Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 10 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,40

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 248
Średnia: 6,42
σ=2,09

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Azag)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kapłanki przeklętych dni

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2004
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Kannaduki no Miko
  • Priestesses of the Godless Month
  • 神無月の巫女
Tytuły powiązane:
Gatunki: Dramat, Romans
zrzutka

Dwie dziewczyny i jeden chłopak muszą poradzić sobie ze swoimi uczuciami – na tle walki potężnych mocy Dobra i Zła. Niecodzienny dramat, „ozdobiony” stalowymi robotami.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Himeko jest uroczą, nieśmiałą, młodą ciamajdą, która po kryjomu przyjaźni się z podmiotem wzdychań i podziwu wszystkich uczniów: Chikane – silną i mądrą arystokratką. W szkole uważa się Chikane za idealną parę z „księciem” Soumą, podobnym do niej z charakteru. Jednak sam Souma woli raczej spędzać czas ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa – ciapowatą Himeko. Pewnego dnia słońce zasłania czarny księżyc złego boga Jyashina, który z pomocą swoich ośmiu sług, Orochi, chce zniszczyć świat. Himeko i Chikane okazują się reinkarnacjami kapłanek Dobra: Słońca i Księżyca, które jako jedyne mogą odeprzeć najazd Zła, ale Souma, ku przerażeniu wszystkich, okazuje się być jednym z Orochich. Potężne roboty ruszają do walki, siejąc spustoszenie na Ziemi. Czy kapłanki zdołają pokonać przeciwnika? Czy Souma zdoła pokonać swoją drugą, złą osobowość? I najważniejsze: jak cała trójka poradzi sobie z uczuciami, które wzburzają ich młodą krew?

Nie jest to kolejna ze standardowych serii typu: dwie piękne magical girls razem z przystojnym „Tuxido” odcinek w odcinek pokonują kolejnego strasznego przeciwnika. Po przebrnięciu przez pierwszy odcinek (który jest totalną klapą, sprawiającą, iż widz zastanawia się, czy dotrwa do czwartego, czy może aż do połowy serii) fabuła rozkręca się żywo i od razu zostajemy wciągnięci w nurt głównego wątku, którym okazuje się „trójkąt miłosny”. Akcja obraca się więc wokół przeżyć i uczuć bohaterów, koncentrując się na relacjach pomiędzy Himeko, Chikane i Soumą. Seria okazuje się dramatem obyczajowym na dobrym poziomie, wystarczająco przekonującym, by można było zaangażować się w sytuację na ekranie i wczuć w problemy postaci. Towarzyszy nam jednak niestety ten nieszczęsny, z pozoru główny, wątek magiczny. O ile samo zawiązanie (reinkarnacje, Dobro i Zło, potężne moce) wydaje się być na miejscu, o tyle „krwawe” walki, staczane na wzburzonych morskich falach, są całkowicie nie na miejscu i tylko „osładzają” widzom gorzkie rozterki bohaterów. Gdyby nie one, Kannaduki no Miko można by śmiało zaliczyć do arcydzieł dramatu, ale niestety mechy, wyglądające jak połączenie Generała Daimosa z Czarodziejką z Księżyca, sprowadzają nas na ziemię. Kombinacja dramatu młodzieżowego z wielkimi robotami może być ciekawa, ale tu w praktyce okazuje się porażką. Same walki jednakże tylko nieznacznie wpływają na główny wątek serii – i dobrze, bo inaczej trzeba by włożyć Kannaduki no Miko gdzieś pomiędzy przeciętniaki. Zaletą fabuły jest też dynamiczność – brak rozwlekłych monologów, zespojenie wątków pobocznych z głównym pniem, dużo akcji (nie chodzi mi tu o te nieszczęsne potyczki), a przede wszystkim koncentracja na głównej trójce.

Kreacje bohaterów tej serii są na dobrym poziomie. I Himeko, i Chikane dają się lubić, nie ma się też wrażenia sztuczności ich charakterów, czy podobieństwa do innych serii, choć z pozoru typy osobowości wydają się dobrze znane. Na moją pochwałę zasługuje zdecydowanie męski bohater, Souma – nareszcie mogłem obejrzeć serię z prawdziwym facetem – takim chłopem z jajami – a nie ciapowatą i niezdecydowaną kluchą – przypuszczam, że szczególnie nastolatki będą zachwycone. Większość bohaterów pobocznych nie odstaje poziomem i w sumie jedynymi, których trzeba tu skrytykować, są wojownicy Zła – Orochi. Tylko kilku z nich wygląda autentycznie, reszta natomiast to idioci i nieudacznicy – którzy w dodatku wcale nie sprawiają wrażenia złych. Skrajnym przypadkiem jest głupiutka dziewczynka­‑kot, która z niewinnym uśmiechem na ustach torpeduje miasto za pomocą konsoli w kształcie pada z playstation. Kolejny element, który uniemożliwia przejście Kannaduki no Miko do grona najlepszych anime. W pewnym momencie także Orochi zostają ukazani w odpowiednio dramatycznym świetle, ale w żaden sposób nie poprawia to ogólnego kiepskiego odbioru. Podobnie jednak jak przy fabule, ich udział w serii okazuje się na szczęście na tyle mały, by nie zniszczyć ogólnego dobrego wrażenia z całości – co najwyżej pozostawiają niewielki niesmak.

Biorąc pod uwagę czas powstania, kreska nie zachwyca. Jest dobra, ale nie znajdziemy tu ani wspaniałych animacji, ani cudnych pejzaży, ani przepięknie narysowanych postaci. W żaden sposób nie wpływa negatywnie na całokształt, ale czyż choć troszkę polotu nie dodałoby serii uroku? Na dużą pochwałę zasługuje jednak muzyka. Szczególnie opening i ending, wykonywane przez KOTOKO, są naprawdę jak dla mnie bombowe, ba, powiem więcej – w moim odczuciu nieśmiertelne. Również w niektórych odcinkach są momenty, kiedy muzyka wgniata w fotel (a konkretnie w moim przypadku spowodowała, że na trzy sekundy przestałem gryźć wafla i zastygłem w bezruchu). Polecam gorąco te utwory. Muzyce nie mam nic absolutnie do zarzucenia.

Na zakończenie kilka luźnych myśli. Była to moja pierwsza w życiu seria z wątkiem shoujo­‑ai w tle, którą chciałem zobaczyć, by wyrobić sobie stosunek do takiego kina. Nie żałuję, że obejrzałem Kannaduki no Miko, ale raczej już nigdy po shoujo­‑ai nie sięgnę. Przypuszczam, że są osoby, których ten motyw nie będzie szczególnie raził, jednak widzom, którzy wiedzą, że może ich to mierzić, polecam raczej inne pozycje. Muszę też dodać, że zakończenie (nie po raz pierwszy w anime), zapowiadało się w pewnym momencie na katastrofę, choć na szczęście skończyło się tylko na rozczarowaniu. Cóż – taka już mentalność twórców, nic się nie poradzi. W wielu momentach seria mnie naprawdę zachwyciła, a bywałem i zaskakiwany. Poza tym ciągle coś się dzieje – przez cały seans powtarzaliśmy: „Dawaj szybko następny odcinek”. Wrażenia byłyby jednak o wiele lepsze, gdyby nie wątek walczących robotów i ich operatorów. W serii znajdziemy motywy komediowe, ale niestety również takie, które mimowolnie wzbudzają rozbawienie. Dla przykładu: mech, zamieniający się w złotego supermecha III poziomu, a zaraz potem wymierzający jakiś „supermegaatomic kick 3”. Pewnie niezamierzenie zabawny był cały pierwszy odcinek – na ekranie rozgrywają się dramatyczne wydarzenia, a my z kolegą mamy ubaw po pachy i patrzymy jeden na drugiego z wypisanym na twarzach pytaniem: „Za co myśmy się wzięli?”. Przekonałem się też po raz kolejny, że czasami nie warto osądzać anime po zobaczeniu 1/12. Serię w całości oceniam dobrze, choć pozostaje wrażenie zmarnowanego potencjału. Mimo to zachęcam do obejrzenia.

Azag, 24 lutego 2006

Recenzje alternatywne

  • Ysengrinn - 23 lutego 2008
    Ocena: 5/10

    Opowieść o zakazanej miłości, która przetrwała tysiące lat rozłąki. Opowieść o walce dobra ze złem, światła z ciemnością… Dramatu z fanserwisem?! więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TNK
Autor: Kaishaku
Projekt: Gorou Murata
Reżyser: Tetsuya Yanagisawa
Scenariusz: Jukki Hanada
Muzyka: Mina Kubota

Wydane w Polsce

Nr Tytuł Wydawca Rok
1 Kapłanki Przeklętych Dni vol. 1 Anime Gate 2007
2 Kapłanki Przeklętych Dni vol. 2 Anime Gate 2007

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Kapłanki przeklętych dni - artykuł na Wikipedii Nieoficjalny pl