Anime
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 9/10 | grafika: 8/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Uchouten Kazoku
- Eccentric Family
- 有頂天家族
Perypetie rodziny jenotów w Kioto, gdzie folklor spotyka nowoczesność, a gorycz miesza się ze słodyczą.
Recenzja / Opis
Dawna stolica Japonii, Kioto, od wieków jest domem dla trzech grup istot, które starają się żyć ze sobą we względnej zgodzie. Jednakże podczas gdy większość ludzi nie do końca zdaje sobie sprawę z istnienia magicznych sąsiadów lub po prostu świadomie stara się ich nie zauważać, tak tengu – skrzydlate demony, jak i tanuki – zmiennokształtne jenoty, od niepamiętnych czasów ze sobą rywalizują i w przeszłości dochodziło między nimi do poważniejszych starć. O dziwo, zdarzają się jednak wyjątki od reguły. Stary tengu Akadama od lat służy dobrą radą jenociej rodzinie Shimogamo, a najbliższy jest mu Yasaburou – przedostatni spośród czterech synów jego dawnego przyjaciela, Souichirou. Ten niegdyś szanowany i potężny tanuki na nieszczęście swoich bliskich dokonał żywota jako główne danie podczas jednego ze spotkań Piątkowego Klubu, grupy wpływowych ludzi, którzy, o ironio, wzięli swoje pseudonimy od Siedmiu Bogów Szczęścia. Do ich grona należy również niejaka Benten, dawna podopieczna Akadamy, z jakichś względów siejąca postrach wśród większości jenotów. Kobieta zdaje się mieć jednak pewną słabość do Yasaburou, który to z kolei mimo realnego zagrożenia jest nią wyraźnie zafascynowany.
Youkai i ludzie – motyw pojawiający się w wielu historiach, również mangowych, wałkowany miliony razy i zdawać by się mogło, pokazany w każdej możliwej odsłonie. W każdej? Pewnie że nie. Nie da się ukryć, że większość tytułów traktujących o niesamowitych sąsiadach ludzi, nawet jeśli dzieje się współcześnie, nacisk kładzie na aspekt magiczny, który przez swoją tajemniczość i niedostępność wydaje się znacznie bardziej pociągający niż szara rzeczywistość. Tymczasem okazuje się, że można inaczej.
Jeśli ktoś oglądał lub miał okazję przeczytać Tatami Galaxy, to mniej więcej wie, czego spodziewać się po Uchouten Kazoku, gdyż to również jest ekranizacja jednej z książek Tomihiko Morimiego. W tym przypadku jednak nie można mówić o wszechobecnym absurdzie, chociaż ta historia również jest szalona, tylko w nieco inny sposób. Oglądamy tutaj współczesność, której elementem składowym jest folklor japoński, ale jednocześnie codzienność jest tak nim nasiąknięta, że trudno byłoby te dwa światy oddzielić. Wizja ta nie jest może szczególnie rozbudowana, bo nie występują tu inne gatunki magicznych stworzeń poza wspomnianymi powyżej tanuki i tengu, ale przez cały czas pozostaje sensowna i naprawdę spójna. Główną siłą napędową tej opowieści są właśnie klimat i fakt, że w przeciwieństwie do wielu innych twórców, Morimi nie stara się opowiadać o japońskiej kulturze, ale w duchu jej tradycyjnych wartości pisze o bardzo uniwersalnych i aktualnych dziś problemach. Najbardziej widocznym z nich jest chyba niemożność znalezienia sobie miejsca we współczesnym świecie, która dręczy większość postaci.
Czyżby ciężki dramat psychologiczny? Nie, moi drodzy, nic z tych rzeczy. Tomihiko Morimi posiada bardzo rzadką umiejętność przeplatania wątków komediowych i poważniejszych w tak zgrabny sposób, że idealnie się one dopełniają. Uchouten Kazoku najłatwiej chyba określić mianem szalonych okruchów życia – nieważne jak dziwnie by to nie brzmiało. Błyskotliwy i bardzo świeży humor wypełnia niemal każdy odcinek, ale znajdzie się tu również miejsce dla refleksji, często naprawdę przykrych, jednak w żadnym razie nieprzesadzonych. Kluczowy okazał się w tym przypadku dystans, z jakim autor podchodzi do wszystkiego, i takie samo podejście proponuje czytelnikom, a twórcy anime – widzom. Na ekranie udało się stworzyć niesamowitą wizję współczesnego Kioto, które do złudzenia przypomina swój rzeczywisty odpowiednik, będąc jednocześnie miejscem na wskroś magicznym.
No dobrze, klimat klimatem, a jak wygląda sam scenariusz? Początek może wprowadzić w błąd i sugerować brak wątku przewodniego, jednak wraz z kolejnymi odcinkami atmosfera zagęszcza się, a fabuła nabiera rumieńców. Oczywiście nie zmienia to faktu, że nadal śledzimy (nie)codzienne życie bohaterów, ale seria unika błędu wielu obyczajówek, których akcja albo podąża drogą donikąd, albo bezczynnie stoi w miejscu. Rozwój tej historii może niekoniecznie wszystkich zaskoczy, ale z pewnością będzie miłą niespodzianką, gdyż całość dzięki naprawdę drobnym szczegółom zgrabnie wymyka się schematyczności.
O ile fabule momentami można zarzucić pewne uproszczenia i przewidywalność, tak już same postaci to prawdziwy majstersztyk. Jest ich naprawdę dużo i w żadnym przypadku nie dostajemy szczegółowej notki biograficznej, ale nawet najkrótsze sceny z ich udziałem – banalne rozmowy, mowa ciała, mimika, reakcje na najróżniejsze rzeczy, są widzowi w stanie naprawdę wiele powiedzieć, a w niektórych przypadkach jedynie subtelnie zakomunikować. W początkowych odcinkach to relacje między postaciami popychają całość do przodu, a robią to w sposób bezbłędny. Bohaterowie zachowują się tak naturalnie, że aż miło popatrzeć, i naprawdę między nimi iskrzy!
Narratorem większości odcinków jest Yasaburou, więc nie powinno dziwić, że to właśnie jego poznajemy najlepiej. Ponieważ chłopak (bardziej wypadałoby napisać samiec, biorąc pod uwagę przynależność gatunkową…) jest jenotem, trudno powiedzieć, ile ma lat – jest jednak pewne, że nie mamy do czynienia z dzieckiem. Nawet jeśli jest on na etapie, powiedzmy, późnego nastolatka, to na szczęście nie okazuje się typowym przedstawicielem tej grupy wiekowej, z jakim nierzadko mamy (nie)przyjemność się spotkać w różnego rodzaju anime/serialach/książkach. Uosabia on większość cech jenotów, jakie znamy z przekazów kulturowych, ale autor tworzy z niego pełnokrwistą postać. Tanuki są z natury nieco strachliwe, ale zdecydowanie zwycięża u niech ciekawość i skłonność do psot. Lubią poszaleć, ale w żadnym razie nie są lekkomyślne – ryzyko jest wliczone w koszta. Tak przynajmniej przedstawia się idealny obraz jenota, choć oczywiście teoria sobie, a praktyka sobie.
Yasaburou również stara się żyć tak, aby niczego nie żałować, ale zdecydowanie nie jest aż tak szalony, do życia podchodzi z odpowiednią dozą dystansu, choć z drugiej strony wiele osób zarzuca mu zbytnią beztroskość. Stary Akadama może wydawać się z pozoru gburliwym i zgorzkniałym starcem, potrafi jednak okazać, że mu na kimś zależy, tylko czasem w dość specyficzny sposób. Poznajemy również pozostałych przedstawicieli tytułowej „ekscentrycznej rodziny” Shimogamo – trzech braci i matkę, z których każde ma coś do powiedzenia, ale przyjemność z odkrywania ich charakterów pozostawię widzom. Zdecydowanie warto jednak wspomnieć o Benten, którą szalenie trudno zaklasyfikować, bowiem skąpe informacje na jej temat i samo zachowanie dają bardzo niejasny przekaz. Jest ona kobietą inteligentną, wpływową, przebiegłą i tajemniczą, a równocześnie na swój pokrętny sposób niewinną, niesamowicie dziecinną i kapryśną. Można by wręcz napisać, że stanowi pomost pomiędzy trzema obecnymi w historii światami, w których sama nie do końca potrafi się odnaleźć – ale to tak naprawdę jedna z wielu możliwych teorii i nie gwarantuję, że wszyscy tak odbiorą jej zachowanie. Wręcz przeciwnie – niektórzy mogą stwierdzić, że nie ma w niej jakiejkolwiek głębi, jest kobietą próżną i po prostu płytką. W tym przypadku jednak wszelkie interpretacje są dozwolone. Jedyne zastrzeżenia jakie mam, kieruję pod adresem antagonisty, który pojawia się w pewnym momencie i nieźle mąci. Jako postać sam w sobie nie jest może taki zły, ale w porównaniu z całym stadem wyrazistych bohaterów wypada blado i wręcz nijako.
Seria już na pierwszy rzut oka wyróżnia się oprawą graficzną. Kreska jest bardzo specyficzna i zdecydowanie w niczym nie przypomina standardu, do jakiego przyzwyczaiły nas anime skierowane do szerokiego grona odbiorców. Uproszczone projekty postaci wyraźnie różnią się od wymuskanych bohaterów innych produkcji, ale na pewno nie można odmówić im uroku, w szczególności Benten, która przez dobór strojów i fryzur stanowi jedną z najładniejszych bohaterek, z jakimi miałam ostatnimi czasy do czynienia. Wygląd samych youkai nie odbiega znacząco od tradycyjnych wizerunków sprzed wieków, chociaż tengu nieco uczłowieczono, a jenoty w oryginalnej postaci pozbawione są swoich (nie)sławnych atrybutów. Wyraźnie widać, że tła były wykonywane na bazie zdjęć, przez co krajobrazy Kioto zachowały swój rzeczywisty charakter, ale jednocześnie nie ma się wrażenia sztuczności. Odpowiednia kolorystyka oraz ilość detali bardzo dobrze współgrają z projektami postaci i choć na pierwszy rzut oka całość może wydawać się niedbała, to naprawdę miło się na nią patrzy. Przede wszystkim jednak animacja jest płynna i choć nie rzuca na kolana, widać dbałość o szczegóły: tła nie są statyczne i nawet na drugim czy trzecim planie coś się dzieje – a to przejedzie samochód, a to ktoś w oddali przejdzie przez ulicę i nie są to idące w jednym tempie komputerowe roboty.
Ścieżka dźwiękowa jest naprawdę zróżnicowana i składa się z utworów na fortepian i skrzypce, gitarę, obój, wiolonczelę, sięgając także po rasową elektronikę, która jest obecna w większości melodii. Bardzo dobrze komponuje się z obrazem, choć momentami ginie w natłoku tego, co dzieje się na ekranie, a podejrzewam też, że niewiele melodii zapadnie na dłużej w pamięć widza. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka z nich, najłatwiejszych do wychwycenia i najczęściej słyszanych: otwierająca chyba każdy odcinek Daga Mate, Shibashi, niesamowicie melancholijne Dakara Ore wa Kaeru ni Natta czy Hodo Hodo no Eikou are. Muzyka jako całość prezentuje się solidnie, ale samodzielnie raczej nie ma racji bytu, bo słuchana w oderwaniu od obrazu nie robi szczególnego wrażenia. Zupełnie inaczej ma się sprawa z piosenkami, które towarzyszą anime. Niby typowy j‑pop, ale bardzo przyjemne Que sera sera w wykonaniu Fhany, towarzyszące napisom końcowym, pewnie spodoba się większej liczbie osób niż czołówka Uchouten Jinsei, która niezaprzeczalnie ma w sobie urok i mnóstwo energii, jednak nie gwarantuję, że wokal pana z Milktub każdemu będzie odpowiadał. Bardzo dobrze sprawdzili się seiyuu, z Takahiro Sakuraiem i Mamiko Noto na czele, nie można jednak zapominać o takich osobach, jak Junichi Suwabe, Hiroyuki Yoshino, Hideyuki Umezu czy Mai Nakahara.
Uchouten Kazoku na pewno nie jest serią dla każdego, ale jeśli ktokolwiek ma ochotę na coś naprawdę mocno osadzonego w japońskiej kulturze i mentalności, powinien spróbować, bo niewykluczone, że zostanie wciągnięty tak jak recenzentka, która od dawna czekała na tego typu anime. Niecodzienne podejście do zdawałoby się normalnych rzeczy czyni ten serial unikatowym, zwłaszcza obecnie, gdy rynek zalewają produkcje typowo rozrywkowe, których twórcy panicznie boją się odejść od utartych schematów w obawie przed brakiem popularności. Nie gwarantuję, że wszystkim do gustu przypadnie taka, a nie inna filozofia tej serii, dotycząca między innymi dylematów… kulinarnych. Całość zręcznie łączy wiele elementów, takich jak humor, odrobina dramatu, a nawet nieco makabry, której w folklorze japońskim jest naprawdę sporo. Z czystym sumieniem mogę perypetie tej ekscentrycznej rodzinki polecić tym, którym znudziły się słodkie romanse, bieliźniane parady i zabawy w morzu krwi. Czasem warto skręcić z głównej drogi, bo a nuż widelec za zakrętem będzie czekać taka perełka.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | P.A. Works |
Autor: | Tomihiko Morimi |
Projekt: | Kouji Kumeta, Kousuke Kawatsura |
Reżyser: | Masayuki Yoshihara |
Scenariusz: | Shoutarou Suga |
Muzyka: | Yoshiaki Fujisawa |