Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 153
Średnia: 6,96
σ=1,69

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Kysz)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Junketsu no Maria

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Maria the Virgin Witch
  • 純潔のマリア
Tytuły powiązane:
Gatunki: Fantasy, Komedia
zrzutka

Magia, mitologia i religia podlane gęstym sosem historycznym z nutką ecchi – mieszanka nieźle przyprawiona, acz nie do końca dobrze wymieszana. No i porcje też mogłyby być większe.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Francja, pierwsza połowa XV wieku. Trwa właśnie konflikt pomiędzy Francją a Anglią, zwany przez historyków Wojną Stuletnią. Jest jednak osoba, która nienawidzi rozlewu krwi i nie ma zamiaru bezczynnie stać i patrzeć, jak ludzie zabijają się tuż pod jej nosem. Tą osobą jest Maria, jedna z najpotężniejszych wiedźm swoich czasów, która, wykorzystując magiczne moce, przerywa każdą bitwę toczącą się niedaleko jej miejsca zamieszkania. Nie wszystkim takie działania się podobają –niezadowolenie okazują zarówno osoby bogacące się na wojnie (jak choćby najemnicy oraz inne wiedźmy), jak i przedstawiciele Kościoła, dla których Maria jest heretycką solą w oku. Wkrótce bohaterka swymi działaniami zwraca także uwagę Niebios. Na Ziemię wysłany zostaje archanioł Michał, który ma położyć kres takiemu zuchwalstwu, z uwagi jednak na pewne okoliczności łagodzące, ogranicza się do rzucenia specyficznej klątwy. Wedle jego zarządzenia, Maria utraci swe moce wraz z utratą dziewictwa, nie wolno jej również używać magii w obecności ludzi. Pilnować tego ma jego pełnomocnik, anioł Ezekiel, mający postać małej niebieskowłosej dziewczynki. Kto jak kto, ale Maria nie należy do potulnych osób i nie ma zamiaru słuchać pierwszego lepszego anioła. W końcu wszystko, co musi zrobić, to nie dać się przyłapać na gorącym uczynku, prawda?

Fabuła tej serii nie należy do zbyt skomplikowanych. Mamy walki, mamy czarownicę, która je za każdym razem przerywa, wysłanników niebiańskich, którzy mają jej w tym przeszkodzić, i całą gromadę różnych osób, których interesy w jakiś sposób zazębiają się z działaniami bohaterki. Z czasem dochodzą do tego jeszcze problemy moralności, a także cały zasób różnego rodzaju kwestii etycznych. Tak naprawdę żaden z poglądów nie zostaje tu ukazany jako jednoznacznie zły bądź dobry, a fabule bardzo daleko do kolejnej historii z antywojennym przesłaniem. Generalnie uważam, że w prostocie tkwi siła tej produkcji, lecz być może to wprowadzenie tak wielu różnych wątków pobocznych oraz mnóstwa różnorakich koncepcji filozoficznych spowodowało, że odczułam lekki niedosyt po zakończeniu. Całość ma niby ręce i nogi, ale przy tym wydaje się, jakby ktoś chciał tu dodać zbyt wiele kończyn, a że zabrakło mu czasu na ich solidne ukształtowanie, skończyło się na kilku kikutach.

Junketsu no Maria stanowi w sumie klasyczny przykład fantasy historycznego, w którym w realia historyczne wplecione zostają zjawiska nadnaturalne. Wyjątkowo dobrze i z wyczuciem udało się odwzorować rzeczywistość średniowiecznej Europy, zwłaszcza działania wojenne ukazano niezwykle wiernie. Wreszcie nie mieliśmy do czynienia z całkowicie abstrakcyjnym wyobrażeniem epickich bitew, w których hordy mężnych rycerzy w lśniących zbrojach ścierają się ze sobą w walce na śmierć i życie z bojowymi okrzykami na ustach. Nie ma tu żadnych bohaterskich wyczynów, nikt lekką ręką nie rozwala dziesięciu przeciwników wokoło, a przede wszystkim walczący nie idą na pole walki z idealistycznych pobudek, szczególnie że nikomu nie uśmiecha się zginąć na polu bitwy ot tak, dla wyższych celów. Nie znaczy to oczywiście, że mamy tu do czynienia z idealnym światem przedstawionym, w którym bezbłędnie odwzorowano każdy szczegół średniowiecznej rzeczywistości. Osoby interesujące się choć trochę tym okresem w dziejach Europy znajdą tu masę nieścisłości, zaś historycy pewnie popukają się w czoło na każdą wzmiankę o „realizmie” w tym anime. Mnie, jako etnologowi, szczególnie spodobał się sposób sportretowania wiejskiej społeczności. Pomimo kilku niedociągnięć uważam, że twórcom tym razem udało się stanąć na wysokości zadania i wykreować świat, który nie razi brakiem spójności. Tak, wizja ta opiera się w dużej mierze o stereotypowe wyobrażenie średniowiecza, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, iż taki uproszczony wizerunek utrzymuje się nawet wśród Europejczyków, dość łatwo rozgrzeszyć twórców, dla których w końcu jest to obca kultura.

Kontrowersje może budzić natomiast sposób przedstawiania chrześcijaństwa. Przez większość czasu osoby związane z Kościołem pełnią rolę czarnych charakterów, a już archanioł Michał jest najprawdopodobniej jedną z najbardziej irytujących postaci w całej serii. Teoretycznie jego postawa jest wytłumaczalna, zgodna z ideałami chrześcijańskiej nauki, a jednocześnie w zestawieniu z głównymi bohaterami zyskuje on bardzo negatywne zabarwienie. Zdecydowaną przesadą są również wszelkiego rodzaju nawiązania do świętej rodziny, a zwłaszcza wyjątkowo częste porównywanie Marii do Matki Boskiej. Japończycy są co prawda znani ze swobodnego podejścia do sfery sacrum, nie jest to zatem tak, że akurat to wyznanie zostało tak ekscentrycznie potraktowane, nie zdziwię się wszakże, jeśli kogoś oburzy taki sposób sportretowania jego wiary, bo być może poszło to ciut za daleko, a było przecież zupełnie niepotrzebne. Niby tyle już powstało serii, w których lolitkowate zakonnice biegają w przykrótkich habitach, strzelając z czego popadnie do przebrzydłych demonów, że teoretycznie powinniśmy być do tego przyzwyczajeni, lecz w tym przypadku bardzo ważna jest różnica w wymowie pomiędzy tamtymi tytułami a Junketsu no Maria. Na pewno łatwiej przełknąć takie zobrazowanie religii, gdy całość utrzymana jest w lekkim tonie. Mnie nie przeszkadzało to jakoś szczególnie, niemniej osobom bardziej wyczulonym na takie kwestie radziłabym się dwa razy zastanowić przed sięgnięciem po ten tytuł.

Inna sprawa, że nie do końca zachowano balans pomiędzy lekką przygodówką a czymś poważniejszym. W jednej scenie oglądamy droczenie się Artemis z Marią dotyczące ignorancji w sprawach seksualnych naszej głównej bohaterki, by niedługo potem być świadkami tortur, brutalnych scen z pola walki, czy też prób gwałtu. Serię ratowało w moich oczach to, że nigdy taka zmiana nastroju nie była na tyle nagła, by mogło to odrzucić kogoś od ekranu. W dodatku, gdy fabuła wkroczyła w poważniejszą fazę, praktycznie całkowicie zrezygnowano z owych seksualnych nawiązań.

Nawiasem mówiąc, utrzymano tutaj odpowiednio wysoki poziom humoru. Z tego, co udało mi się zauważyć, wiele osób z początku skreśliło tę serię z powodu przypisanego jej tagu ecchi. Ani tytuł, ani opis nie zachęcały dodatkowo do zapoznania się z tym tytułem. Dziewicza wiedźma? Jasne, to pewnie będzie znowu jakaś głupiutka komedyjka z rumieniącą się dziewczynką, która tylko udaje silną czarownicę, a w rzeczywistości zachowuje się jak kolejny klon animowanych nastolatek wzdychających do swego ukochanego, jednocześnie nie przyjmując tych uczuć do wiadomości. Ręka w górę, kto pomyślał sobie mniej więcej coś takiego po zapoznaniu się z zapowiedzią Junketsu no Maria? No więc właśnie… Okazało się, iż na szczęście było to błędne założenie. Owszem, Maria jest dziewicą. Owszem, często się rumieni na jakąkolwiek wzmiankę o tym. I owszem, jest też zakochana. Ale wszystko to nie prowadzi do gagów z macaniem, wpadaniem na niewłaściwie części ciała przez niewłaściwą osobę i tym podobnymi rzeczami, które często kojarzone są z ecchi. Jasne, humor jest zdecydowanie sprośny, lecz zachowuje przy tym akceptowalny poziom przede wszystkim dlatego, że w żadnym momencie z nim nie przesadzono.

Wracając za to do postaci samej Marii, trzeba przyznać, że twórcom udało się wykreować zadziwiająco niezwykłą główną bohaterkę. Przede wszystkim Maria nie jest postacią, która jako jedyna ma rację. W momencie, gdy sobie uświadamia, iż jej własne ideały niekoniecznie przekładają się na życzenia innych, zaczyna mieć wątpliwości, czy faktycznie postępuje słusznie. Paradoksalnie jej chęć zakończenia wojny powoduje, iż wojna trwa nadal, bo żadna ze stron nie jest w stanie osiągnąć swego celu, ani też uzyskać tak wyraźnej przewagi, by siły wroga zmuszone zostały do wycofania się. Młoda czarownica musi ponownie skorygować swoje poglądy i zastanowić się, czy faktycznie jej działania mają sens. Sama zresztą przyznaje, że nie jest osobą silną – często się waha, nie wie, jak postępować, wręcz boi się wykonać następny krok. A jednocześnie jest to jedna z najsilniejszych kobiecych postaci w anime, jakie dane mi było oglądać. Warto też dodać, że miłość nie czyni z niej głupiutkiej idiotki, we wszystkim polegającej na swoim wybranku. Gdy ten zachowa się w jej mniemaniu niewłaściwie, zwyczajnie go za to skarci, przy czym nie będzie to standardowe wyładowywanie złości na biednym chłopcu, który nie wie o co chodzi, a raczej konstruktywna krytyka.

Tego typu postać łatwo mogłaby przyćmić wszystkich innych bohaterów pojawiających się na ekranie, ale szczęśliwie udało się tego uniknąć. Taki Joseph na przykład może się wydawać na pierwszy rzut oka bezbarwnym chłoptasiem, pałętającym się bez celu po ekranie i w sumie mniej więcej tym jest, nie licząc faktu, iż kiedy trzeba, potrafi, mówiąc kolokwialnie, „pokazać, że ma jaja”. Zresztą wszyscy, których zdecydowano się nam przedstawić, zostali obdarzeni czymś takim, jak indywidualny charakter, w związku z czym miło oglądało się ich działania. No, może nie do końca dotyczyło to gildii wiedźm, bo one tylko polatały tu i tam, stanowiąc (poza Viv) właściwie osobowość zbiorową.

Na szczególną uwagę zasługują natomiast antagoniści, pełniący co prawda rolę oponentów, lecz nie zaliczający się do tzw. czarnych charakterów, czyli osób na wskroś przesiąkniętych złem. Weźmy chociażby takiego Bernarda. Jest to zdecydowanie najbardziej negatywny bohater w tym anime, lecz praktycznie jedynym błędem, jaki popełnia (nie licząc tego, że przeciwstawia się głównej bohaterce) jest ślepe podążanie za ideą. Początkowo jest nią chrześcijaństwo, choć nie poprzestaje on na zwyczajnym podporządkowaniu się naukom Kościoła, nie zamyka się bowiem na inne poglądy. W pewnym sensie jest to człowiek, który wyprzedza swe czasy i dla którego nie ma miejsca w świecie, w którym doktryny religijne manifestują się na Ziemi chociażby pod postacią aniołów. Jest to bohater, którego można albo lubić, albo nienawidzić, ale trudno przejść obok niego obojętnie. Mnie przypadł on do gustu ze względu na swoje późniejsze zachowanie, bowiem przez pierwsze kilka odcinków, w których się pojawiał, zgrzytałam zębami na jego widok.

Zdecydowane pochwały należą się oprawie audiowizualnej. Tym, co pierwsze rzuca się w oczy, są specyficzne projekty postaci, wyjątkowo pozbawione wszelkiego akcentu moé, za to zachowujące indywidualny charakter. Szczególnie przypadł mi do gustu wygląd istot magicznych, a zwłaszcza smoków, których projekty ściśle wpisały się w zachodnie kanony. Pięknie przedstawiono też tła, nie sprowadzone tylko do kolorowych plam, mających w przybliżeniu prezentować dane miejsce. Zadbano w ich przypadku o dużą liczbę detali, co doskonale wyglądało w scenach zewnętrznych, zwłaszcza w połączeniu ze zniewalającą kolorystyką. Sama animacja, choć nie była z rodzaju tych wciskających widza w fotel, dzięki zachowaniu odpowiedniej płynności i dynamiki potrafiła sprawić, iż sceny z wykorzystaniem magii czy innych nadnaturalnych zjawisk wyglądały imponująco. Czasami dało się wszak zauważyć tu czy tam pewną oszczędność, głównie w statycznym drugim planie, lecz nie były to na tyle duże mankamenty, by w ogóle się nimi przejmować.

Kilka ciepłych słów mogę też powiedzieć na temat muzyki. Samo to, że zwróciłam uwagę na soundtrack, jest na tyle niezwykłe, że warte odnotowania. Opening i ending co prawda do nadzwyczajnych nie należały, bowiem oba były po prostu przeciętne, ale dobrze się ich słuchało. Natomiast podkład towarzyszący konkretnym scenom spełnił swoją rolę znakomicie, doskonale uzupełniając charakter poszczególnych wydarzeń. Ogólnie muzyka miała tu bardzo swojski charakter, gdy akcja przenosiła się na wieś, uderzając w mocniejsze tony na polu bitwy i przybierając bardziej podniosły ton w momencie kontaktu z sacrum.

Junketsu no Maria to anime dobre. Tylko tyle i aż tyle – ze wskazaniem niestety na to pierwsze. Jest to seria z pewnością oryginalna, chociażby ze względu na podejmowaną tematykę i sposób jej prezentacji, przy czym wiele przedstawionych tu wątków nie doczekało się satysfakcjonującego rozwinięcia. Nie wiem, czy zwiększenie liczby odcinków przyniosłoby pozytywne efekty, ale na pewno niektórym kwestiom powinno się było poświęcić zdecydowanie więcej czasu. Minusem jest również zakończenie – mocno naiwne i mogące pozostawić widza z lekkim niesmakiem. Bo choć historia zostaje zamknięta, to wrażenie, iż zrobiono to trochę bez pomysłu i na siłę, jest zbyt mocne, by można się było cieszyć z takiej końcówki. Pomijając to jednak, seria jest godna uwagi przede wszystkim dla nieco bardziej wymagających widzów, mających ochotę na kapkę przemyśleń dotyczących wiary i kondycji człowieka w świecie, bądź osób spragnionych fantasy osadzonego w oryginalnych realiach.

Kysz, 6 czerwca 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Autor: Masayuki Ishikawa
Projekt: Eiji Nakada, Yuriko Chiba
Reżyser: Gorou Taniguchi
Scenariusz: Hideyuki Kurata
Muzyka: Masato Kouda

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Junketsu no Maria - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl