Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 8/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,57

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 113
Średnia: 7,85
σ=1,41

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ballroom e Youkoso

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Welcome to the Ballroom
  • ボールルームへようこそ
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Artyści, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Od niedojdy do zawodowego tancerza, czyli jak pewien nastolatek postanowił przejść życie w takt walca.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Tatara Fujita wiedzie żywot nijaki i smętny, ale chociaż doskonale zdaje sobie z tego sprawę, nie ma ani energii, ani pomysłu, by coś z tym zrobić. Od czego jednak są zbiegi okoliczności i złośliwość losu? Otóż pewnego pięknego popołudnia Tatara zostaje zaatakowany przez grupkę chuliganów i zapewne skończyłoby się to marnie, gdyby nie pomoc przypadkowego mężczyzny. Wybawca nazywa się Kaname Sengoku i jest zawodowym tancerzem, a całe zajście ma miejsce przed należącą do niego szkołą tańca. Wyczuwając nadarzającą się okazję, Kaname praktycznie zaciąga Fujitę na lekcję. Na początku chłopak nie pała zbytnią chęcią do wyginania się na parkiecie, ale charyzma Sengoku oraz fakt, że tę dyscyplinę uprawia również śliczna koleżanka z klasy Tatary, Shizuku Hanaoka, szybko przekonują bohatera, że to najodpowiedniejszy sport dla niego. Początki jednak bywają trudne, a zahukany Fujita wkrótce przekonuje się, że dobre chęci nie wystarczą, by odnieść sukces.

Ballroom e Youkoso to przykład klasycznej serii sportowej, tyle że opowiadającej o raczej niszowej dyscyplinie, jaką jest taniec towarzyski. Dlatego nie zabrakło tu emocji związanych z zawodami czy żmudnych treningów. Warto jednak zauważyć, że chociaż anime powiela większość znanych sportówkowych schematów, pozostaje przy tym produkcją w miarę realistyczną. Oczywiście znajdziemy tutaj uchodzących za geniuszy niezwykle uzdolnionych tancerzy oraz sportowe pojedynki o coś więcej niż trofeum, ale wszystkie te rzeczy ukazano z rozsądkiem. Duża w tym zasługa takiego, a nie innego przedstawienia głównego bohatera, bo chociaż Fujita kocha taniec i naprawdę ciężko trenuje, pozostaje co najwyżej dobrze zapowiadającym się amatorem. Naturalnie ma swój charakterystyczny rys, wyróżniający go z morza innych tancerzy i intrygujący bardziej doświadczonych kolegów, ale to tylko przebłysk ukrytego talentu i pasji, a nie supermoc zapewniająca wygraną w każdym turnieju. Poza tym nie można zapomnieć o całym sztabie ludzi, którzy pracują na sukces Fujity – od trenerów i przyjaciół służących radą, po przewyższające go umiejętnościami partnerki.

Anime ma dobre tempo, a poszczególne wydarzenia i etapy rozwoju „kariery” głównego bohatera układają się w spójną i logiczną całość, acz trochę im brakuje do historii z cyklu „od zera do bohatera”. Przede wszystkim dlatego, że do tanga (i nie tylko) trzeba dwojga, a znalezienie odpowiedniej partnerki wcale nie jest łatwe. Przez dwadzieścia cztery odcinki Tatara kilka razy zmienia osobę, z którą tańczy, a to oznacza, że od nowa musi dostosowywać się do partnerki, co zawsze zajmuje trochę czasu, zwłaszcza takiemu nowicjuszowi jak on. Charakter głównego bohatera przekłada się też na jego styl tańca, a że Fujita nie grzeszy silną osobowością, ma poważne problemy z poprawnym, a właściwie jakimkolwiek prowadzeniem partnerki. Podobało mi się to, że wszystkie wspomniane niedociągnięcia i braki nie były sztucznie napompowane, ale wynikały z krótkiego stażu, braku warsztatu i doświadczenia. Na dodatek autorka mangi podjęła bardzo słuszną decyzję o niewrzucaniu bohatera na głęboką wodę już na samym początku – zaprezentowane w anime zawody mają status amatorski lub są zaledwie eliminacjami do bardziej elitarnych turniejów. Do tego dochodzi podział na klasy sportowe, dzięki czemu początkujące lub słabsze pary nie muszą od razu współzawodniczyć z tymi uznanymi i nagradzanymi. Inna sprawa, że nie miałoby to zbyt wiele sensu – Tatara z trudem awansowałby do kolejnego etapu, o części finałowej nie wspominając. Większość zasad i terminologii tanecznej jest tłumaczona na bieżąco i w przystępny sposób, dzięki czemu nawet tacy laicy jak ja w miarę szybko przyswajają istotne informacje.

Kolejna sprawa to równie rozsądny wybór grupy tańców, a jako że mamy do czynienia z początkującym, autorka, a za nią twórcy, postawili na klasykę, czyli tańce standardowe (w anime pojawiają się też latynoamerykańskie, ale w mikrym stopniu). Swoją drogą, raczej niski i niepozorny Fujita wyglądałby naprawdę zabawnie w obcisłym, odsłaniającym klatę stroju… Wracając jednak do tańców, bohaterowie skupiają się głównie na czterech – walcu angielskim, tangu, fokstrocie i quickstepie, a w późniejszej części anime możemy ich także zobaczyć w walcu wiedeńskim. Nie należy jednak spodziewać się cudów i układów rodem ze starego filmu muzycznego lub dzieła Carlosa Saury. Fujita i jego partnerki zazwyczaj trzymają się podstaw, wplatając w nie trudniejsze figury, a bywa, że bohaterowie powtarzają ten sam układ w różnych tańcach, zmieniając tylko detale. Szczerze mówiąc, ta część produkcji trochę mnie zawiodła i to bynajmniej nie dlatego, że liczyłam na popisy godne mistrzów.

Oczywiście wszystko rozbija się o grafikę i animację. Sama kreska jest ciekawa i całkiem atrakcyjna, przynajmniej do czasu, kiedy postaci zaczynają tańczyć. Jak to stwierdziła jedna z redakcyjnych koleżanek, Ballroom e Youkoso jest fascynująco brzydkie i to najlepsze określenie tego, co fundują nam graficy. Przyjemne dla oka projekty postaci zmieniają się w przedziwne, długoszyje kreatury z połamanymi kręgosłupami i jastrzębimi oczami, rozjeżdżającymi się w dziwnych kierunkach, gdy tylko wejdą na parkiet i zaczną tańczyć. Acz trend ten jest bardziej widoczny w pierwszej części anime, w drugiej sylwetki trochę normalnieją. Ja naprawdę rozumiem, że miało być dynamicznie, ale jednak przeszarżowano z celowymi deformacjami ciała. Druga sprawa to prawdopodobnie celowe unikanie pokazania całego układu tanecznego – serio, nie przypominam sobie, żeby zaprezentowano całego walca lub tango. Twórcy serwują widzom jedynie migawki, ładne i dobrze zanimowane, ale powtarzalne i wybiórcze. Na dodatek rzadko kiedy widoczna jest cała sylwetka. Albo obserwujemy stopy bohaterów, albo ich torsy i głowy, co sprawia, że cała idea tańca idzie w diabły. Naturalnie nie zabrakło częstego wykorzystywania tego samego ujęcia, zbliżeń na twarz w kluczowych momentach czy ukazywania wewnętrznych dylematów zamiast tańca. Co ciekawe, gdy już twórcy decydują się na przedstawienie wirujących par, robią to zazwyczaj po to, by zaznaczyć pomyłki popełnione przez tancerzy – błąd postawy, kroków czy nierówne tempo. Ma to oczywiście sens, ale mimo wszystko brakuje ujęcia całości, pokazania faktycznych umiejętności bohaterów, co sprawia, że często musimy na słowo uwierzyć postaciom komentującym zawody, bo nijak nie jesteśmy w stanie dojść, dlaczego dana para zajęła akurat to miejsce lub nie weszła do finału. Jeżeli chodzi o inne elementy grafiki, jest dobrze – duży plus stawiam za naprawdę śliczne kostiumy, błyszczące, różnorodne i efektownie układające się w tańcu oraz za bogatą mimikę postaci. Tła są nie najgorsze, acz nie jest to seria, w której zwraca się na nie większą uwagę. Ale chyba najbardziej spodobała mi się mnogość ludzkich sylwetek. Nie wszystkie tancerki są szczupłe i wysokie, nie wszystkie też kipią seksapilem. Podobnie ma się rzecz w przypadku panów, którzy bywają wysocy i dobrze zbudowani, a także niscy i krępi. Do tego dochodzi podkreślenie roli makijażu i właśnie wyszukanych kostiumów – nawet najprzeciętniejsza kobieta potrafi wyglądać jak bogini z ciężkim makijażem na twarzy i hektolitrami lakieru na włosach. Zresztą podkreślanie lub poprawianie urody przed zawodami nie jest tylko domeną pań, o czym najdobitniej świadczy jedna ze scen, podczas której partnerka Fujity poprawia mu kontur brwi.

Być może trochę zawiodłam się na oprawie wizualnej, ale wszelkie braki wynagrodzili mi bohaterowie, interesujący i zróżnicowani. Co ciekawe, najschematyczniej prezentuje się właśnie Tatara, który po odkryciu pasji powoli przeistacza się z cichego i niepozornego nastolatka w osobę pragnącą realizować marzenia i gotową walczyć o swoje. Na pewno widzieliście ten typ w sportówkach nie raz – pełen dobrych chęci marzyciel o dużym sercu i małym rozumku, który ma jednak dość samozaparcia, by powoli zacząć odnosić sukcesy. To właśnie cały Fujita, acz trzeba przyznać, że w tym swoim rozciapcianiu jest całkiem sympatyczny i pocieszny. Poza tym od czasu do czasu potrafi pokazać, że ma trochę charakteru. Całkiem nieźle prezentuje się na tle bardziej doświadczonych kolegów, ambitnego, ale spokojnego Kiyoharu Hyoudou oraz wyluzowanego i energicznego Gaju Akagiego. Oprócz tej młodej trójki na uwagę zasługują nieco starsi tancerze, przebojowy Sengoku Kaname oraz poważny Masami Kugimiya. Ale to nie panowie są najmocniejszą stroną anime, a panie, począwszy od wspomnianej już Shizuku Hanaoki po uznaną instruktorkę tańca i mamę Kiyoharu, Marisę. Najbardziej urzekło mnie w postaciach kobiecych to, że nie są wycięte z jednego szablonu i prezentują różny rodzaj wewnętrznej siły. Shizuku może wydawać się na początku bierna i uległa w stosunku do otaczających ją panów, ale szybko udowadnia, że potrafi podejmować samodzielne decyzje i zrobi wszystko, by rozwijać się jako tancerka. To, że przy okazji nie urządza scen i nie wydziera się na wszystkich, tylko dodaje jej uroku. Jednak to nie ona wypada najciekawiej, a kolejna partnerka Fujity, energiczna i bardzo pewna siebie Chinatsu Hiyama. To niezwykle uzdolniona tancerka, która ze względu na dotychczasowe doświadczenia ma trudności z odnalezieniem się w roli partnerki. Jestem autentycznie zachwycona faktem, że autorka postawiła na drodze Tatary tak silną i cholerycznie usposobioną postać, a potem pozwoliła tej dwójce kłócić się, spierać i docierać. Ich relacja cały czas ewoluuje i zmienia się, przy czym nie są to emocje proste do nazwania. Istotne jest natomiast to, że wszystkie te zmiany są możliwe dzięki rozmowom – nikt tu niczego nie ukrywa, tylko wykrzykuje drugiej stronie w twarz, jeżeli tego wymaga sytuacja. Bywa to dla bohaterów męczące, denerwujące i stresujące, ale działa, więc zamiast chować głowę w piasek, kontynuują przepychanki do momentu, aż wreszcie przekaz dojdzie i zostanie zrozumiany. Co jest pewnym ewenementem w anime i co doceniam wyjątkowo mocno.

Cóż, mamy do czynienia z serią o tańcu, w której muzyka powinna odgrywać ważną rolę, więc i o niej wypadałoby napisać kilka zdań. Naprawdę chciałabym pochwalić twórców za wybór utworów, zwłaszcza wykorzystanych podczas zawodów, ale w tym przypadku jest to niemożliwe. Większość tańców jest po prostu przegadana do tego stopnia, że nie słychać, co gra w tle, i tylko krótkie przebitki podczas wewnętrznych monologów bohaterów mówią nam o tym, że właśnie leci tango lub walc. I szkoda, bo skoro Chinatsu okazuje zachwyt Sing, Sing, Sing Louisa Primy, do którego zaraz będzie tańczyć, to ja serio chciałabym tego posłuchać, tym bardziej że wykorzystana wersja to prawdopodobnie ta najsłynniejsza, Benny'ego Goodmana. Takoż chciałabym usłyszeć, a nie tylko zobaczyć, różnicę między walcem angielskim a wiedeńskim. Trochę lepiej wypadają kompozycje w tle, od czasu do czasu zwracające uwagę widza, na przykład bardzo przyjemnym brzmieniem skrzypiec. Seria ma też całkiem udane czołówki (10% roll, 10% romance i Invisible Sensation UNISON SQUARE GARDEN) oraz endingi (Maybe the Next Waltz i Swing Heart Direction w wykonaniu Mikako Komatsu). Zwłaszcza te pierwsze idealnie oddają nastrój i tematykę anime, przy okazji doskonale nadając się do tańca właśnie. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam, że utwory zostały napisane i zaśpiewane faktycznie z myślą o tej konkretnej produkcji, a nie wylosowane z wielkiego wora z napisem j­‑pop.

Ballroom e Youkoso to całkiem ciekawa propozycja dla osób, które lubią serie sportowe, ale mają już dość sportów zespołowych i popularniejszych dyscyplin. Anime pełne jest klasycznych schematów, ale dobranych rozsądnie i wykorzystanych w sposób pomysłowy, dlatego nie drażni nadmiernym oderwaniem od rzeczywistości. Bohaterowie są sympatyczni i pełni życia, dzięki czemu szybko zyskują przychylność widza, a ich perypetie angażują emocjonalnie. To po prostu wyjątkowo udany przykład serii rozrywkowej, która wciąga, bawi i przy okazji wzbogaca wiedzę o kilka ciekawostek ze świata tańca towarzyskiego. Warto jednak mieć świadomość, że powstała ona na podstawie nadal publikowanej mangi, tak więc zaprezentowane wydarzenia to tylko fragment ukazujący pewien etap w życiu głównego bohatera. Można powiedzieć, że to, co najlepsze, jeszcze przed nim i przed nami, dlatego z radością przywitałabym wiadomość o kontynuacji. Pozostaje mieć nadzieję, że pozostawiona przez twórców furtka za jakiś czas zostanie wykorzystana. Tymczasem warto poświęcić kilka wieczorów na spotkanie z bohaterami wirującymi w takt walca czy fokstrota.

moshi_moshi, 15 lutego 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Autor: Tomo Takeuchi
Projekt: Takahiro Kishida, Yuu Kobayashi
Reżyser: Yoshimi Itazu
Scenariusz: Ken'ichi Suemitsu
Muzyka: Yuuki Hayashi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Ballroom e Youkoso - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl