x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Nie pojmuję.
Jestem dość wytrzymałą zawodniczką i potrafię dać szansę, obejrzeć do końca, niestety Clannad był na tyle nieznośny, że absolutnie nie miałam siły.
Nie śmieszyło mnie absolutnie nic, smutne też specjalnie nie było, do tego obrzydliwa główna bohaterka.
Jedyne co mogę pochwalić to grafika, która wygląda w takich seriach po prostu dobrze. A, i postać Tomoyo.
Generalnie uważam, że jest wiele innych serii, które zdecydowanie lepiej pełnią rolę lekkich, szkolnych opowieści.
3/10
Lubię to.
Akcja idzie jak należy, zanim nie przeczytałam komentarzy w ogóle nie sądziłam, że coś może być nie tak z jej tempem. Wyczekuję kolejnych odcinków.
Fajne po prostu
Po pierwsze fabuła. Kiedy przeczytałam zarys byłam zachwycona! Czegoś takiego nie widziałam. Pierwsze 3 odcinki pozytywnie mnie nakręciły. Jednak całość z minuty na minutę zaczynała tracić świeżość i urok, przez ... wyimaginowane problemy bohaterów. O ile kłopoty Yui i Iori były do strawienia, bo bardzo polubiłam obie postacie, to Inaba skutecznie zniechęcała mnie nie tylko do oglądania, ale nawet do życia. Oficjalnie trafiła na czarną listę, bo po prostu niewiele jest takich bohaterek, które nigdy nie powinny być w żadnej serii. Pod żadnym pozorem.Nawet jeśli głos podkłada im Miyuki Sawashiro. Główny bohater nijaki, to już widziałam. A Aoki to mój zdecydowany ulubieniec.
Ogólnie za dużo rozpaczy, której nie powinno być. Bo nie miała sensownego źródła. Ale hej, nie było tak źle!
Grafika była urocza, nic specjalnego, ale bardzo przyjemna, tak jak projekty postaci.
Muzyka przeciętna, raczej nie wyróżniająca się z tłumu innych.
Dobrze mi się oglądało, chociaż momentami chciałam udusić na miejscu jedną z bohaterek. Cóż, widocznie jeszcze nie wyrosłam z aktywnego przeżywania co się dzieje na ekranie.
6/10
D:
Kuronuma jest jedną z najbardziej irytujących postaci żeńskich jakie zdarzyło mi się oglądać. Nie dość, że mdła i bezbarwna, to jeszcze tępa do granic możliwości.
Dodatkowo jej głos potęgował złe wrażenie (nie, nie seiyuu jest w porządku, po prostu zła intonacja?)
Kazehaya… Słodkie toto i nieporadne, kompletnie niezdatne do spożycia.
Nie było chemii, nie było nic. Romans(?) tej dwójki
leżał i nawet nie kwiczał.
W dodatku to „zabójcze” tempo akcji… Ledwo się połapałam o co chodzi, tak szybko się działo -.-
Postacie drugoplanowe – bajka! Szkoda, że nie poświęcili całej serii Yoshidzie albo Yano. Albo Kurumi. Bardzo szkoda.
Grafika zwyczajna, nie raziło nic, nie kuło w oczy.
Muzyka bez znaczenia, mało wyrazista.
Nie mogę polecić, ale też nie mogę odradzić, bo wiem, że wielu osobom się podobało. Jak na mój gust, jeśli ktoś szuka sympatycznej serii szkolnej z elementami romansu, to znajdą się o wiele lepsze tytuły.
Ode mnie 3/10.
Za postacie drugoplanowe, nic więcej.
Ojojoj ^^
Choć może Shizuku nie jest uroczą postacią, uwielbiam ją pod każdym względem. Miała momenty irytującego niezdecydowania kliknij: ukryte Kocham cię haru, nie kocham cię haru, kocham cię haru i tak dalej, ale generalnie odbiór był jak najbardziej na plus.
Haru… Irytujący x 283189231, ale dało się znieść.
Kreska taka sobie powiedzmy, jedno było śliczne, inne nijakie.
Muzyka w porządku, wpadł mi w ucho ten fortepianowy utwór w ostatnim odcinku.
Brakowało mi w tym konkretu, bo ja bardzo lubię konkrety. Dużo niedopowiedzeń, niektóre wątki niezakończone, co trochę wpływa negatywnie na ogólną ocenę.
Daję z czystym sercem 8/10.
Polecam jako ciepłą (w odróżnieniu do Shizuku) i uroczą serię szkolną z zabarwieniem romantycznym.
Nie bardzo, powiem szczerze.
Kolorowa papka z dobrymi seiyuu i znanymi projektami postaci, nic więcej.
Brakowało mi w tym sensu. Wrzucili mnie na głęboką wodę i prawdę mówiąc praktycznie do końca nie wiedziałam co oglądam.
Grafika eksperymentalna, odbierałam neutralnie, chociaż jak dla mnie taki zabieg był zupełnie zbędny.
Zdarzyło się parę chwytliwych kawałków, ale muzyka również mocno przeciętna, jeśli nie słaba.
Postacie… No właśnie. Jak tak czytam komentarze, to widzę, że nie tylko ja zauważam rażące podobieństwo co poniektórych do bohaterów z innych serii.
(To, co im się udało to Misaki Yata i Saruhiko Fushimi, bo dla nich serię oglądałam, muszę przyznać. Mogłam sobie pofangirlować. Przez chwilę.)
Seiyuu znakomici, same znane nazwiska, można i dla nich serię oglądać.
Fabuła zagmatwana i mało przekonująca. Coś się zaczynało dziać, szybko się kończyło na rzecz czegoś innego, główny wątek taki sobie…
Ogólna ocena: 3/10
Za Yatę, za Fushimiego, za seiyuu.
Boże Drogi.
Mimo iż nie jest to anime z gatunku supernatural, to biorąc się za to anime (z gatunku sportowych, of kors) można postawić sobie poważne pytanie o ludzkie możliwości. Nie wiem, nie oglądam meczów NBA, ale większość podań, wsadów, skoków znacznie przekraczała moim zdaniem pewne limity koordynacji, ALE – ja się naprawdę nie znam. Wiele ludzi zarzuca też brak realizmu – światła wokół postaci,kolorowe podania, niebotycznie długie unoszenie się w powietrzu, i mówienie całych zdań podczas skoku trwającego części dziesiąte sekundy (?), jednak kurczę – TO BYŁO CIEKAWE. Działało zdecydowanie na plus i nawet taki laik jak ja rozumiał o co chodzi i na czym to wszystko polega. Niestety, nie umiem przełożyć tego na moją grę, ale zawsze odcinek dodawał mi energii.
Postaci nie były wielce oryginalne, ujmujące i zalatywały sztampowością (takich chłopaków jak Kise to widziałam już kilka razy – co nie zmienia faktu, że jestem fanką :3)ale źle nie było. Było dobrze.
Jest dużo charakterów, wszyscy są różni, mają wady i zalety. A i drugoplanowi nie poszli w odstawkę – każdy ma talenty i zdolności. Niebagatelne zresztą.
Cichy i spokojny Kuroko jako protagonista jest miłą odmianą.
Fabuła nie jest skomplikowana, ale mnie urzekła i podoba mi się w niej każdy element. Pragnę drugiej serii z całego serca, już się nie mogę doczekać.
Muzyka mistrzowska. Nie wyszedł jeszcze oficjalny soundtrack o ile mi wiadomo, ale kawałek przy Aomine i po wygranej to moje absolutne ulubieńce.
Grafika… W porządku, co tu dużo mówić. Kolorowo i przyjemnie.
Nie brakowało niedociągnięć, ale mało która seria ich nie ma. Ważne, że wciągnęło mnie aż za mocno, przeżywałam każdy odcinek i czekam na resztę. Nic mnie tak nie omotało od czasów Baccano.
10+/10
Nie jestem przekonana.
Postaci są jak najbardziej w porządku – Hidenori i Yoshitake spełniali wszystkie wymagania, co innego Tadakuni, który do końca wydawał mi się bezbarwny.
Jestem miłośniczką serii, które skupiają się na bohaterach i i ich relacjach, fabuła może być, może jej nie być, ale Danshi Koukousei no Nichijou mnie zawiodło.
Grafika w porządku, muzyka też okej.
Ode mnie 5/10
Takie... Takie...
Główny bohater jest dnem totalnym. Ja naprawdę rozumiem, że uke, że dziecinny, że tak ma być, ale błagam. Yuki był… w porządku. Cały seans czekałam, aż będzie choć ciutkę milszy, bardziej kochany dla tego różowego pacana. Moim zdaniem zepsuli postać Tohmy tym kobiecym głosem. Do końca nie mogłam się przyzwyczaić.
Fabuła była nieciekawa, powiem od razu, wiele razy wstydziłam się za Shuichiego(tak, wstydzę się, jak rysunkowa postać zrobi coś żenującego, okropne), i czasem w ogóle nie wiedziałam co oglądam: kliknij: ukryte Pobili Cię, nagrali, grożą, dramat totalny,a ty drugiego dnia lecisz w stroju uczennicy do swojego kochanka, który właśnie pobił twoich oprawców i wychodzi z pokoju, zostawia ich tam, udaje, że cię nie zna i… CO?
Mimo wszystko, nie było źle. Koniec końców oceniam na plus, bo Yuki, bo nienachalne BL, bo kilka razy się uśmiechnęłam.
5,5/10?
Huhu
Raz byłam zachwycona, raz mi się nudziło. Zwłaszcza Chizuru działał mi na nerwy, a że było mu poświęcone sporo czasu – mój stopień zadowolenia się zmniejszył.
Za to Yuta błysnął jeszcze bardziej, i to mi się podobało :)
Podejście do tematu równie lekkie, ciepłe i rozleniwione co ostatnio. Nie sądzę, aby specjalnie wiało gejozą, jako to niektórzy mawiają – inna rzeczywistość niż ta, którą znamy, może mało realna, ale taki jest styl tego anime. Preferencje są różne – jak komuś się nie podobała pierwsza seria, to druga nie będzie się podobać jeszcze bardziej.
Ode mnie 8/10, cieszę się, że obejrzałam.
=3=
Dlaczego mi się podoba. Jest przesycone niewymuszonym humorem. Mocnym, choć jedynym filarem tej serii, są dialogi. Humor jest specyficzny, jeśli mogę to tak ująć (na pewno nie spasuje fanom klasycznych gagów czy sytuacji majtkowych),ale do mnie przemówił i spowodował, że 13 odcinków zleciało w oka mgnieniu.
Osobowości bohaterów nie są zbyt rozbudowane czy wielce oryginalne. Nie przeszkadza to jednak absolutnie, bo postacie się różnią i mają sens. Relacja między nimi mnie urzekła, dlatego, że przedstawia taką zdrową przyjaźń, którą można spotkać albo bardzo rzadko, albo w ogóle.
Nawiasem mówiąc, wstępuję do grona wielbicielek bliźniaków, a zwłaszcza Yuty.
Efektów specjalnych nie było, tła są trochu na odwal się, ale nie o tła tutaj chodziło.
Opening i ending są zdecydowanie urocze.
Ode mnie 9/10, bo w swojej kategorii spisuje się fenomenalnie i lecę oglądać drugą serię ;)
Nein, nein.
Na początek coś miłego. Bardzo podobała mi się grafika.
Postacie były ładne, nieidentyczne, zadbano o szczegóły, kolorki były dobrze dobrane – ohy i ahy z mojej strony.
I tu zaczyna się ta mniej sympatyczna część. Postaci.
Główny bohater był nudny, przewidywalny i w dodatku irytujący. Jego młodsza siostra weszła na wyższy stopień wkurzania i choć wydawało mi się, że to ma być jakaś forma tsundere – moim zdaniem zupełnie nie wyszło.
Jedna, jedyna postać, która mnie urzekła to Ruri. Ale ona nie jest w stanie udźwignąć brzemienia głupoty pozostałych na własnych ramionach.
Jeśli to miała być komedia, to się nie uśmiałam, bardziej zirytowałam.
Ode mnie 4/10
O tragedio
Zacznę od początku. Nie wiedziałam, nie wiem i pewnie się już nie dowiem, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło. Co chwila zmieniał się klimat – niestety, wszystkie zmiany były na tym samym, g*wnianym poziomie.
Bohaterowie. Czy jest ktoś sensowny? Nie ma. Wszyscy, co do jednego byli idiotyczni, choć ( pozwólcie, że błysnę oryginalnością) duet Kakeru‑Yuka przekracza wszelkie możliwe granice i jak żyję, nie widziałam takiej płycizny. Zwłaszcza koleżanka była sympatyczna.
O, i jeszcze kolega z głosem Shikamaru… Takihisa?
Jak dla mnie kompletny niewypał.
Grafika przeciętna,ale ładna muszę przyznać. Te dziewuszki wyglądały porządnie i mile dla oka.
Oprawa muzyczna też niczego sobie.
Jako, że Kaichou wa Maid‑sama dałam 2,5/10, tutaj niestety będzie tylko 1,5/10. Jednak jest gorsze, widocznie gorsze.