Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,20

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 115
Średnia: 8,33
σ=1,52

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (fm)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Cross Game

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 50×23 min
Tytuły alternatywne:
  • クロスゲーム
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Przyjaźń, miłość i baseball. Seria bardziej dla miłośników „okruchów życia” niż sportowej rywalizacji.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: funymika

Recenzja / Opis

„Kou jest miotaczem, Akaishi – łapaczem, a miejsce akcji to naładowany po brzegi stadion Koushien.”

Cross Game zaczyna się od snu dziesięcioletniej Wakaby Tsukishimy, który ze względu na dalsze wydarzenia staje się główną motywacją działań bohaterów przez kolejne lata ich szkolnego życia. Oczywiście od przepowiedni małej dziewczynki do krajowych finałów młodzieżowych mistrzostw w baseballu wiedzie daleka, wyboista droga (skropiona dodatkowo krwią i potem licealistów). Czy Kou Kitamura będzie w stanie sprostać pokładanym w nim nadziejom i czy uda mu się w końcu przezwyciężyć niechęć pyskatej, młodszej siostry Wakaby – Aoby?

O ile w Polsce międzyszkolne zawody sportowe nie cieszą się zbyt dużą popularnością, to w Japonii w przypadku baseballu sytuacja wygląda zupełnie inaczej i można znaleźć nawet poświęcone im kanały telewizyjne. Może to dla Japończyków po części spojrzenie wstecz na niewinne lata młodości i na nieskażone komercją i wyrachowaniem zmagania? Zdarzają się osoby, dla których baseball pozostaje pasją życia, nawet pomimo wyboru innej kariery niż sportowa. Przykładem tego niewątpliwie jest Mitsuru Adachi, autor takich mang jak H2, Touch (którego telewizyjna adaptacja stała się w kraju ponadczasowym przebojem), czy właśnie Cross Game.

Jego historie (a za nimi wersje animowane) mają sporo wspólnych elementów – trójkąty miłosne, dramat decydujący o dalszych działaniach bohaterów i poświęcanie większej części czasu zwykłemu, szkolnemu życiu i treningom (należy też przymknąć oko na to, że obsada poszczególnych serii bywa do siebie bliźniaczo podobna). Podejrzewam, że fanów Adachiego można podzielić obecnie na dwa obozy – tych, którzy uznają za najlepszą adaptację Touch i tych, którzy wyżej cenią sobie Cross Game. Osobiście zaliczam się do tych drugich, ponieważ bardziej odpowiadało mi tempo wydarzeń i bohaterowie w opisywanym tu anime.

Po mocno nacechowanych emocjonalnie pierwszych odcinkach można zauważyć lekki spadek jakości fabuły. To już nawet nie typowe budowanie zespołu od zera. Tutaj, żeby główny bohater mógł nie tyle grać, co choćby zyskać możliwość trenowania na szkolnym boisku, musi najpierw zmierzyć się z knowaniami zastępcy dyrektora i zatrudnionego przez niego trenera (oczywiście noszącego ciemne okulary, co by nie uciekać od stereotypów). Zdarzają się tu pewne przebłyski (choćby w postaci zawodników faworyzowanej drużyny, którzy potrafią pokazać swój charakter), lecz generalnie można to było lepiej zaplanować. Jeśli ktoś jednak przebrnie przez ten etap (czyli do jedenastego odcinka), to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie śledził losy bohaterów już do samego końca. Być może ich codzienne życie nie zawsze jest szczególnie ekscytujące, lecz – dzięki skrzącym się humorem dialogom (można je podzielić generalnie na przekomarzania się pary postaci, która wyraźnie ma się ku sobie i na czasem przesadnie celne uwagi osób postronnych), a niekiedy również rozczulającym retrospekcjom – wcale tego nie czuć. Jeśli już jesteśmy przy retrospekcjach, te seria zyskała wiele w moich oczach dzięki bardzo ciepłemu stosunkowi do osób, które już odeszły z tego świata. Zamiast wcierać widzom cebulę w oczy, nieustannie pokazując bohaterów załamanych po utracie bliskich, tutaj widać, jak wspomnienia dają siłę do dalszego życia.

Seria prezentuje dość nietypowe podejście do spraw romantycznych. O ile można wyróżnić trójkąty miłosne, to brakuje typowych zabaw w „odbijanego” czy kopania dołków pod przeciwnikiem. Postacie są na tyle ponad takie drobne małostkowości, że czasem można wręcz odnieść wrażenie, że wręcz starają się wepchnąć potencjalnego partnera w ramiona rywala albo rywalki. Poza jednym przypadkiem brak tu też takich dodatkowych kół do roweru, czyli osób, które starają się wbić klin pomiędzy zakochaną parę, choć wiadomo, że w ostatecznym rozrachunku i tak nie mają najmniejszych szans. Tutaj ostatni odcinek przynosi satysfakcjonujące zakończenie wątków romantycznych, ale gdyby uformowały się w nim inne pary, to najprawdopodobniej też byłbym zadowolony.

Osoby nastawione bardziej na emocje sportowe mogą się poczuć odrobinę zawiedzione, ponieważ odcinków poświęconych międzyszkolnej rywalizacji nie ma aż tak dużo. Dodatkowo dopiero w końcówce serii drużyna zostaje postawiona przed ścianą. Wcześniej wygrane i przegrane nie mają aż tak wielkiego znaczenia, więc czasem szczęście ich dopomoże, a innym razem przegrywają w kuriozalny sposób. Mam też wrażenie, że dramaturgię finałowego meczu popsuła trochę jego przewidywalność – każdy inny rozwój wypadków pozostawiłby niesmak (z drugiej strony przysłużyło się to wątkowi miłosnemu, więc nie mogę za bardzo narzekać).

Postaci tej serii można w większej części określić jako sympatyczne (może poza wspomnianymi już czarnymi charakterami i pomyślanym jako element komediowy, a w praktyce wyjątkowo irytującym Keiichirou Sendą), ale jako dodatkową cechę wspólną wyróżniłbym złośliwość. Oczywiście jej poziom bywa różny – nikt nie przebija Aoby, która potrafiła wykorzystać każdą okazję, by „wbić szpilę” w Kou (zwykle też nie do końca niewinnego), ale reszta obsady też nie daje sobie w kaszę dmuchać w rozmowach. Najbardziej polubiłem Yuuheia Azumę za jego ekscentryczność (wyróżnia go pokerowa albo wręcz kamienna twarz i nieumiejętność zapamiętania twarzy osób, które uważa za bezużyteczne) i za to, że poza geniuszem sportowym pokazuje również, iż posiada kręgosłup. Kou też spisuje się całkiem nieźle jako protagonista. Za jego wadę z punktu widzenia niektórych widzów można co najwyżej uznać brak słabszych stron (no może poza tym, że łatwo go wyprowadza z równowagi pewna złośnica) do pokonania. Ot, widzimy go na starcie jako osobę z surowym talentem, a na finiszu już z oszlifowanym. Jako przeciwwagę można wyróżnić Akaishiego, który musi przezwyciężyć swoje kompleksy zarówno w sferze sportowej jak i uczuciowej. Postaci nie zachowują się może zawsze w sposób wiarygodny psychologicznie (czasem ich stwierdzenia podkreślające wagę poszczególnych zbiegów okoliczności, czy też to, w jakim stopniu Aoba jest podobna z zachowania do Kou, sprawiają wrażenie bardziej głosu autora niż danej osoby), ale ich rozwój jest spójny i dzięki sporej liczbie odcinków serii nie trzeba się obawiać nagłych zmian charakteru. Te, jeśli już następują, to w naturalny sposób i wynikają zwykle z nowego spojrzenia na sprawy.

Miłośnicy mang zwykle bacznie patrzą na ręce autorom telewizyjnych adaptacji i wszystkie dodatkowe wątki krytykują przeważnie jako zbędne wypełniacze. Studiu Synergy Japan udała się jednak niecodzienna sztuka, ponieważ bez ich dodatków seria wydawałaby mi się uboższa. Jednym ze sponsorów Cross Game była kobieca liga baseballowa, więc twórcy postanowili pokazać, że rozgrywki sportowe to nie tylko domena brzydszej płci. Wątek ten nie narusza w znaczący sposób głównej linii fabularnej, ale pokazuje Aobę w zupełnie innym świetle. Bez możliwości sprawdzenia swojej wartości w porównaniu z innymi utalentowanymi sportowo licealistkami sprawiała wrażenie ofiary systemu. Wcześniej niektóre sceny pokazywały, że pomimo wkładania w pracę nad zespołem większego wysiłku niż niejeden chłopak z jej szkoły, brak możliwości uczestnictwa w oficjalnych meczach wyłączał ją w pewien sposób z grupy osób wspólnie świętujących po zwycięstwie. W animowanej wersji historii ma możliwość przekonać się, że kobiece rozgrywki także potrafią być emocjonujące i zastanowić się, czy na pewno dalej zamierza się poświęcać dla innych zamiast stać w centrum sportowych wydarzeń.

Grafika to z jednej strony staroświeckie projekty postaci (jedna z moich koleżanek określiła je jako „małpie mordki”), a z drugiej – nasycona kolorystyka i większa liczba szczegółów w tle w porównaniu ze wcześniejszymi adaptacjami mang Mitsuru Adachiego. Tak więc Cross Game oglądane na współczesnych odbiornikach telewizyjnych nie sprawia na szczęście wrażenia dzieła z ubiegłej epoki (ale też nie rzuca na kolana poziomem wykonania). Podobnie wygląda sprawa ze ścieżką dźwiękową – niezbyt skomplikowane, czasem spokojne, a czasem odrobinę zadziorne kompozycje (wśród instrumentów dominuje pianino i gitara) dobrze podkreślają wydarzenia, ale same w sobie nie starają się wyjść na pierwszy plan. Trudno powiedzieć, jak broniłaby się w oderwaniu od obrazu, bo do tej pory zostały wydane tylko single z openingiem i endingami. Jeśli już jesteśmy przy tych piosenkach, to najbardziej przypadły mi do gustu te, których teksty podkreślały bardziej romantyczną stronę historii – energiczne Rehearsal i spokojniejsze Koi Suru Otome z ostatniego odcinka.

Komu mógłbym polecić Cross Game? Z góry uprzedzam, że jeśli ktoś oczekuje, że każdy odcinek będzie opowiadał o naładowanych testosteronem zmaganiach sportowych, to się srodze zawiedzie. Z drugiej strony grupę miłośników „okruchów życia” i romansów odstrasza zapewne sportowa tematyka. W tym wypadku radziłbym im przezwyciężyć uprzedzenia, ponieważ podstawowe reguły baseballu nie są na tyle skomplikowane, żeby potrafili je zrozumieć tylko Amerykanie i Japończycy, a siłę serii stanowią głównie wątki pozasportowe, sympatyczni bohaterowie i cięte dialogi.

fm, 13 czerwca 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Synergy Japan
Autor: Mitsuru Adachi
Projekt: Yuuji Kondou
Reżyser: Osamu Sekita
Scenariusz: Michihiro Tsuchiya
Muzyka: Koutarou Nakagawa