Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,67

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 74
Średnia: 8,04
σ=1,29

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Initial D: Fourth Stage

zrzutka

Project D rusza na podbój górskich dróg w Japonii. Nowi przeciwnicy, nowe warunki, nowe uczucia.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: zonk486

Recenzja / Opis

Kierowany przez Ryousuke Project D już od pierwszych chwil istnienia zdobywa rozgłos. Prowadzona przez niego strona internetowa co i rusz informuje o kolejnych sukcesach objazdowej ekipy rajdowców, w której za kierownicą zasiadają Keisuke i Takumi. Wzniosły cel ustanowienia niemożliwych do pobicia rekordów na najważniejszych odcinkach górskich dróg wymaga nie tylko profesjonalnego podejścia od rajdowców, ale też sprawnie działającej logistyki. W ślad za biało­‑czarnym Trueno i żółtą Mazdą RX­‑7 podążają więc pojazdy obsługi technicznej, co jest ewenementem na polu nielegalnych wyścigów. Skąd Ryousuke Takahashi wziął na to fundusze? Raczej nie z powietrza, bowiem syn dyrektora dobrze prosperującego szpitala może pozwolić sobie na wiele.

W nowym środowisku wyraźnie wydoroślał również Takumi. Wciąż pomaga ojcu, ale raczej z życzliwości niż z obowiązku, bowiem i tak musi dzielić czas między pracę w spedycji a doskonalenie umiejętności kierowcy reprezentującego całą prefekturę Gunma. Rozłąka z Natsuki nie wywarła na nim wielkiego wrażenia, ale nie można też powiedzieć, by Fujiwara nie zastanawiał się nad losem dziewczyny. Nie może jednak pozwolić sobie na jakiekolwiek emocjonalne rozterki przed wyścigiem.

Podobną postawę reprezentuje Keisuke, o którym do tej pory niewiele było wiadomo, poza tym, że to osobnik porywczy i żywiołowy. Czwarta część sagi Initial D ujawnia sporo informacji na temat jego buntowniczej przeszłości i relacji ze starszym bratem. A także pokazuje, jak wielkim jest bucem. Wyobraźcie sobie, że poznał dziewczynę. A raczej to ona jego poznała, a później uratowała z opresji. Kyouko Iwase, bo tak jej na imię, całkowicie straciła głowę dla młodszego z Takahashich i stara się z całych sił chłopakowi zaimponować. Ale ten nie owija w bawełnę – teraz w jego życiu najważniejsze są wyścigi i samochody. I nie ukrywa, że chciałby odwzajemnić uczucie, ale nie może się rozpraszać. No wiecie co? Ja go rozumiem, ale bez przesady… Niemniej widzowie będą zadowoleni, bowiem każda kobieta za kierownicą wnosi do zdominowanego przez mężczyzn Initial D powiew świeżości i nową jakość.

Jak już wiemy z doświadczenia, szczęścia w miłości nie ma żaden z bohaterów serii, ale nad Itsukim autor chyba uwielbia się pastwić. Jakby jeszcze mało mu było sercowych porażek, na końcu tunelu zapala się światełko. I równie szybko gaśnie. Jaki sens tkwi w rozdrapywaniu starych ran tylko po to, by posypać je solą? Itsuki to prawdziwy życiowy rozbitek, ale w czwartej części sagi tragizm tej postaci wzniósł się na nowy poziom. Jego wątek miłosny został rozwiązany za szybko, w ukazanej formie mógł się w sumie wcale nie pojawić, bowiem niewiele wniósł do historii. Traci na tym nie tylko fabuła, ale też znana już Harumi, która zmienia zdanie częściej, niż ustawa przewiduje, w dodatku bez wyjaśniania widzowi przyczyn takiej niestałości. Miał rację jej brat, gdy stwierdził, by zdzirę zostawić w spokoju, w końcu z całej obsady zna ją najlepiej.

Ale w kąt te dramaty – liczą się wyścigi! Przez 24 odcinki odbywa się ich naprawdę dużo, a każdy trzyma w napięciu, chociaż i tak wiadomo, kto pierwszy dojedzie do mety. Takumi, jako że prowadzi lżejsze auto, ściga się w dół trasy, zaś Keisuke wykorzystuje zawrotną moc generowaną przez silnik Wankla do wspinaczki. W początkowych odcinkach brakuje jednak okazji do podziwiania wyczynów RX­‑7 i akcja skupia się głównie na popisach Takumiego. Gdy młodszy z kierowców dojeżdża do mety, drugi startuje, akcja się urywa i w treści przewija się informacja, że zawodnicy z Project D wygrali obydwa wyścigi i ustanowili rekord trasy, a tymczasem widz miał okazję zobaczyć jedynie połowę sukcesu. Rozumiem nawet, z czego to wynika – jeden wyścig potrafi ciągnąć się przez kilka odcinków, w których nie traci się czasu na przypominanie akcji poprzednich, a jedynymi powtarzalnymi elementami są opening i ending. Czas antenowy wypełniony jest akcją i bohaterowie naprawdę się ścigają, a nie wdają się w zbędną gadaninę, co bywa poważnym mankamentem wielu innych sportowych anime. Gdyby więc poświęcić równą ilość czasu obydwu kierowcom, to anime wydłużyłoby się co najmniej o połowę. Na szczęście miłośnicy żółtej Mazdy także dostaną to, na co czekali, a Keisuke nie będzie tylko bezczynnie stał i pozwalał na to, by błyszczał Takumi.

Wspomniałem, że zbędnej gadaniny nie ma, ale jakaś jednak jest. Initial D: Fourth Stage zostało naszpikowane wiedzą z zakresu motoryzacji, którą wymieniają się bohaterowie. O ile w pierwszej serii specjalistyczne detale były jedynie dodatkiem, tak teraz stanowią stały element anime, a ich ilość wzrastała proporcjonalnie do poziomu świadomości technicznej Takumiego. W wyścigach samochodowych liczą się nie tylko umiejętności i pomysłowość kierowcy (a ta w przypadku Fujiwary wręcz zdumiewa), ale też zużycie ogumienia, technika korzystania z hamulców, rodzaj napędu, warunki pogodowe, masa pojazdu, ustawienie zawieszenia, nawierzchnia i wiele innych. Autorzy pamiętali także o tym, że przy przeciągających się przejazdach auta należy tankować.

Zmiana środowiska pozwoliła też wprowadzić nowych i bardziej różnorodnych przeciwników. Chłopakom dane będzie stanąć w szranki z prawdziwymi sportowcami, profesjonalistami i weteranami górskich szos, ale też z osobnikami za nic mającymi zasady fair­‑play i kierującymi się bardzo przyziemnymi pobudkami. Nie raz Project D znajdzie się na grząskim gruncie i wpakuje się w niemałe tarapaty. Niektórzy z wyzywanych na pojedynek kierowców to żywe legendy i tak też są przedstawiani, co z zachwytem podkreślają obserwatorzy. Niepotrzebny patos wypada komicznie, ale to chyba cecha medium i jednorazowy wybryk.

Zdecydowanej poprawie uległa oprawa audio­‑wizualna. Teraz nie trzeba się już oszukiwać w kwestii jakości grafiki komputerowej, bowiem może nie jest ona najwyższych lotów, ale przynajmniej nie odstrasza. Auta zyskały detale, takie jak bieżnik opon czy przetłoczenia karoserii. Świetnie pracuje też oświetlenie, doskonale tworząc klimat nocnych wyścigów. Przecinające wieczorne niebo strugi światła rzucają dynamiczne cienie na strome ściany górskich serpentyn. Ale najbardziej dech w piersiach zapierają ujęcia w zwolnionym tempie, gdzie blask lamp stopu zastyga w powietrzu, rysując za autem czerwone nici. Nadwozia wreszcie zachowują się bardziej naturalnie, a prędkości zdają się bliższe rzeczywistym. Ważne też, że wnętrza aut to rysunki, a nie trójwymiarowe modele. Zdarzają się animacyjne wpadki, jak chociażby pojazdy poruszające się w tle i świecące niezapalonymi reflektorami. Ponadto zauważyłem, że opening składa się z ujęć wyciętych z anime, a wygląda od nich znacznie lepiej, dzięki zastosowaniu lepszej gry świateł i ziarna maskującego trójwymiarową animację. Dużą rolę odgrywa w nim także przyciemnienie i rozmycie tła, a przecież podobne efekty można by z powodzeniem zastosować w samych odcinkach.

Zmieniła się także kreska i teraz na pierwszy rzut oka trudno rozpoznać znanych bohaterów, chociaż zmiany nie są duże i można się do nich szybko przyzwyczaić. Nadal jednak pierwsza seria i film wyglądały najlepiej, jeśli wziąć pod uwagę ręczną animację i detale rysunków. Całkiem znośnie prezentuje się otoczenie szosy, ale już pejzaże to w przeważającej mierze jednolita zielona masa z ciemniejszymi i jaśniejszymi odcieniami, a gdzieniegdzie z jakąś zabłąkaną górą.

Do seansu ponownie zagrzewa grupa m.o.v.e. i chyba najbardziej rozpoznawalny z openingów całego cyklu, czyli Dogfight, który od jedenastego odcinka zastąpiło równie energiczne Noizy Tribe. Widzowie zaznajomieni z pierwszą i drugą częścią cyklu z pewnością wychwycą powrót towarzyszącemu wyścigom Back on the Rocks, ale repertuar eurobeatowych piosenek w czwartej części powiększył się do imponujących rozmiarów. W ostatniej scenie rozbrzmiewa też Rage Your Dream , czyli pierwszy i moim zdaniem najlepszy z dotychczasowych endingów.

Niższa ocena czwartej części w porównaniu do trzeciej nie oznacza, że okazała się gorsza – zwyczajnie poprzednia w całości cyklu stanowiła element przejściowy i jako taki odgrywała niezwykle istotną rolę, podczas gdy czwórka pokazuje, jak historia Takumiego potoczyła się po przełomowych wydarzeniach z Initial D: Third Stage. Jeżeli ktoś dotrwał do tego momentu i nie zniechęcił się (szczerze powiedziawszy, nie wiem, czym miałby się zniechęcić), to wypada już dobrnąć do końca. Initial D to pasjonująca seria, powtórzę więc, że jeśli kogoś skusiło, by się z nią zapoznać, to wypada zacząć od początku, albo ewentualnie od streszczającego wcześniejsze wydarzenia Initial D: Battle Stage. Uważam jednak, że perypetie Takumiego Fujiwary są na tyle dobre, że warto poświęcić im więcej czasu i obejrzeć je w całości.

Slova, 26 lutego 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Front Line
Autor: Shuuichi Shigeno
Projekt: Akira Kano, Hideaki Yokoi
Reżyser: Tsuneo Tominaga
Scenariusz: Nobuaki Kishima
Muzyka: Atsushi Umebori, Dennis Martin

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Initial D na forum Kotatsu Nieoficjalny pl