Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 8/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,86

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 60
Średnia: 6,7
σ=1,58

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Oushitsu Kyoushi Haine

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Royal Tutor
  • 王室教師ハイネ
zrzutka

Lekka i pełna humoru opowieść o trudach kształcenia czterech niesfornych książąt.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Los obdarował króla Grannzreich pięcioma synami i córką, dzięki czemu nie musi się on teoretycznie martwić o sukcesję. Najstarszy syn powoli przejmuje obowiązki ojca, ale przezornemu władcy to nie wystarcza. Zawsze istnieje możliwość, że pierworodnemu przydarzy się coś przykrego i niespodziewanego lub nie sprawdzi się w roli następcy – wprawdzie zostaje jeszcze czterech pretendentów do tronu, ale przecież królewski tytuł to coś więcej niż odpowiednie pochodzenie i insygnia. Wychodząc z tego założenia, król Victor postanawia zadbać o edukację młodszych latorośli i wzywa na dwór niepozornego Hainego Wittgensteina, który ma zostać królewskim guwernerem. Już pierwsze spotkanie z młodymi książętami: Lichtem, Brunem, Kaiem i Leonhardem pokazuje, że nie będzie to łatwe zadanie…

Oushitsu Kyoushi Haine nie zapowiadało się na rewelacyjną serię, raczej na sympatycznego przeciętniaka, wypełnionego po brzegi bishounenami. Na szczęście mangowy pierwowzór okazał się na tyle dobry, że anime zyskało miano jednej z lepszych komedii sezonu wiosennego 2017. Zdecydowanie lubię takie niespodzianki, miło jest obejrzeć produkcję, która oferuje coś więcej niż tylko grupę przystojnych, uroczych chłopców robiących słodkie rzeczy. Mimo dziecinnego wyglądu, Haine okazuje się kompetentnym i cierpliwym nauczycielem, zdeterminowanym, by wbić do głów niesfornym książętom trochę wiedzy i ogłady. Dzięki temu nie dostajemy serii o niczym, tylko pełną ciepła i niewymuszonego humoru opowieść o kształtowaniu młodzieńczych postaw, przyjaźni i braterskiej miłości.

Anime składa się z epizodów poświęconych poszczególnym następcom tronu, a także samemu Hainemu, przez większość czasu pozostającemu dość enigmatyczną postacią. Stosunkowo szybko pojawia się również wątek główny, kręcący się wokół prób wyeliminowania książąt z kolejki do tronu, acz w żadnym momencie nie wychodzi on na pierwszy plan. Całość ma lekki i pełen ciepła nastrój, tym bardziej że obsada urzeka widza od pierwszych minut. Nie przeszkadza to jednak w nadspodziewanie sensownych próbach pokazania młodszym synom króla, jak być dobrym i mądrym władcą. To jedna z większych zalet serii – Haine nie zaśmieca książęcych główek bzdurami czy niepotrzebną wiedzą, nie skupia się też tylko na teorii, ale w umiejętny i pomysłowy sposób uświadamia chłopcom, co jest ważne i na co powinni zwracać uwagę, jeżeli chcą w przyszłości zastąpić ojca. Do każdego z książąt podchodzi indywidualnie, pomaga mu rozwiązać problemy, pokonać słabości i rozwinąć jego największe talenty. Czyżby idealny nauczyciel? Poniekąd tak, ale i anime nie pretenduje do miana realistycznego. Grannzreich to państwo mlekiem i miodem płynące, jego mieszkańcy nie mają większych zmartwień, a jeżeli pojawia się jakaś przeszkoda, król robi wszystko, by ją możliwie szybko usunąć. Retrospekcje pokazują jednak, że nie zawsze tak było, a dobrobyt w kraju to wynik ciężkiej pracy władcy i jego współpracowników. Mimo baśniowej otoczki, seria w miarę przekonująco oddaje królewską codzienność – pracę do późnych godzin, ciągłe wyjazdy i konieczność zachowania pewnych pozorów. Dotyczy to także edukacji książąt, roztrzepanych i niedojrzałych, ale świadomych swojej pozycji i obowiązków na nich ciążących.

Kolejną zaletą anime są relacje bohaterów. Patrząc na promocyjne grafiki, trochę się bałam, że głównym źródłem humoru będzie męsko­‑męski fanserwis i bardzo niemądre pomysły młodych następców tronu. Tymczasem seria zgrabnie unika podobnych zagrań. Chłopcy są braćmi i tak też się zachowują, wspierają się, rywalizują, przekomarzają, a czasem kłócą – jak faceci i jak rodzeństwo właśnie. Zupełną normą jest pomaganie bratu w kryzysowej sytuacji, opiekowanie się młodszym rodzeństwem (przypominam, że chłopcy mają dużo młodszą siostrzyczkę) czy dokuczanie sobie. To naprawdę jest warte wspomnienia, ponieważ zwyczajne rodzeństwa w anime to gatunek na wymarciu! Zaskoczyła mnie ta wszechobecna normalność, umiejętność współpracy, ale i całkiem realistycznie ukazane braterskie rozterki. Równie serdecznie wygląda więź chłopców z ojcem, który umiejętnie oddziela bycie królem od bycia tatą. Widać, że bardzo kocha synów, dba o nich, ale ma świadomość, że kiedyś los państwa będzie zależał właśnie od nich. Dlatego też sprowadził Hainego i nie pobłaża książętom, kiedy chodzi o naukę i przestrzeganie pewnych zasad. Zresztą Haine w ekspresowym tempie podbija serca młodych wychowanków, okazując im zainteresowanie, doceniając ich talenty, ale przede wszystkim słuchając o ich porażkach. To, co urzekło mnie w Oushitsu Kyoushi Haine najbardziej, to właśnie podejście tytułowego bohatera do powierzonego zadania – nie próbuje on formować podopiecznych według wzorca, nie karci ich za dziecinne wybryki, nie podcina im skrzydeł, tylko szlifuje niczym diamenty, wydobywając ukryte piękno. A ponieważ każdy książę jest inny, Haine za każdym razem zmienia model „szlifu”.

O wybitnym, choć niepozornym pedagogu, napisałam już dość. Teraz wypadałoby poświęcić kilka słów jego uczniom. O najstarszym z czwórki, Kaiu, krążą różne paskudne opowieści, ale już drugi odcinek pokazuje, że są to tylko plotki. Podobnie ma się kwestia Lichta, uchodzącego za lekkoducha i bawidamka. Nieco inaczej jest z Brunem i Leonhardem, których Haine rozgryza dużo szybciej. Wszyscy chłopcy są pocieszni, dobrze wychowani i po prostu rozczulający. Może nie mają skomplikowanych osobowości, ale też trudno nazwać ich papierowymi. Zgrabnie wymykają się schematom i mimo wszystko bliżej im do istot z krwi i kości niż pięknych kukieł. Ich sposób bycia, nieco dziecięca naiwność połączona z oślim uporem sprawiają, że z miejsca zyskują sympatię widza – zupełnie serio, nie wyobrażam sobie, jak można ich nie lubić. To jedne z najbardziej rozkosznych, rozbrajających i dobrodusznych postaci, jakie widziałam. Są zabawni i czarujący, ale nie przerysowani – idealni książęta z bajki, acz nie tak niedoścignieni jak chociażby Zen z Akagami no Shirayukihime.

Niestety oprawa graficzna nie jest już tak idealna, a brak pokaźnego budżetu dość szybko wychodzi na jaw. Co prawda projekty postaci są wierne mangowemu oryginałowi i przyciągają wzrok ślicznymi rysami twarzy, smukłymi sylwetkami oraz eleganckimi ubiorami, ale tylko do momentu, kiedy anatomia zaczyna się sypać. Graficzne wpadki rosną wprost proporcjonalnie do liczby odcinków, chociaż nie mamy do czynienia z dziełem dynamicznym i wymagającym nie wiadomo jakich umiejętności rysunkowych. Podobnie ma się kwestia tła, niby pełnego ornamentów i detali, ale jednak sprawiającego wrażenie tandety. Wystrój pałacu wydaje się prostą sprawą – wystarczy wysokie i onieśmielające przestrzenie wypełnić stiukami, rzeźbami, złotym rocaillem, a podłogi wyłożyć marmurami. Wielkie okna, szerokie schody oraz postawiona gdzieniegdzie kolumna, dopełnią obrazu przepychu i arystokratycznych ambicji. A potem patrzy człowiek na te nieudolne próby stworzenia pałacu w stylu francuskim i krzywi się, że dekor nie taki, kolorystyka do niczego, a pojedyncza samotna sofa wygląda cokolwiek dziwnie w pokoju wielkości kortu tenisowego. Wszechobecna pustka nie wiąże się tylko z wystrojem wnętrz, ale też brakiem postaci w tle. Oglądający anime widz dochodzi do wniosku, że w królewskim pałacu pracują trzy służące na krzyż i dwóch strażników, a miasto pełne jest pustostanów, bo na ulicach jakoś tak cicho i zbyt spokojnie. Czekałam, aż wiatr zacznie toczyć po bruku jakiś rodzaj solanki, ale się nie doczekałam… Jak już wspomniałam, anime nie należy do dynamicznych, a projekty postaci są na tyle typowe i bezproblemowe, że nawet przy niewielkich nakładach finansowych dałoby się zrobić produkcję dużo lepszą wizualnie – tragicznie nie jest, ale mimo wszystko trochę szkoda.

Muzycznie również bez rewelacji, ale doceniam fakt, że twórcy starali się dopasować ścieżkę dźwiękową do tematyki. Dlatego zamiast nijakich utworów, które z powodzeniem mogłyby ilustrować dziesiątki anime, postawiono na klasyczne, filharmoniczne kompozycje. Oczywiście nie są to efektowne symfonie, ale proste, nieco niepozorne melodie, z mocną dominantą instrumentów smyczkowych lub fletu. Istotny jest fakt, że stanowią doskonały akompaniament dla wydarzeń i subtelnie podkreślają „historyczny” klimat serii. Czołówka i ending ( Shoppai Namida w wykonaniu Shougo Sakamoto i Prince Night ~Doko ni Ita no sa!? MY PRINCESS~ śpiewane przez seiyuu bohaterów) brzmią już zupełnie współcześnie, ale także całkiem nieźle wpisują się w pozytywny nastrój widowiska. Obydwie piosenki mają też udane teledyski, w pomysłowy sposób prezentujące obsadę – zakochałam się w stylizowanych na secesyjne rysunkach, ukazujących książęta. To także jedne z ładniejszych nawiązań do twórczości Alfonsa Muchy. Nie można też zapomnieć o aktorach, którzy brawurowo zagrali to barwne i wesołe towarzystwo. Prym zdecydowanie wiedzie Keisuke Ueda grający Hainego – wspaniale oddał on różnicę między wyglądem a charakterem i sposobem bycia guwernera. Niewiele ustępują mu Yuuya Asato (Kai), Yuuto Adachi (Bruno), Daisuke Hirose (Leonhard), Shouta Aoi (Licht) i Toshiyuki Morikawa (król Victor). Panowie z polotem i na luzie odegrali energiczną rodzinę królewską, podkreślając osobowość każdego z jej członków. Stawiam anime o oczko wyższą ocenę za oprawę dźwiękową, właśnie ze względu na popisy aktorskie.

Oushitsu Kyoushi Haine okazało się szalenie przyjemną odskocznią po całodniowych trudach. Z niecierpliwością oczekiwałam kolejnych odcinków i z przykrością stwierdzałam, że kończyły się zbyt szybko. Opowieść o nietypowym nauczycielu i jego wysoko urodzonych uczniach to kawał bezpretensjonalnej, ciepłej i pełnej pozytywnej energii rozrywki. Co prawda produkcja nie ma w sobie zbyt dużo realizmu, ale też trudno uznać ją za dzieło przesłodzone i skrajnie wyidealizowane. Nawet słabsza, trochę zbyt dramatyczna końcówka nie psuje ogólnego dobrego wrażenia. Być może ósemka to zbyt wysoka nota, ale moim zdaniem anime w pełni na nią zasłużyło, udowadniając, że mając tylko stado bishounenów, da się nakręcić niegłupią, pełną uroku serię, opowiadającą jakąś historię. Co więcej, da się tych ślicznych chłopców obdarzyć osobowością niezamykającą się w dwóch przymiotnikach i połączyć relacjami nieco głębszymi niż kałuża po majowym kapuśniaczku. Niestety, ostatnimi czasy twórcy anime wydają się o takich oczywistościach nie pamiętać…

moshi_moshi, 6 lipca 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Bridge
Autor: Higasa Akai
Projekt: Masanori Iizuka, Suzuna Okuyama
Reżyser: Katsuya Kikuchi
Scenariusz: Kimiko Ueno
Muzyka: Keiji Inai

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Oushitsu Kyoushi Haine - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl