Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 3
Średnia: 8,33
σ=0,94

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hugtto! Precure

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 49×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ハグっと! プリキュア
Widownia: Kodomo, Shoujo; Postaci: Magical girls/boys, Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Wiara w lepszą przyszłość kontra wstrzymanie czasu. Cykl Precure w kolejnej odsłonie, ciut za ambitnej dla własnego dobra.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Hana Nono, właśnie rozpoczynająca naukę w gimnazjum, uznaje zmianę szkoły za doskonałą okazję, by odświeżyć swój wizerunek. Teraz będzie już dojrzała, poważna i odpowiedzialna, dokładnie taka, jak zawsze chciała się wydawać! Nie pomaga niestety, że pospiesznie przycięta grzywka wygląda nieco awangardowo, zaś Hana, mimo najlepszych chęci, nie jest w stanie z dnia na dzień pozbyć się dotychczasowych nawyków, ale co tam! Nasza bohaterka dzielnie dopinguje samą siebie i wierzy, że w końcu jej się uda.

Na razie jednak los stawia na jej drodze malutką Hug­‑tan i opiekującego się nią gadającego chomika Harry’ego. Jak się okazuje, przybyli oni z przyszłości, zaś ścigają ich wysłannicy złowieszczej korporacji Criasu, którzy wykorzystują negatywne emocje, by tworzyć groźne potwory. Co jest ich celem? Ni mniej, ni więcej, tylko zatrzymanie na zawsze czasu tak, by jutro nigdy nie nadeszło! No cóż, Hana oczywiście nie pozostaje obojętna wobec takiego zagrożenia, a tak się składa, że ma odpowiedni potencjał, by zostać wojowniczką Precure. Tak oto pojawia się Cure Yell, wojowniczka­‑czirliderka. Niebawem dołączają do niej także Cure Ange – w cywilu Saaya Yakushiji, szkolna koleżanka Hany i dziecięca aktorka oraz Cure Etoile – Homare Kagayaki, łyżwiarka figurowa. Jak można się zorientować po zamieszczonej powyżej zrzutce, na tym lista Precure w tej serii się nie kończy, ale chociaż tożsamości (przyszłych) Cure Macherie i Cure Amour można się dość szybko domyślić, nie zamierzam streszczać wydarzeń połowy serii, by wyjaśnić, jak dołączyły do drużyny.

Główny wątek Hugtto! Precure rozwija się w sposób typowy dla cyklu, z równie typowymi „kamieniami milowymi”. Niczego innego nie należało się spodziewać i jeśli już, należy docenić to, że udało się w nim uniknąć poważniejszych potknięć czy niekonsekwencji. Oczywiście nadal wymagane jest przyjęcie z góry całego mnóstwa założeń i poprawek na logikę konwencji, ale to nieuniknione, więc nawet nie warto się specjalnie na ten temat rozwodzić. Niestety, podobnie jak w przypadku kilku wcześniejszych serii, najbardziej zabałaganione jest zakończenie. Konieczność upchnięcia w jednym odcinku dodatkowej walki (mimo że przeciwnik zasadniczo został pokonany), pokazania scen z cyklu „żyli długo i szczęśliwie” (mimo że część ekipy musiała powrócić do przyszłości) oraz przelotnego wprowadzenia bohaterki nowej odsłony zaowocowała kompletnym chaosem. Szkoda o tyle, że w przypadku tej serii, tak mocno podkreślającej motyw przyszłości, ten segment miał do spełnienia rolę ważniejszą niż zwykle – powinien stanowić mocną puentę emocjonalną, a na to zwyczajnie nie miał szans.

Spodziewałam się, że większy udział w serii będzie miał wątek, nazwijmy to, czirliderski. Jednakże tym razem bohaterki nie dzielą wspólnych zainteresowań, a czirliderskie pompony i okrzyki pojawiają się głównie w trakcie walk oraz od czasu do czasu jako wsparcie moralne dla przyjaciółki, ale nic więcej. Z motywów magicznych powraca natomiast koncept przebierania się w „dorosłe” stroje i wcielania w różne role zawodowe, co jest oczywiście powiązane z motywem przewodnim serii, czyli patrzeniem w przyszłość. Oznacza to w praktyce, że dziewczęta – chyba że co innego wymagane jest ze względów fabularnych – wraz z odpowiednimi ciuszkami zyskują odpowiednie umiejętności i nie muszą tracić czasu na coś tak nudnego jak nauka konkretnego zawodu.

Kiedy zaczynałam oglądanie tej części, byłam do niej nastawiona raczej krytycznie, co o tyle nie powinno dziwić, że mimo wszystko jest znacznie słabsza od poprzedzającego ją świetnego Kirakira Precure à la Mode. Muszę jednak uczciwie przyznać dwie rzeczy. Po pierwsze, Hugtto! Precure zostało dobrze przyjęte przez widzów – także w fandomie zachodnim – a po drugie, okazało się rzeczywiście bardziej ambitne, niż przypuszczałam. Tu jednak konieczna jest pewna dygresja. Jeśli chodzi o moje odczucia, byłam w najwyższym stopniu poirytowana tym, że lukrowana seria mahou shoujo udaje, iż bierze na tapetę jakieś poważniejsze tematy, podczas gdy tak naprawdę pozostaje równie słodka i wyidealizowana, jak zwykle Precure. Potem jednak zaczęłam się zastanawiać, czy nie spojrzeć na sprawę z drugiej strony. Precure to, pomijając wszystko inne, gigantyczna machina komercyjna, uosobienie anime w wydaniu „przyjaznym dla dzieci” i złagodzonym do granic możliwości. (Jasne, Japonia różni się pod tym względem od Ameryki, ale na przestrzeni lat globalizacja zrobiła swoje – japońskie kreskówki dla dzieci nadal są pod pewnymi względami „ostrzejsze” od amerykańskich, ale obecnie nie przejdą w nich motywy, jakie przechodziły w latach, powiedzmy, siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych). Tu nie ma miejsca na wytyczanie nowych szlaków, bo jeśli mamusie uznają serię za nieodpowiednią dla ich pociech, to sprzedaż gadżetów poleci na łeb, na szyję – i jest to całkiem poważne ryzyko biznesowe. Dlatego wszelkie zmiany są możliwe tylko metodą małych kroków i na te „niepoważnie” potraktowane poważne wątki można popatrzeć jak na testowanie gruntu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze – kto wie, czego doczekamy się w przyszłych seriach?

Najwięcej moich wątpliwości wzbudziła oś konfliktu w tej serii. Bardziej niż zwykle wahałabym się przed nazywaniem oponentów bohaterek „złymi” (na szczęście to już nie czasy, gdy przeciwnicy musieli obowiązkowo ginąć). To ludzie dorośli, zaś w powodach, dla których pracują w Criasu i chcą zatrzymać czas, pobrzmiewają boleśnie prawdziwe echa. Tyle tylko, że zastanawiam się, na ile cały ten koncept może być przyswajalny dla dzieci, bo sprawia to wrażenie ilustracji powiedzenia o tym, że syty głodnego nie zrozumie. Bohaterki, dopiero wchodzące w nastoletniość i mające całkiem dosłownie życie przed sobą (a w dodatku żyjące w uprzywilejowanych warunkach) wygłaszają frazesy o wierze w przyszłość, które chwilami brzmią naiwnie do granicy fałszu. Scenariusz tu i tam przemyca jakieś podpowiedzi, że nie zawsze musi być pięknie i nie na wszystko pomogą dobre chęci, ale nie znajduje dość odwagi (patrz – akapit wyżej), by bardziej szczerze skonfrontować poglądy bohaterek z rzeczywistością.

Innym zasygnalizowanym problemem jest to, że w poprzedniej szkole Hana była ofiarą klasowego prześladowania. To właśnie był jeden z wątków, które wzbudziły moją irytację. Widzimy kilka aluzji tak ostrożnych, że naprawdę trzeba się domyślać, o co może chodzić, zaś jakiekolwiek konsekwencje dla obu stron zostają całkowicie pominięte. Trudno to właściwie nawet nazywać wątkiem, raczej jakimś tam elementem tła. I znowu – ale patrząc z drugiej strony, to jeden z pierwszych momentów, w których Precure przyznaje, że ludzie (i dzieci) mogą robić coś złego nie dlatego, że zostali opętani przez demony. Nie wykluczałabym, że wbrew pozorom te kilka scen może skłonić do zastanowienia znacznie większą grupę widzów niż doskonale poprowadzony wątek w Sangatsu no Lion, po prostu ze względu na różnicę w „zasięgu” obu tych tytułów.

Hugtto! Precure ma także zdecydowanie najciekawsze postaci męskie w porównaniu ze wszystkimi wcześniejszymi seriami, również tymi ocenionymi wyżej. Mężczyźni (tudzież chłopcy) w Precure to temat na cały esej, więc dygresja na ten temat zajęłaby zdecydowanie za dużo miejsca. Ograniczę się do stwierdzenia, że zwykle byli traktowani jako coś w rodzaju odrębnego gatunku, którego badaniem nikt nie zamierzał się zajmować. Tutaj mamy kilku całkiem interesujących bohaterów, tyle że… No właśnie. Zacznijmy od przypadku, który zwrócił mniejszą uwagę fandomu, czyli Harry’ego. Sam koncept tego rodzaju postaci już wcześniej wykorzystano w Yes! Precure 5, ale Coco był mdłym i nijakim „księciem idealnym”. Harry natomiast to całkiem przekonujący młody człowiek, w przyjemny sposób dojrzalszy od bohaterek, a jednocześnie na tyle pogodny i niepoważny na co dzień, że doskonale potrafi się do nich dopasowywać. Co więcej, ponieważ dowiadujemy się o nim dostatecznie dużo, mogę napisać, że jego wątek okazuje się zaskakująco ciekawy i złożony. Problem polega na tym, że Precure nie dojrzało jeszcze do tego, żeby ważną postacią na pierwszym planie był zwyczajny chłopak i dlatego właśnie Harry został jednocześnie wepchnięty w rolę maskotki. Nie powiem, w obu formach jest całkiem uroczy (znowu w porównaniu z Coco, który z idealnego mężczyzny przemieniał się w piskliwie słodką maskotkę), tyle tylko, że cały ten pomysł oparty na „w przyszłości (gadające) chomiki będzie można przemieniać w ludzi” zwyczajnie nie ma cienia sensu. Doskonale widać, że Harry jest maskotką tylko dlatego, iż wymaga tego konwencja cyklu i ciekawa jestem, czy (i kiedy) tę konwencję uda się w przyszłości przełamać.

Jednak, jak już napisałam, to nie Harry zwrócił uwagę widzów, ale Henri (albo Anri, zależnie od zapisu) Wakamiya, uprawiający łyżwiarstwo figurowe rówieśnik bohaterek i znajomy Homare. W większości przypadków tego rodzaju androgyniczny chłopiec, do którego w dodatku w trakcie trwania serii zbliża się inny bohater drugoplanowy, zostałby zbyty określeniem „pasza dla fujoshi”, ale tutaj byłoby to podsumowanie głęboko niesprawiedliwe. Bardzo wyraźnie widać bowiem, że Hugtto! Precure wprowadziło do serii dla dzieci postać non­‑binary – celowo nie chcę przyczepiać bardziej szczegółowej etykietki, ponieważ nie dowiadujemy się dostatecznie dużo, żeby dało się ją jednoznacznie określić. Znowu jednak nie jest to wątek, który byłby rozwijany, chociaż i tutaj pewne aluzje (takie jak wyraźny lęk przed dojrzewaniem) pozostawiają pole do interesujących interpretacji. Prawdziwą rolą Henriego jest jednak przekazanie, że chłopcy też mają prawo do „dziewczęcych” zainteresowań i nie czyni ich to ani gorszymi, ani mniej męskimi. To właśnie on – epizodycznie, ale jednak – przybiera postać Precure, co wywołało ogromną falę spekulacji. To jeszcze nie pora, by drużyny Precure stały się koedukacyjne, ale kto wie, co się wydarzy za – powiedzmy – dwa albo trzy lata? Po raz kolejny jednak chciałabym uprzedzić zainteresowanych, że Henri to postać w najlepszym razie drugoplanowa; pojawia się zdecydowanie rzadziej, niż by mógł i widać, że twórcy nie chcieli, żeby w jakimkolwiek momencie przyćmił bohaterki i ich zmagania z korporacją Criasu.

Jeśli ktoś zwrócił uwagę na brak akapitu poświęconego głównym bohaterkom, to dlatego, że w zasadzie nie ma o czym pisać. Hana, Saaya i Homare są bardzo, bardzo typowe dla tego cyklu i równie typowe są trapiące je problemy i rozterki. Nie powiem, nie wydawały mi się szczególnie irytujące, za to chwilami wypadały nieco sztucznie. Hugtto! Precure przyznaje chłopcom prawo do „niemęskich” zachowań, ale zdecydowanie nie dojrzało jeszcze do tego, by przyznać, że może istnieć inny model dziewczynki niż „słodka i uwielbiająca wszystko, co słodkie”.

Pod względem technicznym seria wypada przeciętnie na tle cyklu – zdarzały się odsłony ładniejsze i bardziej pomysłowe, zdarzały się też gorsze. Tła są ładne, ale te najlepsze powtarzają się wielokrotnie, ponieważ fabuła toczy się w dość ograniczonej liczbie lokalizacji. Sceny walki czasem są lepsze, czasem gorsze, zaś ataki finałowe kiczowate mniej więcej w normie. Jak zwykle najgorzej wypadają ujęcia pokazujące postaci w oddaleniu, uproszczone i zdeformowane. Nie zachwyciły mnie także towarzyszące serii piosenki – pierwszy raz się zdarzyło, że czołówka i pierwsza piosenka towarzysząca napisom końcowym były po prostu nieprzyjemne dla ucha. Drugi ending wypada trochę lepiej, ale mimo wszystko przewijałam go praktycznie za każdym razem. Do roli głównej bohaterki, podobnie jak zazwyczaj, zatrudniono stosunkowo świeżą seiyuu, Rie Hikisakę, która poradziła sobie nieźle. W rolach drugoplanowych obsadzono za to sporo znanych nazwisk, takich jak Yui Ogura, Yukari Tamura, Junpei Morita czy Shinichirou Miki. Ciekawostką jest bardzo trafna decyzja o powierzeniu partii Harry’ego dwojgu aktorów głosowych – w wersję chomiczą wciela się Junko Noda, zaś w ludzką Jun Fukushima.

Czy w związku z tym wszystkim, co napisałam powyżej, polecam Hugtto! Precure? Cóż… To zależy. Nadal twierdzę, że w tym cyklu są lepsze serie, od których radziłabym zacząć, chociaż z drugiej strony nowi widzowie są mniej wyczuleni na powtarzalność pewnych pomysłów i motywów, więc może będą też mniej krytyczni ode mnie. Na pewno polecam osobom, które cykl znają, a tę odsłonę pominęły z powodu bardzo sztampowego początku, ponieważ zawarte tu wariacje na znane tematy mogą być interesujące. Nie polecam natomiast tym, którzy cyklu nie znają, natomiast złapali za koniec ogona jakąś internetową dyskusję i spodziewają się, że będą mieli do czynienia z serią nowatorską i dojrzalszą. To mimo wszystko anime dla dzieci, na którego scenariusz i ostateczny kształt spory wpływ ma bez wątpienia dział marketingu. To nie rewolucja – najwyżej kropla, która może kiedyś wydrąży w końcu skałę.

Avellana, 12 lutego 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Izumi Toudou
Projekt: Toshie Kawamura
Reżyser: Akifumi Zako, Jun'ichi Satou
Scenariusz: Fumi Tsubota
Muzyka: Yuuki Hayashi