Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 10 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 407
Średnia: 7,4
σ=1,62

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Toaru Majutsu no Index 2

zrzutka

Toaru Majutsu no Index II to rozczarowanie sezonu: seria, od której fani oczekiwali cudu, a dostali anime przygodowe.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Lila

Recenzja / Opis

Powiem uczciwie: recenzja Toaru Majutsu no Index II jest zapewne jednym z najtrudniejszych tekstów, jakie napisałem na potrzeby Tanuki.pl. Powód jest skomplikowany: z jednej strony osobiście czuję się rozczarowany tym sezonem anime i najchętniej dałbym upust swej frustracji, plując jadem i nienawiścią. Z drugiej natomiast, jako recenzent bądź co bądź popularnego serwisu, jestem kimś na kształt osoby publicznej i oczekuje się po mnie uczciwej oceny.

Fabuła serii zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończył się pierwszy sezon. Jest to dość enigmatyczne stwierdzenie, jednak jak zapewne fani wiedzą, anime to zostało oparte o cykl powieści ilustrowanych o tym samym tytule. O ile więc we wcześniejszych odcinkach przeniesiono na ekran tomy od 1 do 6, tak tym razem otrzymujemy ekranizację tomów 7 do 13 oraz pierwszego tomu specjalnego. Anime otwiera jednak pewien epizod z tomu piątego (historia faceta z magiczną kuszą), która została wcześniej pominięta (a która chronologicznie rozgrywa się w tym samym momencie, w którym Accelerator spotkał Last Order, a Misaka miała udawaną randkę z Toumą).

Ponownie przenosimy się więc do Gakuen Toshi, czyli Miasta Akademickiego, potężnego kompleksu edukacyjno­‑naukowego graniczącego z Tokio. To zamknięte miasto w teorii zostało pomyślane jako miejsce szkolenia i badań nad esperami, młodymi ludźmi posiadającymi (jeszcze) niewyjaśniane przez naukę (odpowiednie prace w toku) moce. Zamieszkane głównie przez uczniów, stanowi oficjalnie monstrualny campus szkolno­‑uniwersytecki. Nieoficjalnie natomiast jest to projekt życia bardzo szalonego geniusza, miejsce, w którym wielkie korporacje i pozbawieni skrupułów uczeni prowadzą nieczyste eksperymenty. Całej sytuacji przygląda się z ukrycia druga nadprzyrodzona potęga tego świata: skupieni wokół kościołów chrześcijańskich magowie. Zaniepokojeni wzrostem potęgi naukowej strony świata (w tym uniwersum nauka jest używana jako termin równorzędny dla mocy esperów) czarownicy próbują mu przeciwdziałać.

W tym niespokojnym miejscu przychodzi żyć Toumie, na pozór zwykłemu „level 0” (czyt. osobie nieposiadającej żadnych mocy) i uczniowi szkoły średniej. Jak pamiętamy, na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się on niczym spośród innych mu podobnych, może prócz odwagi, umiejętności lania po mordzie i skłonności do użalania się nad własnym pechem. Jest jednak dzierżycielem trzeciego rodzaju (po zdolnościach esperów i zaklęciach czarnoksiężników) typu mocy w uniwersum Toaru Majutsu no Index. Jest nim Imagine Breaker, zdolność cofnięcia i całkowitej negacji każdej mocy nadprzyrodzonej, z jaką się spotka. Jako jej posiadacz, Touma nieraz był wciągany w nieczyste rozgrywki przedstawicieli zarówno magicznej, jak i naukowej strony świata, a na swojej ścieżce życiowej spotkał wiele innych ważnych osób, w tym specjalizującego się w magii ognia brytyjskiego czarownika Stiyla Magnusa, żywą bibliotekę czarodziejskich ksiąg imieniem Index, nieco nadpobudliwą, lecz jednocześnie bardzo wrażliwą (zwłaszcza na swoim punkcie), niezwykle uzdolnioną esperkę Mikoto „Railgun” Misakę, armię jej stworzonych za pomocą nielegalnej bioinżynierii klonów, czy dyżurnego psychopatę i jednocześnie najpotężniejszego w okolicy espera o przezwisku Accelerator…

Jak pamiętamy, w poprzedniej serii fabuła składała się z luźnych opowieści po kilka odcinków każda, będących w zasadzie oddzielnymi przygodami. W tej serii jest podobnie, jednak powoli wydarzenia zaczynają się zazębiać. Tak więc w Gakuen Toshi cały czas żywy jest duch złowrogiego eksperymentu, który przerwali Touma i Railgun. Przed Acceleratoren tymczasem staje zadanie obrony nowej podopiecznej, małoletniego, ale ponad wiek przebiegłego klona oznaczonego jako Misaka 20001 i nazywanego Last Order przed zakusami bezwzględnych naukowców, a Kościół Katolicki i jego magowie po kilku upokarzających klęskach postanawiają wreszcie przejść do kontrataku.

Niestety zawiedzie się ten, kto spodziewałby się, że anime rzuci nowe światło na świat wykreowany w poprzednim sezonie i zaprezentuje jakąś jego ewolucję czy pchnie wydarzenia do przodu. Nic takiego nie zachodzi. O ile w pierwszym sezonie narobiono nam apetytu, wprowadzając wiele ciekawych informacji i sugerując powstanie „stronnictwa Toumy” będącego trzecią siłą tego świata, a gromadzącego po stronie bohatera potężne osobistości zarówno ze strony magii, jak i nauki, o tyle pod tym względem drugi sezon stanowi totalną porażkę. Miast bowiem konsekwentnie rozwijać świat i budować relacje między stworzonymi wcześniej, bardzo atrakcyjnymi postaciami postawiono na dodawanie nowych elementów do już i tak bardzo skomplikowanej układanki. W efekcie drugi sezon składa się w zasadzie tylko z kolejnych historii tworzonych na zasadzie „przychodzi zły czarodziej! Touma musi go powstrzymać, inaczej miasto czeka zagłada”. Historie bardzo rzadko się łączą, zamiast tego dopychane są w nich nowe, tak naprawdę niezbyt wciągające wątki.

Poważną wadą jest też skupienie się na magicznej stronie tego uniwersum. Owszem, magia jest bardzo interesującym elementem, znacząco zwiększającym jego atrakcyjność. Bez niej Toaru Majutsu no Index byłoby dość typową opowieścią o złych korporacjach eksperymentujących na ludziach i walczących z nimi dzielnych ekoterrorystach, jakich w Japonii nakręcono już ze dwieście. Dodanie drugiej siły znacząco urozmaiciło świat. Jednak o ile sposób, w jaki przedstawiono zdolności esperów jest urzekająco pomysłowy, tak w przypadku magii jest on raczej słaby i trochę brakuje mu myśli przewodniej. To, co robią Accelerator, Kuroko czy Misaka lub jej klony, jest na swój sposób piękne. Faceci, którzy ciskają krzyżami, zakonnice zbrojne w święte mopy i reszta dziwolągów w śmiesznych strojach bredzących o „niechrześcijańskich systemach magii” w porównaniu z nimi jest zwyczajnie nieatrakcyjna. Niestety tym razem wypełniają oni większość czasu ekranowego.

Zaskakująca jest też niechęć autorów do łączenia ze sobą wątków esperskich i magicznych. Te światy teoretycznie mają się przenikać, jednak autorzy robią wszystko, żeby trzymać je od siebie jak najdalej. Szczególnie wyraźnie widać to w odcinkach poświęconych zawodom sportowym, gdzie połowę czasu Touma i jego czarodziejscy kumple spędzają, goniąc za cycatą wiedźmą, a drugą połowę kryjąc się po kątach, żeby Mikoto Misaka przypadkiem nie zorientowała się, co się dzieje i nie przyłączyła do grupy. Bo elektryczna gimnazjalistka śmierci, całkiem przypadkiem potężniejsza od wszystkich zaangażowanych w wydarzenia postaci razem wziętych, wcale a wcale nie przydałaby się w drużynie. I nie, klęska Toumy nie ściągnęłaby niebezpieczeństwa także na nią, nie byłaby też w stanie zwyczajnie odstrzelić wroga na odległość bez jakiegokolwiek ryzyka.

Nawiasem mówiąc, takie uniki stawiają w bardzo niekorzystnym świetle samego Toumę. Postać ta w pewnym momencie przestaje być bowiem sympatycznym bohaterem pozytywnym, a zaczyna wychodzić na osobę, delikatnie rzecz ujmując, moralnie wątpliwą. W pierwszej kolejności na kogoś strasznie nieszczerego: z jednej strony nie informującego Misaki o swym magicznym życiu, z drugiej strony Index o wydarzeniach po stronie „naukowej”. Drażnić zaczynają też jego maniery orka, niezdolność pojęcia, jak ważne dla życia społecznego jest pukanie do drzwi oraz pasywna odwaga. Ta ostatnia polega na tym, że Touma owszem, pobiegnie ratować każdego, kto go o to poprosi. Jednak sam z siebie, bez dodatkowego impulsu nie kiwnie palcem. W efekcie więc sygnalizowane wcześniej magiczno­‑esperskie stronnictwo dostaje w łeb ciężką pałką. Owszem, takie powstaje, jednak gdzieś z boku, pod auspicjami Aleistera…

Zasadniczo ewolucji Toumy można zarzucić bardzo dużo. Bolesne jest głównie to, że w pewnym momencie przestaje się on zachowywać jak „bohater, który myśli”, a coraz bardziej zachowuje się jak „bohater, który bredzi”. Twórcy wyraźnie przeznaczają mu niestety rolę jakiegoś świętego męczennika, który zapewne w finale umrze na krzyżu, by zbawić grzechy Gakuen Toshi w ogólności i dziesięciu tysięcy klonów Misaki w szczególności. Wersja ta jest tym bardziej prawdopodobna, że uniwersum to obejmuje koniec końców anioły…

O pomstę do nieba woła też reżyseria niektórych odcinków. Problem pojawia się zwłaszcza w pierwszych odcinkach wątku zawodów sportowych oraz w wątku inwazji na Gakuen Toshi, będących adaptacją 9 i 12 tomu powieści (nawiasem mówiąc, to przerażające, ile oni tego napisali, to jest chyba dłuższe nawet od Sagi o Ludziach Lodu), skupiających się w dużej mierze na śmiesznych wydarzeniach z różnych części uniwersum. Opowiadają one historie w bardzo niewielkim stopniu ze sobą połączone, które przytrafiają się różnym postaciom. W rezultacie więc nagle całkowicie zmienia się konwencja serialu. Z mniej więcej spójnej serii przygodowej nurkujemy więc do czegoś w rodzaju Azumanga Daioh, poskładanego z luźnych gagów z gatunku „obejrzyj i zapomnij”, wywołujących jedynie chaos. Gorzej, że ta maniera udziela się też autorom w kilku poważnych odcinkach, w szczególności w przedostatnim wątku. Teoretycznie ma on zadatki na bycie świetnym, tym bardziej że pełno w nim Acceleratora, jednej z najbardziej charyzmatycznych postaci cyklu. Faktycznie jednak wątek cierpi z powodu dużej liczby deus ex machina w rodzaju nagle znikającego problemu morderstwa popełnionego przez Acceleratora czy nagłego pojawienia się jego „wybawców” w ostatnim odcinku.

Podsumowując: pod względem fabularnym otrzymujemy serię niestety słabszą od swojej poprzedniczki. Pytanie brzmi jednak, jak bardzo rzutuje to na utratę jakości. Osobiście odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy psioczenie na Toaru Majutsu no Index zrobiło się zwyczajnie modne, jednak fani poprzedniego sezonu faktycznie mają prawo czuć się rozczarowani. Pytanie brzmi jednak, jak ten sezon wypada na tle innych anime. Zapewne narażę się tu na gromy i gniew fedainów, jednak moim zdaniem to nadal jest dobra seria, której wady na tle ogromnej większości innych tytułów nie są aż takie straszne. To nadal jest dobra seria, choć daleka od tego, na co narobiono nam smaku.

Graficznie ten sezon Toaru Majutsu no Index nie różni się specjalnie od poprzedniego ani też od Toaru Kagaku no Railgun. Grafika więc nadal stoi kilka stopni ponad typowymi seriami anime. Widać to przede wszystkim w tle. O ile bowiem jeśli chodzi o walki, efekty specjalne i inne tego typu rzeczy, to akurat to anime nie posługuje się jakimiś szczególnymi środkami i zamiast rozbłyskać na 30 sekund w „najlepszej scenie w tym odcinku” trzyma równy poziom z resztą kreski, o tyle wiele pracy włożono w zwykle ignorowane szczegóły. Jeśli przyjrzeć się typowej serii, zwłaszcza takiej ze średnio wysokiej półki, zauważyć można uwiąd szczegółowości. Zamiast trawy mamy więc zielone pole, zamiast miasta ściany budynków, postacie różnią się od siebie de facto strojem (zawsze zresztą takim samym) i fryzurą. Jeśli trzeba pokazać więcej szczegółów, to najczęściej pojawia się statyczna plansza z widokiem na – dajmy na to – miasto ukazane z lotu ptaka, gdzie wrażenie statyczności niweluje się, przesuwając ekran w lewo lub prawo. Tu jest inaczej. Na ulicach jest ruch, w mieście widać samochody, reklamy, telewizję. Bohaterowie korzystają z mnóstwa rekwizytów w rodzaju telefonów komórkowych i masy innych. W efekcie widz ma wrażenie, że Gakuen Toshi jest faktycznie żyjącym miastem, a nie tylko sceną, na którą rzucono parę kukiełek.

Kapitalną pracę wykonano też w przypadku rzeczy, która chyba najbardziej podobała mi się w pierwszym sezonie: mimice twarzy. Zwykle w anime jest z nią niestety średnio, a jeśli rysownicy chcą coś wyrazić, to sięgają najczęściej po deformacje. Oczywiście również Toaru Majutsu no Index nie obywa się bez tego elementu. Jednakże oprócz niego zadbano też o to, by wyraz twarzy postaci coś znaczył. W efekcie naprawdę widać, gdy ktoś jest wściekły, zadowolony, rozdrażniony, zamyślony, boi się czegoś lub jest mu smutno. W szczególności dobrze widać to choćby po Misakach. Mimo że są to pozornie identyczne postacie, zwyczajnie można rozpoznać je po wyrazie twarzy (pomijając oczywiście fakt, że Misaki seryjne nie rozstają się z goglami noktowizyjnymi, a oryginał dorobił się stokrotki we włosach). W niektórych scenach miny postaci są chyba najlepszym elementem.

Jak pewnie dało się już zauważyć w moich wcześniejszych tekstach, nie jestem szczególnym fanem japońskiej muzyki. Toaru Majutsu no Index natomiast należy do tych szczęśliwych wyjątków, w których udźwiękowienie mi się naprawdę podoba. Być może spowodowane jest to tym, że nie jest to pierwsza z brzegu muzyczka nagrana w jakimś badziewnym studio. Być może tym, że ścieżka dźwiękowa została zrealizowane z pomysłem i taką samą dbałością o szczegóły, jak oprawa graficzna? Oglądanie zarówno openingów, jak i endingów (czyli rzeczy, które w statystycznym anime zwykle przewijam) sprawiało mi autentyczną przyjemność.

Trudno pisać o wewnętrznej ścieżce dźwiękowej anime bez uciekania się do wyświechtanych zwrotów typu „dobrze komponują się z akcją” czy „podkreślają obraz”. Spowodowane jest to prostym faktem, że w trakcie oglądania anime zwyczajnie nie zwraca się na to uwagi. Użycie tego typu słów o muzyce tej akurat serii byłoby jednak nadużyciem. Muzyka bowiem wcale nie komponuje się dobrze z obrazem. Przeciwnie: tworzy lekki dysonans, jest nieco drażniąca i co za tym idzie: niepokojąca. Słychać w niej charakterystyczny poszum wielkiego miasta, te niewychwytywane przez ucho, tworzące monotonne tło dźwięki, które jednak towarzyszą człowiekowi na każdym kroku. Podkreślają one wrażenie realności i życia Gakuen Toshi. Wyczuć w niej można też drugie dno, jakie skrywa się pod z pozoru utopijnym, a faktycznie dość paskudnym miejscem, jakim jest to miasto. Pobrzmiewa w niej nutka tajemnicy i lekkiej podejrzliwości. Jednocześnie gdy trzeba, utwory stają się bardzo dynamiczne, budując napięcie. Ścieżka dźwiękowa jest bardzo mocną stroną tej serii.

Kolejna zaleta oprawy dźwiękowej to świetny podkład głosowy decydujący o charakterach postaci. Ta cecha filmu wypada niestety o tyle słabo, że w drugim sezonie zdecydowanie brakuje charyzmatycznych bohaterów drugoplanowych, a fabuła trafia niestety głównie na różne kościelne lekko pajacowate postacie. Jednak maniacki śmiech Acceleratora nadal pozostał maniackim śmiechem, podobnie jak mistrzowskie głosy podłożone postaciom odgrywającym inne role. Seiyuu naprawdę uczciwie zapracowali na swoje pensje, a ich praca jest bardzo mocną stroną tej serii. Niestety byłaby mocniejszym, gdyby w tym sezonie pojawiło się więcej ciekawszych czy choćby lubianych przez fanów bohaterów. Tak się niestety nie stało, przez co para trochę poszła w gwizdek.

Moim skromnym zdaniem drugi sezon Toaru Majutsu no Index stracił na rozpędzie w stosunku do poprzednika. Gdy obejrzałem ostatni odcinek, czułem niestety bardzo poważny niedosyt. Chciałem więcej i prawdę mówiąc, byłem nieco rozczarowany. Z drugiej strony nie mogę ocenić tej serii źle, jednocześnie zachowując uczciwość. Nadal jest to bardzo dobre technicznie, a jednocześnie niezłe fabularnie anime rozrywkowe. Oglądanie go było prawdziwą przyjemnością, choć niestety nie aż tak wielką, jak się spodziewałem.

Nie jest to do końca godny następca poprzednika, jednak na szczęście też nie jest to następca, którego należałoby się wstydzić (jak np. w przypadku Slayers i nie do końca przemyślanych prób ich reanimowania). Cały czas pozostaje to świetną serią rozrywkowo­‑przygodową z niewielką ilością komedii, choć niestety już nie aż tak świeżą. Jednak osobom, które cenią sobie przystępne, wciągające kino akcji, jest to z całą pewnością pozycja warta polecenia.

Zegarmistrz, 19 kwietnia 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Kazuma Kamachi
Projekt: Kiyotaka Haimura, Yuuichi Tanaka
Reżyser: Hiroshi Nishikiori
Scenariusz: Masanao Akahoshi
Muzyka: I've Sound, Maiko Iuchi