Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,75

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 140
Średnia: 6,96
σ=1,71

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Isekai Maou to Shoukan Shoujo no Dorei Majutsu

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • How NOT to Summon a Demon Lord
  • 異世界魔王と召喚少女の奴隷魔術
Gatunki: Fantasy, Komedia
zrzutka

Japończyk przenosi się do świata fantasy, odsłona kolejna, tym razem wyjątkowo udana.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Takuma jest nałogowym graczem, który o wiele bardziej komfortowo czuje się w świecie wirtualnym niż w prawdziwym życiu, gdzie kontakty z żywymi ludźmi stara się ograniczyć do minimum. Dzięki wielu godzinom poświęconym grze MMORPG Cross Reverie stworzona przez niego postać Władcy Demonów Diablo osiągnęła legendarny poziom doświadczenia, co okazuje się dużą zaletą w momencie, gdy główny bohater orientuje się, że został przeniesiony do innego świata właśnie w jej ciele. Przyczyną okazuje się odprawienie rytuału przyzwania przez hojnie obdarzoną przez naturę elfkę Sherę i jej nieco skromniejszą pod tym względem koleżankę, Pantheriankę Rem, które chcą uczynić z Władcy Demonów swojego sługę. Dzięki magicznemu pierścieniowi głównego bohatera zaklęcie zniewolenia zostaje odbite, czego efektem jest to, że przygodę w świecie fantasy Diablo zaczyna w towarzystwie dwóch seksownych niewolnic. Na szczęście jego fobia społeczna oraz wymagania scenariusza wynikające z ograniczeń wiekowych widowiska skutecznie zapobiegają przeistoczeniu się serii w porno już w pierwszym odcinku, skutkują za to wieloma zabawnymi scenami.

Właśnie dzięki umiejętnemu wykorzystaniu cech charakteru głównego bohatera Isekai Maou to Shoukan Shoujo no Dorei Majutsu jest naprawdę udaną komedią ecchi, która zręcznie balansuje na granicy dobrego smaku, nie stroniąc przy tym od wymownych scen oraz podtekstów. Nic oczywiście nie zostaje tu pokazane wprost, ale aluzje są tak wyraźne, że nie sposób nie odbierać niektórych scen jednoznacznie. Od razu ostrzegę wszystkich uczulonych na fanserwis, że spokojnie mogą sobie ten tytuł odpuścić, bowiem liczba scen tworzonych ku uciesze fanów jest spora, a część z nich wciskana jest trochę „na siłę” i seria mogłaby spokojnie obejść się bez nich. Nie każdemu będzie też odpowiadać dość nieletni wygląd bohaterek, głównie przez niektóre sceny z ich udziałem. Na szczęście nie samymi „scenami” seria stoi i pewnie to zaważyło na jej pozytywnym odbiorze. Duża w tym zasługa całkiem wciągających przygód bohaterów, a także ich charakterów, dzięki którym anime ogląda się przyjemnie, a kolejne odcinki mijają szybko.

Wrzucony w rolę Władcy Demonów Takuma nieźle, choć nie bez kłopotów, odnajduje się w nowej rzeczywistości, a jego fobia dostarcza z jednej strony wielu powodów do śmiechu, z drugiej jednak nie jest jedynie zabiegiem fabularnym, po który autor sięga tylko, gdy jest mu wygodnie. Chcąc nie chcąc, Takuma musi udawać kogoś, kim tak naprawdę nie jest, a jego wewnętrzne monologi czy reakcje są w większości rewelacyjnie trafne i zabawne. Mimo konieczności zachowania pozorów, czyli bycia twardym i niewzruszonym, ma w gruncie rzeczy dobre serce, jego wewnętrzne „ja” nie irytuje, a powierzchowność nie odpycha. Tym samym twórcom udała się trudna sztuka niepopadnięcia w przesadę mogącą wywoływać irytację widzów. Miłym zabiegiem było wyznaczenie pewnych granic mocy głównego bohatera i konieczności odpoczynku po wykorzystaniu sił witalnych, co znowu stało się pretekstem do nieraz bardzo zabawnych scen fanserwisowych. Oczywiście nie należy liczyć na prawdziwy dreszcz emocji, który powinien towarzyszyć walkom, ponieważ główny bohater jest aż nadmiernie potężny, ale starano się stworzyć chociaż pozory zagrożenia. Nieco gorzej wypadają partnerujące protagoniście Shera i Rem. Nie mogę powiedzieć, że mają jakieś dyskwalifikujące wady, ale nie wybijają się też ponad przeciętność i potrzebują nieco czasu, aby zjednać sobie sympatię widza. Elfce początkowo przypada rola ładnego i głupiutkiego wieszaka na biust, którym macha na lewo i prawo, przecząc przy tym prawom fizyki. Dopiero w późniejszych odcinkach dziewczyna dostaje swoje pięć minut, sprawiające, że daje się bardziej polubić. Nieco lepiej jest w przypadku Rem, która z powodu spokojniejszego charakteru i szybszego wprowadzenia jej wątku fabularnego łatwiej zyskała moją przychylność, choć pewnie spory udział będą tu miały indywidualne preferencje widzów dotyczące wiodących cech charakteru każdej z dziewczyn, nie tylko wyżej wspomnianych.

Nie zawodzi, przynajmniej w większości, obsada drugoplanowa. Co ciekawe, nie mamy tu do czynienia z typowym haremem, do którego główny bohater dorzuca kolejne zdobycze. Tak naprawdę fabuła zaskakuje nieco widzów w tym aspekcie, co również uważam za plus, bowiem każdy powiew świeżości w tym mocno wyeksploatowanym gatunku zawsze jest mile widziany. Dla mnie bez wątpienia najciekawszą postacią drugoplanową okazała się Alicia, której głosu użycza rewelacyjna Yumi Hara, znana szerzej fanom anime z roli Albedo w serii Overlord, ale dokładniejsze pisanie o niej mogłoby zdradzać istotne elementy fabuły, czego wolę uniknąć. Muszę uczciwie przyznać, że postaci drugoplanowe i związana z nimi historia w późniejszych odcinkach z jednej strony pozytywnie mnie zaskoczyły, bowiem nauczony doświadczeniem, spodziewałem się czegoś o wiele gorszego, z drugiej sprawiły zaś, że do kolejnych odcinków zasiadałem z coraz większym zaciekawieniem dalszym rozwojem wydarzeń. Nieco rozczarowywali niestety antagoniści, co jednak zostało mi zrekompensowane z nawiązką w momencie zamknięcia wątku fabularnego tragicznej przeszłości Rem związanej z zapieczętowanym w niej złem. Historia opowiedziana w Isekai Maou to Shoukan Shoujo no Dorei Majutsu ma tę cechę, że istotne postacie drugoplanowe wprowadzane są powoli i bardziej szczegółowe ich opisywanie wiązałoby się ze zdradzaniem rozwoju wydarzeń, czego zawsze staram się unikać, aby nie psuć potencjalnym widzom seansu. Wystarczy powiedzieć, że pojawienie się danej postaci ma zawsze mniejsze lub większe uzasadnienie fabularne, co sprawia, że seria okazuje się tak przyjemna w odbiorze.

Sam świat, w którym rozgrywa się akcja, nie oszałamia złożonością – ot, kolejny wzorowany na europejskim średniowieczu świat fantasy z typowymi rozwiązaniami, do jakich zdążyły nas już przyzwyczaić dziesiątki podobnych produkcji. Mamy więc cały przekrój anthro, które ku uciesze fanów paradują często i gęsto w mocno okrojonej pod względem ilości użytego materiału garderobie, ludzi, elfy oraz tak zwanych upadłych. Jak często przypomina nam główny bohater, mechanika tego świata zbliżona jest do gry Cross Reverie, na szczęście jednak oszczędzono nam widoku paneli sterujących czy innych elementów interfejsu, których nie lubię w adaptacjach. Sama strona wizualna nie wypada najgorzej na tle innych produkcji, choć w wielu miejscach widać oszczędności, szczególnie jeśli mówimy o scenach walk. Najczęściej efekt ataku widzimy w postaci wybuchu w oddali, a same potyczki ukazane są w dużych zbliżeniach w celu ograniczenia ilości potrzebnej animacji. Nie wygląda to bardzo źle, widać, że twórcy robili, co mogli, aby zmieścić się w niezbyt pokaźnym budżecie (szczególnie że trzeba było przecież coś zostawić na animacje kobiecych wdzięków), ale uważam, że wyszli z tego obronną ręką. Niestety nie mogę tego powiedzieć o animacji potworów będących przeciwnikami głównego bohatera. Użyta grafika komputerowa w połączeniu z niezbyt udanymi projektami takich istot sprawiły, że na przykład hydra przejdzie do historii jako jedna z najbrzydszych wizualizacji tego pięknego stworzenia. Podobać mogą się projekty postaci, szczególnie kobiecych, choć i męskie nie wyglądają źle. Kreska jest ładna i pasuje do przyjętej konwencji, deformacje występują, ale na szczęście nie rzucają się na tyle w oczy, by psuć przyjemność z oglądania. Widać, że graficy i animatorzy ze szczególnym pietyzmem podchodzili do scen mających cieszyć oko, więc postacie kobiece (może poza Celestine, której wygląd nie przypadł mi do gustu) wyglądają ładnie. Tła natomiast nie rozpieszczają mnogością detali ani różnorodnością, ale utrzymane w ładnych i żywych kolorach, dobrze wpasowują się w ogólny klimat.

Bardzo dobrą pracę wykonali seiyuu, nadając granym przez siebie postaciom życia i autentyczności, a przy okazji bardzo dobrze podkreślając sceny komediowe, wynikające chociażby z fobii głównego bohatera, w którego wcielił się początkujący aktor Masaaki Mizunaka. Szczególnie jednak przypadła mi do gustu Azumi Waki mająca w swoim dorobku role lubianej przeze mnie Maiki z Blend S czy też Special Week z Uma Musume: Pretty Derby. W całkiem przyjemnym rytmie utrzymany jest utwór otwierający odcinki, śpiewany przez aktorki użyczające głosu bohaterkom. Ending nie zapadł mi w pamięć do tego stopnia, że musiałem odsłuchać go ponownie na potrzeby pisania tej recenzji, aby go sobie przypomnieć.

Isekai Maou to Shoukan Shoujo no Dorei Majutsu jest bardzo przyjemną i udaną pozycją w obecnym zalewie produkcji bazujących na pomyśle przeniesienia głównego bohatera do innego świata. Duża w tym zasługa sympatycznych postaci i całkiem dobrej jak na gatunek fabuły. Oczywiście anime raczej nie przypadnie do gustu osobom nieprzepadającym za fanserwisem, chociaż wyznaję zasadę, że o każdej serii warto wyrobić sobie własne zdanie, do czego serdecznie w tym przypadku zachęcam.

KamilW, 17 listopada 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Ajia-dou
Autor: Yukiya Murasaki
Projekt: Shizue Kaneko, Takahiro Tsurusaki, Yuuki Miyamoto
Reżyser: Yuuta Murano
Scenariusz: Kazuyuki Fudeyasu

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Isekai Maou to Shoukan Shoujo no Dorei Majutsu - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl