Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 13 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,69

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 528
Średnia: 7,37
σ=1,64

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Seitokai Yakuindomo

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 生徒会役員共
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność
zrzutka

Brutalny gwałt na idei romansu szkolnego, czyli lektura obowiązkowa dla każdego, kto jest zmęczony najpopularniejszym motywem anime.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Piotrek

Recenzja / Opis

Typowy początek typowej komedii szkolnej. Do liceum, które jeszcze niedawno było szkołą wyłącznie dla dziewcząt (ale teraz decyzją dyrekcji jest koedukacyjne), przybywa nowy uczeń, jeden z pierwszych przedstawicieli płci męskiej w tej placówce. Czyżby następne anime romantyczne? Nie! To nie jest kolejna eskapistyczna ucieczka w wyidealizowany świat. To pełna grozy i groteski podróż do krainy kobiecości w poszukiwaniu sekretów, których żaden facet nie chciałby znać.

Seitokai Yakuindomo jest specyficzną serią. Teoretycznie jego akcja toczy się w szkole, a fabuła składa się wyłącznie z serii gagów, powiązanych mniej więcej w przyczynowo­‑skutkowy ciąg. Można byłoby więc uznać ją za szkolną komedię romantyczną w klasycznym wydaniu. Faktycznie jednak humor nie ma nic wspólnego z romantyzmem, jest wręcz jego totalnym przeciwieństwem. Zbiera w jedno miejsce mity, klisze i stereotypy z całej gamy anime, począwszy od takich tytułów jak Onegai Teacher czy To Heart, zahacza o wszelkie Kanony, Airy i Clannady, o dziesiątkach innych nie wspominając, a następnie rozgniata je walcem, wyszydza, bezcześci i zohydza. Jest dla nich jak Lucy dla Nyu, jak mister Hyde dla doktora Jekylla. Tak więc bohater, zamiast do wyidealizowanej szkoły zamieszkanej przez śliczne, ale płytkie, przesłodzone moebloby o (jak to ktoś kiedyś ślicznie nazwał) zgwałconych oczach trafia w świat bardzo kobiecych, przejętych swoją płcią młodych babsztyli, do prawdziwego piekła fanów moé i kawaii, gdzie mężczyźni nie mają normalnie wstępu, podpaski latają torem koszącym, a typowym tematem niezobowiązującej rozmowy nie jest pogoda, a okres i tampony…

Poczucie humoru jest jedną z najmocniejszych stron Seitokai Yakuindomo. Podejrzewam jednak, że zrazi ono wielu potencjalnych widzów, gdyż określić można je tylko w jeden sposób: waginalno­‑kloaczne. Humor jest niemal równie „subtelny”, jak w South Park czy Kapitanie Bombie (z tym że na ekranie brakuje scen przemocy oraz wymyślnych wulgaryzmów), a wszystkie postacie i wydarzenia mają na celu podkreślenie tego efektu. W szczególności postacie.

Jak już wspominałem: fabuła zaczyna się dość stereotypowo. Do wymienionego już od kilku tygodni koedukacyjnego liceum przychodzi nowy uczeń, jeden z pierwszych facetów. Jest nim Tsuda, dość typowy bohater z anime, chłopaczek w typie nieco nadmiernie grzecznego, spokojnego uczniaka. Zanim jeszcze zdąży przekroczyć próg szkoły, zostaje napadnięty przez grupę dziewcząt, instruujących go w sprawie właściwego stroju, a przy okazji chcących dowiedzieć się, czego on tu szuka… A raczej: potwierdzić swoje przypuszczenia, bo po co facet miałby chodzić do żeńskiego liceum, jeśli nie z zamiarem przygruchania sobie haremu? Jako że główny winowajca nie przyznaje się do niczego, a nawet twierdzi bezczelnie, że wybrał tę szkołę dlatego, że była blisko (toż to potwarz!), dziewczęta szybko wymyślają, w jaki sposób ukarać go za jego zapędy. Biedny Tsuda zostaje przymusowo zwerbowany do samorządu szkolnego, gdzie będzie miał okazję zobaczyć, jak naprawdę wygląda życie w niemal czysto żeńskim liceum…

Sztuką, jaka rzadko niestety udaje się twórcom anime, a jaka powiodła się autorom Seitokai Yakuindomo, jest stworzenie bardzo sympatycznych bohaterów. O ile główny bohater, Tsuda, wydaje się dość klasycznym uczniem z niewielką ilością charakteru, to przynajmniej nie jest typem klasycznej ciamajdy z haremówek. Zachowuje się jak zwykły, dobroduszny, normalny i dobrze wychowany chłopak, czasem trochę nadstawiając karku. Po prawdzie nie jest to osobnik typu niedającego sobie w kaszę dmuchać Kyona z Melancholii Haruhi Suzumiyi lub jego licznych klonów, czy nawet Toumy z Toaru Majutsu no Index, jednak jednocześnie nie jest też ofiarą losu, budzącą niesmak widza brakiem zaradności. To raczej osoba, która się nie odzywa, bo jej nie wypada, a nie dlatego, że się boi. Zresztą, co ma biedak robić? Kłócić się o okresy? Raczej nie skończyłoby się to dla niego dobrze, tym bardziej że jest chyba jedyną normalną postacią w całej serii. Bo pozostałe towarzystwo wybitnie normalne nie jest (może ewentualnie poza drugoplanową postacią fanki judo).

Naszemu dzielnemu bohaterowi, niczym Dante podróżującemu w kolejne kręgi piekła budzącej się kobiecości towarzyszyć będzie kilka innych postaci, w większości płci pięknej. Najważniejsza spośród nich jest Shino, przewodnicząca samorządu uczniowskiego, którą twórcy sugerują dyskretnie jako parę do głównego bohatera. To dynamiczna, przebojowa i w zasadzie sympatyczna brunetka o nieco zbyt wybujałej wyobraźni i głowie pełnej freudowskich skojarzeń, fantazjująca skrycie o biernym sadomasochizmie. Najbliższą przyjaciółką i prawą ręką dziewczyny jest Aria, na pierwszy rzut oka grzeczna, nieśmiała lecz urocza panienka z bogatej rodziny, a w rzeczywistości osoba totalnie zboczona. Wymienić warto też Ranko, redaktorkę gazetki szkolnej przekonaną, że odkrycie seksualnego skandalu będzie jej przepustką do świata wielkich mediów, oraz Naruko Yokoshimę, nauczycielkę niewahającą się podzielić ze swymi uczniami nawet najbardziej intymnymi szczegółami życia osobistego. Ostatnią chyba ważną postacią jest Suzu, jedna z nielicznych normalnych osób w tej serii. Wprawdzie również ona ma swoje kompleksy (niski wzrost i dziecięcy wygląd), jednak w porównaniu do pomysłów pozostałych bohaterek stanowi ostoję normalności i rodzaj buforu rozładowującego nieco ładunek oblechy.

Uczciwie mówiąc, mam silne wrażenie, że Seitokai Yakuindomo dla wielu widzów będzie anime totalnie niestrawnym. Aby podobało się widzowi, ten musi bowiem spełnić jeden z dwóch warunków: być wytrawnym fanem anime i rozumieć większość klisz, z jakich nabija się ta seria, albo skończonym chamem i prostakiem, którego śmieszą tylko i wyłącznie kibelkowe żarty. Większość niedzielnych otaku wystraszy bowiem humor w połączeniu z brakiem zrozumienia dla obrazu na ekranie, natomiast zatwardziali miłośnicy japońskiej animacji, chcący pogapić się na śliczne panienki, dostaną w twarz miesiączką i uciekną z płaczem. Tym bardziej że fabuła poza humorem nie jest szczególnie atrakcyjna.

Anime to powstało bowiem w oparciu o serię komiksowych pasków, z których każdy liczył sobie po cztery klatki – czyli tak zwaną yonkomę. Każdy, kto oglądał Lucky Star lub Azumanga Daioh, wie już zapewne, z czym będzie miał do czynienia. Z odcinkami stanowiącymi jedynie spoiwo dla luźnej serii słabo ze sobą związanych gagów, z których każdy stanowi tak naprawdę osobną scenę. Trudno więc tu szukać zawiłej intrygi.

Grafika utrzymana jest w typowej konwencji anime szkolnego oraz mangi shoujo. Jest to zauważalne zwłaszcza w pierwszych odcinkach, pełnych kwitnącej wiśni i reszty typowych ozdobników. Po kresce dość wyraźnie widać, że nie była to seria wysokobudżetowa, a raczej kolejna rzemieślnicza chałturka na podstawie relatywnie popularnego działa, którą podłapało studio i próbuje na niej dorobić w przerwie pomiędzy ważniejszymi projektami. Mimo to animacja pozostaje płynna, postacie zawsze przypominają siebie i zasadniczo wszystko wygląda tak, jak powinno: jest ładne. W oczy rzucają się zwłaszcza nieco wyidealizowane postacie (nawet jak na standardy anime), jednak można chyba powiedzieć, że stanowi to element konwencji. Oczywiście wizualna strona nie wytrzymuje porównania z tym, co potrafiło zrobić np. Kyoto Animation z filmową wersją Melancholii Haruhi Suzumiyi, jednak bardzo trudno się do czegokolwiek przyczepić. Autorzy wykazali się natomiast niezwykłą umiejętnością gospodarowania skromnymi środkami. W efekcie po anime bynajmniej nie widać oszczędności. Oczywiście jest to tym łatwiejsze, że seria nie zawiera scen akcji, walk ani innych podobnych motywów, które wymagałaby bardzo dynamicznej animacji i uwagi ze strony rysowników.

Muzyka również jest całkiem fajna. Powiedzmy sobie szczerze: nie jest to najlepsza ścieżka dźwiękowa, jaką moglibyśmy usłyszeć w anime, jednak nie da się ukryć, że twórcy mieli to, co zawsze jest rzeczą najważniejszą: pomysł. Już od pierwszego momentu, to jest od pojawienia się openingu, słyszymy na to dowody. Nie jestem fanem j­‑popu (ani popu w ogóle), jednak w tym przypadku czołówka mnie urzekła. Słodka, kiczowata melodia oraz towarzyszące jej słowa tak uroczo kontrastują z treścią anime, że to zwyczajnie trzeba docenić. Jeśli chodzi o pozostałe elementy ścieżki dźwiękowej to najłatwiej opisać je jako skromne. Wprawdzie zatrudniono do produkcji trzy całkiem niezłe aktorki głosowe (Youko Hikasa, Satomi Satou oraz Sayuri Yahagi), jednak jak wiadomo, kilka jaskółek wiosny nie czyni.

Zasadniczo obawiam się, że czytelnik z całej tej recenzji wysnuć może jeden wniosek: Zegarmistrzowi nie podobało się kolejne anime. Nie jest to prawdą. Oczywiście w powyższym tekście znalazło się sporo narzekania, zauważcie jednak, że jest on recenzją, a jej czytelnikowi zapewne zależy na rzetelnej ocenie serii. Tak więc także na wyliczeniu jej wad. Jeśli natomiast chodzi o subiektywną ocenę, to muszę powiedzieć, że Seitoki Yakuindomo mi się wybitnie podobało.

Owszem, prezentowany w nim humor trudno nazwać inteligentnym czy subtelnym, jednak stanowi naprawdę dobrą odpowiedź na setki tak zwanych „komedii szkolnych” i „serii romantycznych” dla japońskich otaku, w których wianuszek wyidealizowanych, za to totalnie pozbawionych osobowości dziewcząt obskakuje jakiegoś totalnie niewartego uwagi pechowca. Tutaj jest trochę inaczej. Owszem, panienki są pozornie wyidealizowane, ale ten, kto myślałby, że ponownie spotka się ze słodziutkimi ślicznotkami, dozna poważnego i bardzo przykrego rozczarowania. Właśnie ta przewrotność, dostrzegalna dla osób, które spędziły wiele czasu oglądając anime, jest najlepszym elementem tego tytułu. Owszem, humor jest kloaczny, ale nie da się ukryć, że bardzo trafny.

W zasadzie powinienem skończyć tę recenzję deklaracją, że „polecam ją każdemu!”, jednak mimo że zwrot ten kusi, minąłbym się z prawdą. Omawiana seria bardzo wyraźnie nie jest dla każdego, tylko dla osób dość dobrze znających anime, a przy tym mających dużą tolerancję dla pozbawionego jakiejkolwiek subtelności humoru. W świecie kawaii panienek Seitokai Yakuindomo jest bowiem jak Generał Italia w krainie Bolka i Lolka. Wprawdzie nie klnie i nie morduje kosmitów (ani nawet Niemców), jednak nadal jest wulgarne i momentami obleśne. Anime to nie nadaje się też dla dzieci – nie ma w nim ani jednej gołej scenki, jednak seria ta jest tak przepełniona podtekstami, że te dosłownie wylewają się z ekranu.

Jeśli więc kogoś denerwują niektóre schematy powtarzające się w japońskiej animacji, to jest to tytuł przeznaczony właśnie dla niego. Pozwala rozładować frustrację, jaką powodują powtarzające się co jakiś czas identyczne wątki.

Nie polecałbym tej serii natomiast fanatycznym wielbicielom kawaii panienek oraz ślicznotek 2D. Cała seria w zasadzie jest bowiem profanacją ich obiektów uwielbienia i ciężką z nich kpiną.

Zegarmistrz, 22 maja 2011

Recenzje alternatywne

  • Mitsurugi - 18 kwietnia 2011
    Ocena: 8/10

    Seks, wibratory i erotyka. Czy taka tematyka może oznaczać jeszcze dobrą, inteligentną komedię? A do tego oryginalną i smacznie podaną? Jak najbardziej. I nie jest to ecchi. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GoHands
Autor: Tozen Ujiie
Projekt: Makoto Furuta
Reżyser: Hiromichi Kanazawa
Scenariusz: Makoto Nakamura
Muzyka: Yuuya Mori