Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 9/10 grafika: 9/10
fabuła: 8/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 280
Średnia: 8,48
σ=1,25

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Inuyasha Kanketsu-hen

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 26×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 犬夜叉 完結編
  • Inuyasha: The Final Act
Widownia: Shounen; Postaci: Anthro, Kapłani/kapłanki religii wschodnich, Youkai; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość; Inne: Magia
zrzutka

Każda opowieść kiedyś się kończy, niestety… Ostatnie spotkanie z Inuyashą i jego towarzyszami. Czy wreszcie uda im się pokonać Naraku?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Nie czarujmy się, InuYasha Kanketsu­‑hen to produkcja przeznaczona dla wiernych fanów poprzedniej części oraz mangi. Reszta świata pogubi się już na początku pierwszego odcinka. Twórcy tym razem nie pokusili się o żadne wprowadzenie, od pierwszej minuty zostajemy wrzuceni w sam środek wydarzeń. Hakudoushi, czyli jedna z „części” Naraku, namawia Kagurę do zdrady, obiecując, że uratuje jej serce i zwróci wolność, jeżeli mu pomoże. Ich celem stają się fragmenty Shikon no Tama, na których nie położył jeszcze swoich łap Naraku. Wszystkie osoby dramatu intensywnie poszukują serca demona i jego samego, a ich ścieżki powoli krzyżują się…

Mam do tej serii ogromny sentyment, ponieważ było to jedno z pierwszych anime, jakie w ogóle obejrzałam. Mimo że moja lista od tamtego czasu bardzo się wydłużyła, InuYasha nadal pozostaje dla mnie przykładem znakomicie zrealizowanej przygodówki. Szczerze mówiąc, obawiałam się, że finał opowieści o Kagome i narwanym hanyou nie sprosta moim oczekiwaniom, zatraci cały klimat i „magiczność” części poprzedniej. Na szczęście myliłam się. Tym razem akcja skupia się tylko i wyłącznie na walce z Naraku, a ponieważ seria została zaplanowana jako dwudziestosześcioodcinkowa, zrezygnowano z wszelkich „ozdobników” i „chwil wytchnienia”. Każdy kolejny odcinek jest równie emocjonujący i w ekspresowym tempie ukazuje poszczególne wydarzenia. Jest to też poniekąd najsłabszy punkt serialu. Przez taką, a nie inną kompozycję czasami widz ma wrażenie, że gdzieś zgubiono fragmenty historii i zamiast jakoś zamaskować ostre przejścia między kolejnymi scenami, dodatkowo podkreślono je, robiąc z nich na przykład początek nowego odcinka. Takie zabiegi tylko zwiększają uczucie chaosu i sprawiają, że widz zastanawia się, czy przez przypadek czegoś nie ominął. Inna sprawa, że wszystko dzieje się tak szybko, iż nie sposób zawracać sobie tym głowy zbyt długo.

Cóż, osoby, które oglądały pierwszą serię, wiedzą, że Naraku znacznie urósł w siłę i wcale nie miał zamiaru na tym poprzestać. Aby go pokonać, bohaterowie również muszą odpowiednio się uzbroić i dlatego wykorzystują każdą możliwą okazję do zdobycia nowych umiejętności. Tak, dobrze kombinujecie, duża część fabuły InuYasha Kanketsu­‑hen polega na zdobywaniu kolejnych poziomów mocy. A ponieważ głównym narzędziem walki Inuyashy jest miecz, to właśnie o nim opowiada większa część historii. Wreszcie mamy okazję poznać wszystkie powody, dla których ojciec zostawił młodszemu synowi potężną broń, jaką jest Tessaiga, a Sesshomaru teoretycznie nieszkodliwą Tenseigę. Oczywiście miecz, a nawet dwa, to za mało, żeby pokonać takiego wroga, zwłaszcza że ma w swoim posiadaniu potężny artefakt, jakim jest Shikon no Tama. Dlatego nie zapomniano o Kagome, która posiada przecież moce miko, chociaż nie do końca nad nimi panuje.

Chyba najbardziej obawiałam się o końcówkę anime. Chociaż nie czytałam mangi, wiedziałam mniej więcej, co się stanie (bez szczegółów co prawda) i niestraszne mi były niespodziewane zwroty akcji. Ponieważ pierwowzór również był skończony, także twórczość własna scenarzystów niespecjalnie mnie przerażała. Najbardziej bałam się przedramatyzowania oraz rozwleczenia wszystkiego w czasie. Co do pierwszego: nie chodzi o to, że koniec powinien być poprowadzony gładko, bez emocji, ot tylko pojedynek. Rozumiem potrzebę monologów, odrobiny patetyzmu i poświęceń, ale jest pewna cienka granica, za którą te rzeczy zamiast wzruszać, śmieszą. I dzięki Bogu, anime w żadnym momencie tej granicy nie przekroczyło. Druga obawa także się nie sprawdziła, serial został w ostatecznym rozrachunku świetnie zaplanowany i starczyło czasu na wszystko, bez przyspieszania czy zwalniania niektórych wydarzeń.

Na osobną uwagę zasługują postacie, które wyraźnie wydoroślały. Relacje między nimi znacznie się pogłębiły i rozwinęły. I nie mam tu na myśli tylko wszystkim znanych par, czyli Kagome i Inuyashy oraz Sango i Miroku. Przemiany poszczególnych bohaterów wpłynęły znacznie na ich interakcje z otoczeniem, co bardzo ładnie widać na przykładzie Sesshomaru. Dumny i zimny youkai wreszcie zaczął pokazywać swoją łagodniejszą stronę. W końcu można zobaczyć, jak ważna jest dla niego Rin oraz jak bardzo zmienił się jego stosunek do młodszego brata. Pięknie wyewoluował też związek Sango i Miroku, którzy tak jakby przestali wstydzić się swoich uczuć i zdali sobie sprawę, że nie mogą bez siebie żyć. Bardzo wydoroślał Kohaku, do tej pory więziony przez wydarzenia z przeszłości. Chyba największy wpływ miała na to Kikyo, która towarzyszyła mu przez większość czasu i która również nieco zmieniła nastawienie do świata. To naprawdę fantastyczne, jaką przemianę przeszli bohaterowie i jak bardzo ich wspólne decyzje zaważyły na poszczególnych zdarzeniach. Niestety, nie wszyscy dotrwali do końca serialu. Nie mam zamiaru zdradzać, kto miał nieszczęście zginąć, ale muszę przyznać, że te sceny rozegrano rewelacyjnie. Śmierć nigdy nie była tak piękna i wzruszająca, naprawdę nie spodziewałam się znaleźć takiego morza emocji w serii przygodowej.

Tym razem nie wprowadzono zbyt wielu nowych bohaterów. Tak naprawdę na uwagę zasługują dwie postacie: pojawiająca się tylko raz matka Sesshomaru i jeszcze jedna „część” Naraku, Byakuya. Ta pierwsza podbiła moje serce, kiedy tylko się pojawiła: potężna i pewna siebie, traktuje syna nieco z góry, ale wyraźnie widać, że jest do niego przywiązana. Poza tym miło zobaczyć kogoś, kto bez obawy o konsekwencje może dogryzać wyniosłemu „starszemu bratu”. Byakuya natomiast jest jedną z ciekawszych postaci: do końca wierny swojemu panu, pełni rolę cichego obserwatora i rzadko miesza się do walki. Sprawia wrażenie osoby, która doskonale wie, co ją czeka i kompletnie poddaje się losowi, traktując wszystko jak zabawę. Oczywiście zostaje nam czarny charakter, czyli Naraku. To naprawdę jeden z nielicznych negatywnych bohaterów w anime, który faktycznie wzbudza grozę. Jest okrutny, ale nie w sposób szaleńczy, tylko zimny, wyrachowany. Zanim zabije swoją ofiarę, lubi dać jej nadzieję, pobawić się nią. Całe swoje życie podporządkowuje jednemu pragnieniu i jest gotowy zrobić wszystko, aby je spełnić. Naraku jest zły w sposób niesamowicie autentyczny i chyba dlatego tak bardzo przerażający.

Zadbano nie tylko o fabułę i bohaterów, ale także o oprawę audiowizualną. Widać, że budżet był pokaźny i wykorzystano go do ostatniego gorsza. Ogromną zaletą jest fakt, że zdecydowano się na pozostanie przy starych projektach postaci. Twarze, sylwetki, a nawet ubrania nie przeszły żadnej znaczącej metamorfozy. Postarano się jedynie o nieco gładszy kontur i żywsze kolory. Takoż tła pozostały bogate i bardzo barwne, chociaż czasami efekty komputerowe zbytnio rzucały się w oczy. Animacja jest bardzo płynna i wspaniale sprawdza się podczas scen dynamicznych. Graficznie InuYasha Kanketsu­‑hen bardziej przypomina film kinowy niż serial, widać, że w jego wykonanie włożono mnóstwo pracy i za to chylę czoła przed rysownikami. Muzycznie seria nie odbiega od części pierwszej, wiele motywów się powtarza, jak na przykład nieśmiertelna, krótka kompozycja towarzysząca planszy z tytułem odcinka. Serial tym razem ma tylko jeden opening, Kimi ga Inai Mirai śpiewany przez Do as Infinity. Jest to piosenka energiczna i radosna, idealnie oddająca „ducha” serii i wpasowująca się w jej klimat. Natomiast są aż trzy utwory towarzyszące napisom końcowym i chyba tylko pierwszy średnio mi się spodobał. Wszystkie to klasyczny, łagodny j­‑pop, który – przynajmniej w moim odczuciu – jest nawet lepszy od piosenki z czołówki.

Być może wiele osób uzna, że dziewiątka to zbyt wysoka ocena, ale patrząc na poziom ostatnich nowości, wystawiam ją z czystym sumieniem. Wśród zalewu kiepskich kontynuacji, ta świeci wyjątkowo jasnym blaskiem. Jest niewiele produkcji, które utrzymują równie wysoki poziom od początku do końca, a InuYasha Kanketsu­‑hen zdecydowanie się to udało. Serial nie tylko pozostał wierny oryginałowi i pierwszej części, ale poszedł krok dalej, rozwijając osobowości bohaterów i relacje między nimi. Każdy kolejny odcinek oglądałam z wypiekami na twarzy, jednocześnie zdając sobie sprawę, że to już koniec i nie mam co liczyć na więcej przygód. InuYasha to taki mój „dziecięcy” ideał anime, który pozostał czysty i nieskalany. Za to oraz za mnóstwo radości, jaką dał mi seans tej produkcji, powinnam wystawić jej najwyższą notę, ale to chyba pierwszy raz, kiedy trochę zabrakło mi wypełniaczy… Ten serial jest zdecydowanie za krótki!

moshi_moshi, 6 czerwca 2010

Recenzje alternatywne

  • Zegarmistrz - 15 lutego 2011
    Ocena: 6/10

    Rok czy dwa przed założeniem Tanuki.pl snuliśmy z Avellaną (i kilkoma innymi osobami) rozważania o tym, jak skończy się bardzo przez nas lubiana seria Inuyasha. Nie wiem, jak reszta, ale dziś nie jestem pewien, czy na pewno chciałem to wiedzieć. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Rumiko Takahashi
Projekt: Yoshihito Hishinuma
Reżyser: Yasunao Aoki
Scenariusz: Katsuyuki Sumisawa
Muzyka: Kaoru Wada