Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 6/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 11 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,18

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 1496
Średnia: 7,84
σ=1,86

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Naruto Shippuuden

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2007
Czas trwania: 500×23 min
Tytuły alternatywne:
  • Naruto: Hurricane Chronicles
  • ナルト 疾風伝
Widownia: Shounen; Postaci: Samuraje/ninja; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Supermoce
zrzutka

Ciąg dalszy opowieści o pewnym blondwłosym ninja, który, by zyskać wymarzony tytuł, musi pokonać licznych wrogów. Na nieszczęście widza dostał na to zadanie stanowczo za dużo odcinków.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: hakman4

Recenzja / Opis

Po treningu z Jirayą, jednym z trójki legendarnych sanninów, Naruto Uzumaki powraca do rodzinnej osady. Na przestrzeni dwóch i pół roku nie dość, że chłopak stał się silniejszy, ale do tego urósł i wydoroślał, przez co aż trudno uwierzyć, że to wciąż ta sama sierota z bezwzględnym demonem w środku. Jedynie jego cel się nie zmienił – uratować najlepszego przyjaciela, Sasuke Uchihę, z rąk zła. Nie przeszkodzą mu w tym ani zbiegli ninja tworzący grupę Akatsuki, ani nawet niechęć samego zainteresowanego do jakiegokolwiek powrotu.

Ciekawi mnie, czy tylko ja postrzegam Naruto Shippuuden trochę jak kopię sławnego Dragon Ball Z. Pod kilkoma względami kontynuacje kultowych już przygód Naruto i Son Goku są do siebie zbliżone i nie chodzi tylko o fabułę polegającą na ratowaniu świata i stawaniu się najsilniejszym człowiekiem na świecie. Obaj bohaterowie dorastają, walk jest o wiele więcej niż w poprzedniej części i stają się one o niebo krwawsze i brutalniejsze, zaś zew przygody i beztroski zanika na rzecz zbliżającej się wielkimi krokami wojny. Przede wszystkim jednak twórcy doskonale zdawali sobie sprawę, że koniec jest bliski, więc robili wszystko, byleby przedłużyć życie kurze znoszącej złote jaja – naturalnie kosztem cierpliwości widzów.

Gdy Naruto Shippuuden był emitowany w telewizji, mangaka dwoił się i troił, by publikować co tydzień kolejny rozdział. A że jego tempo było niewystarczające, to studio filmowe musiało kombinować. Zatem postawiono na wypełniacze. Dużo wypełniaczy! Na pięćset (mniej lub bardziej) kanonicznych odcinków prawie dwieście to wypełniacze. Do tego dochodzą jeszcze ekranizacje powieści w liczbie dwudziestu pięciu odcinków. Nie ma w tym nic dziwnego, gdy ma się do czynienia z shounenowym tasiemcem, lecz reżyserze, znaj umiar! Wojna shinobi – najważniejszy pojedynek, na który czekano latami – była nieustannie przerywana, a jej tempo rozwlekło się do niemożliwych standardów, przez co trudno oglądać przygody Naruto i spółki bez przycisku szybkiego przewijania.

To jednakże nie oznacza, że tylko twórcy animowanej wersji są winni nierównej akcji Naruto Shippuuden. Nie, nie. Wina leży też po stronie samej mangi. Niestety im dalej w las, tym więcej głupot można w niej znaleźć, przez co ma się wrażenie, że Masashi Kishimoto po prostu sam nie wiedział, kiedy powiedzieć dość. Podzielam zdanie wielu fanów lisiego blondasa, że Naruto Shippuuden zaczął się psuć po wojnie z Painem, czyli mniej więcej do odcinka sto osiemdziesiątego akcja trzyma poziom, a pojedynki ze zbiegłymi ninja z powyższej organizacji są jednymi z najciekawszych w tej serii. Później jeszcze Kishimoto ratuje spotkanie Naruto z Kushiną i początek Czwartej Światowej Wojny Shinobi… no a później widz załamuje ręce.

Zaczęłam tę recenzję od tego, co każdy o Naruto Shippuudenie wie i na co na pewno był przygotowany, zaczynając czytać moje wypociny. Wady podobnych tasiemców są z góry znane, ale mimo to coś zachęca do zapoznania się z ciągnącą się w nieskończoność historią, prawda? A tym czymś jest dobrze rozbudowany świat przedstawiony, bohaterowie, z którymi można się szczerze zaprzyjaźnić, niegłupia fabuła, która rozszerza się poza marzenia głównego bohatera, a przede wszystkim te wszystkie emocje – niezależnie od tego, czy to uśmiech, czy łzy. Magia Naruto polega właśnie na tym, że świat shinobi nie jest czarno­‑biały ani tym bardziej bezpieczny. Bohaterowie nie bawią się w wojnę, lecz toczą ją niemal codziennie, gdyż każda misja może skończyć się śmiercią. Nie wszystko jest tutaj oczywiste i podane na talerzu. Ktoś na pozór zły do szpiku kości okazuje się dobry. Każdy ma własne poglądy na temat pokoju na świecie. Gwarantuję, że w pierwszej połowie tej serii każdy widz (no chyba że ma serce z lodu) nieraz szczerze się zasmuci na wieść o śmierci niektórych bohaterów, szczególnie że zostały one przedstawione w godny sposób: tak, że wzruszają, ale nie popadają w niezamierzenie komiczną, pompatyczną konwencję. W świecie shinobi brak smoczych kul, w związku z czym dany bohater już nigdy nie powróci na ekran.

Naruto Shippuuden to czasami wielka lekcja, z której każdy wyciągnie coś dla siebie, bowiem każdy bohater ma inną historię i większe bądź mniejsze problemy. Nieustanne dążenie do celu, samodoskonalenie się, poświęcenie dla wyższych celów, miłość, przyjaźń to tylko wierzchołek góry lodowej, która tworzy świat shinobi. Mimo to chciałabym wspomnieć w tej recenzji o czymś równie oczywistym, co trudnym do zrozumienia, mianowicie: nienawiść rodzi tylko nienawiść. Cieszy mnie, że autor mangi nie poszedł na łatwiznę i nie przedstawił antagonistów jako złych do szpiku kości ludzi, którzy po prostu się takimi urodzili i już; dla samej konieczności stworzenia przeciwników dla bohaterów. Masashi Kishimoto przedstawia drugą stronę medalu i chwała mu za to.

Już pierwsza seria Naruto zawierała niemałą grupkę indywidualistów, zatem w dwójce nie było większego sensu wprowadzać kolejnych postaci (choć trochę nowych twarzy się pojawiło). Przede wszystkim przybliżono tych, którzy do tej pory nie mieli za dużo czasu antenowego. Mowa tutaj naturalnie o mieszkańcach wioski Liścia, otaczających Naruto od dawien dawna. Oprócz tego w Naruto Shippuuden wreszcie odkryjemy do tej pory strzeżone tajemnice tych, o których tylko słyszeliśmy legendy bądź plotki. Poznanie ich (mam tu na myśli m.in. historię Itachiego Uchihy bądź rodziców głównego bohatera) to jeden z największych atutów serii.

Skoro mowa już o postaciach, to co tam u głównego bohatera? Zmienił się na lepsze? Ano pewnie, i to niemało, ponieważ wreszcie można nie tylko szczerze go polubić, ale też docenić i kibicować z całych sił. Pewnie nie tylko ja w pierwszej części zamiast małego Uzumakiego lubiłam bardziej Sasuke. W tej serii proporcje się odwróciły. Główny bohater wreszcie pokazał, że jest głównym bohaterem, i choć pod sam koniec autor trochę przesadził w jego gloryfikacji, to i tak niezaprzeczalnie stał się jedną z ciekawszych postaci. Choć nadal nie epatuje inteligencją, zdarza mu się powiedzieć coś mądrego. Staje się rozważniejszy, spokojniejszy, na swój sposób także cieplejszy. W wielu dramatycznych momentach widz płacze razem z nim. I nie tylko. Na przestrzeni tych pięciuset odcinków nikogo nie powinno dziwić, że tak wiele osób zaczęło go darzyć szacunkiem godnym hokage. Bez wątpienia może teraz stać się jedną z ulubionych postaci z anime.

Co zatem stało się z Sasuke Uchihą, skoro jedna z jego fanek (czytaj: ja) zmieniła front uwielbienia? Mangaka po prostu przesadził w kreowaniu go na wielkiego złego. Ja rozumiem – zaślepienie zemstą to jedno, lecz cofnięcie się w rozwoju to drugie. Jeszcze na początku Naruto Shippuuden wszystko było z nim w porządku, ale to, co się działo pod koniec! Przecież to się nazywa tworzenie karykatury postaci. Sasuke zmienia zdanie o sto osiemdziesiąt stopni, zachowuje się jak niespełna rozumu, a do tego wszystkiego traktuje ludzi jak zabawki. Osobiście kibicowałam blondasowi, by w końcu go zabił.

Kto tam jeszcze był w drużynie siódmej? Ach, Sakura Haruno, różowowłosa kunoichi, będąca uczennicą samej piątej hokage. No cóż. Nie żywię do niej ani niechęci, ani uwielbienia. Była mi całkowicie obojętna, a w całej serii miała dobry występ tylko na początku i na końcu. Niech miarą przedstawienia jej postaci staną się te wszystkie memy krążące po internecie. Jak ktoś ma ochotę się pośmiać, to zachęcam, a tymczasem ja przejdę do ciekawszych tematów.

Na szczęście autor nie stworzył uniwersum, w którym jedyne istotne role odgrywa właśnie wspomniana powyżej trójka. Pozostałe postacie są niemniej ważne dla fabuły, choć pod sam koniec zostają dziwnie zapomniane. A szkoda, bo to właśnie tam (jak to zwykle w mangach shounen) można znaleźć najciekawsze perełki. Nie będę opisywała wszystkich, ponieważ warto poznać ich osobiście. Wspomnę tylko o moim ulubieńcu od ludzkich odruchów, czyli Shikamaru Narze. Chłopak wygrywa pojedynki inteligencją i sprytem, dzięki czemu najlepiej nadaje się do swojego fachu, a walki z jego udziałem są po prostu najciekawsze. Szkoda tylko, że pisanie takich scen jest po prostu trudniejsze, przez co na przestrzeni tych pięciuset odcinków znajdziemy ich znikomą liczbę.

Jak się prezentują wspomniane pojedynki? Nie najgorzej, choć wszystko zależało od dnia animatora. Naruto Shippuuden było emitowane nieprzerwanie od 2007 do 2017 roku, zatem w ciągu tych dziesięciu lat wiele się mogło wydarzyć. Nie chce mi się oceniać jakości wypełniaczy, gdyż w te zainwestowano najmniej pracy i pieniędzy. Więcej uwagi poświęcono kanonicznej historii. A tam jest dobrze, choć momentami nierówno. W jednych odcinkach widać gołym okiem, że cały obraz został wykonany z najwyższą starannością, zaś w innych twarze postaci z daleka przypominają pacynki z dwoma kropkami zamiast oczu. To jednak szczegóły, ponieważ gdy chodzi o ruch postaci i jego płynność, to nie mam się do czego przyczepić.

Co do muzyki powiem krótko – kto nie zna ścieżki dźwiękowej z anime, niech lepiej jak najszybciej to zmieni. Naruto Shippuuden było gwarantowanym sukcesem, który zwróci się twórcom z nawiązką, zatem zainwestowano w najlepsze utwory. Dzięki nim poszczególne sceny stają się wyjątkowo przejmujące, przy innych chce się wręcz płakać, by jeszcze innym razem się uspokoić i zrelaksować. Niektórych openingów i endingów także można słuchać bez końca.

Ta recenzja wychodzi mi dość obszerna, ale cóż poradzić, gdy ma się do opowiedzenia sporą część historii. Nie chodzi tutaj nawet o ilość czasu antenowego, który poświęcono Naruto Shippuuden. Pewnie nie tylko ja świadomie dołączyłam do światka anime i mangi właśnie dzięki tej serii i nie tylko ja zachwycałam się tą historią, płakałam, a innym razem psioczyłam na pojawiające się absurdy. Nic w tym dziwnego – przecież poznałam to uniwersum jak własną kieszeń. Jestem pewna, że nie tylko ja.

Pozostaje jednak pytanie, czy teraz, kiedy opowieść o Naruto Uzumakim zamknęła się i wszyscy znają jej zakończenie, warto poświęcać czas podobnemu tasiemcowi? Przyznam szczerze, że sama nie wiem, choć życzyłabym sobie, by, tak jak w przypadku Dragon Balla, tak i w przypadku Naruto Shippuuden dać szansę czemuś, co zachwyciło miliony ludzi na całym świecie. Niezależnie od tego, co powiedzą antyfani tej historii, jestem zdania, że świat shinobi miał ogromny wpływ na cały świat mangi i anime i będzie wspominany po latach z takim samym sentymentem, jak przygody Son Goku. A to już zdecydowanie niemały sukces.

Marta001, 18 sierpnia 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio Pierrot
Autor: Masashi Kishimoto
Projekt: Hirofumi Suzuki, Tetsuya Nishio
Reżyser: Hayato Date
Scenariusz: Junki Takegami, Satoru Nishizono, Yasuyuki Suzuki
Muzyka: -yaiba-, Yasuharu Takanashi