Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 8/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 7/10 | muzyka: 6/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Asobi ni Iku yo!
- Cat Planet Cuties
- あそびにいくヨ!
Nekomimi, kosmici, tajne organizacje i tony fanserwisu – wymieszane w jedno z całkiem niezłym rezultatem.
Recenzja / Opis
Posiadanie pod własnym dachem nekomimi kosmitki z klatką piersiową, która Pamelę Anderson wpędziłaby w kompleksy, jest zapewne sennym marzeniem niejednego geeka. Kio Kakazu geekiem bez wątpienia był, toteż gdy pod jego dach trafiła dziewoja spełniająca w 100% wyżej wymienione warunki, mógł śmiało mówić o Niebie na Ziemi rodem z piosenki Belindy Carlisle. Eris, bo tak jej na imię, przybyła na nasz glob z planety Catia jako pierwsza przedstawicielka swojej rasy. Nie ostatnia, dodajmy, bo w ślad z nią przyleciał olbrzymi statek kosmiczny, a ludzkość nawiązała dzięki temu oficjalny kontakt z kosmitami. Jako że domek naszego bohatera był schronieniem dla Eris w czasie pierwszych tygodni jej pobytu na Ziemi, chłopaka kopnął zaszczyt bycia gospodarzem konsulatu Catii. Poza nim i kosmitką w skład personelu ambasady wchodzą jeszcze dwie dziewczyny – Manami i Aoi. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie fakt, że Eris niczym magnes przyciąga kłopoty.
Niemal natychmiast po jej pojawieniu się, kociouchą kosmitką zainteresowały się najróżniejsze, ale jednakowo kopnięte organizacje i grupy – naukowcy chcący ją rozłożyć na kawałki, sekta czcicieli nekomimi i wreszcie wroga rasa z planety Dogia. Sam Kio zapewne niewiele by zdziałał, tak się jednak składa, że jest on chyba jedyną osobą w okolicy niebędącą członkiem jakiejś tajnej organizacji. Pod ręką ma bowiem zabójczynię o nadludzkich zdolnościach – Aoi i szykującą się do pracy w CIA Manami. Że obie kochają się w Kio i patrzą na Eris (noszącą, nomen omen, imię greckiej bogini niezgody) podejrzliwie, dodawać chyba nie muszę, prawda? W toku kolejnych pościgów i strzelanin mamy więc czworokąt miłosny, który dostarczy tyle samo humoru, co i fanserwisu.
Asobi ni Iku yo! to seria dość swobodnie mieszająca konwencje – od fanserwiśnej haremówki po sensację z elementami science‑fiction. Oddać trzeba twórcom, że z zadania wywiązali się wzorowo, mimo bowiem sporej ilości składników, zgaga nam nie grozi. Przeciwnie, uzupełniają się one na tyle dobrze, że anime ani przez chwilę nie zaczyna widza nudzić. Nawet gdy mamy do czynienia z odcinkami, które nie popychają zbytnio fabuły do przodu, ogląda się je całkiem przyjemnie. I to właśnie słowo „przyjemnie” stanowi, w moim odczuciu, klucz do tej serii. Nie jest ona głęboka, zaskakująca, ambitna czy oryginalna. Jest po prostu przyjemna.
Elementy, z jakich powstała układanka fabularna, są pewne i sprawdzone. Będąca w centrum wszystkiego Eris to konglomerat wspomnianych na początku marzeń geeka. W pewnym momencie jedna z bohaterek stwierdza „Masz cycki rozmiarów planet, kocie uszy i jesteś głupiutka – która kobieta miałaby szansę przeciwko takiej sile ognia?”. Wizualnie Eris przypomina dość mocno Horo z kultowego już Spice & Wolf, nieprzypadkowo, jak sądzę. Uzupełniają ją piersiasta chłopczyca Manami i meganekko Aoi. Skoro celowano w geeków, to nie zabrakło kolejnego fetysza wielu facetów – broni. Obie dziewczyny zatrudnione jako oficjalna ochrona catiańskiej ambasady raz po raz mają okazję się wykazać, odstawiając numery, jakich nie powstydziłyby się bohaterki Noir czy Madlax, a fabuła sprzyja temu, by nie były w takich momentach zbyt ciężko ubrane. Lubicie motyw „girls & guns”? A kto nie lubi? To trio uzupełnia stado piersiastych catianek (nie spotykamy ani jednego męskiego przedstawiciela tej rasy) i pokojówek (taaa… meido muszą być…). Do kompletu zabrakło tu chyba tylko miko.
Poza bohaterkami fajnym dodatkiem są asistoroidy, roboty używane przez mieszkańców Catii do właściwie wszystkiego, obdarzone jednak własną osobowością. Eris posiada takich całe stadko, a one dość szybko zapoznają się z ziemskimi zwyczajami, przyjmując różnorakie formy – od prywatnego detektywa po „faceta w czerni”. Skoro już jesteśmy przy postaciach – zabrakło tu miejsca dla antagonistów, o których nie wiemy właściwie niczego. Motywy Dogian pozostają nie do końca jasne, a całą rasę reprezentuje jedna dość psychopatycznie usposobiona postać. Ten motyw można było rozwinąć.
Naturalnie, Asobi ni Iku yo! nie pretenduje do miana serii poważnej i jeśli ktoś chciałby aspekty sensacyjne tego anime analizować przez pryzmat logiki, to naprawdę znam lepsze metody spędzania wolnego czasu. Sporo tu uroczych absurdów, jak choćby pozłacane czołgi typu Panzerkampfwagen VI Tiger w rosyjskiej bazie kosmicznej. Wszystko to służy jednemu celowi – zabawie (o czym lojalnie informuje już sam tytuł) i nawet wątek romantyczny został rozwinięty w sposób nie do końca dla haremówek typowy. Ale, jak już pisałem – to działa. Bo oglądanie Asobi ni Iku yo! było frajdą. Nikt nie wpadł na pomysł, by nagle zafundować widzom ciężką traumę czy trupy, a podniesienie tempa i ciśnienia akcji w finale obyło się bez równoczesnego wzrostu dramatyzmu.
Ładna i dopracowana kreska to także mocna strona Asobi ni Iku yo!. Nawet przerysowana anatomia niektórych bohaterek nie razi specjalnie, co jest już pewną sztuką. Zwracają uwagę nieźle zrealizowane sceny dynamiczne, a szczególiki, także w przypadku pozornie mniej istotnych postaci (jak wspomniane wyżej asistoroidy) czy przedmiotów (te Tygrysy…) cieszą oko. Nie obyło się bez CG, które wciąż w takich seriach wyróżnia się na tle reszty animacji i chyba tylko w wysokobudżetowych produkcjach kinowych udaje się tego uniknąć (choć nie zawsze). Opening, w wykonaniu seiyuu bohaterek, wpada w ucho, choć nie jest niczym nadzwyczajnym, ot, sympatyczny j‑popik. Ending jest bardziej nastrojowy, powiedziałbym nawet, że leniwy, w odrobinę hawajskich klimatach.
Szczerze polecam Asobi ni Iku yo! każdemu geekowi, który szuka lekkiej, łatwiej i przyjemnej serii rozrywkowej, z ważnymi dlań elementami. Znajdzie tu je w słusznych ilościach. Pozostałym także anime ma szanse się spodobać, choć jeśli ktoś jest szczególnie uczulony na takie elementy, jak fanserwis czy nekomimi, sięganie po ten tytuł będzie stratą czasu. Odradzam też fanom romansów – niby mamy tu wątek miłosny, ale sposób jego poprowadzenia może rozczarować tych, którzy oczekują klasycznie haremówkowych finałów z obowiązkowymi „dramami” między bohaterkami i godnym Nieśmiertelnego „There can be only one!”.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | AIC PLUS+ |
Autor: | Okina Kamino |
Projekt: | Eizou Houden, Noriko Morishima |
Reżyser: | Youichi Ueda |
Scenariusz: | Katsuhiko Takayama |
Muzyka: | Tomoki Kikuya |