Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 6/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,75

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 161
Średnia: 6,77
σ=1,43

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Kysz)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Gakkou Gurashi!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • School-Live!
  • がっこうぐらし!
Widownia: Seinen; Postaci: Nauczyciele, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przyszłość (postapokaliptyczna)
zrzutka

Szkolne życie czwórki uroczych dziewuszek i jednego równie słodziutkiego psa. Czyżby kolejna moé produkcja podnosząca poziom cukru we krwi? Bynajmniej.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Nim przejdę do właściwej recenzji, dla czystego sumienia muszę zaapelować do wszystkich potencjalnych widzów. Drogi Czytelniku, jeśli jeszcze jakimś cudem nie słyszałeś nic na temat omawianego tu anime, nie psuj sobie niespodzianki – nie czytaj tej recenzji! Zamiast tego obejrzyj pierwszy odcinek. Do końca. Dopiero potem wróć tutaj i zapoznaj się z resztą tekstu, jeśli oczywiście uznasz, że warto się tym bliżej zainteresować. Zakładam w każdym razie, że każdy, kto przystąpi do czytania dalszej części tej recenzji, jest świadomy tego, jaką tematykę podejmuje Gakkou Gurashi, a jeśli nie, nie ma nic przeciwko uzyskaniu takowych informacji właśnie w tym miejscu. Tyle tytułem wstępu, przejdźmy wreszcie do konkretów.

Możecie mi wierzyć bądź nie, ale bywają ludzie, którzy naprawdę chętnie uczęszczają do szkoły. A już Yuki Takeya, uczennica liceum, jest w swojej szkole totalnie zakochana. W końcu tyle tam intrygujących miejsc (choćby sala muzyczna – czyż te piękne instrumenty nie są fascynujące?), interesujących zajęć i fajnych ludzi, z którymi zawsze można porozmawiać o czymś ciekawym. Uwielbienie Yuki do własnej placówki edukacyjnej jest tak duże, iż wraz z trójką koleżanek – dojrzałą Yuuri, energiczną Kurumi i cichą Miki – należy ona do Klubu Szkolnego Życia, którego opiekunem jest powszechnie lubiana nauczycielka, Megumi Sakura. Zajęcia klubowe polegają na pełnym uczestnictwie w życiu szkoły, co oznacza ni mniej, ni więcej tyle, że dziewczyny nie tylko się w niej uczą, ale też spędzają w jej murach cały wolny czas, a nawet sypiają i jadają na jej terenie.

Wszystko jest proste, przyjemne, wręcz idealne, a jak wiadomo, jeśli coś jest zbyt piękne, nie może być prawdziwe. Wyraźnie czuć, że coś tu jest ewidentnie nie tak. W końcu dlaczego Kurumi nosi ze sobą łopatę? Co robi grób na dachu szkoły? Czemu na końcu korytarza znajduje się dziwna konstrukcja z krzeseł i ławek? Z jakiego powodu pozostałe dziewczyny w niektórych momentach popadają w przygnębienie? I po kiego, u licha, one w ogóle śpią w szkole?! Okazuje się, że tak naprawdę mamy do czynienia z czymś na kształt apokalipsy zombi, zaś nasze bohaterki są jedynymi osobami w okolicy, którym udało się przetrwać. To, co do tej pory mogliśmy oglądać, było zaś tylko złudzeniem wytworzonym w umyśle Yuki, która za wszelką cenę nie chce przyjąć otaczającego ją koszmaru do wiadomości.

Końcówka pierwszego odcinka przemiela dotychczas znaną konwencję anime o słodkich dziewczynkach robiących słodkie rzeczy i wyrzuca ją za okno… czy też do piwnicy, bo mniej więcej w tak ciemną otchłań wszystko trafia. Podejmowana tu tematyka apokalipsy zombi nie służy jako komediowe tło i w żadnym razie nie podkreśla słodkości dziewczyn. Równocześnie na pierwszym planie wciąż pozostają bardzo typowe, lekkie okruchy życia. By tak swobodnie mieszać ze sobą dwa jakże różne klimaty, nie wyciągając przy tym widza ze świata przedstawionego, potrzebny jest naprawdę dobrze przemyślany plan. W tym przypadku punkt wyjściowy stanowi niestabilność psychiczna Yuki. Po pierwszym rozbiciu przed widzem tafli iluzji narracja staje się płynna, luźno przeskakując pomiędzy perspektywą Yuki, a tym, jak wygląda rzeczywistość. Dopiero w ostatnich odcinkach nastrój gęstnieje, co jest oczywiście logicznie powiązane z rozwojem fabularnym.

Zdecydowanie jest to pomysł świeży, niemal nieeksploatowany dotychczas w anime. Wcześniejszymi przykładami podobnego połączenia gatunkowego były m.in. Mahou Shoujo Madoka Magica czy Higurashi no Naku Koro ni, tam jednak po odkryciu „ciemniejszej strony” fabuły nie ma już powrotu do luźniejszych aspektów, tutaj natomiast te dwie części przeplatają się cały czas. Jest to dość brutalna dekonstrukcja popularnego gatunku i z pewnością nie każdemu przypadnie ona do gustu. Podejrzewam też, że znajdzie się spore grono widzów liczących na to, że po zwrocie akcji w pierwszym odcinku przyjdzie czas na o wiele mroczniejsze widowisko, w którym to horror, a nie moé, będzie dominującym aspektem. Przyznaję, że nie do końca udało się utrzymać odpowiedni balans pomiędzy tymi komponentami, jednak z drugiej strony jestem pewna, iż gdybyśmy na pierwszym planie mieli właśnie horror, od czasu do czasu przerywany „okruszkowymi” wstawkami, wypadłoby to o niebo gorzej. Na pewno za to należało tu zrezygnować z czysto fanserwisowych scen, takich jak chociażby niesławny odcinek basenowy, w nich bowiem upatrywać należy przyczynę może nie tyle porażki, ile niewykorzystania ogromnego potencjału leżącego w tej historii.

Kolejny problem tkwi moim zdaniem w bohaterkach, a konkretniej w pewnym przymusie kreacyjnym wynikającym z poruszania się w obrębie konwencji moé. Dziewczyny muszą być miłe i słodziutkie, nie ma też mowy o dodaniu im jakichkolwiek odrzucających cech, czy to dotyczących charakteru, czy wyglądu zewnętrznego. Na dodatek każda z nich prezentuje jakiś popularny schemat, poza który nie jest w stanie całkowicie wyjść, co mocno spłyca je pod kątem psychologicznym. Yuuri to biuściasta, charyzmatyczna liderka grupy, dbająca o wszystko i sprawująca nad pozostałymi niemal matczyną opiekę. Kurumi można zaliczyć do typu wysportowanej chłopczycy, obdarzonej wojowniczą osobowością i największymi zdolnościami „bojowymi” w grupie. Miki jest spokojną i opanowaną realistką, ostrożnie podchodzącą do wszystkiego wokół niej. Megumi zaś idealnie wpisuje się w szablon nieporadnej nauczycielki, pełniącej rolę bardziej przyjaciółki uczniów niż ich mentorki. Charakter żadnej z nich nie zostaje porządnie rozbudowany, wszystkie zresztą pod koniec serii pozostają mniej więcej takie same, jakie były w pierwszym odcinku. A tu aż prosi się o pokazanie wpływu niecodziennych okoliczności na osobowość dziewcząt, wgłębienia się w ich psychikę, a przede wszystkim wprowadzenia dynamiki w kreacje każdej z nich.

Naturalnie na osobną uwagę zasługuje Yuki, będąca bardzo specyficzną postacią. W pierwszym momencie naprawdę łatwo ją znienawidzić – biega toto jak opętane, cieszy jak głupie, krzyczy, piszczy i ogólnie sprawia wrażenie kolejnego nadpobudliwego dziewczęcia, które wyraźnie ma coś nie tak z głową. Tyle że… szybko okazuje się, iż faktycznie zdrowie psychiczne Yuki zostało mocno nadszarpnięte z powodu niedawnych wydarzeń i obecnie tkwi ona w swoim małym, bezpiecznym świecie, w którym nie ma miejsca dla zombi. Przyznaję, że takie rozwiązanie niesamowicie mnie zaskoczyło, pozwalając względnie tolerować jej zachowanie. Dlaczego tylko tolerować, zapytacie? Czemu nie skończyło się na czymś więcej? Sęk w tym, że ostatecznie stan umysłowy naszej głównej bohaterki został potraktowany dosyć płytko (co po części również wynika z samej koncepcji anime poświęconych słodkim dziewczątkom – co jak co, ale mocne psychologiczne kino to nie jest), zaś jej sposób bycia zanadto przerysowano. Zgaduję, iż uczyniono to dla uzyskania odpowiedniego kontrastu, by jeszcze mocniej uwypuklić groteskowość tej historii, niemniej uczucie niedosytu pozostało.

Niekonwencjonalna kompozycja anime chyba najmocniej wpływa na ocenę oprawy graficznej. Powiedzmy sobie wprost – animacja sama w sobie ma spore trudności ze wzbudzeniem w widzu przerażenia a już moé stylistyka pasuje do opowieści grozy jak pięść do nosa. Jak więc, u licha, pogodzić ze sobą zombi i słodkie dziewczęta tak, by nie nadać całości zbyt karykaturalnego wyglądu i nie odrzucić odbiorcy od ekranu? Niestety nie da się tego zrobić tak, by wszyscy byli całkowicie usatysfakcjonowani i w pełni rozumiem osoby narzekające na grafikę, a konkretniej na jej styl. Nie będę więc nikogo próbowała przekonać, by spojrzał na to łaskawszym wzrokiem, gdyż akurat w tego rodzaju anime pozytywny odbiór będzie znacząco uzależniony od tego, na ile pozwolimy się wciągnąć w klimat wykreowany samym obrazem. Widać jednak, że twórcy dobrze przemyśleli tę kwestię i wiedzieli, w jaki sposób ubrać makabryczną treść w kolorowe moé szaty. Spora w tym zasługa między innymi umiejętnego operowania kolorystyką. Postawiono na pastelowe, przyjemne w odbiorze kolory, dzięki czemu mocne, jaskrawe barwy towarzyszące mroczniejszym scenom o wiele intensywniej były w stanie oddziaływać na widza. Również specyficzna cenzura okazała się kluczem do sukcesu. Zrezygnowano z bezpośredniego pokazywania krwi, tudzież innych ohydnych widoków, często stosując przyciemnienie lub rozmazanie (zwłaszcza sylwetek zombi). Zamiast prezentowania strasznych rzeczy wprost, skupiono się na dusznej atmosferze, grozie wiszącej w powietrzu, powodującej niepokój oraz dyskomfort psychiczny bohaterek (co pogłębiono np. poprzez zakrzywianie perspektywy czy nietypowe ujęcia). Nie od dzisiaj wiadomo, że to, czego nie widać, jest o wiele bardziej przerażające, zwłaszcza jeśli mamy bujną wyobraźnię, dlatego cieszy, że twórcy postanowili zastosować się do tej starej prawdy.

Tam, gdzie zawodzi grafika, może jeszcze pomóc muzyka, której roli w budowaniu napięcia nie sposób przecenić. Ścieżkę dźwiękową w Gakkou Gurashi określić mogę właściwie jako poprawną. Na ogół w tle rozbrzmiewa mało wyróżniające się wesołe plumkanie, jakie słyszeliśmy już milion razy w anime. Tym, co faktycznie ma znaczenie, są wszakże utwory wykorzystywane w kluczowych dla fabuły momentach. Im właściwie nie mam nic do zarzucenia – znakomicie podkreślały wszelkie zmiany klimatu, doskonale potrafiły oddać napięcie, strach i smutek, czy wręcz autentycznie przyprawić o szybsze bicie serca. Lecz i tak przyćmione zostały przez absolutnie fantastyczny opening, za który zresztą postanowiłam dać muzyce ocenę o oczko wyższą niż początkowo planowałam. Piosenka z czołówki jest tak absurdalnie przepełniona słodyczą, że to aż boli. Co najciekawsze, opening zmienia się wizualnie wraz z odkrywaniem kolejnych kart fabularnych, warto więc go uważnie śledzić.

Gakkou Gurashi jest z pewnością niecodzienną serią, podejmującą próbę zestawienia dwóch z pozoru zupełnie niepasujących do siebie, gatunków, z której to próby nie wychodzi całkowicie zwycięsko. Trudno mi orzec, co ostatecznie zawiodło, choć doszły mnie słuchy, że przyczyny szukać należy w niezbyt wiernym podążaniu za mangą, przede wszystkim w samej końcówce. Ponieważ jednak nie znam pierwowzoru, pozwolę sobie dalej nie drążyć tego tematu. Koniec końców dostaliśmy w sumie oryginalny tytuł, wart polecenia każdemu, kto szuka po prostu „czegoś innego” i nie ma uczulenia na „słodkie dziewczęta robiące słodkie rzeczy”, gdyż motyw ten, jednocześnie będący obiektem dekonstrukcji, stanowi znaczącą część tej serii.

Kysz, 6 grudnia 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Lerche
Autor: Norimitsu Kaihou, Sadoru Chiba
Projekt: Haruko Iizuka
Reżyser: Masaomi Andou
Scenariusz: Norimitsu Kaihou

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Gakkou Gurashi! - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl