Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 5/10
fabuła: 6/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 10
Średnia: 6
σ=0,77

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (fm)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Oddziały sterowane

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 1993
Czas trwania: 7 (60 min, 6×30 min)
Tytuły alternatywne:
  • 機神兵団
  • Alien Defender Geo-Armor: Kishin Corps
  • Geo-Armor
  • Kishin Heidan
  • Machine-God Corps
  • Panzer Robot
Widownia: Shounen; Postaci: Obcy, Policja/oddziały specjalne; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Świat alternatywny; Czas: Przeszłość; Inne: Mechy
zrzutka

II wojna światowa widziana oczami Japończyków. Mechy, kosmici i dzielni obrońcy ludzkości z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Wrzesień 1941 r. Inwazja kosmitów zmienia diametralnie obraz II wojny światowej. Wojska aliantów i osi kontynuują działania wojenne, ale równowaga sił zostaje zachwiana, ponieważ Hitler zyskuje pozaziemskich sojuszników. Jedyną nadzieją w walce z nimi jest poznanie sekretów technologii Obcych i wykorzystanie jej przeciwko nim. W ten sposób powstają oddziały Kishin, wyposażone w wielkie roboty. Naziści oczywiście zamierzają taką broń wykorzystać do własnych niecnych celów, co wywraca do góry nogami życie nastoletniego Taishiego. Jego ojciec przed śmiercią zostawia mu nadzwyczaj kłopotliwy spadek w postaci tajemniczego urządzenia, przez które chłopak staje się obiektem zainteresowania wszystkich stron konfliktu.

W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy Polsce do bycia drugą Japonią brakowało jeszcze więcej niż teraz, firma Planet Manga zajmowała się dystrybucją anime na kasetach wideo. W ich ofercie wydawniczej zwróciła moją uwagę opisywana teraz pozycja, na zasadzie: „Ach ci Japończycy, oni wszędzie potrafią wepchnąć mechy”. Ogromne roboty znajdziemy przecież także w fantasy (Vision of Escaflowne), Hrabim Monte Christo (Gankutsuou), a nawet w Siedmiu samurajach (Samurai 7). Jeszcze tylko brakuje epoki Gundama łupanego albo dzielnych Galów, którzy stwierdzają, że magiczny napój to przestarzała technologia. Po latach, na fali nostalgii i ochoty na coś w stylu retro, postanowiłem przymknąć oko na absurdalne założenia i sięgnąć po Oddziały sterowane...

...I mało brakowało, a seans zakończyłbym już w pierwszych minutach, ponieważ na ekranie zobaczyłem atak spadających z nieba plastelinowych stworów z pepeszami. Do tej pory zastanawiam się, jak Hitler mógł się z nimi dogadać, skoro ich działania, polegające głównie na łączeniu się z przypadkowymi urządzeniami, pozwalały powątpiewać w inteligencję pozaziemską. Później fabuła nabrała trochę więcej sensu i zarobiła u mnie duży plus dzięki zgrabnemu ominięciu pewnej pułapki, w którą często wpadają twórcy tego typu serii. Zazwyczaj, jeśli w anime o wielkich robotach mamy nastoletniego bohatera w fazie buntu, automatycznie ląduje on w kokpicie (prawdopodobnie chodzi o zaoszczędzenie miejsca). Taki zabieg jest mętnie tłumaczony tajemniczymi predyspozycjami (starannie ukrytymi przed widzami), przeznaczeniem albo zwykłym nepotyzmem. Tutaj słusznie stwierdzono, że zanim Taishi stanie się pełnoprawnym członkiem zespołu, musi najpierw dojrzeć (akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku lat) i nauczyć się odpowiedzialności, a zanim to się stanie, kierowanie mechami lepiej oddać w ręce bardziej kompetentnych ludzi. Oczywiście nie znaczy to, że może leżeć do góry brzuchem i się obijać. Żeby jeść, musi pracować, ale to, na ile pomaga albo przeszkadza, jest proporcjonalne do jego możliwości.

Rozwój fabuły nie dostarcza zbyt wielu niespodzianek, poza pewnymi przejawami niekonsekwencji. Mamy na przykład grupę sierot, którymi główny bohater się zajmował i był z nimi chyba dość zżyty, ale w wyniku zwrotu akcji przekwalifikował się z opiekuna do dzieci na chłopca na posyłki w oddziałach Kishin. Przez następne lata zupełnie się nie interesował ich losem, choć rozstał się z nimi w dość dramatycznych okolicznościach. W ten sposób różne osoby najpierw bezceremonialnie wyrzuca się z kart scenariusza, aby później w miarę potrzeb wyciągać je za uszy z kapelusza. Trudno mi też było zrozumieć ogólne zasady działania mechów. Niby sterowanie polega na przestawianiu wajch i kręceniu korbami, a jedynym elementem technologii Obcych jest skrzynka zasilająca, a tu nagle się okazuje, że Niemcy mają pilotów jednorazowego użytku ze względu na niedostatecznie rozwinięte zdolności parapsychiczne. Już samo to wystarczyłoby chyba, żeby potoczyły się głowy tamtejszej naukowej kadry, ponieważ w takim przypadku należałoby wrzucić do kosza całą teorię o nadludziach i doskonałości czystej rasy aryjskiej. Ostatni odcinek może też trochę rozczarować, bo dużo w nim bałaganu i przewidywalnych rozwiązań. Odniosłem wrażenie, że przeprowadzone działania służyły głównie temu, żeby pozbawić Amerykanów okazji do wyrównywania społecznych niesprawiedliwości metodą spalonej ziemi. Co prawda sytuacja drużyny dobrych się polepszyła, a zło zostało przydeptane, lecz zabrakło definitywnego rozstrzygnięcia. Takie zakończenie na zasadzie – walka będzie trwać dalej, a jak cię ciekawi ciąg dalszy, sięgnij po kontynuację książkową.

Postacie posiadają niezbyt skomplikowane charaktery, co nie przeszkadza jednak ich polubić (lub znielubić w przypadku głównodowodzącego armią Kantou z taką twarzą i ubiorem, że można by go wynajmować na przyjęcia, żeby straszył dzieci; oprócz niego raczej brakuje postaci jednoznacznie podłych). Taishi to całkiem normalny nastolatek. Przeżywa chwile zwątpienia, ale potrafi też wziąć się w garść i pokazać, na co go stać. Oprócz niego dostajemy w zestawie m.in. dobrodusznego siłacza, szarmanckiego uwodziciela i lekko zwariowanego naukowca. Oczywiście o takim szczególe jak to, że losy ludzkości zostały powierzone wyłącznie w ręce Japończyków, nie ma nawet sensu wspominać. Pojawia się też femme fatale – Ewa Braun (zbieżność nazwisk z kochanką Hitlera jest chyba czysto przypadkowa), a z postaci historycznych – Albert Einstein.

Po grafice widać wyraźnie, że jest to produkcja z lat dziewięćdziesiątych. Widzów przyzwyczajonych do nowszych serii mogą odrzucić już same uproszczone projekty postaci. Kobiety mają pozbawione śladów urody trójkątne twarze, bardziej postawni mężczyźni wyglądają jak ludziki LEGO (o ile nie mamy akurat do czynienia z nazistowskim bishounenem), a niektóre stroje bardziej pasowałyby na bal kostiumowy albo do Policjantów z Miami. Spora część akcji rozgrywa się w ciemnościach albo w kiepsko oświetlonych przestrzeniach, więc szczegóły w tle można było skąpo dawkować. Pewna doza toporności w grafice całkiem nieźle pasuje za to do prawdziwych bohaterów tej serii, czyli wielkich robotów. To nie baletnice, które przeskakując z jednej nogi na drugą unikną salwy rakiet przeciwnika, a po zrobieniu piruetu i salta w powietrzu potną go na drobne kawałki laserowym mieczem. Tu podziwiamy niezgrabne, metalowe kolosy, których każdy krok powoduje zniszczenia, a ze względu na minimalną mobilność, trzeba przewozić je pociągiem. Podejrzewam, że takie podejście do problemu może przypaść niektórym do gustu na zasadzie uroku karczemnych bijatyk w westernach w porównaniu z kung­‑fu w najnowszych filmach sensacyjnych. Najmocniejszy punkt serii stanowi podkład muzyczny, za który odpowiada Japońska Orkiestra Symfoniczna Shinsei. Może tylko w niektórych scenach przydałoby się trochę stonować poziom pompatyczności utworów, bo muzykanci za bardzo wyrywają się przed szereg i zagłuszają odgłosy w tle.

Ostatecznie Oddziały sterowane polecałbym raczej osobom, które mają ochotę na przygodowe anime w starym stylu. Nawet one jednak będą musiały wykazać się cierpliwością, ponieważ przez niedoskonałości scenariusza często z serii ucieka energia, niczym para z nieszczelnie przykrytych kotłów (wiadomość dla twórców – steampunk nie na tym polega).

fm, 13 listopada 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Ginga Production, Pioneer LDC
Autor: Masaki Yamada
Projekt: Masayuki Gotou, Takeshi Yamazaki
Reżyser: Kazunori Mizuno, Takaaki Ishiyama
Muzyka: Kaoru Wada