Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 12
Średnia: 6,58
σ=1,38

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Karaoke Iko!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2025
Czas trwania: 5×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Let's Go Karaoke!
  • カラオケ行こ!
Tytuły powiązane:
Widownia: Seinen; Postaci: Przestępcy, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Hej chłopaku, chodź posłuchać, jak śpiewam. Recenzja w zasadzie bezspojlerowa.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

W sezonie letnim Roku Pańskiego 2025 pomiędzy wieloma dziwnymi seriami objawił się projekt dość, jak mi się zdaje, nietypowy. Oto w jednym bloku czasowym wyemitowano dwie odrębne serie będące adaptacjami dwóch komiksów jednej autorki. Skąd taki pomysł? Być może chodziło o to, że oba pierwowzory, Karaoke iko! oraz Muchuu sa, kimi ni, są dziełami kompaktowymi, z których żadne szanujące się studio nie stworzyłoby pełnowymiarowej serii. Jak z tego wybrnąć, zapytacie? Otóż powstały dwa anime w cenie jednego, co, jak mniemam, pozwoliło również sporo zaoszczędzić na promocji. Jako fanka obu tytułów, jak i ogólnie twórczości Yamy Wayamy, nie miałam prawa narzekać. Przynajmniej w teorii. Recenzja też powinna być jedna, ale ponieważ portal Tanuki ma swoje zasady… Powstały dwie. Również w cenie jednej.

Karaoke iko!, wyemitowane jako pierwsze i… ostatnie(!) z kolei, to adaptacja jednotomowego komiksu. Niezwykle krótkiego, liczy on bowiem zaledwie dwa rozdziały plus jeden króciuteńki dodatek. Mówiąc wprost – materiału jest mało i sensowniejsze, jak może się wydawać, byłoby przerobienie go na film pełnometrażowy. Twórcy ze studia Doga Kobo mieli jednak inną wizję.

Historia, którą się nam tu przedstawia, jest komedią obyczajową ze skrajnie absurdalnym, nie oszukujmy się, założeniem fabularnym. Poznajemy bowiem gangstera, Kyoujiego Naritę, który pilnie potrzebuje nauczyć się śpiewać. Dlaczego, u licha, jest mu to potrzebne? Ponieważ boss grupy, do której należy nasz bohater, organizuje cyklicznie wewnętrzne zawody karaoke i z sadystyczną przyjemnością osobiście tatuuje najgorzej ocenionego (przez siebie) nieszczęśnika. Taka nagląca zbiorowa potrzeba poprawienia zdolności wokalnych w zorganizowanej grupie przestępczej brzmi jak żart. Dla mnie zabawny. Kolejnym żartem, który również mnie bawi, jest fakt, że Kyouji, poszukując remedium na swoje problemy, idzie na finałowy występ konkursu gimnazjalnych chórów i de facto porywa lidera zwycięzców, Satomiego Okę. Na karaoke. W celach wyłącznie edukacyjnych!

Fabuła skupia się na dwóch wątkach. Jednym jest, oczywiście, szlifowanie warsztatu wokalnego i śpiewanie, czy może raczej wycie, drugim to, że Satomiemu zaczął zmieniać się głos, a cała wyjątkowo frustrująca sytuacja stanowi dla niego coś na kształt rytuału przejścia. Frustrująca jest dla Satomiego również znajomość z Kyoujim, który najpierw chłopaka przeraża, później wkurza, ale jednocześnie staje się kimś naprawdę ważnym. Przyjacielem, figurą ojcowską, a może kimś zupełnie innym. I tutaj przechodzimy do tej kwestii, która rozdyma nozdrza wszystkim na widowni (tak, to hiperbola): czy to jest BL? Spieszę z odpowiedzią: oficjalnie nie, aczkolwiek nie sposób nie dostrzec podtekstu. Nie całkiem subtelnej, chociaż zawsze żartobliwej aluzji, że poruszamy się w przestrzeni doskonale znanych tropów. Pół kroku dalej i podtekst zamieniłby się w pełnoprawny grooming. Szczęśliwie krok ten nie został ostatecznie zrobiony. Nie następuje tu rzeczywiste uwiedzenie małolata, ale czy mogę z całą pewnością powiedzieć, że nie próbuje się zaprosić widza do postrzegania wydarzeń według BL­‑owego klucza? Może nawet kibicowaniu takiemu biegowi fabuły? Pewności nie mam, pozostaje mi więc tylko obiema rękami trzymać się własnej interpretacji. Z obrzydzeniem odrzucam postrzeganie relacji chłopa pod czterdziestkę i dzieciaka z gimnazjum jako nawet potencjalnie romantycznej i głęboko wierzę, że na tym etapie nie miała ona takiego charakteru. Mogę się oczywiście po prostu oszukiwać, a rację mają tabuny fudziosiów (i fudansiów?) widzących to zupełnie inaczej. Jestem doskonale świadoma furtki, jaką w tej kwestii zostawia zakończenie, jak również faktu istnienia kontynuacji, która jak najbardziej z owej furtki korzysta: usunięty zostaje problem niepełnoletności.

Kyouji jest wobec Satomiego nonszalancki i pobłażliwy, tak jak można być wobec braciszka, który akurat wszedł w okres młodzieńczego buntu, a jednocześnie dystansuje się na tyle, że nigdy nie wpada w złość, czego w relacji z prawdziwym młodszym bratem zazwyczaj trudno uniknąć. Z perspektywy widowni jest po prostu czarujący, a profesja gangstera dodaje do roztaczanej przez niego aury nutki ekscytacji. Satomiego zaś bardzo łatwo sklasyfikować jako typowego tsundere, który rozczula publikę tym, że rzuca się jak wesz na kołnierzu i nie wie, czego chce. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z głęboko introwertycznym nastolatkiem na życiowym zakręcie i wpychanie go w ciasne ramki stereotypu to pójście na łatwiznę. Głównym powodem momentami histerycznych reakcji Satomiego jest nieczęsto spotykany w japońskich mediach, przynajmniej według mojej wiedzy, fakt mutacji rujnującej bohaterowi chłopięcy sopran. Jednak ze względu na wspomniany introwertyzm trudno powiedzieć, jakie to tak naprawdę ma dla niego znaczenie. Nic nie wskazuje na to, żeby wiązał swoją przyszłość ze śpiewem, wydaje mi się więc, że przeraża go sam fakt nieodwracalnej zmiany. Zmiany, przed którą próbował uciec, ale z którą ostatecznie się godzi, czego dowodem jest publiczne podjęcie się zaśpiewania piosenki.

Na specjalną wzmiankę w tej recenzji zasługują też mistrzowie drugiego planu, czyli rozśpiewani panowie gangsterzy stanowiący jedyną w swoim rodzaju przeciwwagę dla grzecznych dziewczynek i chłopców ze szkolnego chóru. Uwielbiam ich wszystkich, chociaż byli trochę straszni.

Pochylając się nad samą adaptacją, należy zaznaczyć, że twórcy anime wycisnęli pierwowzór do ostatniej kropli, wplatając w fabułę nawet karty tytułowe rozdziałów i nadając całości dziwnie oniryczny charakter, którego w pierwowzorze nie wyczuwałam. O ile lepiej wygląda w tym zestawieniu wersja aktorska! Ale chociaż twórcy anime wyginali się na wszystkie strony, materiału źródłowego starczyło im tylko na cztery odcinki i na tym, szczerze mówiąc, powinni byli zakończyć. Pojawił się jednak odcinek piąty, na którego emisję trzeba było czekać ponad miesiąc. Nie spodziewałam się, przyznaję, że Doga Kobo odważy się na zaprezentowanie czegoś zupełnie autorskiego, opierając się na argumentach, które można przeczytać w komentarzach do serii na tym oto portalu. Nie będę ich tu powtarzać. Spodziewałam się jakichś bonusów z procesu produkcji i w tym względzie się pomyliłam, ale miałam rację w czym innym. Bez zagłębiania się w spojlery, nie ma tu niczego naprawdę nowego ani „autorskiego”. Pokazane zostało coś, co najprawdopodobniej mogło wydarzyć się podczas przeskoku czasowego, jaki zaserwował nam oryginał. Jest to dodatek w gruncie rzeczy całkowicie zbędny, będący czymś w rodzaju powtórki z rozrywki i nie rozumiem, dlaczego jego emisja została tak bardzo odłożona w czasie. Mogłoby go nie być i nic by się nie stało. Ale przyznam, że bawiłam się całkiem nieźle dzięki popisom wokalnym panów gangsterów.

Nie oszukujmy się. Wycia tudzież zawodzenie, którym jesteśmy tutaj jak i ogólnie w całej serii raczeni, tym bardziej histeryczne, bo przecież intencjonalne, to najwspanialsza rzecz, jaką słyszałam od dawna. Obiektywnie występy te są oczywiście straszne, stanęłam więc w dość kłopotliwej sytuacji, ale ostatecznie zdecydowałam się ocenić ścieżkę dźwiękową tej produkcji na skali mojej osobistej głupawki. Głupawka była wielka, tym większa, im bardziej lubię piosenkę, na której dokonywano masakry, doliczę więc kilka punktów wyżej niż nakazuje zdrowy rozsądek. Chociaż zaznaczę, że nigdy nie byłam jakąś wielką fanką X Japan, a akurat jedna z ich flagowych piosenek jest dręczona najmocniej. Daisuke Ono przechodzi sam siebie. Jakich kwiecistych słów mogłabym użyć, by wyrazić mój zachwyt nad tym popisem? Gdybym uczepiła się skrzydeł Euterpe, jak daleko mogłabym ulecieć przed skręceniem sobie karku? Na wszelki wypadek pozostanę przy przyziemnych sformułowaniach. Daisuke Ono jest super! Nie przepadam za frazesem „słychać, że seiyuu dobrze się bawili w pracy”, bo to jest w gruncie rzeczy wyłącznie myślenie życzeniowe, ale w tym konkretnym przypadku jestem wręcz przekonana, że zabawa była przednia. Istny koszmar! Jeśli chodzi o Shuna Horiego, mam do jego miękkiego, lekko zaspanego głosu pewien sentyment. Jego śpiewaczy popis był zdecydowanie bardziej akceptowalny, szkoda tylko, że Horie sam tu siebie zagłuszał, bo śpiewana przez niego piosenka w dużej mierze stanowiła tło do wygłaszanego w tym samym czasie monologu. O ileż lepiej wypada znowu wersja aktorska.

Na specjalną wzmiankę zasługuje Shinnosuke Tokudome, dający głos Wadzie, koledze Satomiego z chóru. Brzmi tak wysoko, że aż nienaturalnie. Opening i endingi… istnieją. Jedyną piosenką, która zapadła mi w pamięć, jest utwór zamykający pierwszy odcinek, smakujący nostalgią lat osiemdziesiątych Seishun Jidai.

Cóż mogę powiedzieć na temat strony graficznej? Jest ładnie, poprawnie, momentami nawet jakby nieco eksperymentalnie, ale w gruncie rzeczy nie wybija się to ponad akceptowalną przeciętność. Projekt postaci jest bardzo wierny mangowemu pierwowzorowi, ale jedynym bohaterem, który błyszczy, głównie dzięki bogatej mimice, jest Satomi. Reszta wypada trochę sztywno. Myślę, że będzie sprawiedliwie, jeśli nazwiemy to produkcją ze średniej półki.

Nie jest to na pewno coś, co koniecznie trzeba zobaczyć. Być może nawet dla uzyskania pełnej satysfakcji z seansu wymagane będzie od odbiorcy dość konkretne spaczenie. Nie była to jednak strata czasu i, jak napisałam wyżej, bawiłam się przednio, chociaż widziałam rzeczy lepsze.

tamakara, 27 października 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Doga Kobo
Autor: Yama Wayama
Projekt: Jun'ichirou Taniguchi, Mai Matsuura
Reżyser: Asami Nakatani, Yukiko Tsukahara
Scenariusz: Yoshimi Narita
Muzyka: Takurou Iga