Anime
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 8/10 | grafika: 9/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 10/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Sero-hiki no Goshu
- Gauche the Cellist
- セロ弾きのゴーシュ
Czyli konfrontacja początkującego wiolonczelisty z potęgą muzyki. I własnymi słabościami.
Recenzja / Opis
Nie jestem maniakiem anime, nie potrafię na podstawie jednego kadru powiedzieć kto, gdzie, kiedy i po co go narysował. Anime oglądam dla przyjemności lub, rzadko, dla zabicia czasu. Jestem jednym z tych widzów, dla których ruchomy obraz pozbawiony muzycznego podkładu jest jak żywność bez soli – głodnemu będzie smakować tylko do czasu, aż się nie naje. Dźwięk, a w szczególności muzyka, czy też bardziej jej brak, jest tym czynnikiem, dla którego nie trawię mangi. Nie oznacza to, że warstwa wizualna nie ma dla mnie znaczenia. Po prostu nie można oceniać obu tych składowych w oderwaniu od siebie. Kto nie wierzy we wpływ jednego na drugie, niech spróbuje obejrzeć Obcego czy Szczęki z muzyką pochodzącą z którejś komedii Charliego Chaplina. Perspektywa mocno się zmienia…
Do Goshu the Cellist podchodziłem z pewną rezerwą. Po pierwsze z racji daty powstania (ponad ćwierć wieku temu), po drugie ze względu na półkę opisaną jako „Rzadkość”, a po trzecie – na widniejący na pudełku napis „Special collection”. Nie wiem czemu taka informacja zazwyczaj powodowała rozczarowanie zawartością. Tym razem czekało mnie bardzo miłe zaskoczenie.
Goshu jest wiolonczelistą, mieszkającym samotnie w niewielkim domku na wsi. Orkiestra, w której gra, urzęduje w nieodległym mieście. Trwają przygotowania do ważnego koncertu, został ostatni tydzień. Niestety, Goshu wydaje się być najsłabszym elementem zespołu. Dyrygent co i rusz wypomina mu brak pasji, słuchu, wyczucia rytmu czy zrozumienia muzyki w ogóle. Goshu stara się, lecz bez większych efektów. Tak wygląda wstęp do komicznych, lekko surrealistycznych spotkań, jakich Goshu doświadcza w ciągu kilku następujących po sobie nocy. Kolejno kot, kukułka, jenot i polna mysz pojawiają się w jego domu, prosząc, by dla nich zagrał. Każde motywuje prośbę na swój sposób i Goshu nieco niechętnie spełnia ich życzenia, udzielając lekcji muzyki. Czasem zdarza mu się z tego powodu zarwać noc i niemal spóźnić na próbę.
W warstwie wizualnej film nawiązuje do najlepszych tradycji Studia Ghibli. Tła, przedstawione w wyrazistych, nasyconych kolorach i bez zbędnych szczegółów, tracą ostrość barwy w momentach, kiedy na pierwszy plan wysuwa się muzyka. Brak nagłych i szybkich ruchów kamery pozwala spokojnie delektować się nimi, jak wiszącym w muzeum obrazem. Ruchy postaci przedstawione są naturalnie, także w trakcie gry na instrumentach. Nie ma tu schematyczności i sztuczności, wynikającej z wykorzystania powtarzanych klatek – rysownik wyraźnie wie, co ma pokazać i robi to bardzo solidnie. Same postaci lekko odbiegają od przyjętego standardu, nawet biorąc poprawkę na czas, w którym powstawały. Są okrągławe, żeby nie rzec: korpulentne, lekko zeuropeizowane. Całość niesie sentymentalną tęsknotę za codziennością życia w wiejsko‑podmiejskich obszarach przedwojennej Japonii, ukazując jej współczesne elementy – pierwsze samochody na ulicach, kino z niemymi filmami (pięknie wkomponowana w całość scena, w której ekranowa pogoń za myszą znajduje swoje odzwierciedlenie na widowni za sprawą myszy prawdziwej, wszystko w takt granej przez orkiestrę muzyki) czy też grane przez orkiestrę koncerty.
No i muzyka, która w zasadzie gra tutaj rolę pierwszoplanową. Towarzyszy nam od otwierającej film burzy aż po napisy końcowe. Nie jest to muzyka tworzona na potrzeby tej produkcji, są to odpowiednio dobrane utwory klasyczne wybitnych europejskich kompozytorów, ze zdecydowaną przewagą Beethovena. Jego Symfonia „Pastoralna” towarzyszy akcji na ekranie, wypełniając przedstawiony świat prawdziwą duszą. Ktoś nie lubi muzyki poważnej? Bez obaw, podana zostaje w bardzo przystępnej formie. Jest doskonale stopiona z obrazem, ukazując swoim pięknem nieprzemijającą potęgę muzyki. Po obejrzeniu filmu nie jestem już w stanie wyobrazić sobie innego podkładu muzycznego. To jest wręcz ideał.
Film powstawał sześć lat. Dlaczego tak długo? Scenariusz oparto na kanwie poematu Kenjiego Miyazawy, który jest jednym z najwyżej cenionych japońskich pisarzy. Filmowanie jego dzieł ma taką samą wymowę, jak u nas filmowanie Mickiewicza czy Sienkiewicza – najmniejszy błąd i krytyka do spółki z widzami rozszarpie twórcę na strzępy. Wydaje się jednak, że ta trudna sztuka się udała, czego wynikiem jest to przecudnej urody dzieło.
Film jest dla wszystkich. Jeżeli podobał wam się świat w Moim sąsiedzie Totoro czy Mushishi, spokojny, żyjący własnym, czasami sennym rytmem, całkowicie pozbawiony przemocy, agresji czy nienawiści, Goshu the Cellist z pewnością zaspokoi wasze oczekiwania. To jedno z tych dzieł, które można obejrzeć w samotności lub w towarzystwie, czy pozwolić obejrzeć dziecku bez obaw, że skończy się to dla niego psychicznym urazem. To będzie jedna z tych godzin spędzonych przed ekranem, której na pewno nie będziecie żałować.
Recenzje alternatywne
-
Avellana - 31 stycznia 2005 Ocena: 7/10
Jak stać się dobrym muzykiem, gdy do koncertu zostały niecałe dwa tygodnie? Spokojna, bajkowa opowieść, którą można polecić nawet najmłodszym widzom. więcej >>>
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Oh production |
Autor: | Kenji Miyazawa |
Projekt: | Toshitsugu Saida |
Reżyser: | Isao Takahata |
Scenariusz: | Isao Takahata |
Muzyka: | Michio Mamiya |