Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 10 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 174
Średnia: 6,39
σ=1,91

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Tari Tari

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • タリ タリ
Postaci: Artyści, Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Pogoń za marzeniami, pasja i wielkie dramaty – odsłona kolejna. Tym razem wyjątkowo uboga.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Konatsu Miyamoto ma pecha. Bardzo chciałaby należeć do szkolnego zespołu wokalnego, z którego została wyrzucona rok wcześniej – po tym, jak dała plamę na występie. Cóż mogła dziewczyna poradzić, że ją trema zżera? Podobno nauczyła się już radzić sobie z tym problemem, ale pani wicedyrektor, a zarazem nauczycielka prowadząca zajęcia w zespole – Naoko Takakura – jest nieubłagana i nie chce przyjąć Konatsu z powrotem. Dziewczyna postanawia więc zrobić jej na złość i udowodnić, że owszem, będzie śpiewać tak czy inaczej. I zakłada nowy klub, który nazywa po prostu chórem. Początkowo nie ma problemu z członkami. Namawia do dołączenia znajomych, znajomych znajomych, brata i jego znajomych… Działa to do czasu – po recitalu, do którego przygotowywał się chór, zdecydowana większość członków go opuszcza. Zostają Konatsu i jej najlepsza przyjaciółka, Sawa Okita. Żeby klub nie został zlikwidowany, dziewczyny potrzebują jeszcze przynajmniej trzech osób faktycznie zainteresowanych jego działalnością – tylko jak je znaleźć?

Pierwszy cel wydaje się oczywisty – Wakana Sakai, która potrafi podobno grać na pianinie i nieźle śpiewać. Niestety, dziewczyna odmawia współpracy – stwierdza, że już dawno zupełnie odcięła się od muzyki i nie zamierza tego zmieniać. Inaczej jest w przypadku Taichiego Tanaki, jedynego członka klubu badmintonowego, któremu w związku z tym grozi to samo, co chórowi – likwidacja. Zawsze to łatwiej znaleźć trzech niż czterech nowych członków, więc Konatsu ma nadzieję, że uda jej się namówić kolegę, by dołączył do chóru, ale i tutaj nie jest łatwo, gdyż bardzo poważnie traktuje on badminton. Trzecią osobą, którą można podejrzewać o zasilenie szeregów chóru, jest Atsuhiro Maeda zwany „Wienem”. Nie, żeby miał jakiś związek z muzyką – to nowy uczeń, który wrócił do Japonii po dwunastu latach spędzonych w Austrii i z tego powodu jest słabo zorientowany w kulturze Kraju Kwitnącej Wiśni. Za to od razu wiadomo, że do chóru dołączy, gdyż towarzyszy pozostałej czwórce w openingu i na plakatach promujących serię.

Po takim wstępie wydawałoby się, że będziemy świadkami wspinania się chórku na wyżyny swych możliwości – konkursy, przygotowania, doskonalenie głosów? Nic z tego. Śpiewanie, owszem, obecne jest cały czas i w miarę często wysuwa się na pierwszy plan, ale to nie jest typowa seria realizująca schemat „od zera do bohatera”. To dobrze – bohaterowie nie mają tylko tego jednego zainteresowania, w które brną, zaniedbując wszystko inne. Tari Tari stara się pokazać historię grupki nastolatków, w której każdy ma jakiś cel i do czegoś dąży. Już na początku serii okazuje się, że Wakana nie potrafi uporać się ze swoimi uczuciami po śmierci matki, ma w związku z tym ogromne wyrzuty sumienia, a ponieważ pani Sakai kochała muzykę, naturalnie budzi ona nieprzyjemne wspomnienia. To nie jedyny wątek osobisty, każdy członek chóru prędzej czy później dostaje swoje pięć minut.

Sięgnęłam po to anime z dwóch powodów – po pierwsze, bo seria dawała nadzieję, że poopowiada trochę o chórze, po drugie dlatego, że pasją jednej z bohaterek, Sawy, jest jeździectwo, a tak się składa, że jedno i drugie wchodzi w ścisły krąg moich zainteresowań. Nie oczekiwałam zagłębiania się w tajniki śpiewu, ale i tak się zawiodłam. Muzyki czy poważnego podejścia do niej przez członków chórku (nie licząc wątku Wakany, ale to niewiele ma wspólnego z działalnością klubową) nie znajdziemy tutaj wiele. Owszem, są jakieś zrywy, występy, festiwale, ale wbrew pozorom nie zajmują one wiele czasu antenowego. Więcej jest w tej serii gadania niż działania i to po pewnym czasie staje się irytujące o tyle, że bohaterowie niby tak bardzo chcą, żeby surowa wicedyrektorka (i wszyscy wokół) traktowała ich poważnie, ale trudno winić ją za to, że tego nie robi. Przez większość serii ma się wrażenie, że wszyscy, włączając w to Konatsu, traktują śpiew jako hobby, zabawę – i nie ma w tym przecież niczego złego. Po co więc w niektórych momentach na siłę dodawać chórkowi powagi? To wygląda naprawdę śmiesznie, jakby grupka dzieci bawiła się w dorosłych. Pomijam już kwestie techniczne, takie jak to, że chór od pierwszej próby brzmi idealnie – zupełnie jakby śpiewali profesjonaliści, nie początkujący amatorzy. Wszystko stroi, wszystko gra, nieważne, że mamy ludzi różnej płci, w różnym wieku, z których większość w dodatku nie czyta nut. Co prawda oceniam tę kwestię na podstawie kilku króciutkich scen, gdyż w anime naprawdę bardzo niewiele jest momentów, w których można obserwować próby chóru, ale to i tak rzuca się w oczy. Najwyraźniej twórcy doszli do wniosku, że przygotowania do występów są nudne i wiele nie wniosą – oczywiście przeładowanie takimi scenami na pewno nie byłoby dobre, ale choćby Nodame Cantabile udowadnia, że jednak można; tylko że tam autorka miała pojęcie o muzyce.

Drugą sprawą, która mnie boli, jest sposób, w jaki Tari Tari potraktowało jeździectwo. Zgrozę budziła we mnie powtarzająca się w każdym odcinku scena Sawy galopującej sobie beztrosko w minispódniczce – technicznie rzecz biorąc, dziewczyna powinna nie mieć skóry na udach. Ja wiem, że panienki w miniówkach są moé, ale bryczesy nie bez powodu są jeźdźcom potrzebne i nie bez powodu mają dodatkowe warstwy materiału po wewnętrznej stronie nóg! (Swoją drogą, nie rozumiem taktyki twórców: bryczesy też brzydkie przecież nie są – jeśli odpowiednio dobrać resztę stroju, zwłaszcza buty, wygląda się w nich bardzo kobieco, bo podkreślają to i owo). Podobnych niedociągnięć tego typu jest w serii mnóstwo, ale najbardziej boli właśnie brak podstawowego sprzętu – toczku (kask ochronny na głowę), rękawiczek. Tu przecież nie chodzi o zasadę, ale o bezpieczeństwo i zwykłą wygodę – a najzabawniejsze jest to, że te elementy pojawiają się od czasu do czasu, kiedy akurat komuś w studiu coś zaświta. Natomiast rzeczą, która dobija wizerunek jeździectwa w tej serii (ale wynika już ze słabości samej fabuły), jest absolutnie kretyński wątek z nim związany. Nie wypada mi zdradzać zbyt wiele, ale dość powiedzieć, że zamienia on jedną z teoretycznie sensowniejszych bohaterek w rozkapryszoną idiotkę.

Reszta fabuły, chociaż prezentuje się lepiej od tej konkretnej części, nadal jest marnej jakości. Bardzo lubię serie obyczajowe, ale wbrew pozorom nie jest to łatwy gatunek: trzeba się przy tworzeniu obyczajówek wykazać wyczuciem i umieć opowiadać ciekawie nawet o rzeczach błahych. A tutaj tej umiejętności po prostu zabrakło. Nawet nieszczęsny wątek matki Wakany, który snuje się przez pół anime i jeszcze trochę, nijak nie był w stanie mnie wzruszyć. Czegoś w Tari Tari zdecydowanie brakuje, bo trudno jest wczuć się w sytuację bohaterów i przejąć ich losem. Nieważne, czy chodzi o przygotowania do występów, konkursy czy problemy osobiste, wszystko ogląda się z jednakowym (tudzież narastającym wraz z upływem czasu) znudzeniem. Fabuła jest przewidywalna, a niektóre rozwiązania zwyczajnie naiwne. Pod tym względem nieco lepiej prezentuje się zakończenie, co mile mnie zaskoczyło, ale nadal niczego nie ratuje. Zresztą, to już nawet nie o to chodzi, akurat tony lukru i naiwności można było oczekiwać już po plakatach promujących Tari Tari – ta seria ma jeszcze inny problem. Tak bardzo stara się dotrzeć do odbiorców i przekazać im pewne wartości, że wykłada je w sposób łopatologiczny. Niewiele brakuje, żeby zaczęła tłuc nieszczęsnego widza po głowie książką z przepisami na życie. I gdyby to było coś ciekawego! Ale nie, dostaniemy standard – „na wszystko jest metoda, nie ma sytuacji bez wyjścia, dorośli są krótkowzroczni, ale czasem mają rację, w grupie siła, przyjaciele zawsze pomogą, czas leczy rany, uśmiech przede wszystkim” i co tam jeszcze banalnego przyszło twórcom do głowy. Ja wiem, że to wszystko przynajmniej po części racja, ale naprawdę wykładane po raz setny i to w kiepski sposób traci siłę przebicia i jakieś takie… bzdurne się wydaje. Zabrakło ciepła, magii, klimatu – jakkolwiek by tego nie nazwać.

Najpewniej największą winę ponoszą tutaj bohaterowie. Jeśli zawodzi fabuła i cała reszta, serię zawsze są w stanie uratować sensowne postacie. Tutaj nie znalazłam również tego. Oczywiście bohaterom na pierwszy rzut oka niewiele można zarzucić, na drugi również. Ich problem polega raczej na absolutnym braku pogłębiania osobowości albo robienia tego w nieudolny sposób. Wierzcie mi, prawie wszyscy są tacy, jakich ich poznajemy na początku – pozostają tylko zbiorem przymiotników. Najbardziej charakteru poskąpiono panom, którzy nawet tych szkicowych cech dostali bardzo niewiele – jednego fascynują superbohaterowie, drugiego badminton i w sumie to tyle na ten temat. Z dziewczętami wcale nie jest lepiej, bo albo przez cały czas zachowują się tak samo, albo zmieniają zachowanie z niewyjaśnionych bliżej powodów. Ja wiem, że to nastolatki, ale jak najpierw ktoś mi próbuje wmówić idealistyczny obraz słodkich dziewuszek, a potem sam ten obraz podkopuje, tym razem nieudolnie wmawiając, że ich życie wcale takie kolorowe nie jest, to coś tutaj nie gra. To się nazywa niekonsekwencją i stanowi chyba największy problem Tari Tari. Rujnuje fabułę, niszczy zamierzenia twórców, bo jakimś dziwnym trafem bohaterowie nie zawsze wychodzą tacy, jacy teoretycznie mieli być. Weźmy chociażby wicedyrektorkę, która miała uchodzić za zgorzkniałą i uprzedzoną w stosunku do Konatsu, a od początku wydaje się… no cóż, po prostu rozsądną kobietą. Paradoksalnie najlepiej poprowadzoną bohaterką spośród głównej piątki jest Wakana – może i bywa irytująca, ale zmienia się w miarę naturalnie. Jednym z nielicznych plusów jest też to, że rodzice większości bohaterów są obecni w ich życiu i odgrywają dość ważne role.

Przede wszystkim jednak bohaterowie są okrutnie nienaturalni. Nigdy nie płaczą naprawdę, nie potrafią się wściec, nie umieją na siebie nawrzeszczeć, wyładować negatywnych emocji. Szczytem ich możliwości jest strojenie fochów na cały świat i zamknięcie się w pokoju bez słowa. I to spotyka się ze zrozumieniem, a po przeprosinach zostaje nawet entuzjastycznie wybaczone (może coś jest ze mną nie tak, ale tak oczywista próba zwrócenia na siebie uwagi i ignorowanie uczuć rodziny czy przyjaciół jest sto razy gorsze niż wyjaśnienie, choćby i w nerwach, o co tyle płaczu). Po prostu ma się wrażenie, że bohaterowie przez cały czas czują się obserwowani i nie ważą się na jakiś wybuch emocji. Bezustannie towarzyszy im ten sam słodki uśmiech, rumieńce na policzkach, radość. Przez to, paradoksalnie, wydają się apatyczni, bo kto utożsamiałby się z porcelanową lalką? Pięknie wymalowaną, ale pustą w środku i pozbawioną emocji? A przecież da się inaczej – może to będzie kopaniem leżącego, ale wystarczy porównać Tari Tari z emitowanym równolegle Kokoro Connect i jak na dłoni widać, w czym tkwi problem. Tamta seria również opowiada o nastolatkach, którzy miewają problemy, z tą różnicą, że oni są po prostu… realni. Są radośni, ale bywają też smutni, a przede wszystkim potrafią poradzić sobie z negatywnymi uczuciami – jeśli jest potrzeba, po prostu trochę na siebie powrzeszczą, popłaczą albo zwyczajnie porozmawiają. Problemy nie rozwiązują się wtedy same, ale jest łatwiej. Właśnie tego brakuje w Tari Tari. Jeszcze innym zarzutem jest fakt, że w sumie trudno stwierdzić, dlaczego piątka głównych bohaterów w ogóle się ze sobą spotyka? Odpowiedź: „bo scenarzysta im kazał” jest poza konkursem, ale to chyba jedyne, co przychodzi mi do głowy. Postaci nie wyglądają na specjalnie ze sobą związane i aż dziw bierze, że chce im się spędzać tyle czasu wspólnie i znosić ewentualne fochy.

Strona techniczna Tari Tari, chociaż poprawna, nie prezentuje niczego nadzwyczajnego. Mówimy o anime, które teoretycznie opowiada o chórze, ale muzyka w nim jest absolutnie nijaka. Wpada jednym uchem, a drugim wypada, w chwili obecnej nie mogę przypomnieć sobie nawet utworów początkowych i końcowych, a co dopiero tego, co zapewne brzdąkało gdzieś w tle. Znaczy to przynajmniej tyle, że nic nie raziło, nie odstawało, ani tym bardziej nie fałszowało, więc należy się nota przeciętna. Z grafiką rzecz wygląda podobnie – pewien standard jest utrzymany, ale nic ponadto. Dominują pastelowe kolory, widoczki bywają ładne, postacie oczywiście są urocze i wymuskane do przesady. Twarze głównych bohaterów nie różnią się od siebie specjalnie – to ten sam szablon, ale faktem jest, że nie ma problemów z odróżnieniem poszczególnych osób. Ciekawe, że twarze dorosłych są już o wiele bardziej zróżnicowane. Niestety wszystkim bez wyjątku zabrakło mimiki, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie sztuczności. Animacja jest poprawna, nie zauważyłam większych potknięć. Na plus policzyć można szafę zapełnioną ciuchami i zaznaczone różnice w stylu ubierania się bohaterów. Nie podobał mi się za to jedyny koń obecny w serii – jakiś taki… krzywy i nieforemny strasznie był. Ogólnie rzecz biorąc, można powiedzieć, że grafika to najmocniejszy punkt Tari Tari, chociaż i tu rewelacji nie ma.

Tari Tari to najzwyczajniej w świecie anime słabe. Nie ma w sobie nic, co mogłoby przyciągnąć, za to posiada kilka wad, które dopełniają obrazu nędzy, chociaż pewnie osoby, które nie jeżdżą konno ani nie śpiewają, mogłyby spokojnie przymknąć na nie oko. Jednak i bez tego jest źle, zwłaszcza jeśli chodzi o bohaterów – więc po co zawracać sobie głowę? Nawet zakładając, że ktoś uznałby ten tytuł za całkiem sympatyczny, i tak chwilę po obejrzeniu wyrzuci go z pamięci. To po prostu ten typ. Nic więc nie stracicie, jeśli przejdziecie obok niego obojętnie.

Yumi, 27 października 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: P.A. Works
Projekt: Kanami Sekiguchi, tanu
Reżyser: Masakazu Hashimoto
Scenariusz: Masakazu Hashimoto
Muzyka: Shirou Hamaguchi