Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,67

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 19
Średnia: 7,84
σ=0,99

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kowloon Generic Romance

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2025
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 九龍ジェネリックロマンス
Tytuły powiązane:
Widownia: Seinen; Postaci: Pracownicy biurowi; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Azja; Czas: Przyszłość
zrzutka

Nostalgia – robisz to dobrze!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Tytułowa dzielnica Kowloon (po polsku – Koulun) istnieje naprawdę. To ważny ośrodek handlowo­‑finansowy w Hongkongu, zamieszkiwany przez ponad dwa miliony ludzi. Jednak kiedyś istniała jeszcze inna dzielnica, Kowloon Walled City. Był to dynamicznie rozwijający się obszar z rekordową gęstością zaludnienia – według księgi Guinnessa na kilometr kwadratowy przypadało 1 923 077 osób. Choć było to fascynujące miejsce, wypełnione po brzegi drobnymi przedsiębiorstwami, to naciski związane z chaosem logistycznym, rozwojem przestępczości i kłopotami urbanistycznymi przesądziły o końcu tej części miasta. Ostatecznie stary Kowloon rozebrano w roku 1993. Myślę, że na potrzeby recenzji tyle kronikarskich wieści wystarczy.

W omawianym dziś anime historia potoczyła się nieco inaczej – władze Hongkongu zdecydowały o odbudowie Kowloon Walled City w formie zbliżonej do oryginału. W tej nostalgicznej scenerii mieszkają 32­‑letnia Reiko Kujirai i 34­‑letni Hajime Kudou. Oboje prowadzą skromny żywot pracowników biura nieruchomości i od samego początku ich relacje są dość specyficzne. Już w pierwszym odcinku jesteśmy świadkami scen, gdy Reiko wpada w zakłopotanie z powodu nieraz bezczelnego zachowania kolegi. Ten z kolei skrzętnie ukrywa swój brak ogłady pod maską pewnego siebie cynika. Pozornie jedyną słabością Hajime jest tytułowa dzielnica, której najchętniej nigdy by nie opuszczał. Jednak gdzieś w tym niby niedbałym dogryzaniu czai się niewypowiedziane uczucie. Sytuacja zmienia się, kiedy Hajime ucina sobie drzemkę w biurze. Reiko dla żartu zaczyna go strofować, nieco modyfikując głos i zmieniając stosowaną przez nią grzecznościową formę „san” na bardziej poufałe „kun”. Wówczas dzieje się coś dziwnego – jeszcze senny Hajime chwyta ją i namiętnie całuje (co zdecydowanie ją zaskakuje). Gdy Hajime orientuje się w sytuacji, szybko przerywa pocałunek, przeprasza i mówi, że wziął ją za kogoś innego. Początkowo Reiko nie wraca do tematu, być może zakładając, iż Kudou przyśniła się jakaś inna kobieta i sam pocałunek stanowił dla niego przedłużenie snu. Gdy jednak kolega opuszcza na chwilę swoje biurko, młoda kobieta przypadkiem zauważa szokujące zdjęcie. Jest to fotografia Hajime i jego dawnej dziewczyny, łudząco podobnej do Reiko. Co więcej, znajduje na niej podpis sugerujący, że kobieta ze zdjęcia ma takie samo imię i nazwisko. By dowiedzieć się więcej o tej niezwykłej pamiątce, młoda kobieta wybiera się do ich wspólnego znajomego, kelnera Tao Gwena. Ten z pewnym zakłopotaniem tłumaczy jej, że przecież sam robił im to zdjęcie, gdy dawno temu byli w kawiarni na randce.

Na potrzeby recenzji za chwilę wprowadzę spojler z końca pierwszego aktu anime. Jest on dość istotny i choć niektórym zdradzenie go może się nie spodobać, to bez niego nie wyobrażam sobie stworzenia rzetelnego tekstu. Jeśli ktoś chce jedynie wiedzieć, czy warto zainteresować się tym serialem, to odpowiadam „zdecydowanie tak” i zapraszam ponownie po zakończeniu seansu.

Aby odkryć tożsamość tajemniczej kobiety, Reiko rozpoczyna śledztwo, w którym pomaga jej przyjaciółka Yaomay, a w całą sprawę jest zamieszany wspomniany Gwen i parę innych osób próbujących przeszkodzić jej w poszukiwaniach. W dość krótkim czasie bohaterka odkrywa, że kobieta, którą dla odróżnienia nazwała Kujirai B, była wielką miłością Hajime, zaś Reiko jest… No właśnie – kim? Sprawy nie ułatwia fakt, że w tym świecie istnieje firma, która potrafi tworzyć coś na kształt klonów, zaś główna bohaterka nie pamięta swojej przeszłości.

Recenzje zwykle tworzy się albo od szczegółu do ogółu, albo od pełnego obrazu do detali. W przypadku Kowloon Generic Romance trudno mi sobie wyobrazić inną metodę niż tę drugą, a to z powodu mojej ulubionej zalety tego anime, czyli niewiarygodnej wręcz spójności całego projektu. Uważam, że to przede wszystkim wyśmienita opowieść o coraz istotniejszej roli nostalgii w naszym życiu.

Kiedy przyjmiemy, że ta seria to płaszczyzna do opowieści o tęsknocie za przeszłością, pozornie specyficzny świat przedstawiony nabiera bardzo konkretnego wyrazu. Zdecydowana większość wydarzeń rozgrywa się w dzielnicy, „gdzie czas się zatrzymał”. Niby dowiadujemy się o potencjalnych klonach i nowoczesnych technologiach, nad którymi pracuje tajemnicza korporacja, ale jak w dobrym science­‑fiction jest to jedynie pretekst, by opowiedzieć o bardzo przyziemnych problemach. Pomimo odrobiny futuryzmu prawie wszyscy bohaterowie żyją i budują swoje życie w sentymentalnej scenerii przywodzącej na myśl początek lat 90. Jeżeli wierzyć informacjom w internecie, dzielnicę wykreowano na modłę dawnego Kowloon Walled City w wyidealizowany sposób. Niby jest brudno i ciasno, ale mieszkańcy zachowują się z najwyższą uprzejmością, ulice roją się od sympatycznych przedsiębiorców prowadzących drobny handel, a w porze posiłków wszyscy stołują się w klimatycznych knajpkach serwujących wyśmienite jedzenie. Nikt ani myśli opowiadać o dawnych problemach historycznej dzielnicy (przestępczość, problemy z dostawą energii i wody, prostytucja).

Skoro czas i miejsce akcji stanowią sentymentalną podróż w przeszłość, to czy udało się też stworzyć nostalgiczną opowieść i postaci? Moim zdaniem – zdecydowanie tak. Zacznijmy od ram fabularnych, gdzie znajdziemy dobrze znane motywy, jak pytania o tożsamość androidów/robotów/klonów, poprzez śledztwo i potencjalny konflikt z szemraną organizacją, kończąc na romansie Hajime z Kujirai B (całkiem trafnie sportretowanej jako silna, niezależna kobieta ze starych anime). Jednak te elementy znajdziemy nierzadko i we współczesnych seriach, zatem potrzebujemy także przesłania, które jest związane z analizą „starych dobrych czasów”. Na szczęście szkielet fabularny stanowi jedynie fasadę dla opowieści o uniwersalnych konfliktach. Znajdziemy je przede wszystkim w związku Hajime i Reiko. Moim zdaniem trudna relacja głównych bohaterów wynika z jednej z najgorszych odmian nostalgii, czyli desperackiego życia przeszłością. Tak naprawdę postać Kujirai B symbolizuje wypucowany i ozłocony pomnik eks­‑partnerki, której bohater zwyczajnie nie może sobie wybić z głowy. Z tej przyczyny Reiko nie tylko nie potrafi zająć miejsca u boku ukochanego, ale zaczyna też przechodzić poważny kryzys egzystencjalny. Bycie następną wersją oznacza nie tyle poddanie się dosłownemu powieleniu, ile próbę zajęcia miejsca po dawnej partnerce, co dla bohaterki może się skończyć utratą tożsamości i zyskaniem fatalnego statusu nieudanej kopii (ponieważ z nostalgicznymi, wyidealizowanymi wspomnieniami wygrać nie sposób).

Zaprezentowanie tak trudnego zagadnienia nie udałoby się, gdyby scenarzysta i reżyser nie poradzili sobie z ukazaniem jednej z największych zalet mangi. Mianowicie, po wielu recenzjach, w których utyskiwałem na nieadekwatne do wieku zachowanie bohaterów, wreszcie mogę z czystym sumieniem oznajmić, że Reiko i Hajime zachowują się jak para autentycznych trzydziestolatków. Tu już nie ma radosnych licealnych ideałów, z odpowiednią ilością nieśmiałych rumieńców i wielkich deklaracji. To dwójka ludzi po przejściach, którzy bardzo potrzebują drugiej osoby, ale wiedzą, że wspaniali książęta i cudowne księżniczki albo trafiają się tylko w bajkach, albo (w przypadku Hajime) już kiedyś się pojawili, lecz odeszli i nie wrócą. Krótko mówiąc – wciąż tkwi w nich potrzeba zdobycia drugiej połówki, jednak jest to podszyte goryczą doświadczeń i dużą dozą niepewności. Jeżeli ktoś szuka w tej serii romantycznych wyznań, to uprzedzam, że bohaterowie czerpią więcej radości z brutalnie szczerej uwagi lub bezinteresownego spotkania w knajpce niż z gorliwej deklaracji lub namiętnego gestu. Choć muszę zaznaczyć, że i bliskości fizycznej tu nie brakuje.

Poza Reiko i Hajime sporo miejsca poświęca się specyficznej sytuacji Yaomay, najlepszej przyjaciółki protagonistki. Ona również nie chce opuścić Kowloonu, choć wynika to bardziej z niechęci do świata niż z miłości do tej dzielnicy. To w sumie dość prosty motyw, jednak dobrze pasuje do całej kompozycji. Według mnie ten wątek ukazuje nostalgię jako schronienie przed rzeczywistością i rozpaczliwe marzenie, by uciec przed prawdziwymi problemami. Zabarykadowanie się przed otaczającą nas teraźniejszą oczywiście może pomóc na krótką metę, jednak nie może wiecznie trwać.

Skoro już o tym wspomniałem, chciałbym od razu uspokoić, że pomimo wyraźnej krytyki najbardziej zdeformowanych i doprowadzających do autodestrukcji form nostalgii, serial nie prawi kazań, a już na pewno nie serwuje łopatologicznych, uniwersalnych rozwiązań. Mangaczka wie, że to dzieło ewidentnie dla dorosłych i banalne moralizatorstwo świadczyłoby jedynie o jej naiwności. Tym bardziej że skoro nie ukrywa metryki bohaterów, to musi ich kreować na prawdziwych trzydziestokilkulatków, a ci niezwykle rzadko zmieniają się, zwłaszcza w tak krótkim czasie. Kowloon Generic Romance głównie próbuje wskazać problemy i co ewentualnie można zrobić, by z nich wybrnąć.

Odjąwszy symbolikę, problemy trójkąta romantycznego i sytuację Yaomay, jak prezentuje się reszta fabuły? Pod tym względem mam nieco mieszane uczucia i podejrzewam, że dla wielu może to być punkt dyskwalifikujący seans. Przede wszystkim serial adaptuje ogromną ilość materiału i studio zdecydowało się na kompromisy. Czasami wypada to wybornie – byłem w szoku, gdy dowiedziałem się, że pierwszy odcinek zawiera treść z całego tomu, bo w ogóle nie czułem jakiegokolwiek przyspieszenia. W dalszej części serialu dowiadujemy się więcej o korporacji, która może być powiązana z Reiko, śledzimy rozważania Hajime na temat Kowloonu i poznajemy lepiej kilkoro bohaterów, na czele ze wspomnianym Gwenem. Natrafiamy też na Miyukiego Hebinumę, prezesa firmy – choć w pierwszych scenach może sprawiać wrażenie podręcznikowego czarnego charakteru ze starych serii (przyznaję, nie oczekiwałem po tej postaci zbyt wiele), to im dalej w las, tym bardziej staje się oczywista niejednoznaczność bohatera. Co więcej, łączy go z Gwenem specyficzna relacja, która może rzutować na rozwiązanie jednego z głównych konfliktów. Suspens jest budowany dość długo i przyznam, że w końcówce zabrakło mi odcinka na dodatkowe wyjaśnienia. Historia w moim odczuciu w pełni się broni, zwłaszcza w swojej symbolicznej warstwie, ale po seansie musiałem się spokojnie zastanowić, czy główny wątek zakończył się sensownie. Choć ostatecznie stwierdziłem, że całość prezentuje się dobrze, to sam fakt, że potrzebowałem sobie to wszystko przeanalizować, wskazuje na problemy narracyjne.

Według mnie wynika to z faktu, że studio zdecydowało się na dość specyficzny typ adaptacji. Ponieważ manga jest bardzo rozległa i w momencie emisji serialu wciąż była wydawana, studio musiało zdecydować się na zakończenie. Jak to w japońskich adaptacjach bywa, mieli kilka opcji na stole. Po pierwsze, mogli zakończyć sezon bez pointy, cierpliwie oczekując napływu dalszego materiału i ewentualnie po jakimś czasie zdecydować się na kolejną odsłonę. Rozwiązanie interesujące, aczkolwiek już od pierwszego odcinka podejrzewałem, że niemożliwe, gdyż obrano bardzo szybkie tempo w stosunku do pierwowzoru. Po drugie, istniała możliwość, że studio wybierze rozwiązanie po linii najmniejszego oporu i stworzy tylko jeden sezon, traktując go jako reklamę komiksu. Na szczęście i ta niezbyt chlubna opcja trafiła do kosza. Ostatecznie zdecydowano się na pomysł, który kojarzę zwykle z adaptacji operowych (gdzie przelewamy historię z bardziej pojemnego fabularnie naczynia do mniejszego) – skupiono się na najważniejszym według scenarzysty wątku i doprowadzono go do końca, wprowadzając pozostałe elementy tylko w takiej ilości, jaka była potrzebna do opowieści o relacjach Reiko i Hajime. Ponownie, mi to nie przeszkadza, bowiem historia tego związku jest dla mnie najciekawszym elementem, natomiast fani mangi mogą narzekać na liczne fabularne szwy. Nie każdemu spodoba się też autorskie zakończenie (obecnie nie można stwierdzić, czy manga jakkolwiek zbliży się do rozwiązania z anime), ale moim zdaniem ładnie pasuje do całości. Ostatnia sprawa – podejrzewam, że odkrycie związane z tajemnicą dzielnicy może być dość kontrowersyjne. Nie jest to zbyt oryginalne rozwiązanie, w sumie szybko skojarzyło mi się z pewną komedią szkolną sprzed dwóch dekad. Mimo to uważam, że zostało bardzo zgrabnie wkomponowane w historię.

Miło mi poinformować, że oprawa audiowizualna również wpisuje się w styl retro. Bohaterowie przypominają projekty wyjęte ze starych animacji, tła są brudne i sprawiają wrażenie narysowanych ołówkiem, a kolorystyka jest bardzo ponura (dopiero po tak specyficznym seansie człowiek uświadamia sobie, jak wyraźnie zmieniła się stylistyka). W kwestiach związanych z grafiką przyłożono się bardzo – nieraz zaskakiwała mnie liczba szczegółów, kreatywność przy wprowadzaniu „dawnych” akcentów (jak choćby nieustanne palenie tytoniu – lojalnie uprzedzam, że bohaterowie kopcą jak smoki). Ba, jest to jedna z tych serii, gdzie nawet kostiumy mają znaczenie dla fabuły (ale tu już bez spojlerów). Do tego jest to ładnie animowane, nawet efekty CGI mi nie przeszkadzają. Jedyne, do czego muszę się przyczepić, to sterylność bohaterów. O ile tła, lokalizacje i projekty postaci prezentują się jak za starych czasów, o tyle ludzie są zbyt schludni i wymuskani, jakby ich szablony przepuszczono przez program stylizujący na dawne animacje. Natomiast szanuję, że do ich projektów przynajmniej spróbowano dodać kilka niedoskonałości, jak na przykład niezbyt atrakcyjne, owłosione nogi Hajime. Kowloon Generic Romance oferuje również znakomitą ścieżkę dźwiękową. Zaczynając od piosenek, których słuchałem z prawdziwą przyjemnością, poprzez wyborny podkład muzyczny w trakcie odcinków. Może nie jest to soundtrack, który będę regularnie powtarzać, ale prezentuje poziom zdecydowanie powyżej przeciętnej. Zaś wszystko skomponowano na wzór retro!

Trochę gorzej ma się sytuacja z seiyuu. O ile obsada drugoplanowa jest bardzo dobra, o tyle nie jestem przekonany co do trójkąta romantycznego. W zasadzie nie mam zastrzeżeń tylko do Reiko w wykonaniu Haruki Shiraishi (Asirpa w Golden Kamuy, Rose w Kage no Jitsuryokusha ni Naritakute!). Głosu Hajime użycza Tomokazu Sugita (Gintoki Sakata w Gintamie, Sasaki w Sasaki to Pii­‑chan). Uważam, że to dobry wybór obsadowy, gdyż niski i przyziemny głos dobrze oddaje pozorny cynizm bohatera. Gorzej, że początkowo aktor ewidentnie nie wie, jak kreować swoją postać – nawet w trakcie drugiego seansu, gdy znałem dalszą fabułę, Hajime był w pierwszych scenach absolutnie nieprzekonujący. Na szczęście później zdecydowanie się poprawił. Niestety, Kujirai B to duża pomyłka obsadowa. Wciela się w nią Yuriko Yamaguchi (Vados w Dragon Ball Super, Oubu w Reikenzan). To dobra aktorka, ale nie udało jej się ukryć swego wieku. Prawie sześćdziesięcioletnia seiyuu gra pewną siebie, ponętną trzydziestolatkę i efekty są takie, jak możecie przypuszczać. Nie chcę nikogo dyskryminować ze względu na rok urodzenia, ale jeśli ktoś ma ambicję, by zagrać osobę młodszą od siebie o pokolenie, to wypadałoby dysponować odpowiednio młodym brzmieniem.

Choć seria ma kilka technicznych niedociągnięć i nieco gubi się w końcówce, to w moim prywatnym rankingu plasuje się na pierwszym miejscu nie tylko wiosennego sezonu, ale też pierwszego półrocza 2025 roku. Czy to oznacza, że jest to anime, które bez wahania poleciłbym każdemu? Zdecydowanie nie. Podejrzewam, że nie wszystkim się spodoba pretekstowe wykorzystanie science­‑fiction, gdzie więcej uwagi poświęcono symbolice i psychologii. Co więcej, Kowloon Generic Romance nie przesadza z ułatwianiem interpretacji poszczególnych motywów, więc głosy krytyczne o braku klarowności niektórych wątków wcale mnie nie dziwią. Natomiast kiedy stworzyłem klucz, który pewnie nie jest jedynym słusznym (w końcu każdy z nas ma inne doświadczenia i relacje), to nie mogę wyjść z zachwytu, jak wiele elementów pokrywa się z moją interpretacją. Od postaci, przez fabułę, świat przedstawiony, na kresce i muzyce kończąc.

Mam nadzieję, że nie zabrzmi to pretensjonalnie, ale muszę jeszcze ostrzec, że o ile nostalgiczna symbolika nie każdego przekona, o tyle chyba nie będzie kontrowersją, jeśli powiem, że anime bez wątpienia promuje potrzebę porzucenia swojej sfery komfortu. Problem polega na tym, że wiele osób właśnie po to decyduje się na japońską animację, żeby uciec od codzienności. Zatem uprzedzam, że serial nie jest łatwy, a dla niektórych może być wręcz nieprzyjemny. Mimo wszystko szczerze polecam, chociaż nie dostaniecie ani science­‑fiction pełną gębą, ani puchatego, wprawiającego w dobry nastrój romansu.

Sulpice9, 9 sierpnia 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Arvo Animation
Autor: Jun Mayuzuki
Projekt: Yoshinori Iwanaga, Yuka Shibata
Reżyser: Yoshiaki Iwasaki
Scenariusz: Jin Tanaka
Muzyka: Ryouhei Sataka