Komentarze
Rurouni Kenshin: Tsuioku Hen
- komentarz : vries : 13.03.2021 23:29:59
- komentarz : Maxromem : 25.05.2017 00:44:39
- Wspaniałe anime : gaijin : 16.07.2015 00:24:12
- Samurai Assassin : jm3 : 3.07.2014 21:07:31
- Re: Rurouni Kenshin: Tsuioku Hen : ursa : 9.06.2014 07:51:50
- Rurouni Kenshin: Tsuioku Hen : Subaru : 8.06.2014 17:34:50
- arcydzieło : No name : 12.05.2013 18:00:23
- komentarz : Kotoko : 5.06.2011 21:41:54
- komentarz : Akira : 26.04.2011 01:35:11
- Perła nieskażona fanserwisem i supermocami : Ayako*** : 9.01.2011 11:57:53
wspaniały soundtrack
Muzyka w „Kenshinie” stanowi całkowite dopełnienie obrazu i chwilami wyzwala tak silne emocje, że serce zaczyna dudnić i z oczu ciekną łzy (szczególnie, gdy słucha się soundtracku w ciemnym pokoju^^). Motyw przewodni jest piękny – przewija się przez całą ścieżkę dźwiękową i za każdym razem wzrusza do głębi. Instrumentalne wersje „Quiet life” i „The Will” są naprawdę wspaniałe. Wydają mi się lepsze niż te z pełną orkiestrą – zdecydowanie więcej w nich dynamizmu. Jednak największe emocje zawsze mi towarzyszą przy słuchaniu „The Wars of The Last Wolves” i „In Memories „KO‑TO‑WA‑RI”". Pierwszy utwór zachwyca mocnym rytmem i dynamiką. Warto wsłuchać się w pierwsze dwie minuty, kiedy całość powoli się rozwija – początkowo cichutkie bębny stopniowo zaczynają grać coraz mocniej i ta „siła” narasta w człowieku tak bardzo, że aż dreszcze przechodzą. Natomiast „In Memories „KO‑TO‑WA‑RI”" uderza w bardziej wzruszającą nutę. Utwór zaczyna się bardzo spokojnie motywem przewodnim ścieżki dźwiękowej, ale wkrótce gwałtownie „wybucha” rytmem, a słuchaczowi w tym rytmie serce zaczyna bić mocniej. A pod sam koniec utworu, kiedy już wszystko cichnie, aż chce się szepnąć za Shintą „Ken… shin…”:)
Reasumując – zarówno sam film, jak i soundtrack do filmu jest naprawdę wart polecenia. Dla mnie również „Rurouni Kenshin – reminiscence” jest najlepszym anime, jakie widziałam. A ścieżka dźwiękowa – zdecydowanie najlepszą, jaką słyszałam i na stałe wprowadziłam ją na listę moich ulubionych muzycznych pozycji.
Anime
wynurzenia znad miecza...
Recenzent i Komentatorzy zwrócili uwagę na choreografię walk w OAV.
Rzeczywiście, nie trzeba być szermierzem, aby dojrzeć ich piękno. Piękno wynikajace z niezwykłego jak na anime realizmu.
Bo tutaj „nikt nie skacze na pięć metrów w górę”, co jest bolączką innych produkcji. Walki są szybkie, brutalne i dość wiarygodne.
Osoby obeznane z szermierką, zarówno japońską jak i europejską, potrafią docenić trud twórców filmu włożony w ciekawe i realistyczne oddanie technik miecza
Przy okazji… Dosadność efektów starcia jest godna naśladowania. Rany i krew rozlana przez animatorów z jednej strony pozwalają zrozumieć czym jest prawdziwe starcie, a z drugiej strony nie są groteskowo wyolbrzymione jak np. w „Ninja Scroll”, czy „Ninja Ressurection”.
Tak więc… Chapeau bas!
Realistyka walk w „Rurouni Kenshin OAV” jest jak najbardziej godna naśladowania przez innych animatorów.Niestety, Ci wolą wymyślać coraz efektowniejsze choreografie, nie mające nic wspólnego z prawdziwymi pojedynkami. Za to mającymi tę zaletę, że są łatwe do wyprodukowania.
Godny...
Darek Styrna napisał kiedyś o tym anime, cytuję:„dorosły dramat,godny tragedii Shakespear'a”.
Słowa to święte i będące chyba najlepszym podsumowaniem i reklamą jednocześnie tego filmu.
Rurouni Kenshin
Ma w sobie to coś, co przyciąga.
:]
Urzekły mnie w nim 3 rzeczy:
piękna ścieżka dźwiękowa,
widowiskowe sceny walki,
no i…dolinująca atmosfera….
:]
Polecam.
Kenshin
Po pierwsze, szerokie tło historyczne. Tak naprawdę jest to jedno z dość nielicznych anime, które z czystym sumieniem mógłbym nazwać historycznym. Trochę smaczków dla ludzi interesujących się historią Japonii, sporo autentycznych postaci (a konkretnie Takasugi Shinsaku który werbuje Kenshina, Katsura Kogoro – jego przełożony, znany z mangi Hajime Saito oraz bohater Shinsengumi, młody Okita Souji). Warto wspomnieć pojawienie się w oavce grupy Shinsengumi, są oni w sumie dość popularni w japońskiej kinematografii (np. „Tabu”), ale zawsze przyjemnie popatrzeć na ich zdolności szermiercze. Zresztą w Kenshinie pokazana została (o ile się nie mylę) sprawa Ikedy, co z pewnością spodoba się ich fascynatom. Nazywanie tego anime historią walki z szogunatem jest może przegięciem, ale historia odgrywa tam sporą rolę, poświęcono trochę miejsca mentalności obu stron (Kenshin pragnący budować nowy ład jako przykład jednej i polujący na niego na końcu agent szogunatu, wychwalający go, jako przykład drugiej).
Dalej, rozpracowanie osobowości zabójcy na przykładzie bohatera. Wspaniale zrobiona, jak to się mówi, „filozofia miecza”. W czterech odcinkach pokazano drogę, jaką przechodzi Kenshin, począwszy od swoich altruistycznych pobudek, poprzez zabójcę, skończywszy na tym jak zmienia go miłość. Wszystko uniwersalne prawdy; miecz niszczy człowieka, czysta miłość go ratuje, ale pokazane po mistrzowsku. Pięknej opowieści towarzyszą dokładne portrety psychologiczne. Najlepiej zrobiony jest oczywiście ten Kenshina – wewnętrznie jest dzieckiem, zewnętrznie zabójcą a do tego dochodzą idealistyczne pobudki i przeszywające go później cierpienie. Świetna jest Tomoe, która nawet doskonale zdając sobie sprawę z tego, kim jest Kenshin, nie wacha się nim opiekować i o niego walczyć, jednocześnie będąc rozdartą pomiędzy teraźniejszą miłością a przeszłością. Postaci drugoplanowe takie jak Katsura czy Enishi też pokazane są porządnie ze względu na swoją determinację i ukierunkowanie w działaniach.
Charakter oavki, jak to recenzent napisał, jest poważny (ani grama humoru, ale patosu też raczej nie ma) i dość pesymistyczny, idealnie pasuje do historii ciężkiego ludzkiego dramatu i na szczęście twórcy trzymają się tej konwencji. Akcja poprowadzona jest z dobrym wyważeniem, sporo filozofii i wzruszenia z odpowiednią domieszką walk co jakiś czas. A jeśli już jesteśmy przy walkach… Realizm, dynamika, fantastyczna choreografia jak na samurajską historię przystało.
O animacji powiedziano już chyba wszystko, co można było powiedzieć, od siebie dodam tylko, że mamy tu do czynienia z jednym z najlepszych designów postaci – niesztampowy, poważny. W Tomoe idzie się zakochać. Z kolei Kenshin wykonujący swoją brudną robotę naprawdę przypomina demona. Ale powiem więcej o muzyce. Motyw smyczkowy sprawiał, że chciało mi się płakać (tak, na serio ;)) za każdym razem kiedy go słyszałem, nieważne do jakich scen był podłożony. Motywy przypisane scenom akcji, takie jak „Shades of Revolution” czy fantastyczny „Wars of the Last Wolves” dodają im dwa razy więcej dynamizmu, tak że aż samemu chce się chwycić za miecz. Jedna z najmocniejszych stron całej produkcji. „rzadko słychać ją w tle” – za przeproszeniem kompletna bzdura. Jako przykład podam choćby początek, gdzie sześciominutowy motyw „Boy meets the Man” był podłożony w całości. Podkład nie ginie też i ze względu na jego klasę zwraca uwagę. Głosy są pełne emocji (dubbing też jest niezły wbrew temu, co się mówi, świetny jest monolog Seijuro i przynajmniej pod Kenshina podłożona faceta ;)
No cóż, pierwsze miejsce na animenfo w pełni zasłużone :)