Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 8/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,38

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 67
Średnia: 6,39
σ=2,03

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Rinne no Lagrange

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Lagrange - The Flower of Rin-ne
  • 輪廻のラグランジェ
zrzutka

Przyjaźń, szkolne perypetie, inwazja Obcych i wielkie roboty pilotowane w dresie. Jak pogodzić te elementy, żeby wszystkim smakowało?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Witajcie, tu słoneczna Kamogawa, nadmorskie miasteczko w prefekturze Chiba. Madoka Kyouno to żywiołowa i radosna nastolatka, która prowadzi Dresowy Klub w swojej szkole. Zawsze chętna do pomocy, podejmuje się przeróżnych zadań, zwykle na zlecenie innych kółek zainteresowań w szkole. Pewnego dnia spotyka nieco dziwną i bez wątpienia tajemniczą dziewczynę o imieniu Lan, która prosi ją o pomoc. Madoka zgadza się bez namysłu, nie ma jednak pojęcia, że chodzi o pilotowanie ogromnego robota, zwanego Vox, przy pomocy którego będzie trzeba bronić Ziemi przed najazdem Obcych. Czy to przypadek? A może dziewczyna już wcześniej tę maszynę gdzieś widziała?

Hmmm… No dobrze, może nie trzeba bronić całej Ziemi, bo robi się zbyt globalnie, ale na pewno zagrożona jest ukochana Kamogawa, za którą Madoka bardzo chętnie kark nadstawi. Mechy oraz ich nastoletni piloci. Ratujemy świat w wielkim stylu, czyli powtórka z rozrywki? Nie, nie do końca. Rinne no Lagrange to oryginalny projekt pozbawiony pierwowzoru, więc dający pewne nadzieje na coś nowego i interesującego. Z drugiej jednak strony chyba lepiej wiedzieć, czego się spodziewać, bo można się nieźle zdziwić.

Nie po raz pierwszy atakują kosmici, nie po raz pierwszy ich celem staje się Japonia, nie po raz pierwszy do walki staną nastolatki, ale rzadko zdarza się, by bohaterka za sterami zasiadała w dresie i w bazie wojskowej narzekała na brak zasięgu w telefonie. Brzmi tak… współcześnie i… praktycznie? Czyżby trochę dystansu do prezentowanej fabuły? Twórcy podchodzą do problemu z wyraźnym przymrużeniem oka, wyrzucając patos i dramatyzm tylnymi drzwiami, żeby nie pałętały się po scenie. Przez to całość prezentowała się nieco lżej i sprawiała wrażenie powiewu świeżości. Sprawiała. I wątpliwości wcale nie zostały spowodowane odkrywanymi kolejno tajemnicami m.in. dotyczącymi Voxów (sztuk trzy, będących też głównym celem inwazji), które mimo pewnych uproszczeń i powtarzalności nadal można zaliczyć do trzymających poziom. Problem pojawia się, gdy do akcji wkraczają inne wątki.

Próbowano bowiem połączyć ratowanie świata z komedią szkolną i opowieścią o przyjaźni, co zajęło sporo miejsca i mocno oddaliło w czasie rozwój faktycznej fabuły. Owszem, przerwy w akcji, chwile oddechu, są mile widziane, ale trzeba umieć je dobrze wkomponować w całość. W tym przypadku nie do końca się to udało i po pierwszej połowie serii wydawało mi się, że twórcy chyba nie do końca wiedzą, o czym to ma być. Wyraźnie widoczny był brak konsekwencji. Potem co prawda jest nieco lepiej, gdyż wkraczamy na terytorium wyjaśnień, ale najpierw trzeba przebrnąć przez początek. Czy będzie łatwo? Zależy od tego, co kto lubi…

Madoka i jej nowe koleżanki (o nich za chwilę) w przerwach między kolejnymi walkami będą uczęszczać normalnie do szkoły. Z jednej strony to faktycznie może być słusznie odebrane jako chociaż zachowanie pozorów normalnego życia po nagłym wywróceniu go do góry nogami. Ale z drugiej strony, ile odcinków można zmarnować na nudne, schematyczne perypetie radosnych licealistek? Sceny te pojawiają się dość często, nie wnosząc kompletnie nic do fabuły i kłócąc się ze wstępnymi założeniami, które chyba miały brzmieć „normalna nastolatka za sterami wielkiego robota”. Ale na pewno nie w sytuacji, gdy los Ziemi wisi na włosku, bo wtedy przymrużenie oka już nie wystarczy. Trzeba by je zamknąć. Kolejny motyw położony na tacy to przyjaźń – maglowany tak często, jak tylko się da, ale nie zawsze grający pierwsze skrzypce, a już na pewno nie zawsze grający z krzykliwą opaską na czole. Nie, subtelności tu nie uświadczymy, ta seria używa megafonu, by przekazać, że traktuje o relacjach trzech protagonistek. Ale… niestety, duże i bardzo wyraźne „ale”, taca jest malutka, co sprawia, że wszystkie trzy motywy nie do końca się na niej mieszczą, przez co wydają się niekompletne. O ile jeszcze kolejnych rewelacji fabularnych można się spodziewać w kontynuacji, to co do ilości czasu przeznaczonego na rozwój relacji między bohaterkami mam poważne obawy. Przyjaźń jest piękna, zdolna do poświęceń, ale łatwo ją zniszczyć, a o wiele trudniej zdobyć. Nie dowiadujemy się tego wszystkiego w ciekawy i wiarygodny sposób, gdyż tempo rozwoju przyjaźni trzech nastolatek jest niezwykle szybkie i pomija niuanse nawiązywania nowej znajomości. Wszystko dzieje się bardzo prędko i bardzo łatwo, tak że trzeba wierzyć scenarzystom na słowo. Zero podejrzliwości i dystansu, za to wielkie serducho i bezgraniczna wiara w drugiego człowieka, doprowadzone prawie do absurdu. Nie jest to może bolesna łopatologia, ale kiczu i tandety trochę uświadczymy, a to zabija jakąkolwiek chemię i autentyczność.

Z bohaterami też bywa różnie, głównie w zależności od sytuacji, ale powiedzmy, że w ostatecznym rozrachunku, gdy po zobaczeniu niezbyt ciekawej okładki zaglądamy do środka, książka ma jeszcze szansę okazać się w miarę ciekawa. Ma szansę, bo tego dowiemy się za kilka miesięcy.

Na samym początku bardzo poważny problem w zaakceptowaniu takiej, a nie innej koncepcji serii sprawiała mi kreacja głównej bohaterki. Madoka jest beztroska, radosna, bardzo sympatyczna i przede wszystkim energiczna, a przy okazji sprawia wrażenie kompletnej ignorantki, a czasami nawet idiotki. Niełatwo mi uwierzyć, iż jest na tyle dojrzała, by z takim dystansem podchodzić do poważnej misji i jej pierwsze występy świadczą raczej o kompletnym niezrozumieniu sytuacji, w jakiej się znalazła. A jak się potem okazuje, dziewczyna nad emocjami panuje raczej słabo i łatwo daje się im ponieść, co może mieć mało przyjemne skutki. Z czasem jednak kolejne elementy układanki przedstawiają ją w nieco innym świetle i, gdy jej niedojrzałość staje się niezaprzeczalnym faktem, nieco łatwiej jest zaakceptować jej wcześniejsze postępowanie. Do kompletu otrzymujemy nieśmiałą i cichutką Laffinty, w skrócie Lan, oraz chyba najciekawszą z całej trójki Muginami, która pod miłym uśmiechem i beztroską kryje znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Niestety ich relacje, będące centralnym punktem scenariusza, wypadają bardzo blado przy niektórych postaciach drugoplanowych.

Jednakże najmilszą niespodzianką było niesamowite uczłowieczenie i „usympatycznienie” potencjalnych antagonistów, którzy po kolejnych rewelacjach stają się coraz mniej źli i tajemniczy, a sporo zyskują dzięki warstwie komediowej, dobrze sprawdzającej się wyłącznie w ich przypadku. Z pozostałymi bywa naprawdę różnie i zdarzają się okazjonalne braki w inteligencji, ale generalnie przepis „byle nie za poważnie” zostaje całkiem zgrabnie wprowadzony w życie.

Lagrange meets Nissan – czytamy w napisach końcowych. I rzeczywiście, w produkcji maczał palce koncern Nissan, który odpowiedzialny był za projekty robotów. I trzeba przyznać, że wyszły one naprawdę dobrze. Wychuchane, wygładzone i po prostu ładne śmigają po niebie w pełnej okazałości. Sama grafika to przede wszystkim szczegółowe widoki nadmorskiego miasteczka – myślę, że lepszej promocji Kamogawa długo nie dostanie. Jest wyraziście i kolorowo, czyli teoretycznie standardowo dla ostatnio produkowanych serii. Ale też nie zawsze wszystko wykonane jest porządnie i często zdarzają się widoczne już na pierwszy rzut oka braki. Tymczasem Rinne no Lagrange to porządna i przyjemna dla oka kreska doprawiona płynną i dynamiczną animacją oraz nieźle wkomponowaną w tło grafiką trójwymiarową. Bohaterowie prezentują się po prostu dobrze, bo ani nie są przesadnie udziwnieni (no, może poza kolorem włosów, ale to w końcu kosmici!), ani też nie wyglądają jak kolejne wielkookie klony. Owszem, zdarzają się okazjonalne wpadki w postaci krzywych i niedokładnych ujęć, ale pozostają w mniejszości. Warto również zapytać, czy wszystkie rozbierane sceny są temu tytułowi potrzebne? Fakt, fanserwis miły dla samczego oka, bo nie można zarzucić mu wulgarności i przesady, ale chyba niektóre ujęcia są zbyt wymuszone. Ostatecznie jednak nie wszystkim się to spodoba, ale można to przeżyć.

Gromkie brawa należą się za wykonanie animacji w czołówce i przy napisach końcowych, które – niesamowicie dynamiczne i kolorowe – stanowią miłą odmianę od produkcji taśmowej popularnej w obecnych czasach. Towarzyszą im dwie udane piosenki w wykonaniu Megumi Nakajimy, która sławę zdobyła rolą w Macross Frontier. Oba utwory są ładne, chociaż zdecydowanie bardziej do gustu przypadło mi energiczne i niezwykle pozytywne Try Unite!. Na ścieżkę dźwiękową w większości składają się melodie z przewagą elektroniki, utrzymane raczej w szybkim tempie. Co prawda znacznie bardziej cenię sobie użycie instrumentów klasycznych, ale w tym przypadku ten może niekoniecznie charakterystyczny, ale względnie udany podkład bardziej pasował. Gdzieś w tle daje się usłyszeć czasem perkusję i gitarę, ale pozostają one w mniejszości.

Czego by jednak nie mówić o tej serii, mimo braku bardziej konkretnych odpowiedzi pierwszy rozdział historii zostaje zamknięty w sposób raczej satysfakcjonujący. Ale to, czy rozwój fabuły i końcówka wypełnią nierówności powstałe po doklejeniu szkolnego epizodu oraz kilka braków w warstwie właściwej, pozostaje otwartym pytaniem. Zapowiedzi sugerowały anime lekkie i przyjemne, ale po drodze do wycieczki przyłączyła się inwazja i nieco mroczniejsza strona kolorowych robotów, które potraktowane ze zbytnim przymrużeniem oka, mogą razić niektórych widzów ceniących konsekwencję u twórców. Może się to natomiast spodobać fanom mechów i licealnych perypetii, którzy przełkną niewielkie, ale widoczne pokłady kiczu, zwłaszcza przy tworzeniu więzi między bohaterkami, które miały stanowić filar, a okazały się piętą Achillesa. Seans Rinne no Lagrange zakończyłam mało zaskoczona i podekscytowana. Nie wyczekuję z niecierpliwością ciągu dalszego, ale kontynuację przyjmę ze względnym optymizmem i nadzieją, że wreszcie dostaniemy odpowiedzi na wszystkie pytania i rzadziej będziemy stawiać nogę na szkolnym terenie.

Enevi, 9 kwietnia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: XEBEC
Projekt: Chizuru Kobayashi, Haruyuki Morisawa, Takushige Norita
Reżyser: Tatsuo Satou, Toshimasa Suzuki
Scenariusz: Shoutarou Suga
Muzyka: Saeko Suzuki