x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Seria TV się przy tym chowa
Trwający ponad 2.5 godziny film z początku jawił się jako kolejny odcinek wesołych przygód Haruhi i kompanii, jakich multum było w całej serii. Wystarzczy jednak oglądać dalej aby było coraz ciekawiej. Motyw budzenia się w innym świecie/wymiarze/czasie był już wykorzystywany setki razy w książkach, filmach, grach…w czym się tylko dało, jednak zawsze budził pewne zaciekawienie. Nie inaczej jest tutaj, widok Kyona stopniowo odkrywającego, ze to co znał przestało istnieć robi naprawdę duże wrażenie. Z każdą chwilą dochodzi do większej liczby wątpliwości, początkowe domysły takie jak kliknij: ukryte sen czy sprawka Haruhi okazują się być chybione. Razem z bohaterem jesteśmy kompletnie zdezorientowani, dzięki czemu nie ma tu znużenia towarzyszącego w serii. Nie ma się zbytnio co rozpowiadać nad fabułą, bowiem lepiej ją samemu odkryć. Jest po prostu świetna.
Odbiór jest dosadniejszy dzięki sprawnym, dynamicznym ujęciom potęgującym efekt dezorientacji. Graficzna strona jest jeszcze lepsza niż w serii, ponownie widzimy piękną płynną animację, ładne efekty oświetlenia i szczegółowe tła.
Szkoda, że poskąpiono muzyki i w większości wypadków towarzyszy nam cisza. Szkoda, bowiem w momentach gdy się ona pojawia robi kapitalne wrażenie. Podniosły śpiew jest znacznie lepszy niż słodkawe j‑popowe przyśpiewki, na jakie najczęściej się trafia.
Mogę polecić to anime absolutnie każdemu, który zobaczył Melancholię Haruhi Suzumiyi (niekoniecznie wraz z syfem dodanym w 2009r). Nie mam wątpliwości, że film jest od serii zdecydowanie lepszy. Dodatkowo uzupełnia pewne wydarzenia, które nie zostały wyjaśnione w serii.
Może nie arcydzieło, ale coś świetnego 9/10.
Niezłe, ale nie całe
Druga seria to uzupełnienie, które oglądałem naprzemiennie z podstawką, w kolejności chronologicznej. Niestety kiedy usunie się z całości 14 odcinków z roku 2006, zaczyna wiać ogromną biedą. 8 odcinków to niemal to samo. Mimo fabularnego wyjaśnienia związanego z zapętleniem czasu zdecydowanie przesadzono. Sam pomysł przedstawienia powtarzających się dni jest ciekawy i innowacyjny, niestety fatalnie wykonany. To co można było zmieścić w 2 odcinkach przeciągnięto do 8. Możliwe, że miało to służyć nadaniu realizmu temu zjawisku. Może chodziło o ukazanie kliknij: ukryte monotoniczności jaką przeżyła Nagato. Niestety ten zabieg doprowadził do tego, że połowa z 14 odcinków jest zbędna. Różnice w ujęciach kamer, dialogach, czy pomniejszych wydarzeniach to zbyt mało aby nie wywołać negatywnego odczucia u przeciętnego widza.
Reszta odcinków, w tym kulisy powstawania filmu na festiwal to całkiem przyjemne widowisko.
Mimo to najwyższa ocena jaką mogę dać serii z połową niemal takich samych odcinków to 4/10 – za ryzykowne posunięcie i pewien powiew świeżości.
Nieźle, ale myślałem że to będzie coś lepszego
Faktycznie są tu bardzo istotne zalety, na czele ze świetnymi postaciami głównymi. Wszystkie są wyraziste i spełniają pewną rolę w odbiorze, nie ma tu takich stanowiących zbędne tło. Główny bohater jest perfekcyjnie zaprojektowany, naprawdę czuć jego bezradność wokół otaczającego go absurdu i podnoszącą się z każdą chwilą ignorancję na wszelkie dziwne wydarzenia. Uwielbiana przez rzeszę fanów anime Haruhi także spełnia swoją rolę. Jest szalona, lubimy ją i rzygamy nią na zmianę. Dla mnie przy ogromnej ilości zalet i wad jest ona neutralna, ale sama kreacja została wykonana bez zarzutu. W stonowanej Yuki, mimo stoickiej postawy i braku okazywania uczuć, tak naprawdę upchnięto wspaniałą osobowość. Cichą, ale gdy już się pokaże to z pozytywnej strony. Dla odmiany przesłodzona do bólu Mikuru niezmiernie mnie irytowała ciągłymi jękami i płaczem, ale w przeciwieństwie do wielu podobnych postaci w innych anime, nie przeszkadzała w odbiorze. Jest jeszcze Itsuki, który pozornie nic nie robi, ale w rzeczywistości idealnie uzupełnia ekipę.
Odbiór bohaterów wiele by stracił gdyby nie kwestia techniczna, która jest nienaganna. Projekty postaci są wykonane solidnie, łącznie z ich płynną i naturalną animacją. Zadbano o detale takie jak zmieniające się ubrania. Pozostała część grafiki także jest bez zarzutów – efekty 3D, tła, światło – wszystko robi dobre wrażenie.
Anime wyróżnia się ciekawym podejściem do wielu zagadnień w rzeczywistości nam nieznanych. Pokazuje do końca niesprecyzowaną rolę Haruhi w świecie, mnóstwo niepewności. Zabawy z czasem, nieład, zdezorientowanie. Ja, jak i pewnie większość oglądających byłem nastawiony na szkolną komedię wzbogaconą o elementy SF. Jednak w rzeczywistości to Anime jest czymś zupełnie innym, komedia nie spełnia tu głównej roli, jest tylko lekką otoczką.
W sumie w podstawowych 14 odcinkach jedyną, ale bardzo istotną wadą jest wywoływanie efektu znużenia. Przesadzono, szczególnie na początku z kolosalną liczbą pseudonaukowych gadek, mających wyjaśnić te wszystkie bzdury, które dzieją się wokół.
Melancholię Haruhi Suzumiyi oceniam na 7/10. Jest warta uwagi, ale liczyłem na coś znacznie lepszego.
[jeśli chodzi o wersję uzupełnioną z 2009 roku to mój komentarz znajduje się pod recenzją jej poswięconą]
Wielki burdel, z którego ulepiono świetne anime
Fabuła nie jest górnolotna, momentami brak jej spójności, ale ogląda się to wszystko z zaciekawieniem. Kolosalną rolę odgrywają tu bohaterowie. Poza Otonashim i Yuri, wszyscy są bandą idiotów. Mamy więc tępego brutala Nodę, strachliwego Ooyamę, Shiinę która tylko z pozoru wygląda na postać poważną, pokręconego do reszty T.K. rzucającego na okrągło angielskimi tekstami, czy Takeyamę – hakera który chce żeby mówiono na niego „Chrystus”. Nie zabraknie gościa uważającego się za Boga i głupiej do bólu fanki zespołu Girls Dead Monster…a to nie wszystkie z pokręconych postaci jakie tu spotkamy. Mimo ogólnego kretynizmu jaki towarzyszy serii, nie blokuje on możliwości płynnego przechodzenia do fragmentów smutniejszych – to się chwali.
Technikalia to pierwsza klasa. Oprawa graficzna robi wrażenie pod każdym kątem. Kreska jest miła dla oka, postacie są animowane płynnie, a ich projekty solidnie wykonane. Wszelka animacja trójwymiarowa została wykonana bez zarzutu, a efekty (np. promienie słoneczne) wyglądają świetnie.
Muzyka także nie powinna budzić zarzutów. Opening jak i ending koją uszy, osobiście nie pominąłem ich ani razu.
Angel Beats jest dziwne. Łączy kompletny absurd z mocnym dramatem. Zadaje wiele pytań, można nawet wyciągnąć z niego nie jeden morał. Choć nie jest to anime z najwyższej półki to ogląda się je z przyjemnością, mogę je polecić absolutnie każdemu. 8/10
Solidny film choć mogło być lepiej
Grafika pozornie może się wydawać przestarzała przez momentami zbyt wyblakłą kolorystyke. Jednak poza tym, wszystko stoi na dobrym poziomie. Tła jak i postacie są dobrze narysowane, ubiór np. choćby jednostek specjalnych może się podobać. Jednak to wszystko nie robiło by wrażenia gdyby nie animacja, jest po prostu kapitalna. Nie ma tu żadnych uproszczeń w postaci np. statycznego tłumu. Wszyscy się poruszają, animowane są również osoby na których w tym momencie akcja się nie skupia. Przypomina mi to nieco dbałość z innego anime – „Grobowca Świetlików”. Zadbano o wszystko – seria z karabinu naprawdę niesie spustoszenie na ciałach ostrzeliwanych, a wystrzał nie wygląda jak zimne ognie włożone w lufę karabinu. Twarze postaci nierzadko wydają się nie okazywać zbyt wiele uczuć, ale kiedy już to robią to wrażenie jest bardzo dobre.
Oprawa dźwiękkowa także daje radę. Wszystkie odgłosy otoczenia są idealne. Deszcz, pluskająca woda w kanałach, odgłosy wystrzałów, efekty symulujące ogłuszenie. Do tego świetna muzyka.
Tak więc techniczna część nie zawodzi ani trochę co przyczynia się do budowy genialnego klimatu. Ukazywany obraz jest przekonywujący, mroczny, taki jakim być powinien.
Klimat ten utrzymuje nas w ciekawości, nie pozwala wyłączyć filmu. I bardzo dobrze bo sama fabuła jest już niespecjalna.
Sama tytułowa „Wilcza Brygada” wydaje się być tylko gadką‑szmatką, serwowane każdym kroku motywy z „Czerwonego Kapturka” kiczowate.
Historia z zamierzenia nie miała być czystą akcją, ale wydaje mi się, że nieco przesadzono. W środkowej części filmu nie dzieje się niemal nic ciekawego, więc można się znużyć. Anime to z pewnością należy do tych wartych uwagi, ale raczej nie zapamiętamy go w sposób szczególny.
7/10
Re: Żeby tacy nauczyciele byli naprawdę
Wspaniale wyważony poziom fanserwisu. Po niektórych opisach obawiałem się tony bezsensownie serwowanych cycków i majtek. Na szczęście GTO ze smakiem podchodzi pod takie rzeczy. Nigdy takie elementy nie są podstawą żadnej sceny, nie przesadzono także z pompowaniem biustu co w anime jest na porządku dziennym. I przede wszystkim nie dano żadnego typowo fanserwisowego odcinka jak to było choćby w Highschool of the Dead (ocinek o kąpieli…). Anime epatuje seksualnymi odniesieniami ale są one tylko tłem, naprawdę solidne podejście do fanserwisu.
Żeby tacy nauczyciele byli naprawdę
Postać Onizuki jest najmocniejszym punktem serii. Takiego nauczyciela chciałby każdy. Rozumie uczniów, ma popaprane pomysły i nieustannie potrafi zaskakiwać. Potrafi być dobrym kumplem, a nie wpisującym z uśmiechem pały belfrem. Reszta ekipy także trzyma poziom, nie zauważyłem aby jakieś postacie były wypełniaczem. Zgredliwy vicedyrektor, Uehara i tępiony przez nią Yoshikawa, martwiący się nieustannie o poczynania mamy Murai…wszyscy idealnie spełniają swoją rolę.
Część wizualna bardzo mi się podoba. Oczywiście – technicznie nie ma absolutnie nic imponującego do zaoferowania, ale nie należę do osób wymagających wiele od obrazu. Kreska ma swój specyficzny urok, pełni niebagatelną rolę przy genialnych karykaturalnych minach Onizuki. Banan na ustach wyskakuje momentalnie. Do tego animacja jest bardzo staranna. Znacznie przewyższa sztuczne ruchy tony wektorów w wielu wydawało by się ładniejszych anime.
Udźwiękowienie jest wyjątkowo solidne. Już same openingi robią wrażenie, pierwszy wpadł mi w ucho niczym „The World” z Death Note. Pierwsze dwa endingi to już w ogóle majstersztyk, chyba nigdy nie wyłączyłem odcinka przed ich końcem. Trzeci ending znacznie słabszy, w sumie nie wiem po co go umieszczono.
W GTO nie znalazłem żadnego minusa. Wszystkie części składowe stoją na bardzo wysokim poziomie, nie idealnym ale w połączeniu dają wspaniały obraz. Niektórzy mogą sie poczuć znużeni po 43 ocinkach, które w sumie cechują się pewnym podobieństwem. Moja rada – oglądać z przerwami.
Aż mi się zachciało zostać nauczycielem, nikłe szanse skoro nawet na sprawdzian nie chce mi się uczyć…szkoda, że nie jestem Onizuką.
10/10
Średniak
Sama wizja miejsca akcji jest ciekawa. Wizja więzienia będącego atrakcją dla zwiedzających, prowadzonego przez szaleńca który z uśmiechem na ustach wysyła skazanych na krawe wyścigi ku uciesze widzów. Więzienia gdzie tylko twoje własne starania mogą ci ocalić życie (cukierki), więzienia z kliknij: ukryte ukrytym jeszcze bardziej chorym oddziałem gdzie toczą się patologiczne turnieje z udziałem ludzi władających krwią jak bronią. Zarys jest ciekawy i idealnie pasujący do stworzenia dobrego anime akcji, z możliwością dodania sporej dawki sci‑fi.
Niestety nie wykorzystano potencjału. Fabuła jest bardzo nierówna, zaczyna się nieźle, by było coraz gorzej, następnie w połowie ponownie zaczyna się robić ciekawie by w ostatnim odcinku spowrotem spaść na pysk, nie wyjaśniając nawet ogromu niewyjaśnionych kwestii…w sumie tego nawet zakończeniem nie można nazwać. Jeśli będzie kontynuacja to OK, ale na razie sie nie zapowiada.
Irytuje momentami zawyżony poziom brutalnosci, wciskanej wszędzie bez powodu. Konstrastuje on z wieloma fragmentami. To nie Elfen Lied, który jest po prostu ciężki przez niemal cały czas. Momentami to więzienie wygląda jak plac zabaw, by po chwili przeobrazić się w sadystyczne miejsce. Strażnicy mający pilnować najgorszych oprychów, mają kłopot z przytrzymaniem Shiro ? Zresztą cała reszta jest naiwna… kliknij: ukryte chyba że matka ratująca doniczkę zamiast własnego dziecka to dla kogoś nie idiotyzm.
Shiro – niby tajemnicza, postać zagadka jak C.C. z Code Geass. Tyle że tak naprawdę to skończona idiotka, która niewiele wnosi do fabuły i mogła by zostać zastąpiona byle kim. Nie znaczy to że postacie w anime powinny być kwintesencją inteligencji, czego dowodzi Lala z To Love‑Ru która jest nawet sympatyczna…po prostu ogólny zarys postaci Shiro spalony.
Główny bohater też nieszczególny, także można go zastąpić dowolnym innym uczniem.
Jesli chodzi o oprawę audiowizualną to jest bardzo dobra. Kreska miła dla oka, animacja płynna i szczegółowa. Ścieżka dźwiękowa świetnie dobrana, opening chwytliwy.
W sumie w większosci wymieniałem wady Deadman Wonderland, tak jakby było to anime na ocenę 1‑3. Mimo tych wszystkich niedopracowań i masy absurdu nie powiem abym oglądał to na siłę. Fabuła momentami była ciekawa, w sumie gdyby zakończono ją po ludzku to mogła by być nawet uznana za dobrą. Jeśli ktoś ma wolne 5 godzin to jak najbardziej może obejrzeć.
Ode mnie 5/10.
Na szczęście znacznie lepiej niż w recenzji
Przede wszystkim do To Love‑Ru zabrałem się po obejrzeniu Shiki i Jigoku Shoujo, wiec chciałem coś lekkiego dla odmiany. Głupawa komedyjka z domieszką ecchi pasowała jak najbardziej. Liczyłem na coś średniego dla zabawy, a tymczasem dostałem jedno z fajniejszych animów na jakie trafiłem. Przede wszystkim bohaterowie – tak jak mówi recenzent – są głupi, ale tacy mieli być z zamysłu, na czele z Lalą. To nie anime dla postaci o głębokim charakterze i zmiennym światopoglądzie. Zresztą sama Lala wydaje mi sie być cholernie sympatyczną postacią, bez względu na to jakie ma IQ, bez niej to anime wiele by straciło.
Sama fabuła jest słaba, jest bo ma być i nic więcej, ale wyjątkowo przyjemnie mi się to oglądało. Do tego ostatnia minuta ostatniego odcinku naprawdę przypadła mi do gustu. Zrobiła to co lubię – podsumowała ogólny zamysł serii, osobowość i zdolności Lali. Oczywiście zakończenie nie na miarę Code Geass ale ciekawie zrobione.
Stanę też w obronie To Love‑Ru jeśli chodzi o słowa recenzenta „nadal serię oddziela cienka czerwona linia od hentaia” – porządnie mnie to zaskoczyło, bo akurat temu anime do hentaia bardzo daleko. Nawet jeśli golizny jest sporo, to nie porusza się tu żadnej seksualności, o wulgarności rodem z KissXsis nie ma mowy. Jeśli nawet taka Aki Sora jest klasyfikowana na pograniczu hard ecchi/soft hentai to nie sądzę aby To Love‑Ru mogło być wyżej.
Ale żeby nie było tak słodko – minusy też są. Przede wszystkim odcinki są nierówne, jedne ogląda się z przyjemnością a inne nudzą. W szczególności odcinek 20, i po części 23 to jakieś totalne nieporozumienie i sztuczne zwiększanie ich liczby. Postać Haruny mimo iż miała być sympatyczna, niezmiernie mnie irytuje – jest naprawdę słabo zrobiona.
To Love‑Ru spodobało mi się bardziej niż oczekiwałem, mimo że nie jestem w żadnym stopniu fanem ecchi. Dostałem to co chciałem, głupawą komedyjkę na poprawę humoru. Ode mnie 8.
Wielka szkoda.
Niestety, ale dla mnie Serial Experiment Lain to słaba produkcja, która nuży niezmiernie. Nie wiem, może w późniejszych odcinkach to wszystko ulega poprawie, ja jednak sprawdzać tego nie będę. 4/10 za ukazanie przyszłości w najgorszym świetle nowoczesności, i udane tycie psychiki.