać, a końcówka wywołać mały zawał, ale w trzecim sezonie widz powinien się już do tego przyzwyczaić. Z resztą, mi od początku te elementy nie przeszkadzały. Większym problemem było kilka słabszych odcinków w środku, ale znów – to samo było w poprzednich sezonach. Daję trochę zawyżone 7/10, choć pewnie powinno być 6, lub jak ktoś wrażliwy na grafikę 5/10.