Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,33

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 30
Średnia: 7,63
σ=1,25

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Sulpice9
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sono Bisque Doll wa Koi o Suru [2025]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2025
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • My Dress-Up Darling [2025]
  • その着せ替え人形は恋をする [2025]
Tytuły powiązane:
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Kolejne cosplayowe perypetie Marin i Gojou. Kontynuacja godna poprzedniego sezonu, co zważywszy na problemy produkcji, zakrawa na cud.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

W normalnych okolicznościach napisałbym, że recenzja zawiera spojlery do sezonu pierwszego, ale w tym przypadku fabuła całej poprzedniej odsłony była de facto realizacją założeń początkowych odcinków. Zatem tym razem tylko przytoczę historię z pierwszych epizodów całego anime, z lekkimi dodatkami. Jeśli dla kogoś nawet ta symboliczna treść to za dużo, zapraszam po seansie, a na razie jedynie zachęcam do obejrzenia, bowiem oba sezony prezentują całkiem solidny poziom.

Gojou jest sierotą samotnie wychowywaną przez dziadka, znanego twórcę tradycyjnych japońskich lalek hina. Przez większość wolnego czasu chłopak pomaga krewnemu w warsztacie, ale to żaden kłopot, bowiem licealista uwielbia rodzinny biznes i marzy, by zostać równie szacownym rzemieślnikiem, co jego przodek. Niestety, wszystko ma swoją cenę i w dzieciństwie został zrugany za swoją pasję, „bo kto to słyszał o chłopaku, którego interesują lalki”. Skutkiem czego Gojou usunął się w towarzyski cień. Na szczęście w szkole średniej przypadkiem poznaje Marin, popularną gyaru i otaku, której największą pasją jest cosplay. Problem polega na tym, że choć dziewczęciu nie brakuje entuzjazmu, szycie nie zalicza się do jej mocnych stron. Koniec­‑końców dwoje zupełnie różnych nastolatków zaczyna wspólną przygodę, tworząc kreacje z rozmaitych anime, mang, a nawet gier komputerowych. W międzyczasie uczestniczą w cosplayowych imprezach, organizują sesje zdjęciowe i poszerzają grono znajomych o kolejnych członków tej specyficznej subkultury. Jedyną dużą zmianą jest ewolucja postawy Marin – mniej więcej w połowie pierwszego sezonu dziewczyna uświadamia sobie, że Gojou to dla niej ktoś o wiele ważniejszy niż tylko przyjaciel.

Poprzednią odsłonę Sono Bisque Doll wa Koi o Suru przyjąłem z entuzjazmem, choć nie bez zastrzeżeń. Nieco drażni mnie niewielka liczba postaci drugoplanowych, nierówny poziom oprawy technicznej i przede wszystkim – zdecydowanie zbyt dużo fanserwisu, przesadzonego nawet jak na serię z licznymi kostiumami w tle. Z drugiej strony, nawet jeśli relacje Marin i Gojou zbudowano na dobrze znanym schemacie przebojowej, popularnej panny i nieśmiałego introwertyka (krótko mówiąc – mocno ogranej bajce dla płci brzydkiej), to jest to na tyle świeże wykonanie, że z łatwością ich polubiłem. No i przede wszystkim – seria znakomicie opowiada o specyficznych pasjach, wybornie ukazując synkretyzm japońskiej współczesnej sztuki, gdzie nowoczesność i kosmopolityzm łączą się bez przeszkód z tradycją i dbałością o autentyzm.

Czy drugi sezon sprostał moim oczekiwaniom? Zdecydowanie tak, choć zestaw wad i zalet prezentuje się zupełnie inaczej niż u poprzednika.

Z pewnym rozczarowaniem muszę stwierdzić, że znacząco pogorszyło się prowadzenie relacji Marin i Gojou, czyli jeden z mocniejszych punktów pierwszej odsłony. Bez większych ogródek – tempo rozwoju ich potencjalnego związku zrobiło się niebywale powolne. W poprzednim sezonie nie przeszkadzało mi, że gyaru ogranicza tę relację do romantycznych westchnień i prób wybadania, czy jej ukochany nie ma przypadkiem dziewczyny, bowiem dobrze to korespondowało z wydarzeniami serii. Dopiero się poznali, pierwsze projekty stanowiły niemałe wyzwanie, zaś dla Gojou posiadanie choćby znajomych stanowiło zupełną nowość. Nie dziwota więc, że dziewczyna nie naciskała. Jednak mamy nowe dwanaście odcinków i przez ten czas prawie nic się nie zmienia. Nie ukrywam, bardzo brakuje mi jakiegokolwiek postępu, tym bardziej że wątek romantyczny jest jedyną fabularną sprężyną, która tworzy z serii coś więcej niż zbiór skądinąd sympatycznych historyjek o codziennej doli cosplayerów.

Sprawę pogarsza druga największa wada sezonu – mam poważny problem z postacią samej Marin. Odnoszę wrażenie, że dziewczyna powoli psuje się z odcinka na odcinek, przekształcając się z sympatycznej, nieco zwariowanej bohaterki w typowy obiekt westchnień wymyślony przez dział marketingu. Ten kontrast szczególnie mocno wybrzmiewa w czołówkach obu sezonów – w pierwszym dostajemy wyśmienitą miniaturę, gdzie na jednym ekranie prezentowany jest poranek Marin i Gojou. U niej to nerwowa krzątanina pewnej siebie, nowoczesnej kobiety, zaś u niego – zestaw japońskich mini rytuałów, dostojnych i nobliwych. Niestety, w tej odsłonie znakomita sekwencja ustąpiła prezentacji typowej waifu, która ma nakłonić odbiorcę do kupienia kolejnych gadżetów. Jasne, nie jestem na tyle naiwny, by nie mieć świadomości, że stworzenie atrakcyjnej panny, z której jest „dobry kumpel”, było komercyjną zagrywką już na etapie tworzenia koncepcji całej serii, jednak w pierwszym sezonie nie jest to tak nachalne. Pomimo dużych ilości fanserwisu!

Te mankamenty mogą sugerować znaczne obniżenie poziomu, ale na szczęście nie jest tak źle. Jak wspomniałem, pierwszy sezon cierpiał na trzy większe problemy i wszystkie udało się poprawić. Zacznijmy od zmiany pierwszej i najprostszej do wyjaśnienia – w nowej odsłonie znacząco ograniczono ilość fanserwisu. Oczywiście, nie twierdzę, że nie ma go wcale (czego dowodzi choćby pierwsza kreacja w sezonie), ale jest go na tyle mniej, iż mogę zagrać kartą „bo to serial o cosplayerach”. Ba, grzebiąc w internecie, znalazłem sporo komentarzy zirytowanych miłośników mangi narzekających na zbyt pruderyjne podejście do pikantniejszych scen w stosunku do papierowego oryginału. Z mojej strony zachęcam studio, by z dumą kontynuowało ten trend.

Kolejny, już nieco bardziej złożony element, to ogromna poprawa na drugim planie. W poprzednim sezonie bohaterowie poboczni wzbudzili moją sympatię, jednak pojawiali się nieco pretekstowo, jakby scenarzysta i reżyser chowali ich do szafy, gdy tylko wypełnili swoje zadanie. Tym razem postacie z poprzedniej odsłony wracają i to w sposób dość naturalny. Wątki już rozpoczęte mają swoje konsekwencje, zaś grono bohaterów zaczyna powoli się powiększać. Świat przedstawiony nabiera kształtów i w końcu odnoszę wrażenie, że społeczności cosplayerowe funkcjonują bez względu na to, czy uczestniczą w nich Marin i Gojou. Poza miłośnikami rozmaitych przebieranek poznajemy koleżanki z pracy Marin i, przede wszystkim, zaznajamiamy się z innymi uczniami na szkolnym festiwalu.

Skoro wspomniałem o szkole, to muszę przyznać, że ten wątek jest moim ulubionym. Sprawia wrażenie zadziwiająco realistycznego, ze szczególnym uwzględnieniem bardzo zwyczajnych i nieprzejaskrawionych kolegów głównych bohaterów. Stamtąd pochodzi również moja ulubiona scena w sezonie, kiedy zrelaksowany Gojou pracuje nad kostiumem, a uczennice wesoło trajkoczą o rozmaitych aspektach japońskiej popkultury. Bez zbędnego komentarza znów dostajemy uroczą miniaturę, gdzie tradycja i postęp „w jednym stały domu” i jakoś nikomu to nie przeszkadza.

Co do „przeszkadzania”, warto wspomnieć o bardzo istotnej przemianie, która zaszła w Gojou. Bohater pozostaje sobą, jednak w kontaktach z cosplayerami, a także pozostałymi uczniami nabiera przekonania, że może wszystko z nim w porządku. Fakt, dysponuje niezwykle rzadką pasją, ale to przecież żaden powód do wstydu. Nie czyni to z niego niepokojącego dziwaka (jak sam o sobie myślał jeszcze na początku serii), a fajnego gościa, który dysponuje rzadkimi i cennymi talentami. To nie tylko prosta, ale bardzo przekonująca przemiana bohatera, a przede wszystkim niezwykle wartościowa lekcja dla nas.

Trzecia istotna poprawa dotyczy kwestii technicznych. W tym momencie muszę opowiedzieć o wydarzeniach, które towarzyszyły produkcji. Po pierwsze, ostatnia część komiksu powstawała w dość napiętej atmosferze i nieco chaotycznych okolicznościach związanych z trudną kondycją psychiczną autorki. Po drugie, choć plotki o powstaniu drugiego sezonu krążyły od jakiegoś czasu, ekipa z Clover Works dostała go przysłowiowym rzutem na taśmę. I, co najważniejsze – to trzeci projekt, jaki studio realizowało w tym sezonie (sic!). Na szczęście, choć seans Sono Bisque Doll wa Koi o Suru upłynął mi w nieco nerwowym oczekiwaniu, czy seria się nie posypie, to rysownikom udało się utrzymać dobry poziom aż do samego końca. Reżyserzy poszczególnych odcinków mieli mnóstwo roboty i moim zdaniem od samego początku zdawali sobie sprawę z narzuconych ograniczeń. Wiedząc o problemach produkcyjnych, dość łatwo wyłapać rozmaite sprytne sztuczki techniczne. A to pojawi się jakaś komediowa wstawka, gdzie akurat można sensownie uprościć rysunek, a to nagle zmieniamy ujęcie na szerszy kadr, by odpuścić sobie detale, a to dajemy dłuższe ujęcie na tło lub jakiś interesujący szczegół… Ostatecznie wszystko się broni i wydaję mi się, że graficznie jest lepiej niż w pierwszej odsłonie. Choć i w tej zdarzają się gorsze epizody (co ciekawe, wśród nich znajdziemy odcinek pierwszy – czyli taki, który zwykle winien być tym „popisowym”). Jeżeli jesteście fanami serii, które miały skomplikowany proces powstawania, to myślę, że drugi sezon jest zdecydowanie dla was. W każdym razie, panowie i panie z Clover Works – chylę czoła.

Co do szeroko rozumianego udźwiękowienia – muzyka nie zachwyciła mnie w pierwszym sezonie, a w drugim nie nastąpiły większe zmiany, jednak podnoszę finalną ocenę o punkt, ponieważ piosenka na koniec odcinka jest naprawdę dobra. Do projektu wracają seiyuu z pierwszego sezonu i wciąż trzymają wysoki poziom. Wśród powrotów nieco bawi mnie ponowny występ Hiny Youmiyi w drugoplanowej roli siostry znanej cosplayerki. Rok po pierwszym sezonie wówczas mało znana seiyuu stała się gwiazdą za sprawą roli Anny Yamady w głośnym Boku no Kokoro no Yabai Yatsu. Wśród nowych aktorów koniecznie muszę wyróżnić Ayumu Murase za wyśmienite sportretowanie Chitosego, studenta i specyficznego cosplayera.

Nie wspomniałem jeszcze o jednej zalecie, którą obie części z dumą mogą się poszczycić. Seria bardzo dobrze opowiada o aspektach cosplayu. Podoba mi się, że nie zapomniano o sprawach budżetowych, kompromisach w wyborze dodatków, próbach odtworzenia rysowanych pierwowzorów i wyszukiwaniu detali przy tworzeniu półprofesjonalnych projektów. Trochę mnie zaskoczyło tylko omawianie takiej kwestii jak dostosowanie ruchu scenicznego do odgrywania danej postaci. Wydawało mi się, że po tylu cosplayowych perypetiach tego typu sprawy mamy już dawno za sobą. Niemniej, cały koncept zrealizowano całkiem dobrze, więc nie będę marudzić.

Choć wątek romantyczny nieprzesadnie mnie przekonuje i zdaję sobie sprawę, że to jeden z tych seriali, gdzie konieczna będzie kontynuacja, byśmy mogli w pełni docenić ten sezon, to druga odsłona wciąż zdecydowanie się broni. Cieszy mnie, że mnóstwo elementów udało się zaprezentować lepiej niż w pierwszym sezonie i jeśli ktoś ukończył go z mieszanymi uczuciami, to istnieje spora szansa, że tu będzie się lepiej bawić.

Sulpice9, 18 października 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Clover Works
Autor: Shin'ichi Fukuda
Projekt: Ayumi Nagaki, Erika Nishihara, Kazumasa Ishida
Reżyser: Keisuke Shinohara, Yuusuke Yamamoto (nara)
Scenariusz: Yoriko Tomita
Muzyka: Takeshi Nakatsuka