Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
muzyka: 10/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,67

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 105
Średnia: 7,64
σ=1,61

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Slova)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Halo Legendy

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 7 (18 min, 16 min, 7 min, 7 min, 11 min, 16 min, 11 min)
Tytuły alternatywne:
  • 光环:传奇
  • Halo: Legends
Postaci: Androidy/cyborgi, Obcy; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Gra (inna); Miejsce: Inne planety, Statki/Stacje kosmiczne; Czas: Przyszłość; Inne: Eksperymentalne
zrzutka

Xbox to Halo, a Halo to anime, czyli lekcja ekranizowania gier wideo.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Black Cat

Recenzja / Opis

Przyszłość ludzi bez wątpienia nie maluje się w jasnych barwach. Po latach sukcesywnej ekspansji w kosmosie wybuchł konflikt, który w kilka dekad obrócił w pył dotychczasowe dokonania ludzkości. Przeciwko człowiekowi stanęła koalicja wielu obcych ras, powszechnie znana jako Przymierze. Jej cel jest jeden – zniszczyć pochodzący z Ziemi gatunek. Pomimo ogólnych sukcesów kosmicznych agresorów ludzie nie stracili jeszcze całej nadziei, a jej resztki pokładają w Spartanach – nadludzkich superwojownikach, przed którymi drżą wrogowie. I chociaż spadkobierców legendarnych greckich żołnierzy nie pozostało wielu, nadal są w stanie pokrzyżować plany Przymierza, które poszukuje rozrzuconych po całej galaktyce elementów broni ostatecznej zagłady, lepiej znanych jako Halo.

Tak w skrócie prezentuje się fabuła trylogii Halo, która ostatnimi czasy doczekała się nawet gry strategicznej i dodatku. W chwili, kiedy piszę tę recenzję, w końcowej fazie produkcji znajduje się kolejna cześć cyklu, zapowiedziana jako wstęp do już istniejących. Jeżeli pod uwagę wziąć jeszcze czynniki, takie jak wiele osadzonych w uniwersum książek i komiksów, gry o przygodach Master Chiefa bez wątpienia są fenomenem interaktywnej rozrywki. Stworzone przez studio Bungie dzieło było jedną z przyczyn rynkowego sukcesu konsoli Xbox. Nic więc dziwnego, że w końcu do tworzonych wokół Halo produkcji dołączyło także anime.

Halo Legendy to tytuł nietypowy pod wieloma względami. Przede wszystkim pracami zajmowało się sześć znanych i cenionych japońskich studiów: Bee Train (odpowiedzialne za odcinek Homecoming), Bones (Prototype), Casio Entertainment (The Package), Production I.G (The Duel), Studio 4°C (obydwie części Origins i The Babysitter), oraz Toei Animation (Odd One Out). Następnie każdy epizod przedstawia osobną historię, z których żadna nie jest ściśle związana z pozostałymi, a niekiedy wręcz oddzielają je długie przedziały czasowe. Ponadto reżyserów było tylu, ile odcinków. Widz zostaje więc zalany ilością różnych stylów i sposobów podejścia do tematu.

„Legendy” to bardzo dobrze dobrany podtytuł. Oprócz odcinka Origins anime nie ma większego związku z wydarzeniami ukazanymi w pierwowzorze. Przede wszystkim nie jest adaptacją. Jedynie trzy epizody łączy ze sobą postać Master Chiefa, pozostałe są zupełnie niezależnymi mitami, opowiadającymi o wydarzeniach mało istotnych lub odległych, ale ciekawych i dodających uniwersum uroku.

Początek serii stanowi dwuczęściowe wprowadzenie, podczas którego znana z gry sztuczna inteligencja o imieniu Cortana w formie monologu i retrospekcji przedstawia historię całego uniwersum, sięgając zarówno setki tysięcy lat wstecz, jak i do wydarzeń czasowo bliższych fabule pierwowzoru. Akcja odcinka początkowo rozgrywa się krótko po zakończeniu Halo 3, dopiero potem przenosi się w przeszłość. Tym sposobem widzowie nieobeznani z grą będą mogli odnaleźć się w gąszczu licznych i skrajnie odmiennych wizji różnych reżyserów. Pozostali albo potraktują takie rozpoczęcie jako interesujące streszczenie dotychczasowych informacji, albo dowiedzą się wielu ciekawych szczegółów na temat świata ukazanego w pierwowzorze, tak jak miało to miejsce w moim przypadku. Następne części anime traktują o skrajnie różnych wydarzeniach, a ponadto są krótkie, więc nie widzę potrzeby streszczania osobno ich fabuły, ponieważ w wielu przypadkach mogłoby to zepsuć niespodziankę. Wspomnę jedynie, że podczas oglądania Odd One Out nieraz zarechotałem jak głupi, kiedy przed oczami zaczęły przewijać mi się oczywiste i całkowicie zamierzone nawiązania do Dragon Balla.

Animacja w Halo Legends to mocna strona tytułu, dobitnie świadcząca o sile marki. Nie ma co ukrywać – budżet produkcji mógłby z pewnością wystarczyć na stworzenie kilku typowych serii anime. Tu jednak liczył się rozmach, za priorytet postawiono wciśnięcie widza w fotel. Twórcy wywiązali się sumiennie ze swojej pracy. Zrealizowane z rozmachem sceny batalistyczne nieraz zapierają dech w piersi brutalnym realizmem. Grafika komputerowa i tradycyjna animacja tworzą mistrzowski duet, do którego czasem dochodzą również próby eksperymentowania, jak najbardziej udane.

Skłamałbym jednak, twierdząc, że każdy odcinek prezentuje ten sam poziom wykonania. Siła Halo Legends tkwi w odmiennym podejściu twórców do tematu i pozostawieniu im przez zleceniodawcę wolnej ręki co do ostatecznego wyglądu powierzonego im fragmentu historii. Nawet obydwie części Origins mocno różnią się między sobą, co nie odbiło się na ich jakości. Najbardziej uwagę skupia na sobie The Duel, w którego realizacji uczestniczył Mamoru Oshii. Dzięki temu epizod studia Production I.G przypomina bardziej obraz niż film animowany, i to dosłownie. Grafika sprawia wrażenie, jakby stonowane i pozbawione kontrastów kolory nakładano akwarelowymi farbami, które maskują grafikę komputerową nadającą scenom niepowtarzalnej płynności i naturalności. Moim zdaniem majstersztyk w najlepszej postaci. Warto też wspomnieć, że odcinek nawiązuje do dziejów żyjącego na przełomie XVI i XVII wieku samuraja Miyamoto Musashiego.

Mam kilka zastrzeżeń odnośnie do odcinka Homecoming, który przedstawia mroczne i nieetyczne kulisy projektu Spartan II. Nie ma co ukrywać – mało która seria anime może się pochwalić taką animacją, ale na tle samego Halo Legends produkcja studia Bee Train wypada nieciekawie. Już na samym początku w oczy rzuca się słabo przedstawiona animacja ruchów, niekiedy nawet uproszczenie rysunków i oszczędność w detalach. Na szczęście pozytywne wrażenie ratują misternie wykończone tła i piękna sceneria.

Toei Animation postawiło na klasyczną i znaną z Dragon Balla kreskę i realizacje scen walki. Pomimo tego Odd One Out ogląda się przyjemnie z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, jakość wykonania nie razi w oczy, po drugie, starsi fani z pewnością potraktują wykorzystane w odcinku zabiegi jako miłe przypomnienie czasów młodzieńczych. Ponadto jest to jedyna część anime utrzymana w konwencji humorystycznej.

Pierwszym elementem, który zauroczył mnie dawno temu w Halo, była muzyka. Wcześniej nigdy w żadnej grze nie spotkałem tak pięknie skomponowanych motywów, łączących ostre brzmienie gitar, elektroniczne dźwięki i instrumenty klasyczne. Dynamiczne, pełne życia rytmy podnosiły napięcie, chór i fortepian nadawały całości aury mistycyzmu. Kompozycje Martina O'Donnella i Michaela Salvatori po dziś dzień pozostają dla mnie faworytami w kategorii ścieżek dźwiękowych z gier wideo. Moim zdaniem przygody Master Chiefa straciłyby bez nich większość swojego uroku.

Anime garściami czerpie z muzycznego dorobku pierwowzoru. Ścieżka dźwiękowa porywa widza w świat Halo. Spokojne, wyważone tony jakby dodają otuchy i nadziei, by nagle uderzyć z całą mocą w trakcie wartkiej akcji. Mało który serial animowany może poszczycić się taką oprawą muzyczną. Fani gry z pewnością rozpoznają charakterystyczne i znane im motywy, takie jak chociażby On a Pale Horse czy The Maw. Nie zabrakło również kompozycji stworzonych specjalnie na potrzeby Halo Legends. Tego typu zabieg zastosowano w The Duel i The Package, przy czym w tym drugim muzyka brzmieniem nie odbiega od dzieł Martina O`Donnella.

Anime obejrzałem w angielskiej wersji językowej. Moim zdaniem japoński tutaj nie pasuje. Być może widzowie nieznający Halo nie odczują różnicy, ale dla mnie bliskość do pierwowzoru była w tym przypadku najważniejsza. W wyniku takiego podejścia mam dość mieszane uczucia co do kwestii gry aktorskiej. Przede wszystkim zabrakło znanych z gry głosów. Steve Downes, który wcielił się w głównego bohatera trylogii – Master Chiefa – nie występuje w Halo Legends, zamiast niego usłyszeć można Davida Walda. Podobnie sprawa ma się w przypadku Jennifer Lee „Jen” Taylor, którą w roli Cortany zastąpiła Shelley Calene­‑Black. Dla fana taki stan rzeczy jest równoznaczny z rysą na diamencie, której wprawdzie gołym okiem nie widać, ale dla konesera obniży wartość klejnotu. Z drugiej strony aktorzy przyłożyli się do swoich ról, dobrze wczuwając się w przydzielone im postaci. Dzięki temu Halo Legends znowu broni się bez niczyjej pomocy.

Trudno jest mi sprecyzować odczucia dotyczące tego anime. Jestem za to święcie przekonany, że Halo Legends to seria wyjątkowa, balansująca na granicy typowego ciężkiego science­‑fiction i space opery, a przy tym epicka i niosąca pewną prawdę. Tak, to anime posiada głębię, lecz za sprawą reżyserów i scenarzystów nie jest ona niejednolita, możliwa do odebrania na różne sposoby, zauważenia lub przeoczenia. Natomiast nie niesie ze sobą przekazu w stylu „A teraz kup pan naszą grę”, chociaż stwierdzenie, że serial nie ma komercyjnego charakteru, rozmija się z prawdą. Owszem, Halo Legends można potraktować jako jedną wielką reklamę, co tytułowi nic nie ujmuje. Twórcy bez wątpienia pracowali pod presją wagi powierzonego im zadania i samej jego nazwy. Z jednej strony dostali wolną rękę, z drugiej musieli działać w taki sposób, by nie rozjuszyć fanów. Z góry przekreśliło to możliwość użycia jakichkolwiek tanich chwytów, sukces gwarantowała tylko jakość. Nie od dziś wiadomo, że materiały tworzone pod ciśnieniem charakteryzuje najwyższa trwałość.

Na zakończenie kilka słów wyjaśnienia odnośnie do ocen. Uznałem, że grafika w Halo Legends jest zbyt zróżnicowana, by jakakolwiek ocena w tej kategorii okazała się sprawiedliwa. Powiem tylko, że chciałbym, aby każde anime mogło poszczycić się takim poziomem wykonania. Pola dotyczące postaci i fabuły pozostawiłem puste dlatego, że poszczególne epizody nie są ze sobą powiązane, a kilkanaście minut długości każdego to zdecydowanie za mało, by móc ocenić bohaterów. Wątpliwości nie miałem za to w kwestii muzyki. Tu zadecydowały jakość i sentyment, co tyczy się także całokształtu.

Slova, 4 marca 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: 343 Industries, Bee Train, BONES, Casio Entertainment, Production I.G., Studio 4°C, Toei Animation, Warner Bros.
Reżyser: Daisuke Nishio, Frank O'Connor, Hideki Futamura, Hiroshi Yamazaki, Keiichi Sugiyama, Kouichi Mashimo, Kouji Sawai, Mamoru Oshii, Shinji Aramaki, Tomoki Kyouda, Toshiyuki Kanno, Yasushi Muraki
Scenariusz: Dai Satou, Daisuke Nishio, Eiji Umehara, Frank O'Connor, Hiroshi Yamazaki, Hiroyuki Kawasaki, Joseph Staten, Megumi Shimizu, Naruki Nagakawa, Ryan Morris
Muzyka: Martin O'Donnell, Tetsuya Takahashi, Yasuharu Takanashi

Wydane w Polsce

Nr Tytuł Wydawca Rok
1 Halo: Legendy Galapagos Films 2010