Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 11
Średnia: 7,73
σ=0,86

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Okinawa de Suki ni Natta Ko ga Hougen Sugite Tsura Sugiru

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2025
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Okitsura
  • 沖縄で好きになった子が方言すぎてツラすぎる
Gatunki: Komedia, Romans
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm, Trójkąt romantyczny
zrzutka

Jak zdobyć uczucie kobiety, która nie ma nic przeciwko twojemu towarzystwu, ale nijak nie rozumiesz, co do ciebie mówi? Najprościej przyswoić sobie jej dialekt, a w międzyczasie poprosić o pomoc jej najlepszą przyjaciółkę. Urocza obyczajówka, oryginalna seria „do relaksu” i udany przewodnik po Okinawie w jednym.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Teruaki Nakamura przeprowadza się z rodziną z gigantycznego Tokio na prowincjonalną Okinawę. Licealista bez marudzenia przyzwyczaja się do życia na głównej wyspie archipelagu Riukiu, tym bardziej że zmiany łatwiej przetrawić, gdy jest się zakochanym – w nowej klasie poznaje Hinę Kyan, która z miejsca podbija jego serce. O ile rówieśnica zachowuje się wobec niego niezwykle przyjaźnie i młodzi chętnie spędzają razem czas, o tyle pojawia się problem natury komunikacyjnej. Dziarska dziewczyna nie do końca radzi sobie z urzędowym japońskim i na co dzień używa lokalnego dialektu uchinaguchi. Na szczęście pojawia się rozwiązanie – najlepsza przyjaciółka Hiny, Kana Higa, doskonale radzi sobie z tłumaczeniem symultanicznym i chętnie służy pomocą. Dzięki temu Teruaki (zwany przez nowych kolegów Teeruu) może budować relację z Hiną, uczyć się dialektu i odkrywać intrygujący folklor Okinawy. Sielankę zakłóca tylko jeden zgrzyt – nieśmiała Kana jest do szaleństwa zakochana w młodym Tokijczyku i choć wiele radości sprawiają jej wspólne chwile spędzone z Hiną, ukochanym i paczką przyjaciół, to w tle pozostaje obawa, że najlepsza przyjaciółka może związać się z jej wymarzonym partnerem.

Świat anime ma kilka pięknych zalet, a jedną z nich jest to, że pomimo upływu lat wciąż potrafi mnie miło zaskoczyć. Bazując na samych zapowiedziach, nie miałem wielkich oczekiwań wobec tego tytułu i zabrałem się za serię z umiarkowanym entuzjazmem. Jednak znów zawartość książki okazała się lepsza od okładki i skromna opowiastka o trójkącie miłosnym w egzotycznej scenerii jest moją ulubioną pozycją tego sezonu, pomimo głośnej konkurencji. Dlaczego Okinawa de Suki ni Natta Ko ga Hougen Sugite Tsura Sugiru (zwana Okitsurą) tak mi się spodobała? Przede wszystkim, jestem zachwycony, jak bardzo oryginalnie prezentuje się seria, choć zbudowano ją z pospolitych części składowych.

Co prawda pomysł na serial może wydawać się nietypowy, jednak podstawowe elementy to motywy dobrze znane w świecie anime. Lekka seria obyczajowa o młodej osobie z Tokio, która przeprowadza się na prowincję to baza fabularna niegdyś niezwykle popularnego Non, Non Biyori, w Dosanko Gal wa Namara Menkoi mieliśmy obywatela wielkiego miasta, który na prowincji podbija serce niejednej lokalnej piękności. Co więcej, odkrywanie uroczych stron Okinawy to kolejny punkt w modnych ostatnio seriach prezentujących turystyczne walory kraju (np. okolice Fudżi w Yuru Camp). Kiedy zrozumiałem, że przez cały sezon będziemy świadkami trójkąta miłosnego okraszonego promocją najbardziej wysuniętej na południe prefektury Japonii, spodziewałem się sztampowego romantycznego wielokąta i namolnej reklamy rozmaitych atrakcji Riukiu. Jednak anime nie tylko oferuje o wiele więcej, ale wręcz spycha wspomniane motywy na drugi plan.

Serial prezentuje relacje miłosne, które spokojnie mogłyby trafić do klasycznej sielankowej komedii – ona kocha jego, on nie wie o jej uczuciach i kocha inną, a ta trzecia lubi oboje, ale jest nieświadoma (ale czy na pewno?) ich pragnień. W wielu tego typu seriach oznaczałoby to gorzką historię o niespełnionej miłości, ale na szczęście Okitsurę cechuje ta specyficzna, „słoneczna” atmosfera, w której w swoim czasie wszystko na pewno skończy się szczęśliwie, nawet w początkowo nieparzystych roszadach miłosnych. W końcu Hina może traktować Teeruu jedynie jak przyjaciela, zaś młody Tokijczyk być może zorientuje się, że jego serce od początku należało do innej. A co się wydarzy, jeśli bohater wróci do stolicy? Cóż, dziewczęta są urocze i dobre, więc pewnie szybko sobie znajdą inne towarzystwo, zaś Teeruu to sympatyczny gość i jakaś nowa koleżanka na pewno się o niego zatroszczy. Krótko mówiąc – romans wisi w powietrzu, ale więcej znaczenia ma czerpanie radości ze wspólnych chwil niż oczekiwanie w napięciu na rozwój relacji.

Jednocześnie seria spełnia mój minimalny wymóg dotyczący głównego bohatera takiej relacji (lub w przypadku josei/shoujo – bohaterki), czyli jest on wystarczająco dobrą partią, bym uwierzył, że może być obiektem westchnień więcej niż jednej osoby. Początkowo wydaje się bezbarwnym „miłym, zwyczajnym licealistą”, jednak z czasem zrozumiałem, że posiada niemało rzadkich w anime zalet. Chociaż przybył z wielkiego miasta, ani przez moment nie zadziera nosa i jest autentycznie zainteresowany nową krainą. To pełna charyzmy i energii persona, która nie boi się budować nowych relacji, chętnie służy pomocą, a entuzjazm wręcz się z niej wylewa. Zachowuje się trochę jak skromna gwiazda, do której ludzie lgną, ale jednocześnie bezwiednie pozwala każdemu, by czuł się komfortowo w jego obecności. Nic dziwnego, że tak łatwo zakolegował się z tyloma osobami.

Skoro już o koleżeństwie mowa, kolejną miłą niespodzianką okazały się stosunki między trojgiem głównych bohaterów. Spodziewałem się, że relacje przyjacielskie szybko ustąpią pola wątkowi romantycznemu, a jest dokładnie na odwrót. Owszem, nie zapominamy, że Teeruu marzy się wspólna przyszłość z Hiną, zaś Kana jest równie mocno zakochana w chłopaku, co sfrustrowana swoją nieśmiałością. Tylko że dziewczyny znają się od zawsze i wiedzą, że mogą na siebie liczyć, zatem zrujnowanie sobie relacji wyłącznie z powodu jakiegoś faceta absolutnie nie wchodzi w grę. Choć początkowo zaskoczyło mnie, że znaczna część historii dotyczy przeszłości bohaterek, później zrozumiałem, że to jedna z tych opowieści, gdzie przyjaźń góruje nad romansem. Dzięki poczuciu komfortu, że dziewczyny pozostaną przyjaciółkami, seria unika zbędnych kantów i niepotrzebnego dramatyzmu.

Kojącą atmosferę gwarantuje nie tylko trio sympatycznych bohaterów, ale też wątek okołoturystyczny. To chyba moje największe pozytywne zaskoczenie – jak na serię, która ma być laurką dla tej specyficznej krainy, wręcz szokująco mało miejsca poświęca się atrakcjom turystycznym. Anime zdecydowanie woli opowiadać o społeczeństwie i specyficznych zasadach rządzących prefekturą niż o pomnikach kultury z przewodników. Robi to w sposób nadzwyczaj oryginalny. Z jednej strony nie brakuje tu stereotypów – nawet najbardziej wycofani mieszkańcy zachowują się w sposób otwarty i wyluzowany (niczym południowi Europejczycy), relacje rodzinne nie mają w sobie nic z japońskiego ceremonialnego chłodu, a cała paczka Teeruu jest tak śniada, jak zazwyczaj w anime rysuje się gyaru. Jednak łatwo zauważyć, że chociaż mieszkańcy Okinawy zostali przedstawieni w sposób dość specyficzny (dyplomatycznie mówiąc), to bez wątpienia są dumni z własnej kultury i osiągnięć. Początkowo chciałem napisać, że anime sprawia wrażenie nie tyle przewodnika dla turystów, ile broszury zachęcającej, by rodacy osiedlali się na archipelagu. Jednak pomimo bardzo optymistycznego obrazu Okinawy, scenariusz nie stroni od nieco mniej uroczych elementów – zaczynając od nieprzyjemnie dużej populacji rozmaitych jadowitych stworzeń, poprzez najwyższy w Japonii odsetek osób otyłych, kończąc na niewyobrażalnej dla pozostałych Japończyków obyczajowości (według tej serii, na Okinawie dopuszczalne jest nawet takie barbarzyństwo jak… spóźnienie!). Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że niektóre stereotypy są krzywdzące, zaś pomyłki językowe mogą na Okinawie uchodzić za żart z „długą brodą” (np. w dialekcie uchinaguchi kisu nie oznacza pocałunku tylko rodzaj ryby), ale moim zdaniem udało się ustrzec zarówno pomnikowo nudnej reklamy, jak i obraźliwej karykatury. Powiem więcej – liczba ciekawostek jest tu na tyle imponująca i tak zgrabnie wpleciona w scenariusz, że przez cały seans byłem szczerze zainteresowany, czego jeszcze się dowiem. Co może warto podkreślić, piszę to jako osoba, która przed seansem wskazałaby Okinawę jako ostatni region Japonii, do którego chciałaby się wybrać.

Choć fabuła sprawia wrażenie pretekstowej, to mimo wszystko nie miałem wrażenia, że oglądam dwunastoodcinkowy zbiór skeczy. Pod tym względem scenariusz zadziwiająco zgrabnie dba o spójność wydarzeń, odmierzając dokładnie tyle, ile trzeba, byśmy uwierzyli w przemiany bohaterów, dorzucając drobne scenki sugerujące, że czas płynie (np. ktoś wtrąca uwagę, że Teeruu już zdążył się nieco opalić, rodzeństwo Kany powoli oswaja się z egzotycznym kolegą siostry). Duża w tym zasługa czwartej bohaterki, Yae Ageny. Koleżanka z klasy głównego tria w pewnym momencie orientuje się, że Kana jest nieszczęśliwie zakochana i próbuje z coraz większą śmiałością zeswatać tę dwójkę albo przynajmniej lekko ich sprowokować. Dzięki temu, że jej podchody odrobinę przybierają na sile, miałem poczucie, że coś w tych relacjach ulega zmianie.

Skoro już wspomniałem o świecie przedstawionym, to wypada opowiedzieć, jak został on narysowany. Na podstawie kadrów i zwiastuna może nieco zaskakiwać moja dość solidna ocena za grafikę. Ten punkt wymaga nieco dłuższych wyjaśnień. Owszem, brakuje tu wizualnych łakoci, animacja jest ledwie symboliczna, niektóre postacie drugoplanowe podejrzanie podobne, zaś kadrowanie bywa tak osobliwe, że na początku sprawdzałem, czy Crunchyroll nie ustawił jakiegoś dziwnego formatu ekranu. Mimo to uważam, że technicznie anime się broni. Przede wszystkim mam słabość do seriali, gdzie ewidentnie ktoś wpadł na pomysł, jak kreatywnie przenieść mangę na ekran. Studio Millepensee zdecydowało się stylizować serię na program promujący region – mamy bardzo dużo uproszczeń, wiele scenek prezentujących kawaii maskotki (głównie w postaci lwów, symbolu Okinawy), a napisy zrobiono ostentacyjnie wielką czcionką. Czy sprawia to wrażenie „taniej” animacji? Tak, ale przy tym bardzo oryginalnej i niejako celowej w tej bezpośredniości. Poza tym, z elementów łatwiejszych do zmierzenia, studio świetnie operuje światłem, co fajnie podkreśla, że nawet stolica wyspy to miasto położone w tropikach. Muzycznie jest nawet ciekawiej – oprawa w odcinkach prezentuje się przyzwoicie, oddając klimat egzotycznego południa, natomiast osobną kwestią są piosenki. Seiyuu wcielające się w Hinę i Kanę śpiewają kilka lokalnych przebojów, co ostatecznie tworzy naprawdę ładny soundtrack.

Skoro już wspomniałem o aktorach, to przyznam, że choć większość seansu prezentuje się znakomicie, to niestety mamy tam jedno z większych niedociągnięć serialu. Do trzech głównych ról zatrudniono crème de la crème branży. Teeruu przemawia głosem Takeo Ootsuki, który ostatnimi czasy udziela się w głośnych projektach (Aquamarine Hoshino w Oshi no Ko, Jinshi w Kusuriya no Hitorigoto) i znakomicie się bawi. Równie popularna seiyuu, Ai Fairouz (Kikoru Shinomiya w Kaijuu no. 8, Delta w Kage no Jitsuryokusha ni Naritakute!) wciela się w Kanę i jej występ jest moim zdaniem równie udany. Problem stanowi Akari Kitou (Kotoko Iwanaga w Kyokou Suiri, Mio w Tsukimichi). O ile aktorka wybornie sobie radzi w „normalnych” segmentach, o tyle jej kwestie w dialekcie uchinaguchi brzmią, jakby były czytane z kartki. Zdaję sobie sprawę, że Okinawa nie jest najbardziej ludną prowincją, ale może dałoby radę znaleźć seiyuu, który zna lokalną mowę? Ewentualnie zorganizować aktorce choćby podstawowy kurs. Być może trochę się czepiam (w końcu języki obce nie są japońską specjalnością), jednak coś mi mówi, że według tytułu nie tylko Teeruu, ale też mieszkańcy Okinawy mogą mieć problemy z rozumieniem tego, co mówi Hina.

Odnoszę wrażenie, że Okitsura przeszła bez echa wśród głośniejszej konkurencji. Szkoda, bo pomimo niezbyt skomplikowanej koncepcji, średniej oprawy technicznej i hermetyczności niektórych epizodów to bardzo udana i poprawiająca nastrój seria. Bez wahania przyznaję jej tytuł mojego „czarnego konia sezonu”. Polecam szczególnie mocno amatorom lekkich serii obyczajowych. Wydaje mi się, że gdyby serial inaczej wypromować i dać mu lepszą oprawę graficzną, to mógłby być hitem na miarę pierwszych sezonów Non, Non Biyori lub Yuru Camp (choć oczywiście różni się nieco od tych tytułów). Okitsura jest też wybornym przykładem serii „okołoturystycznej” i ci, którzy lubią odkrywać Japonię wraz z animowanymi bohaterami, powinni być więcej niż usatysfakcjonowani. Tym bardziej że kojarzę tylko jedno głośne dzieło kinematografii związane z Okinawą i jest to Herbaciarnia pod księżycem – znakomita komedia, ale niezbyt współczesna i średnio prezentująca lokalną społeczność (niech wam wystarczy informacja, że w rolę lokalnego przewodnika wcielił się… Marlon Brando). Natomiast amatorzy serii miłosnych mogą czuć się nieco rozczarowani brakiem poważniejszego dramatu. Chyba że wystarczy im seans z udziałem dwójki szalenie zakochanych, dobrych osób, które być może w przyszłości będą parą. To chyba też coś znaczy.

Sulpice9, 6 kwietnia 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Millepensee
Autor: Egumi Sora
Projekt: Tomohiro Yoshida
Reżyser: Shin Itagaki, Shingo Tanabe
Scenariusz: Shin Itagaki, Shingo Tanabe
Muzyka: Ayano Kinjou, Tomohisa Ishikawa, Yoshimi Katayama