Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 4/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,75

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 20
Średnia: 5,8
σ=1,94

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

BEM

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 12×24 min
zrzutka

Potwory marzące o człowieczeństwie i ludzie, którzy nie mają o nim pojęcia. Kiczowata i bardzo chaotyczna próba odświeżenia animowanego starocia.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Libra City podobnie jak wiele miast dzieli się na nowoczesne, eleganckie centrum i oddzielone od niego mostem dużo słabiej rozwinięte obrzeża. Problem polega na tym, że zamiast sennego przedmieścia, pełnego skromnych jednorodzinnych domków, mamy siedlisko patologii i zbrodni, brudne i owiane złą sławą. Na mieszczący się tam posterunek zostaje zesłana młoda idealistka, Sonia Summers, która zaszła za skórę przełożonym. Można powiedzieć, że to koniec jej policyjnej kariery, ale kobieta wierzy, że może jeszcze zdziałać coś dobrego i nie pozwoli się stłamsić choremu systemowi. Dlatego kiedy widzi przestępstwo, rzuca się na pomoc i o mały włos nie wpada pod samochód. Z opresji ratuje ją tajemniczy mężczyzna, który znika równie szybko, jak się pojawił. Jednak wkrótce los ponownie krzyżuje drogi tej dwójki – obrzeżami wstrząsa seria dziwnych morderstw, których sprawcą okazuje się demon. Co prawda Sonia wpada na jego trop, ale jest zbyt słaba, by poradzić sobie z takim przeciwnikiem. Z pomocą znowu przychodzi jej tajemniczy nieznajomy, ale podczas walki wychodzi na jaw, że on także nie jest człowiekiem…

Bem, bo tak ma na imię wspomniany wybawca, wspólnie z dwojgiem towarzyszy – Belo i Belą, strzeże mieszkańców przedmieścia przed innymi potworami. Wierzą, że dzięki temu sami kiedyś staną się ludźmi. Tymczasem ukrywają swoją prawdziwą postać i starają się wieść w miarę normalne życie, pomagając innym. Problem polega na tym, że ludzie boją się tego, co obce, w związku z czym bohaterowie nie mogą liczyć na wdzięczność, za to muszą radzić sobie z odrzuceniem i okrucieństwem. Wkrótce stają się celem ataków zainicjowanych przez tzw. „ukrytą radę”, czyli grupę wpływowych osób de facto rządzących miastem.

BEM to kolejna próba odświeżenia anime z lat sześćdziesiątych, Youkai Ningen Bem, którą podobnie jak poprzedniczkę, trudno uznać za udaną. Tym razem twórcy postawili na przyciężki, melancholijny nastrój, podkreślając niemożność nawiązania normalnych relacji demonów z ludźmi. Bohaterowie doskonale zdają sobie sprawę, że ich prawdziwa postać wzbudza jedynie strach i obrzydzenie, a mimo to nie rezygnują z marzeń o człowieczeństwie. Chociaż ze strony ludzi rzadko spotyka ich coś dobrego, chronią ich, ryzykując własnym zdrowiem. Ich działaniom towarzyszy ciągłe poczucie beznadziei, ponieważ czego by nie zrobili, na końcu scenarzyści i tak fundują im kilka kopniaków. Było to dla mnie nieco męczące, przede wszystkim dlatego, że Bem, Belo i Bela to jedyne postacie, które wzbudzają jakąkolwiek sympatię.

Jak już wspomniałam, seria uderza raczej w minorowe tony – jeżeli widzimy na ekranie najmniejszy okruszek dobra, niewielki zalążek czegoś pozytywnego, możemy być pewni, że zaraz scenarzyści przysypią to grubą warstwą dramatyzmu. Widzisz ładnego, szczęśliwego pieska – na pewno zaraz zginie, ktoś po trudnych przejściach zyskał namiastkę normalności – umrze tragicznie! A po co? Po to, żeby naszym demonom było przykro, żeby je bolało, żeby pokazać, że ludzie to jednak straszne świnie są, bez wyjątku. Nie mam pretensji o pokazywanie, jak okrutny i bezmyślny potrafi być człowiek, ale o maksymalne uproszczenie konfliktu, o funkcjonowanie bohaterów w czarno­‑białym świecie bez choćby odrobiny szarości. Inna sprawa, że wszystko, co czarne, okazało się schematyczne do bólu – szalony naukowiec, który śmieje się opętańczo i za nic ma ludzkie życie; pozbawiony sumienia agent rządowy po trupach dążący do celu oraz każdy potwór tygodnia, mordujący mieszkańców. Po drugiej stronie stoją nasze demoniszcza, podporządkowujące marzeniu o człowieczeństwie wszystkie swoje działania, oraz naiwna do bólu Sonia, przekonana, że dzięki dobrym uczynkom zmieni świat. Odniosłam wrażenie, jakby ktoś próbował przerobić serię dla dzieci na poważne i dające do myślenia dzieło dla dorosłych. Niestety efekt końcowy wyszedł nieco koślawy i zdecydowanie przeładowany tanim moralizatorstwem.

Drugim poważnym problemem BEM jest nadmiar upchniętych tu wątków. Większość odcinków dominują pojedynki z „potworem tygodnia”, czyli wyhodowanym przez szalonego naukowca demonem. Mniej więcej w połowie serii rozpoczyna się zorganizowane polowanie na Bema i jego towarzyszy, prowadzone przez wspomnianego agenta, Felta. Acz jedno drugiemu nie przeszkadza, toteż bohaterowie, walcząc o bezpieczeństwo mieszkańców, muszą pilnować, żeby przy okazji nie przydybała ich jednostka specjalna. W międzyczasie każdy z demonów otrzymuje swoje pięć minut – dowiadujemy się, jak odnajduje się w świecie ludzi i przy okazji rozwiązujemy sprawę jakichś morderstw. Zaś gdzieś na czwartym planie majaczy „ukryta rada”, pociągająca za sznurki w mieście i generalnie robiąca, co jej się żywnie podoba, nie bacząc na obowiązujące zasady i prawo. Trochę dużo tego jak na dwanaście odcinków. Efekt jest taki, że pewne sprawy zostają rozgrzebane i porzucone. Z tego też powodu trudno uznać finał za satysfakcjonujący – niby dzieje się dużo, ale jak się tak człowiek zastanowi, wszystko zostaje bez zmian, po prostu wracamy do punktu zero.

Niestety zawodzą także postacie, zbyt płytkie i przewidywalne, by zapaść w pamięć. Sądziłam, że twórcy wyciągną znacznie więcej z Bema, Belo i Beli – można było się pokusić o bohaterów niemalże szekspirowskich, stawiających czoło całemu światu, wiernych swoim ideałom i dlatego tragicznych. Tymczasem otrzymaliśmy istoty mdłe i bierne, pełne poświęcenia, ale pozbawione głębszej refleksji. Tyle że jako jedyne wzbudzające sympatię, ponieważ na tle reszty i tak wypadają świetnie. Jak już wspomniałam, klarowność podziałów nie pozostawia miejsca wyobraźni. Jeżeli ktoś jest zły, to do szpiku kości i na dodatek w sposób znany z amerykańskich filmów – jakiekolwiek uczucia są mu obce. To po prostu maszynka do zabijania, ślepo wykonująca powierzone zadanie, lub zapatrzony w siebie narcyz, który nie widzi dalej niż czubek własnego nosa. Jeżeli ktoś stoi po stronie dobra, to usta ma wypchane tanimi frazesami o sprawiedliwości, przyjaźni i takich tam. Jedyną osobą wyłamującą się z tego nudnego kółka wzajemnej adoracji jest partner Sonii, który jednak pojawia się zbyt rzadko i nie ma praktycznie żadnego wpływu na wydarzenia. Ot, grupa pustych manekinów oklejonych taśmą z kilkoma przymiotnikami definiującymi ich rolę w dramacie.

Obrazu przeciętności dopełnia tonąca w szarościach oprawa wizualna. Ponownie twórcy poszli po linii najmniejszego oporu, większość akcji umieszczając w nocy, najlepiej w betonowym, ciasnym pustostanie. Tła można policzyć na palcach jednej ręki – most, szkoła, do której chodzi Bela, obskurny salon gier, centrum handlowe i ciasne, wyludnione uliczki przedmieścia. Wszystko bure, sterylne i pozbawione indywidualnych cech. Miasto sprawia wrażenie opuszczonego i to niezależnie od tego, czy widzimy centrum, czy obrzeża. Projekty postaci są proste, rysowane przyzwoicie, ale bez pomysłu. Widać to zwłaszcza w przypadku demonów, pasujących raczej do klasycznego shounena na podstawie karcianki. Nie ma tu nic, co przyciągałoby wzrok, co pozytywnie wyróżniałoby serię. Animacja kuleje i przywodzi na myśl produkcje sprzed kilkunastu lat, a i to te słabsze.

Jedynym elementem, do którego nie mam zastrzeżeń, jest ścieżka dźwiękowa. Jazz idealnie pasuje do BEM i dodaje każdej scenie charakteru. Podkreśla nastrój serii i sprawia, że anime zyskuje nostalgiczny rys. Czołówka, czyli Uchuu no Kioku to miód dla uszu, ale przecież Maaya Sakamoto to klasa sama w sobie. Zresztą ending, Iru Imi w wykonaniu JUNNY, również wpada w ucho. W sumie szkoda tak dobrych utworów dla tak nijakiego anime. Z drugiej strony w jakimś stopniu muzyka sprawiła, że było ono znośniejsze w odbiorze.

Nie ukrywam, że spodziewałam się po BEM nieco więcej. Potencjał fabularny skutecznie pogrzebano pod grubą warstwą zbędnego dramatyzmu i nieprzemyślanych wątków. Gwoździem do trumny okazały się płaskie postacie, które da się określić dwoma przymiotnikami na krzyż oraz niedopracowana grafika. Pierwsze odcinki przykuły moją uwagę kiczowatym klimatem, przywodzącym na myśl lata osiemdziesiąte, który na szczęście towarzyszył mi do końca seansu. I to w sumie jedna z nielicznych zalet produkcji, zaraz obok bardzo dobrej oprawy muzycznej. To jednak zbyt mało, żeby marnować czas na jeszcze jedną próbę ożywienia starocia. Być może Youkai Ningen Bem zestarzało się za bardzo, być może Yoshinoriemu Odace zabrakło spójnej wizji – najważniejszy jest jednak efekt końcowy, w tym przypadku wyjątkowo mizerny.

moshi_moshi, 21 listopada 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: LandQ Studio
Projekt: Masakazu Sunagawa, Renji Murata
Reżyser: Yoshinori Odaka
Scenariusz: Atsuhiro Tomioka
Muzyka: Michiru, Soil & "Pimp" Sessions

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
BEM - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl