Komentarze
K-ON!
- komentarz : vaka : 21.10.2016 13:33:50
- komentarz : vaka : 21.10.2016 02:37:00
- komentarz : Jendrej : 27.08.2016 23:02:06
- komentarz : Zachajv : 26.08.2016 20:25:26
- komentarz : Jendrej : 26.08.2016 18:07:30
- Re: 2x2 : Slova : 16.08.2016 17:49:42
- Re: 2x2 : GLASS : 16.08.2016 17:37:42
- Re: 2x2 : Slova : 16.08.2016 17:26:09
- Re: 2x2 : GLASS : 16.08.2016 17:12:45
- Re: 2x2 : GLASS : 16.08.2016 17:00:59
Na początku drażniła mnie Yui, typowa główna bohaterka – leniwa, roztrzepana itp., ale z czasem ją polubiłam. Ritsu i Mugi też były fajne.
Ale moją faworytką jest Mio – najładniejsza i najbardziej moe z całej serii.
Muzyka była super, szczególnie ending mi się spodobał. Plusem jest w tej serii też to że nie ma tam bohaterów męskich (chociaż przed przeczytaniem tej recenzji właściwie tego nie zauważyłam). Nienawidzę serii w których facet jest głównym bohaterem (lub chociaż jednym z ważniejszych). Bardziej wole patrzeć na bishoujo. Ogółem nawet niezła seria, polecam wszystkim, którzy chcą się pośmiać i których nie odstrasza nadmiar moe.
Moje pierwsze muzyczne Anime
...
Anime, o ile tego wymaga oglądam z polskimi napisami.W przypadku Toradora, z racji banalnej fabuły oraz towarzyszącego jej niskiego poziomu używanego słownictwa nie było takiej konieczności.
Wg. mnie K- On można śmiała porównywać z Toradora, choć nie tyle może pod względem gatunku( chociaż oba tytuły to bez wątpienia komedie szkolne) co pod względem fabuły, postaci, humoru, kreski, muzyki etc.
K- On miażdży Toradora pod każdym względem. Nie rozumiem również tego, kto bierze za wadę cukierkowość i naiwność, w które obfituje K- on,a które są przecież odpowiedzialne za niezwykle udany humor tego anime. W przeciwieństwie do Toradora jest to działanie zamierzone i bardzo udane. Seria nie nudzi i nie odstrasza niskopoziomowym dowcipem i dramatyzmem postaci, od których aż roiło się w Toradora.
hmm
Byłam dość sceptycznie nastawiona, ale właściwie polubiłam tę serię po 4‑epie. Dotrwałam do niego tylko dzięki fascynującej grafice, ale i tak polecam.
So moe I died.
Nie no żarty na bok, toż to pierwszy odcinek Macross Frontier zawierał w sobie więcej muzyki, niż cała ta moeblobowa seria razem wzięta, już pomijam nawet, że była nieporównywalnie lepsza.
K‑ON! można zobaczyć, jeżeli wytrzyma się tą cukierkowość, ale to taka tam pierdółka niewarta zachodu w sumie.
Kolejna nietrafiona recenzja
Bo jak inaczej można wytłumaczyć fakt, że Toradora- seria nawet nie umywająca się do K- on dostała wyższą ocenę ?
Znaczną część wymienionych w recenzji wad można śmiało zaliczyć do największych zalet tego anime. Seria jest ciekawa od samego początku, wielokrotnie zaskakuje zarówno zwrotem akcji co też wszechobecnym i wyrównanym humorem. Anime, na pierwszy rzut oka wyglądające na kolejną produkcję muzyczną, jest tak naprawdę wybitną komedią szkolną. Każda z postaci jest interesująca, a co najważniejsze nie odpycha wyimaginowanym i wręcz żałosnym dramatyzmem… jak to miało miejsce w Toradora. Wysoki poziom utrzymuje aż do ostatniego odcinka.
Fluffy.
Przecież już w pierwszym odcinku było wiadomo, że K‑Oń nie moze być poważny (i nie był!). K‑ON to komedia.
Rozlała, przecukrzona, zmoewaciała komedia.
Ze zdrowym podejściem i odpowiednimi oczkiwaniami (czyt. żadnych oczekiwań) anime pomimo wszechobecnego moe (za którym nie przepadam) oglądało mi się świetnie. I wbrew pozorom JEST to anime o muzyce – a dokłądniej o tym, jak grając i tworząc muzykę spędzać wolny czas. W końcu takich koniowatych zespolików są zapewne setki. Nie trzeba grać setek koncertów, czy sprzedawać tysiace płyt by muzyka dawałą radośc.
Jak pokazał K‑On! wystarczą przyjaciele i dobre cisto.
Pomimo pewnej schematyczności odcinków – 8/10.
Na pewno, przyjemne...
Wielokrotnie irytowały mnie ich leniwe podchodzenie do sprawy i objadanie się ciastkami w najmniej odpowiednich do tego momentach. Denerwowało mnie to do tego stopnia, że mogłam bez niczego porzucić tą serię, ale jednak tego nie zrobiłam mając nadzieje, że w pewnym momencie bohaterki klubu wezmą się do roboty. Miałam także wrażenia, że cała nauka gry jak i udane koncerty przychodziły im jakoś zbyt szybko i łatwo, wręcz bez szczególnego wysiłku ani wielkiej determinacji. Koniec końców nie do końca wiedziałam czy bohaterki mają po prostu cholerne szczęście czy przypadkiem nie posiadają jakiś dodatkowych, poza ziemskich zmysłów muzycznych. Najbardziej sympatyczną postacią była dla mnie Mio, bo wydawało się, że ma głowę na karku i jako jedyna na sprawę ich gry i chęci osiągnięcia celu klubu nie patrzy przez różowe okulary. Wraz z kolejnymi odcinkami moja sympatia troszeczkę malała pod wpływem wiecznego strachu bohaterki przed byle czym. Jednak mimo wszystko do końca pozostała moją ulubioną postacią.
Ta przyjemna seria o grupie dziewcząt z ciekawymi osobowościami mających ten sam cel, niejednokrotnie potrafiła zawieść ale była bardzo miłą i przyjemną rozrywką na nudę.
A gdzie Azusa??
Buuuu
Mhm...
Takie sobie