Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 8/10 | grafika: 8/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Akatsuki no Yona
- 暁のヨナ
Opowieść o pewnej rozpieszczonej księżniczce, która, by ocalić życie, nagle musi dorosnąć.
Recenzja / Opis
W oczach księżniczki Yony król Il był łagodnym, nieco nieporadnym, ale wspaniałym ojcem, a życie w pałacu przypominało prawdziwą bajkę. Gdyby jeszcze tylko dziewczynie udało się przekonać ojca, by udzielił zgody na jej zaręczyny z kuzynem, Soo‑Wonem… Niestety, szesnaste urodziny Yony okazały się najgorszym dniem w jej życiu: ojciec ginie z ręki ukochanego kuzyna, a ona ledwie uchodzi z życiem, głównie dzięki pomocy przyjaciela z dzieciństwa i ochroniarza, generała Haka. O powrocie do pałacu nie ma mowy, bo chociaż król Il zostaje zamordowany, okazuje się, że większość oficjeli przyjmuje to z ulgą i nie ma zamiaru pomagać chowanej pod kloszem rozpuszczonej pannicy. Aby przeżyć, Yona musi dorosnąć, a dorastanie, jak wiadomo, bywa bardzo bolesne.
W tym miejscu mogłabym odesłać czytelników do recenzji mangi Akatsuki no Yona, ponieważ anime okazało się wyjątkowo udaną ekranizacją komiksu, idealnie oddającą klimat oryginału i w żaden sposób nieprzeinaczającą jego fabuły. Ale że nie wypada mi tego robić, postaram się coś o serii napisać, jednocześnie nie spoilerując za bardzo (acz nie zawsze jest to możliwe).
Ocalenie życia to jedno, wiadomo jest, że Yona nie może wiecznie chować się po lasach – musi iść przed siebie i stawić czoła rzeczywistości. Zanim jednak to uczyni, konieczna jest pewna przemiana. Po pierwsze, bohaterka musi dojść do siebie po tragicznych wydarzeniach, których była świadkiem, a po drugie, zastanowić się, co dalej. Chociaż Hak jest wobec niej niezwykle lojalny i uchodzi za jednego z najsilniejszych wojowników w królestwie, sam nie pokona wszystkich przeciwników i nie odzyska korony. Poza tym ucieczka z pałacu i spotkanie z ludźmi z rodzinnego miasta Haka, uświadamiają Yonie, jak niewiele wie o świecie i prawach nim rządzących. Przyzwyczajona do zbytku dziewczyna nie ma pojęcia, że idealistyczne poglądy jej ojca znacząco wpłynęły na królestwo i jego mieszkańców. Tylko nieliczni cieszą się swobodą i bogactwem, w wielu rejonach kraju panują bieda i głód, a lokalni możnowładcy traktują poddanych jak niewolników i generalnie robią, co chcą. Do tego dochodzą zagrożenia zewnętrzne, sąsiedzi bacznie przyglądają się podupadającemu królestwu, czekając na odpowiedni moment, by zaatakować. Szukając właściwej drogi, Yona trafia do domu pewnego kapłana, który potrafi rozmawiać z bogami. Według niego los księżniczki jest powiązany ze starą legendą i zgodnie z nią Yona powinna odnaleźć czterech wojowników, którzy odziedziczyli smoczą krew. Naturalnie nie wyrusza w podróż sama, cały czas towarzyszy jej Hak, a także dopiero co poznany młody chłopak, Yoon.
O tym, że misja się powiedzie, wiemy już z czołówki i początku pierwszego odcinka, istotny jest tu nie tyle efekt końcowy, a sama podróż, dzięki której bohaterka przechodzi znaczącą przemianę. Jeżeli ktoś, widząc zrzutki z anime, obawia się, że oto kolejny nudny reverse harem, szybko powinien owe obawy porzucić. Nie ukrywam, że Yona z pierwszych odcinków jest irytująca, a momentami wręcz głupia, ale rodzinna tragedia wyraźnie ją zmienia. Przy czym przemiana nie jest nagła – nikt nie resetuje dziewczynie osobowości, zastępując ją inną; pod wpływem spotkań z nowymi ludźmi Yona zaczyna odzyskiwać wolę życia i przede wszystkim, wolę walki. Korona i powrót do pałacu, a także zemsta, schodzą na dalszy plan, podczas gdy na pierwszym pojawia się chęć ochronienia bliskich, a także próba naprawy błędów króla Ila. Bezsilna wygnana księżniczka powoli staje się dumną i odważną kobietą, która nie boi się wziąć do ręki broni i stanąć w obronie słabszych. Naturalnie nie od razu wszystko się udaje, w większości przypadków Yona nadal potrzebuje opieki i pomocy bardziej doświadczonych i silniejszych towarzyszy, ale nawet w najtrudniejszej sytuacji dziewczyna nie poddaje się. Podróżując po pełnym nierówności społecznych kraju, uczy się nie tylko odwagi, ale też pokory – nie zaklina rzeczywistości, ale przyjmuje wszystko z godnością.
Nie tylko główny wątek zasługuje na uwagę – świat przedstawiony okazuje się zaskakująco mało baśniowy, za to niezwykle spójny i logiczny. Nawet największy idealista wśród bohaterów ma świadomość, że piękne i wzniosłe idee nie nakarmią ludzi i nie zapewnią królestwu pokoju. Można unikać niepotrzebnych ofiar, lecz przychodzi taki moment, że po prostu trzeba zabić. Bohaterom nie zawsze udaje się ocalić niewinnych, nie zawsze są w stanie wszystkim pomóc, co dodaje opowieści realizmu. Poza tym warto poświęcić kilka słów wątkowi smoczych wojowników. Teoretycznie są to herosi z legend, których ludzie powinni czcić i szanować, ale jak widać na przykładzie panów, mity nijak mają się do rzeczywistości. To, co dla jednych jest błogosławieństwem, dla innych staje się przekleństwem – świat w Akatsuki no Yona nie jest przepełniony magią i supermocami, wręcz przeciwnie. Wszelkie nadludzkie umiejętności to prawdziwa rzadkość, a ludzie zazwyczaj boją się nieznanego. Spośród czterech smoków tylko jeden został wychowany wśród ludu kultywującego tradycję i pamiętającego czasy znane tylko z legend, dla innych niezwykłe zdolności okazały się klątwą, która uczyniła z nich wyrzutków, niepotrafiących znaleźć swojego miejsca w świecie. Podróż z Yoną staje się okazją do odnalezienia celu w życiu, zdobycia przyjaciół i dowartościowania się. Jednak „smoczy” wojownicy to nie tylko legendarni herosi, ale przede wszystkim ludzie, którzy mają własne plany i marzenia, nie zawsze zgodne z ich „mitycznym” przeznaczeniem. Mangaczka nie poszła po linii najmniejszego oporu i nie urządziła z poszukiwań „łapania pokemonów”, ale każdy wątek potraktowała inaczej, każdą postać „przedstawiła” za pomocą konkretnej historii, przy okazji zmuszając Yonę do wysiłku. Dziewczyna musi udowodnić, że potrzebuje i chce niezwykłych towarzyszy, nie wystarczy, że stanie przed nimi, a przeznaczenie załatwi za nią wszystko.
Naprawdę nie mam zamiaru nikomu wciskać, że oto przed nim wspaniała i głęboka opowieść, która pod płaszczykiem przygody mówi o rzeczach ważnych i poważnych. To nie tak. Akatsuki no Yona to świetna historia, opowiedziana z pomysłem, w pełni wykorzystująca potencjał świata przedstawionego oraz stadko barwnych bohaterów, z których każdy ma własną ciekawą historię. Mamy tu przygodę, szczyptę romansu, efektowne bitwy, ale i momenty rozluźnienia. Autorka nie traktuje bohaterów jak dekoracji, istotnych tylko w niektórych momentach, wygodnych z punktu widzenia scenariusza. Poszczególne postaci łączą różnego rodzaju więzy, nierzadko dość skomplikowane – istotne jest, że fabuła chętnie wykorzystuje tę różnorodność i nie spłyca niczego. Zaskoczyło mnie, jak mało wycięto z oryginału, w zasadzie pominięto niektóre mniej istotne sceny oraz niektóre retrospekcje, ale w żaden sposób nie wpłynęło to na odbiór całości. Otrzymujemy „pierwszy etap” podróży Yony i jej przyjaciół, kompletny i niepozbawiony sensu. Widzimy zmiany w zachowaniu protagonistki, poznajemy najważniejsze osoby dramatu, a także teoretycznych antagonistów, ale w żadnym momencie fabuła nie pędzi na złamanie karku, a scenarzyści nie raczą nas „skrótami”, które zaburzałyby harmonię całości. Tak, z czystym sercem stwierdzam, że anime jest wyjątkowo wierne mandze (zwłaszcza jak na dzisiejsze standardy), co w tym przypadku należy uznać za ogromną zaletę.
Wracając jednak na chwilę do świata przedstawionego – szalenie ważny jest fakt, że ukazana rzeczywistość bardzo rzadko okazuje się czarna lub biała. Szlachetni bohaterowie nie zawsze podejmują takież decyzje, a rzekomi antagoniści, z kuzynem Yony, Soo‑Wonem na czele, wcale nie są tak źli i okrutni, jak sugeruje początek. Każdy ma jakąś motywację, cel, ale poza nielicznymi przypadkami, nie ma tu osób zepsutych do szpiku kości i zainteresowanych tylko własnymi korzyściami. W pewnym momencie złapałam się na tym, że kibicuję w podobnym stopniu Yonie, jak i Soo‑Wonowi. Warto jednak wspomnieć, że kiedy autorka tworzy już czarny charakter, to naprawdę jest on paskudny i zupełnie nie przypomina pociesznych lub charyzmatycznych antagonistów, znanych z innych serii.
Wspomniałam wcześniej o szczypcie romansu, bo zdecydowanie jest o czym wspominać. Zaprezentowany trójkąt romantyczny wypada bardzo ciekawie, acz wzbudza gorące dyskusje wśród fanów. Początek serii jasno i wyraźnie daje do zrozumienia, że Yona kocha Soo‑Wona, a i ona nie jest mu do końca obojętna. Jednak kolejne sceny pokazują, że mimo pozornego chłodu, również Hak jest zainteresowany księżniczką. Na korzyść tego drugiego przemawia zasada, że kto się lubi, ten się czubi, no i z której strony nie patrzeć, ma tę przewagę nad kuzynem, że nie zabił ojca ukochanej i jest przy niej praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Owszem, dobrze się domyślacie, że preferuję tę opcję, acz jak najbardziej doceniam urok Soo‑Wona. Reszta przystojnych panów, chociaż czasem okazuje spore zainteresowanie dziewczyną, wyraźnie przegrywa w przedbiegach i bardzo bym się zdziwiła, gdyby nagle autorka mangi postanowiła pociągnąć romans w „smoczym” kierunku.
Słodzę i słodzę już któryś akapit, tak jakby produkcja nie miała żadnych wad, a te jak najbardziej istnieją. Nie mam zamiaru czepiać się drobiazgów lub wyszukiwać problemów na siłę, za bardzo anime przypadło mi do gustu, chciałabym jednak wspomnieć o dwóch rzeczach. Po pierwsze, niestety mamy do czynienia z serią nakręconą na podstawie nadal ukazującej się mangi, dlatego też zakończenie jest otwarte i nawet nie sugeruje, jaki może być finał opowieści. Nie to jest jednak najgorsze, ponieważ uważam, że twórcy doskonale wybrali moment, w którym należało przerwać emisję – najgorszy jest niedosyt, jaki Akatsuki no Yona pozostawia. Po dwudziestu czterech odcinkach człowiek chce więcej i więcej, a tu nie ma i nie wiadomo, czy będzie. Niby zostaje komiks, ale ten się nie rusza i nie mówi… Po drugie, ktoś skrzywdził serial koszmarną drugą czołówką, czyli Akatsuki no Hana w wykonaniu Cyntii. Sama piosenka zła nie jest, ale pasuje do anime jak pięść do nosa, elektroniczna melodia i przepuszczony przez komputer wokal kojarzą się z jakimś Gundamem, a nie opowieścią fantasy w chińskich dekoracjach. Przesłuchałam raz, potem omijałam szerokim łukiem, ktoś ewidentnie pomylił nagrania.
Na szczęście reszta ścieżki dźwiękowej nie gwałci zmysłu słuchu i nie powoduje dysonansu między tym, co się widzi, a tym, co się słyszy. Pierwsza czołówka, Akatsuki no Yona Kunihiko Ryou, to instrumentalny utwór, idealnie wpasowujący się w stylistykę anime i będący pięknym wstępem do opowiadanej historii, odpowiednio budującym nastrój przed seansem. Podobnie ma się rzecz z drugim endingiem, czyli piosenką Akatsuki Akiko Shikaty – może nie jest to najlepiej zaśpiewany utwór, miejscami wyraźnie słychać fałsz, ale wolę go słuchać sto razy bardziej niż wspomnianego wyżej koszmarku. Pierwszy ending jest ładny, ale szybko ulotnił mi się z głowy i mam wrażenie, że to jedna z tych „bezpiecznych” piosenek, które zawsze brzmią dobrze i pasują praktycznie do każdej serii. Kompozycje obecne w tle nie należą do wybitnych, ale że uwielbiam dźwięk erhu, mają u mnie wielkiego plusa właśnie za częstą obecność tego instrumentu. Poza tym, może nie są to melodie zapadające w pamięć, ale zdecydowanie dobrze dobrane i wykorzystane w produkcji, tworzą z obrazem nierozerwalną, doskonale splecioną całość, na którą miło popatrzeć i posłuchać.
Także grafika cieszy oko ciekawą paletą barw i dopracowanymi projektami postaci, wiernymi mangowym oryginałom. Mam tylko problem z włosami Yony, które powinny być płomiennie czerwone, a jakimś cudem są różowe – to może być kwestia monitora, ale nie sądzę… Twórcy zgrabnie maskują użycie komputera i nie unikają dynamicznych scen. Nie powiem, żeby seria graficznie mnie zachwyciła, ale było bardzo dobrze, bez żadnych spadków formy czy wyczerpania funduszy w połowie emisji. Przyłożono się do tła, które w wielu nowych produkcjach traktuje się po macoszemu, akwarelowe efekty naprawdę dodały wiele uroku anime, podobnie jak sprawne operowanie światłem. To wyjątkowo solidna robota, acz bez fajerwerków, chociaż kilka scen w ostatnich odcinkach (statki na morzu czy scena w deszczu) naprawdę zrobiło na mnie wrażenie starannością i malarskością ujęć.
Akatsuki no Yona okazało się godnym następcą serii w rodzaju Juuni Kokki czy Saiunkoku Monogatari. Wreszcie dostałam anime, w którym bohaterka nie jest tylko słodkim i uroczym dodatkiem do stada bishounenów, workiem przerzucanym z kąta w kąt lub ślicznym manekinem do ratowania. Postacie nie są pustymi wydmuszkami pomalowanymi w pstrokate wzorki, a przedstawiona historia ma sens i nie obraża inteligencji widza. Urwane zakończenie boli, ale to jedna z nielicznych wad tej serii, która na dodatek nie psuje radości z seansu. Widz ma poczucie, że otrzymał dopieszczony, pełnoprawny produkt, a nie kiepską reklamę w kolorowym sreberku. Chylę czoła przed autorką i twórcami za sympatycznych bohaterów, silne i ciekawe postacie kobiece, a także intrygującą i wciągającą fabułę. Poproszę kolejną serię!
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Studio Pierrot |
Autor: | Mizuho Kusanagi |
Projekt: | Maho Yoshikawa |
Reżyser: | Kazuhiro Yoneda |
Scenariusz: | Shin'ichi Inozume |
Muzyka: | Kunihiko Ryou |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Akatsuki no Yona - wrażenia z pierwszych odcinków | Nieoficjalny | pl |