x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: uwaga - rant
Furuba po raz kolejny.
W sumie należę do tych osób, które nigdy się do Tooru nie przekonają. Ale jest jedna osoba, która wyzwalała we mnie znacznie większą agresję bo zwracała moją uwagę na coś, co jako jedno z nielicznych rzeczy nie było bezposrednio związane z klątwą. Mówię o Kagurze i o tym jak pod przykrywką wielkich uczuć i miłości normalizowano i popierano przemoc domową, stalking i ogólnopojęte prześladowanie. Nigdy nie byłam fanką bicia dla śmiechu, a w przypadku Kyo (chociaż samego Kyo też nie kochałam jakoś szczególnie) obwinianie jego za jej smutną minkę, kiedy on regularnie był bity z narażeniem zycia uważałam za postępowanie wyjątkowo nie fair. Domestic abuse is no joke. Przy czym jeśli jest to robione dla smiechu to pół biedy, są serie w których taka jest konwencja i postaci się nawzajem biją, w porządku. Ale w Furubie od samego początku Kyo się wmawia, że Kagura go kocha i że to wszystko co ona robi (przypominam, stalking, prześladowanie i regularnie pobicia) robi z miłości. I tego przełknąć nigdy nie mogłam, ani kiedy zapoznawałam się z historią po raz pierwszy, ani tym bardziej teraz. I nikt oprócz Kyo nie widzi problemu w jej zachowaniu. I w sumie tym samym poległa potencjalnie moja sympatia do Tooru. Bo jeśli święta Tooru ma wystarczająco empatii żeby pocieszać napastnika, ale brakuje jej empatii żeby wesprzeć werbalnie czy fizycznie ofiarę to w tym momencie cała kreacja postaci się sypie. I nie Tooru, regularne bicie, zmuszanie i prześladowanie kogokolwiek NIE jest wyrazem obłędnej miłości.
Niby na lodzie a jednak rozgrzewa serducho.
W końcu stało się i sięgnęłam po anime. I po dwóch odcinkach miałam ochotę rzucać ciężkimi przedmiotami w ekran. Nic mnie tak nie wpienia, jak aroganckie, chamskie nastolatki, którym się na wszystko pozwala i których zachowanie się ignoruje, bo to w końcu genialni sportowcy. Na szczęście Yuuri jako taki mnie do siebie przekonał, więc miałam cichą nadzieję, że faktycznie coś dobrego uda mi się w serii znaleźć. I nie pomyliłam się. Po tym, jak zangstowany i wściekły na cały świat blondasek znikł z horyzontu, historia zaczęła mi się bardzo podobać.
Nie miałam nigdy serca do oglądania yaoi dla yaoi, czy też shounen‑ai. Odkąd pamiętam, nie byłam fanką gatunku i raczej zwyczajnie unikałam takich serii, myśląc, że nie ma w nich nic co by mnie w jakikolwiek sposób przyciągnęło. W wypadku Yuri on Ice zdecydowałam się zignorować to, co kiedykolwiek słyszałam o tym anime i zobaczyć samej jak to będzie. Ku własnemu zaskoczeniu relacja Yuuri i Victora bardzo mi się spodobała. Do szóstego odcinka. W szóstym odcinku zatrzymałam serię i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego coś mi tu zgrzyta i nie pasuje i dlaczego nagle mam wrażenie, że coś jest mocno nie tak. I wtedy do mnie dotarło, że rozwój relacji (nie podejmuję się wciskać jej w ramy żadnych definicji) pomiędzy Victorem i Yuurim wydał mi się na tyle interesujący, że tona wepchniętych na siłę scen, które bardzo mocno odbiegały od tego, jakim dotąd bohaterem zdawał być się Yuuri, zaczęła być rysą na szkle. Idea, że obiektem miłości Yuuriego na początku jest ulubione danie, była piękna. Naturalna ewolucja miłości do czegoś innego niż potrawa też była poprowadzona naturalnie. Dosyć szybkie przejście od zagubionego łyżwiarza do uwodziciela na lodzie jednak nieco mnie zmierziło. Do 6 odcinka nawet jadąca po bandzie relacja głównych bohaterów wydawała mi się całkiem fajnym powiewem świeżości. Nie zachowywali się szczeniacko (wychowały mnie kiepskie mangi shoujo, moje wymagania są naprawdę niskie), nie krygowali. Aż taka zmiana jednak mi nie podeszła. Co prowadzi mnie do drugiego punktu, który trochę mnie rozczarował. Istnieje szansa, że seria była zwyczajnie za krótka, żeby oddać całą drogę, jaką obie postaci pokonały. Jak najbardziej jestem w stanie uwierzyć w taką zmianę ich relacji, ale ja tego nie WIDZIAŁAM. Nie obraziłabym się jakby z całkowitym pominięciem postaci pobocznych poświęcić Yuuriemu i Victorowi drugie tyle odcinków. Naprawdę jestem cały czas zaskoczona, jak bardzo przypadło mi to anime do gustu. Pięknie było pokazane, ile bohaterowie dla siebie znaczą, jak cenią swoje opinie, jak się wspierają. Nie było też foszków i sztucznego budowania napięcia za pomocą nieporozumień, była otwartość, rozmowy, pokazywanie co się czuje i dlaczego. I w sumie to jeden z powodów, dla których absolutnie nie byłam w stanie traktować poważnie niektórych fanserwiśnych scen. Te naprawdę ciepłe czy sensowne rekompensowały mi to z nawiązką.
Piękną rzeczą był też absolutny brak uprzedzeń jakichkolwiek postaci do dosyć wylewnego zachowania głównych bohaterów. Ciepło się na serduchu robi, widząc, że ktoś naprawdę próbował pokazywać ich zachowanie jako absolutnie normalne, którym powinno zresztą być. Ludzie wyciągali swoje wnioski, ale nikt ich tak naprawdę nikomu nie narzucał. Bardzo nie lubię wkładania relacji ludzkich w ramki, sama się rozwijam cały czas w tej materii i odkrywam, że nic nie jest proste i łatwe do szufladkowania. Dlatego bardzo mi się podobało, że właściwie same postaci nigdy do końca nie mówią o tym, co ich łączy, ale naprawdę, w moim pojęciu nie muszą.
Ach, no i tak, oczywiście łyżwiarstwo figurowe. Poczytałam sobie troszkę o produkcji i dowiedziałam się, że efekty dźwiękowe łyżew na lodzie były nagrywane osobno i specjalnie dla tej konkretnej serii co uważam za bardzo profesjonalne podejście do tematu. Byłam troszkę rozczarowana poziomem kreski w niektórych odcinkach zwłaszcza podczas występów, ale wyobrażam sobie, jak trudno jest doskonale narysować i animować coś tak wymagającego, jak łyżwiarstwo figurowe. Tak jak moshi obejrzałam sekwencję openingową więcej niż raz i również zrobiła na mnie wrażenie!
A tak poza tym to po serii rzuciłam się szukać filmików z Plushenką, Vernerem etc. i znalazłam piękne nagranie jak Plushenko wykonuje pamiętny układ do Sex Bomb ze swoim synem, bardzo polecam wszystkim.
No dobrze, to był oficjalny grzeczny komć, a teraz będzie rant prywatny. @#~%^@$^^& Czy oni moga przestać wrzucać w serie postaci, które są niesamowitymi bucami i które depczą po wszystkim i wszystkich!? Czy facet musi być jakimś bogiem seksu i uwodzenia, bo inaczej się nie będzie liczył?! Te wszystkie idiotyczne książęce gesty, no dawąło to radę w Ouranie, ale na bogów, nie tutaj! Czy Japończycy sobie jakoś odbijają tę straszną kulturę grzeczności w anime pokazując ludzi bez żadnych zahamowań i choćby podstawowej kultury? O_O
Tak apropo recenzji i śmieszności
Re: Hmm
Re: Ep3
Re: Ep3
Pytanie osobiste
Re: Ep3
Jak podejść do sprawy inaczej? Ja bym smarkaczom głowy pourywała, on i tak był delikatny. Co miał zrobić, popatać biedne dzieciątka po główce i nagradzać i chwalić? A jak się zachowują bezczelnie i nieodpowiedzialnie, na dodatek okazują się niewychowanymi burakami to wina nauczyciela, bo źle podszedł?
Moim zdaniem zachował się jak wzorowy pedagog. Postawił sprawę jasno, bez gniewu, bez agresji. Ale uświadomił im, że pewne decyzje mają swoje konsekwencje. On ich nie pytał czy chcą się opierniczać, on ich spytał czy chcą to robić dla radości grania czy mają większe ambicje. Jak dzieciątka mają za mało odwagi, żeby się przyznać, że granie to nie jest szczyt ich marzeń to trudno. Niech cierpią. Najwyraźniej rodzice w domu nie nauczyli ich, co to znaczy ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje, zatem zrobi to szkoła. I dobrze.
Tsunagatte iru - 繋がっている
Początek nie przyciągnął mnie jakoś szczególnie. Byłam nieco zaskoczona brutalnością, ale nic poza tym. Bohaterka ani mnie ziała ani grzębiła. A jednak nie przestawałam oglądać. Zaskoczyło mnie też, że anime bardzo szybko poszło w kierunku fantastycznym. Spodziewałam się czegoś bardziej realistycznego. Bardzo podobało mi się jak Hamaji spotyka Shino po raz pierwszy. Nie była przystosowana do życia w mieście, ale umiała sobie poradzić w przeróżnych nietypowych sytuacjach. To było całkiem fajne. Ogółem nie mam wiele do powiedzenia na temat bohaterów jako takich. Podobali mi się, podobała mi się Hamaji, podobał mi się Shino, braciszek mnie nie obchodził szczególnie. Cały pomysł z polowaniem na psie hybrydy wydawał mi się ciekawy chociaż trochę nie rozumiałam dlaczego ludzie byli aż tak krwiożerczy. Bardzo podobał mi się klimat filmu jako takiego, cały czas coś się działo, nie było nudno. Poszczególne sceny mnie zaskakiwały. Nie spodziewałam się, że np w danym momencie akurat ta dwójka bohaterów się spotka. Ba! Nie spodziewałam się romantycznego wątku, który był piękny i szalenie mi się podobał. A scena na dachu kiedy Hamaji łapie Shino, a potem go przytula jest obłędna. Moment kiedy się rozpłakał i pytał ją czy naprawdę nie będzie już samotny… Sama scena zrobiła na mnie wrażenie i sposób pokazania. To w gruncie rzeczy szalenie męskie i pociągające kiedy facet szuka oparcia. Poza tym był psowatym, jestem skrzywiona. Dziecka bym z psem nie miała, ale nie bez powodu za samców idealnych uważam stabilne emocjonalnie psy. Mało który człowiek jest tak cierpliwy do upierdliwych kobietami jak często bywają psy wobec suk.
Ponadto muzyka bardzo mi się podobała. Nie była szczególna ale jeśli podczas seansu, który mnie wciągnął zwracam uwagę na muzykę to znaczy, że naprawdę trafiła w mój gust.
Graficznie film też mi się podobał i nie mam tu niczego do zarzucenia.
Ogółem jestem zaskoczona tym jak niskie noty ma ten film. Dobrze, że nie próbowałam nawet czytać recenzji czy patrzeć na oceny przed seansem. Dla mnie był piękny i jestem pewna, ze obejrzę go jeszcze co najmniej raz. Nie nudziłam się ani przez moment, a historia opowiedziana była w satysfakcjonujący mnie sposób. Bardzo polecam.
Hmmm
Re: Deterioracja
Btw wilki nie żyją całe życie „stadnie”. Wilki robią to co zrobił Ame, w pewnym momencie opuszczają rodziców i zakładają własną rodzinę
Re: Deterioracja
Kwintesencja tego co najlepsze w serii
Film od razu wrzuca nas w znany z serii świat, gdzie bibliofile walczą z okropnymi i podłymi MBC pragną cymiocenzurować co tylko się da. Bez przerwy widzimy nienawiść jaką żywią główni bohaterowie wobec wyżej wymienionej siły, a jednak znaleźć możemy przykłady kiedy MBC zostają przedstawieni w może nie pozytywnym, ale nie do końca negatywnym świetle. Podoba mi się, że nie ma przesadzonego ani w jedną (źli, paskudni, pomiot szatana) ani w drugą (w gruncie rzeczy mają wrażliwe serduszka) stronę stanowiska.
Nie mogę się przyczepić w żaden sposób do postaci, które jak w serii telewizyjnej zasługują na bezapelacyjne 10. Film przypomniał mi za co kochałam serię. Za niesamowicie żywe, wielowymiarowe charaktery i za cudowne relacje międzyludzkie. Otrzymujemy też bonus w postaci dość śmiałego jak na anime rozwinięcia wątku romantycznego głównych bohaterów. Iku po raz kolejny pokazuje, że „ma jaja” i że nie jest byle jaką, pierwszą z brzegu dziewczyną. Na fabułę nie zwróciłam zbyt wiele uwagi, ponieważ od obejrzenia pierwszego odcinka serii setting uznałam za idiotyczny ale nie przeszkadzający mi w oglądaniu. Więc zamiast psuć sobie nastrój myśleniem jakie to głupie po prostu wszystko po mnie spływało co pozwoliło na znacznie lepsze cieszenie się z oglądania. A jest się czym cieszyć. Film jest bardzo dobrze wyważony, momenty wartkiej akcji przeplatają się z elementami komediowy i tymi spokojniejszymi. Nie miałam wrażenia, że tempo jest za szybkie czy za wolne, ani przez moment też się nie nudziłam.
Strona techniczna filmu nie powala na kolana ale przewyższa znacznie jakość serii TV. Tylko oprawa muzyczna bardzo mi się nie podobała, ale jestem też za bardzo przywiązana do endingu z serii, który dla mnie ma wartość w sporej mierze sentymentalną.
Dla fanów Toshokan Sensou TV film ten to pozycja obowiązkowa! Zawiera wszystko co było najlepsze w serii i trochę więcej. Nie ukrywam, że mnie zachwycił szczególnie rozwój wątku Iku‑Dojo.
Hentai kinshi! - hentai tensai shoujo
KURISUUUUTIIINA~!
Musiałam to zrobić. Musiałam. To mój nowy dzwonek będzie.
A poważnie… Dawno temu trafiłam na anime o tytule Chaos Head. Zmierziło mnie do tego stopnia, że nie chciałam mieć z nim do czynienia. Kiedy pojawiło się Steins Gate i przeczytałam, że jest to seria powiązana z Chaos Head od razu zakwalifikowałam anime jako nie nadające się do oglądania. Kiedy zdecydowałam się na cosplay Kurisu i siłą rzeczy zechciałam zamieć jakieś pojęcie o postaci porzuciłam uprzedzenia i sięgnęłam po anime. Będę sobie gratulować jeszcze długo tej decyzji. Była to jedna z najlepszych dotyczących anime jakie podjęłam w życiu. Seria jest niesamowita, zostawiła mnie z małym niedosytem i potężną ilością ciepła w środku. Chora jestem, ciepło się bardzo przydało.
Pierwsze kilka odcinków nie było zachęcających. Dziwny główny bohater (sigh, bądźmy szczerzy, boję się wariatów), psychodeliczny klimat, fartuchy. Nie wyglądało to zachęcająco dla mnie. W 5 odcinku jednak zauważyłam pewne zmiany. Nagle zorientowałam się jak niesamowicie żywe są dialogi Kurisu i Okabe. Oglądanie pewnych tytułów często zbiega się z aktualną sytuacją życiową oglądającego w taki sposób, że trudno odciąć własne doświadczenia od tego co widzimy na ekranie. Obserwowanie interakcji Kurisu i Okabe było niesamowicie fascynującym doświadczeniem. Iskry jakie moim zdaniem się pojawiały przy każdej rozmowie widziałam aż za dobrze. Kurisu od początku mnie kupiła. Już nawet nie wiem dokładnie czym. Może tym, że ona naprawdę dotrzymywała Okabe kroku? A może tym, że ktoś polecający mi ją jako potencjalną postać do cosplayowania nie brał pod uwagę jedynie wyglądu? Nie wiem. Hentai tensai shoujo (i klasyczne tsundere) bezapelacyjnie podbiła moje serducho. Nie powinnam zapewne pisać więcej na temat relacji Rina i Christiny. Będę się powtarzać jak zdarta płyta, że są cudowni, jestem nimi zachwycona i głównie dla TYCH rozmów tę serię obejrzałam.
Postaci postaciami ale choć psychodeliczny klimat na początku mi przeszkadzał, potem zaintrygowało mnie to co się dzieje w serii. Nie jestem fanką science fiction, na dodatek oglądałam pierwsze odcinki w bardzo dziwny sposób. Uczenie się japońskiego (takie bardziej) skrzywiło mnie pod pewnymi względami i teraz strasznie się skupiam na tym co dokładnie postaci mówią w oryginale. Na dodatek starałam się uchwycić wszystkie charakterystyczne cechy Christiny potrzebne do cosplayu. Fabuła mi więc nieco umknęła, co nie jest dziwne ponieważ dla mnie naprawdę logika i sens fabuły nie jest kluczowym elementem w serii. Kluczowe są postaci. Niemniej jednak zaintrygował mnie pomysł powrotów do przeszłości i związana z tym kołomyja. Myślenie nad tym co się dzieje dostarczyło mi mnóstwa rozrywki. Do momentu w którym zaczęło do mnie powoli docierać w jak tragicznej sytuacji znajduje się Rin. Do 12 odcinka byłam serią zachwycona, po 12 odcinku seria robi się ciężkostrawna. Mrok i beznadzieja wylewały się z ekranu. Na szczęście po kilku kolejnych odcinkach wszystko wraca do mniejszej lub większej normy, znowu mamy piękne rozmowy głównych bohaterów i zostajemy wyrwani z błędnego koła. kliknij: ukryte Cały czas podziwiam Rina za to, że się nie załamał i mimo wszystko brnął głębiej i głębiej próbując samemu udźwignąć ciężar odpowiedzialności za życie bliskich ludzi. Ba, uważam nawet, że abstrahując od absurdu całej sytuacji, to co się z nim działo było bardzo realistyczne. Poza jednym aspektem. Wiek. Ja naprawdę nie wiem gdzie Japończycy mają problem i z czym konkretnie. Ich obsesja żeby przedstawiać ludzi genialnych jako niedojrzałe dzieciaki jest przerażająca. Jestem w stanie przełknąć Christinę, która się zachowywała jak nastolatka, niemniej Rin to było przegięcie. Oczywiście on też miał swój świat i zdecydowanie nie był normalny, ale dawanie mu 18 lat to przesada. 25 przyjęłabym z pocałowaniem ręki, 18 nie jestem w stanie. Obciążenia psychiczne załamałyby nastolatka. Jestem tego pewna. Tymczasem Rin daje sobie świetnie radę, wykazuję się niesamowitą siłą charakteru i odwagą. Poza tym jest uroczym człowiekiem. Tak po prostu. kliknij: ukryte Nie mogę nie wspomnieć o scenie z 21 odcinka? Byłam ciekawa za którym razem zmięknie i po którym „I won't remember you calling me Kurisu?” trafi go szlag ostatecznie. Ucieszyłam się też niezmiernie (no dobrze, może nawet się bardziej zdziwiłam niż ucieszyłam i to zdziwiłam na granicy zawiedzonego zdziwienia), że nie było tam sceny seksu. Naprawdę jestem twórcom wdzięczna za oszczędzenie tego jednego momentu. Był zbyt piękny żeby niszczyć go zwykłym banalnym seksem.
Zostawiając na moment moją ulubioną aktualnie parę szalonych naukowców (swoją drogą będzie wtręt osobisty przeszłam wesołą i długą drogę od pragnienia posiadania własnego Kazehayi do prawie‑posiadania własnego Okarina, way to go), reszta bohaterów również zasługuje na uwagę. Irytująca do szaleństwa Mayuri zdecydowanie nie należała do moich ulubieńców ale była potrzebna w tej serii. Była kluczowa w niektórych momentach i wcale nie mam na myśli teraz tych najbardziej oczywistych. Ruka był jednym wielkim zaskoczeniem dla mnie i to co się z nim działo przez całą serię było po prostu… rozbrajające. Ten facet zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Ba! Nawet teraz pisząc o nim „facet” nie mogę się przestać śmiać. Może nie powinnam… Jednak miano najbardziej zaskakującej postaci zaskarbiła sobie kliknij: ukryte Suzuha. Oraz to kogo nazywała ojcem. 12 odcinek zostawił mnie ze szczęką na podłodze. Dla takich momentów się ogląda anime (i dla romansów). Zaskoczył mnie też mr Braun bo ani przez moment nie przeszło mi przez myśl, że może z nim być coś nie tak. Można z tego wnioskować, że cały czas byłam zaskoczona. Jedno jest pewne, Steins Gate wywołało wiele uczuć, w większości bardzo pozytywnych. Pod tym względem oczywiście największych emocji dostarczyło zakończenie. Było niesamowicie emocjonujące kliknij: ukryte i naprawdę bałam się do samego końca co twórcy zaserwują widzom. Na szczęście nie zawiodłam się. Naprawienie linii czasowych, uratowanie świata a przede wszystkim scena spotkania i fakt, że ona „pamiętała”... It simply made my day. Cała akcja z wysyłaniem do siebie filmiku z przyszłości też niesamowicie mi się podobała. Wtf‑owanie widzów ftw! TAKIE romanse ftw.
Ponadto nie jestem w stanie przestać się rozpływać nad tym jak pokazano powstającą więź Rina i Christiny. Więź która zacieśniała się chociaż tylko jedna osoba pamiętała o tym co się dzieje. To było dla mnie niesamowite. Rin mimo wszystko rozbudzał w niej za każdym razem dokładnie te same uczucia i to nawet nie przez to, że po każdym time leapie zostawały w niej resztki tych uczuć. Fakt, że dziewczyna proponowała mu pomoc, to co razem wymyślali, wzajemne dopełnianie i wspieranie się. Znajduję najpiękniejsze i najbardziej satysfakcjonujące wątki romantyczne w najdziwniejszych miejscach i bardzo się cieszę, że ciągle udaje mi się odnaleźć w anime TAKIE postaci i TAKIE relacje.
Na dodatek Mamorek pokazał klasę w tej serii. Od samego początku miałam skojarzenia z Kirą, a czasami w zachowaniu Rina widziałam Tamakiego. Co ciekawe nie przeszkadzało mi to zupełnie. Dziki śmiech (Kira), KURISUUUTIINA (pokochałam tego faceta za sposób w jaki wypowiadał to imię, za to samo mniej więcej pokochałam Kurisu, za celowo podkreślane Houoin‑san w pierwszym odcinku), mroczne momenty słabości Rina, scena wyznania uczuć… Mamoru odwalił kawał dobrej roboty, byłam pod ogromnym wrażeniem.
Komu polecić? Paradoksalnie? Fankom romansów! Moja ciągle spragniona iskrzących relacji dusza została nakarmiona do wypęku podczas oglądania Steins Gate. Oglądam anime dla postaci i dla relacji. Fabuła mi nie przeszkadza. Pod tym względem Steins Gate jest serią idealną. Zawiera niesamowity główny pairing i zupełnie niezasłużenie z obiektywnego punktu widzenia (którego nie ma) seria ode mnie dostaje 10/10. I tego mam zamiar się twardo trzymać. Jestem pod wrażeniem, że po tylu latach oglądania anime jakaś seria jest w stanie mnie skłonić do takiej oceny i do takiego komentarza <3
A tak abstrahując od wszystkiego… POWAŻNIE?!!! Telefoniczna mikrofalówka?! Żelowe banany?! Kto to wymyślił?!!!!
Za dużo płynów.
Re: Kuroko no Basket ep 1-3
Bardzo polecam Ookiku, obejrzałam obie serie i jak mówiłam po Mihashim żaden główny bohater mi nie straszny. Główne combo bohaterów jest cudowne!
Dzieki za propozycje, obłypię sobie :3
Re: Kuroko no Basket ep 1-3
Ja w zasadzie po Cross Game przepadłam dla twórczości Adachiego generalnie, mangowej głównie bo Touch mnie zmierził i nie znoszę tej serii. On dotykał głownie dwóch dziedzin, boksu i baseballu. O boksie nie wiem nic, ale baseball to moja wielka miłość. Co ciekawe, Majora nie obejrzałam. Widziałam pierwszy odcinek ale mnie do siebie nie przekonał. Będę musiała się przemóc i jednak dokończyć. Ale bardzo chętnie spróbowałabym jeszcze czegoś fajnego o koszykówce.
Re: AIR
Twoje wizje mnie przerażają, dodając do tego tę pod Progeuszem.
Re: AIR
Mnie się bardzo podoba i lubię emocje jakie mi towarzysza podczas oglądania. Ale pewnie dlatego, że pojęcia o koszykówce nie mam. Jakby było o łucznictwie czy tańcu irlandzkim zapewne mialabym więcej ale :D
Re: na listopad
Apropo imion
Się nie mogłam powstrzymać.
Kuroko no Basket ep 1-3