Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 10/10 grafika: 9/10
fabuła: 8/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 23 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,78

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 728
Średnia: 7,62
σ=1,52

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (IKa)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Toaru Majutsu no Index

zrzutka

Brawurowo wykonana seria, udowadniająca, że anime przygodowe z supermocami żyją i mają się wyśmienicie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Tym razem pozwolę sobie rozpocząć od prośby do wszystkich tych, którzy pokładają chociaż cień zaufania w moje umiejętności oceniania anime. Proszę, aby nie kończyli oni lektury po pierwszym (w tym przypadku drugim) akapicie, mrucząc, że to nie dla nich. Pozostali mogą oczywiście oceniać i komentować jak zwykle, na podstawie ocen oraz wyrwanych z kontekstu zdań z recenzji.

Wróćmy jednak do naszych baranów, albo raczej – na razie jednego barana. Nastoletni Touma Kamijou dałby wiele, żeby być zwyczajnym licealistą. Przez całe życie bowiem prześladuje go najgorszy możliwy pech, objawiający się zarówno w drobnych złośliwościach przedmiotów martwych, jak i poważniejszych kłopotach, w które pakuje się przy każdej możliwej okazji. Obecnie Touma mieszka w akademickim mieście, w którym większość populacji stanowią naukowcy, a także uczniowie i studenci rozmaitych placówek oświatowych. Owa enklawa nauki specjalizuje się przede wszystkim w kształceniu esperów, czyli osób dysponujących najrozmaitszymi mocami nadprzyrodzonymi. Czyli takimi, o jakich sklasyfikowany jako „poziom 0” bohater może tylko pomarzyć… Jednakże rozdeptane kanapki i zepsute telefony komórkowe najwyraźniej nie wyczerpują przydziału pecha nieszczęsnego Toumy. Pewnego ranka na balkonie swej kawalerki znajduje dziewczę ubrane w wariację na temat szat zakonnych. Czyli tytułową Index, przechowującą w pamięci gigantyczny zbiór zakazanych ksiąg magicznych. Jak łatwo zgadnąć, nie wpadła ona tylko po to, by umilić bohaterowi życie – jest ścigana przez tajemniczych, a niebezpiecznie potężnych wysłanników Kościoła. Spokojne życie Toumy Kamijou właśnie się skończyło, zastąpione przez szalony korowód przygód, tworzących serię, w której magia i moce nadprzyrodzone to tylko niektóre składniki wybuchowej mieszanki.

Tak, to jest ten moment, w którym należy wzruszyć ramionami i mruknąć, że nie interesują nas takie serie. Jeszcze raz to samo, bohater­‑nieudacznik, któremu na głowę spada magiczna zakonnica, jakieś walki, jakiś formujący się wokół protagonisty „harem”... Owszem, bywają amatorzy takich produkcji, ale ich prawdopodobnie i tak nie muszę przekonywać (chociaż oni dla odmiany pewnie się lekko rozczarują). Jednak dla sporej części osób uważających się za „wyrobionych widzów”, a także dla sporej części pań taki opis jak powyżej byłby wystarczający, by nigdy w życiu nie dotknąć takiego tytułu. Nie umiem w tej chwili powiedzieć, co sprawiło, że sięgnęłam po pierwszy odcinek Toaru Majutsu no Index. Perwersyjnie duża przewaga dobrze skonstruowanych dialogów (nie mylić z zapychającym czas ględzeniem) nad zdumiewająco oszczędnym fanserwisem sprawiła, że zainteresowałam się odcinkiem drugim. Wtedy twórcy oznajmili „mamy budżet i nie zawahamy się go użyć”, prezentując olśniewającą dynamiką, pomysłową walkę. Zanim zaś po sześciu odcinkach skończył się pierwszy epizod serii, wykorzystując całą nieuczciwą przewagę, jaką daje mi bycie redaktor naczelną i właścicielką Tanuki.pl, odebrałam rezerwację na recenzję tego tytułu koledze, zapisując ją dla siebie.

Powyższe dywagacje są o tyle niezbędne, że bardzo trudno jest precyzyjnie określić, dlaczego akurat to anime jest tak dobre, tym bardziej, że oczywiście nie jest też pozbawione wad. Fabuła składa się z szeregu kilkuodcinkowych epizodów, bardzo luźno ze sobą powiązanych, pozbawionych natomiast – czego trudno się było początkowo spodziewać – głównego wątku. To właśnie staje się jej największą słabością. Poszczególne historie utrzymują bardzo dobre tempo i potrafią zaskakiwać, ale z biegiem czasu coraz bardziej odczuwamy potrzebę zajrzenia „za kulisy” wydarzeń, tym bardziej, że za kulisami najwyraźniej dzieje się bardzo dużo i ciekawie. Brakuje również szerszego spojrzenia na świat, który poznajemy tylko z punktu widzenia bohatera, czyli bardzo wyrywkowo. Warto przy okazji dodać, że tytułowa Index pełni ważniejszą rolę chyba tylko w dwóch historiach, w pozostałych pojawiając się w tle lub praktycznie wcale. Stosunkowo słabiej wypada także ostatni odcinek, zamiast zgrabnej (a najlepiej przewrotnej) puenty zawierający dość rozwleczone wyjaśnienia i zapowiedzi wydarzeń, które być może znajdą się w kontynuacji (nie mylić z planowanym w chwili, gdy piszę te słowa, spin­‑offem). Wszystkie te wady jednak bledną przy jednej, za to zasadniczej zalecie: pokazane tu historie są barwne, wciągające i, co najważniejsze, doskonale podane. Zaryzykuję twierdzenie, że Toaru Majutsu no Index jest dla swojego gatunku – przygodówek z supermocami i haremem w tle – tym samym, czym Ouran High School Host Club dla komedii shoujo, a Toradora! dla szkolnych haremówek. Pokazuje, że z tego, co łatwo uznać za kompletnie wyeksploatowane schematy, można wycisnąć niezwykle dużo. Wystarczy tylko przyłożyć się do roboty i szanować inteligencję widza. No i mieć dość brawury, by umieć żonglować wszystkimi pomysłami jednocześnie (esperzy i magia to naprawdę czubek góry lodowej). Zazwyczaj upychanie, czego się da, do fabuły, jest po prostu rozpaczliwą próbą zajęcia czymś widza – tutaj autor cały czas balansuje na krawędzi absurdu, ale nie przekracza jej, a przy tym sprawia, że naprawdę nie wiemy, co za chwilę wyłoni się zza kolejnego zwrotu akcji.

Właśnie przy okazji tej serii padła żartobliwa propozycja umieszczenia wśród wyróżników kategorii „bohater, który myśli”. Ta cenna, niezwykle wręcz rzadko spotykana umiejętność, rozciąga się zresztą także i na inne postaci. Toaru Majutsu no Index w dużej mierze polega na rozbudowanych dialogach, które jednak nie mają nic wspólnego ze zwykłym zapychaniem czasu antenowego. Bohaterowie dyskutują, kłócą się, poznają lepiej, a przede wszystkim – wymieniają na bieżąco wszystkimi istotnymi w danym momencie informacjami, nie odkładając niczego, co może zadecydować o biegu wydarzeń, na mityczne „porozmawiamy, jak wrócisz”. Co więcej, bohater umie szybko (a choćby za pomocą telefonu) zwrócić się do kogoś o radę i z tejże rady rozsądnie skorzystać, albo połączyć ze sobą fakty i dojść do wniosku, że coś się poważnie nie zgadza. Mało? Cóż, jeśli ktoś uważa, że to mało, to prawdopodobnie jest to propozycja nie dla niego. Ale są widzowie – w tym chociażby ja – z zachwytem śledzący serie, w których osoba znajdująca w zaułku zmasakrowane zwłoki, zaczyna od pójścia po policję. Trzeba tu zresztą powiedzieć, że to anime do pewnego stopnia jest może nie parodią, ale świadomym pastiszem. Bardzo szybko daje się zauważyć, że Touma celowo jest klasycznym „nieudacznikiem życiowym”, a przy okazji zaobserwować, co się dzieje, jeśli taki osobnik zostaje wyposażony w odpowiednią dozę zdrowego rozsądku i konkretne, choć nie przesadzone, możliwości fizyczne. Jego moce – bo że jednak jakieś, bardzo nietypowe, posiada, wiemy niemal od początku – są bardzo dobrze zrównoważone. Dają ogromne możliwości, ale mają równie duże ograniczenia, a pokonywanie kolejnych przeciwników bohater zawdzięcza nie obudzeniu dodatkowych pokładów energii duchowej, sponsorowanych przez Wielką Wolę Wszechświata, a umiejętności szybkiego myślenia i zachowywaniu zimnej krwi. Nieprzypadkowo też w jego otoczeniu pojawiają się kolejno panie stanowiące wszystkie chyba możliwe typy „haremetek”, od nauczycielki o wyglądzie dziecka poczynając, a na miotającej piorunami tsundere kończąc. Zupełnie, jakby Kazuma Kamachi świadomie wziął najbardziej typowy możliwy zestaw i pokazał, że takie postaci także mogą być barwne, wielowymiarowe i przekonujące. W samą fabułę zresztą wpleciono w wielu miejscach żarty z klasycznych scen lub chwytów fabularnych, które, wsunięte mimochodem między ważniejsze wydarzenia, bawią znacznie lepiej niż zajmujące się kopaniem leżących schematów ostentacyjne parodie.

Projekty postaci są udane i charakterystyczne, ale bardzo klasyczne – to jeszcze jeden element, który łatwo może zniechęcić osoby nastawione krytycznie do takich serii. Praktycznie na pierwszy rzut oka możemy na podstawie wyglądu określić podstawowe cechy charakterystyczne bohaterek, a sam Touma, z typową fryzurą w stylu „jeż trafiony piorunem”, nie wyróżnia się absolutnie niczym. O wysokiej ocenie w tym przypadku nie przesądza więc oryginalność, ale jakość wykonania. Przede wszystkim uważni widzowie docenią niezwykle bogatą, zmienną mimikę – to rzecz często niezauważana, praktycznie „przezroczysta”, ale sprawiająca, że postaci wydają się bardziej wiarygodne i pełne życia. Poza tym odpowiedni budżet zapewniono całej oprawie widowiskowej – szczegółowym tłom, pełnym detali wnętrzom, dobrze wtopionym efektom specjalnym, no i oczywiście dynamicznej animacji scen akcji. Całość jest zrobiona przede wszystkim niezwykle spójnie stylistycznie i, paradoksalnie, dlatego może robić trochę mniejsze wrażenie. Nie jest to bowiem seria koncentrująca się na fajerwerkach dla fajerwerków, oprócz swej fajerwerkowatości nie oferujących nic więcej. Kiedy na ekranie fruwać będą fajerwerki, zamiast wyłącznie na ich śledzeniu spora część widzów skoncentrowana będzie na gorączkowym analizowaniu zapętlonej sytuacji, czyli dokładnie na tym samym, co i bohaterowie. Mimo wszystko jednak w kategoriach wizualnych Toaru Majutsu no Index pokazuje to samo, co i w fabularnych: ile można osiągnąć w ramach klasycznego podejścia, bez sięgania po eksperymenty. Ciekawa i dynamiczna jest także muzyka, szczególnie pierwsza z piosenek towarzyszących czołówce, PSI­‑Missing, śpiewana przez Mami Kawadę. Generalnie jednak ścieżka dźwiękowa jest bardzo dobra, ale utrzymana w stylu, którego nie podejmuję się szerzej analizować.

Tych, którzy przeskoczyli od razu na koniec recenzji (lub uczciwie doczytali aż do tego miejsca) spieszę poinformować, że istnieje kilka kategorii widzów, których oczekiwań Toaru Majutsu no Index po prostu nie spełni. Przede wszystkim, raz jeszcze podkreślę, że jest to seria mieszcząca się w ramach swojego gatunku, jeśli więc ktoś oczekuje mitycznego „czegoś więcej”, będzie prawdopodobnie zawiedziony. To najwyższej klasy, świetnie podana rozrywka, a choć można tu znaleźć co najmniej kilka tematów do przemyśleń, ich dostarczanie nie jest głównym celem autora i scenarzysty. Poza tym nie wszystkim musi odpowiadać niezwykle zmienne tempo akcji, przyspieszającej do szaleńczego pędu w kulminacjach, ale potrafiącej gwałtowanie zwalniać pomiędzy nimi. Zazwyczaj jest to wada, w tym przypadku – to zdecydowanie świadomy, dobrze poprowadzony zabieg, jeśli jednak ktoś chciałby przez niemal cały czas takiej akcji, jaką prezentuje wspomniany wyżej drugi odcinek, uprzedzam, że jej nie znajdzie. Wreszcie seria rozczaruje wszystkich, dla których główną atrakcję w takich produkcjach stanowią wątki romantyczne lub fanserwis. Pierwszych nie ma praktycznie wcale, drugi pojawia się w niezwykle skąpej ilości i zazwyczaj w kontekście humorystycznym. Komu zatem polecam? Wszystkim tym, którzy szukają dobrej serii przygodowej z optymistycznym wydźwiękiem i bohaterami, którzy myślą i których można naprawdę polubić. A także tym, którzy chociaż częściowo ufają mojej zdolności oceniania anime…

Avellana, 29 marca 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Kazuma Kamachi
Projekt: Kiyotaka Haimura, Yuuichi Tanaka
Reżyser: Hiroshi Nishikiori
Scenariusz: Masanao Akahoshi
Muzyka: I've Sound, Maiko Iuchi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Toaru Majutsu no Index na forum Kotatsu Nieoficjalny pl