Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,20

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 59
Średnia: 7,73
σ=1,39

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Honzuki no Gekokujou: Shisho ni Naru Tame ni wa Shudan o Erande Iraremasen

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 14×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Ascendance of a Bookworm
  • 本好きの下剋上 司書になるためには手段を選んでいられません
zrzutka

Japonka w innym świecie… Inaczej niż zwykle.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Gatunek określany mianem isekai („inny świat”) zdominował praktycznie rynek japońskich light novel, a co za tym idzie, od wielu sezonów ma regularną reprezentację wśród nowych serii anime. Przywykliśmy do bohaterów, którzy przenoszą się do innego świata, wyposażeni na starcie w niezwykłe moce lub przynajmniej wspierani wszechpotężną wolą autora, by jak najszybciej awansować w lokalnej strukturze społecznej albo też przynajmniej kroczyć pewnie ścieżką wielkiej przygody. Każdy schemat się zużywa, więc powstają jego wariacje, takie jak bohaterowie mszczący się za doznane upokorzenia lub odradzający się w nieludzkiej postaci. Honzuki no Gekokujou to jeszcze inny przykład ze spektrum mutacji „klasycznego isekaja”, bardziej dopracowany i oryginalny od większości konkurencji, acz niepozbawiony niestety wad.

Urano, japońska studentka i zapamiętały mól książkowy, ginie tragicznie, by odrodzić się w innym świecie… Okazuje się jednak, że nie będzie miała łatwo. Budzi się bowiem w ciele kilkuletniej Myne, chorowitej córeczki szwaczki i zawodowego żołnierza, mieszkającej w świecie o wiele mniej zaawansowanym technologicznie od naszego (nie chcę używać określenia „średniowieczny”, bo byłoby ono nieprecyzyjne i nieprawdziwe). Jej skromnie sytuowana rodzina nie ma pieniędzy na luksusy, zaś książki – pergaminowe manuskrypty – są w tym świecie jednym z najbardziej luksusowych towarów. Co więcej, Myne jest tylko dzieckiem, do tego bardzo słabym fizycznie – nie zdrowieje cudownie; przeciwnie, wrodzona choroba nie pozwala o sobie zapomnieć. Trudno nazwać to korzystną sytuacją, chociaż po stronie plusów bohaterka może zapisać kochającą i wspierającą ją rodzinę. Trzeba jednak przyznać, że Myne (w ślad za opowieścią będę używać nowego imienia Urano) nie jest osobą, która łatwo się poddaje, zaś wiedza wyniesiona z książek w połączeniu z hobby obejmującym najrozmaitsze rękodzieło daje się wykorzystać w nowym świecie ze sporymi sukcesami. Ostatecznym celem Myne jest oczywiście własna biblioteka lub księgarnia, ale do tego droga jeszcze bardzo, bardzo daleka.

Honzuki no Gekokujou to przede wszystkim okruchy życia. Myne kroczek po kroczku uczy się nawigować w nowym świecie, znajduje nowych przyjaciół i sojuszników. Warto podkreślić, że jej „wynalazki”, choć potencjalnie rewolucyjne, mają najczęściej postać praktycznych rzeczy codziennego użytku, takich jak zrobiony przez nią domowym sposobem szampon. Nie ma tu na razie nic, co mogłoby zachwiać podstawami społeczeństwa (acz mam pewne przeczucia, że „na razie” jest tu kluczowe) – trzeba bowiem pamiętać, że Myne to umysł młodej, ale dorosłej dziewczyny, zamknięty w ciele dziecka, więc różne ścieżki są dla niej na razie niedostępne z powodu zbyt młodego wieku. Autorka bardzo zgrabnie snuje opowieść; warunki życia w nowym świecie są trudne, ale nie do przesady. Podobało mi się także, że fabuła wykorzystuje wprawdzie kilka zbiegów okoliczności, jednak za każdym razem są to stosunkowo małe i dość prawdopodobne elementy, które stają się początkiem całej sekwencji wydarzeń. Tu przykładem mogą być okoliczności, w jakich Myne poznaje kupca Benno i wszystko, co wynika z ich znajomości. Oczywiście, są detale trochę zbyt wygodne, jak używanie magii (rzadkiej, ale obecnej w tym świecie) do pieczętowania warunków umów handlowych i innych kontraktów – niby da się uzasadnić, ale trudno było mi się pozbyć wrażenia, że jest to aż za łatwy sposób na uniknięcie pytań, czemu nikt nie próbuje bohaterki oszukać czy zmanipulować. To jednak prawdziwe drobiazgi, a niespieszne tempo fabuły i pomysłowość kolejnych wydarzeń sprawiały, że serię śledziłam z prawdziwą przyjemnością.

Tu jednak należy zacytować stare powiedzenie o łyżce dziegciu w beczce miodu. Przypominam – mówi ono, że niewielka wada potrafi popsuć wszystko, tak jak jedna łyżka dziegciu psuje smak całej beczki miodu. Jedną z największych zalet świata przedstawionego jest solidne przemyślenie rozmaitych aspektów jego działania, a także zachowanie realizmu w kwestii tego, co jest w stanie stworzyć (sama lub z czyjąś pomocą) Myne. Dlatego bardzo ostro kontrastuje z tym jeden istotny szczegół: widać, że autorka powieści, na której oparto anime, będąca współczesną Japonką, w ogóle nie potrafi sobie wyobrazić religii w społeczeństwie na wcześniejszym etapie rozwoju cywilizacyjnego. Nie miałoby to większego znaczenia, gdyby tę kwestię po prostu pominąć – ale w pewnym momencie staje się ona absolutnie kluczowa dla fabuły. Po prostu zęby mi cierpły, kiedy widziałam, z jaką nonszalancją Myne, mentalnie dorosła i oczytana daleko ponad przeciętną, podchodzi do religii i jej funkcjonariuszy. W dodatku nie wydawało się to zamierzonym efektem, ponieważ cały wymyślony przez autorkę system jest pozbawiony większego sensu, a co gorsza – osadzenia w świecie. Jakby tego było mało, związany z nim wątek, pojawiający się w finale tej części anime, jest naciągnięty za uszy i skrajnie nieprawdopodobny, chociaż dałoby się bez większego trudu znaleźć rozwiązanie fabularne, które doprowadziłoby do zbliżonego wyniku, a trzymałoby się w granicach prawdopodobieństwa. Tu należy podkreślić, że ocena omawianego w tym akapicie aspektu jest kwestią indywidualną. Na pewno znajdą się osoby, które stwierdzą, że to przecież fikcja, więc jak długo jest ciekawie, tak długo jest dobrze – jednak dla widzów, którzy lubią analizować detale tła i świata, może to być poważna wada.

Niedociągnięcia fabularne mogą jednak w dużej mierze zrekompensować udani bohaterowie. Autorka powieści stwierdziła podobno w wywiadzie, że Myne początkowo ma być postacią raczej niesympatyczną z powodu swojego egoizmu i dopiero z czasem zaczyna się zmieniać na korzyść. Albo anime znacząco przesunęło te akcenty, albo też w grę wchodzi różnica perspektyw. Dla zachodniego widza zachowanie bohaterki, koncentrującej się na poprawie swojego położenia oraz dążeniu do wymarzonego celu, jest całkowicie naturalne; widz japoński może jako brak wdzięczności i samolubność odbierać to, że Myne nie jest zainteresowana przede wszystkim wspieraniem swojej rodziny. Tak czy inaczej jest to rzadki przypadek fabularnego uzasadnienia postaci „starej malutkiej” – Myne wygląda jak mała dziewczynka, ale zachowuje się jak osoba znacznie starsza (acz też nie w pełni dorosła i dojrzała – co pasuje do studentki). Jej pomysłowość i sposoby, w jakie radzi sobie z kolejnymi przeciwnościami losu, czynią ją bardzo sympatyczną bohaterką, a przy tym nie sprawia wrażenia chodzącej doskonałości i geniuszu. Otaczające ją postacie są zarysowane raczej szkicowo, jednak w przypadku każdej z nich poszczególne detale i sceny sprawiają wrażenie dobrze przemyślanych. O bohaterach dowiadujemy się więcej przede wszystkim pośrednio, bez wykorzystywania obszernych monologów czy dialogów służących wyłącznie przybliżaniu ich charakteru czy przeszłości. Oczywiście wypada tu zaznaczyć dwie rzeczy. Po pierwsze, brakuje tu postaci wyraźnie charyzmatycznych, przyciągających od początku uwagę widza. Nie pasowałyby do takiej historii, ale nie zdziwię się, jeśli ktoś uzna obsadę za trochę mdłą, szczególnie że Myne trafia głównie na porządnych i uczciwych ludzi. Po drugie, podobnie jak w przypadku fabuły, wszystko to, co pisałam wyżej, nie dotyczy kapłanów, wśród których znalazł się wyjątkowo jednowymiarowy i nieciekawy czarny charakter.

Wydaje mi się, że za klimat anime w dużej mierze odpowiada wybrana paleta kolorystyczna – naturalna, ale zdominowana przez ciepłe barwy. Sporo uwagi poświęcono oświetleniu, szczególnie blaskowi ognia we wnętrzach. To detale, ale mające zaskakująco istotny wpływ na percepcję widza. Przyłożono się także do rysunku tła, chociaż tu powiedziałabym, że efekty są mieszane. Pewne elementy, jak fronty budynków czy też meble, są niezwykle szczegółowe – może nawet za bardzo, bo np. fotorealistyczna faktura polerowanego drewna wyraźnie kontrastuje z prostszym rysunkiem postaci i ich strojów. Trzeba też powiedzieć, że wnętrza bywają nie tyle puste, ile trochę sterylne w swojej doskonałości. Żałuję też, że projekty postaci są w sumie bardzo nijakie i mało charakterystyczne, szczególnie że zadbano o drobiazgi takie jak zróżnicowanie ubrań zależne od stanu i okoliczności. Można też na przykład zauważyć, kto z bohaterów i od jakiego momentu używa szamponu Myne.

Muzyka towarzysząca serii ma oczywiście bardzo europejski charakter i wykorzystuje klasyczne instrumenty, a nie elektronikę (lub też dobrze ją maskuje jako klasyczne instrumenty). Włożono sporo pracy w poszczególne motywy, ale wiedziano także, kiedy zrezygnować z podkładu, by pozwolić wybrzmieć emocjom w dialogach. Czołówka zawiera pogodną balladę, Masshiro, w wykonaniu Sumire Morohoshi, ale absolutną perełką jest animacja towarzysząca napisom końcowym, do której idealnie pasuje Kamikazari no Tenshi, śpiewane przez Megumi Nakajimę, grającą także rolę Turi, starszej siostry Myne. Jako samą Myne usłyszymy doświadczoną Yukę Iguchi (m.in. Index w Toaru Majutsu no Index, Tsukihi Araragi w cyklu Monogatari), która radzi sobie doskonale z oddaniem zarówno sposobu mówienia, jak i monologów wewnętrznych bohaterki. Poza tym w obsadzie nie zabrakło znanych nazwisk, takich jak Fumiko Orikasa (matka Myne), Takehito Koyasu (kupiec Benno), Aya Uchida (Frieda, córka kupieckiego rodu) czy Shou Hayami (jeden z kapłanów, na razie nieprzedstawiony z imienia).

Werdykt końcowy brzmi: polecam z zastrzeżeniami. To pełne wdzięku okruchy życia w konwencji fantasy, czyli seria z kategorii niezwykle rzadko spotykanej. Do tego trudno ją zakwalifikować do opowieści o „słodkich dziewczynkach” – Myne jest urocza, ale nie nazwałabym jej moeblobem; ma na to za dużo charakteru i inicjatywy. Nie jest to komedia, przeciwnie, chwilami pojawiają się sugestie wątków znacznie poważniejszych, jednak cała historia zachowuje raczej pozytywny wydźwięk i nie kładzie nadmiernego nacisku na elementy smutniejsze czy bardziej dramatyczne. Tym bardziej szkoda, że jej końcówkę (a zapewne także kontynuację) dominuje zdecydowanie nieudany wątek religijny, bardzo psujący wrażenie spójności i logiczności świata. Myślę, że można na niego machnąć ręką i cieszyć się całą resztą, ale nie zdziwię się, jeśli dla części widzów okaże się wadą nie do zaakceptowania.

Avellana, 22 lutego 2020

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Ajia-dou
Autor: Miya Kazuki
Projekt: Ryou Hirata, Toshihisa Kaiya, Yoshiaki Yanagida, Yuu Shina
Reżyser: Mitsuru Hongou, Yoshiki Kawasaki
Scenariusz: Mariko Kunisawa
Muzyka: Michiru