Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 7/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 13
Średnia: 7,92
σ=1,21

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Eire)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Queen Millennia Movie

zrzutka

Grecka tragedia w japońskim wykonaniu. Piękny, choć niepozbawiony wad film autorstwa Leijiego Matsumoto.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

La Maetel. Dom pięknego i niezwykłego ludu, rządzonego przez potężną królową. Dziesiąta planeta Układu Słonecznego, raz na 1000 lat pojawiająca się w pobliżu Ziemi. W roku 1999 obie planety znajdą się niebezpiecznie blisko – pokryty lodem gigant może zagrozić istnieniu Błękitnej Planety. Przerażonym wizją katastrofy naukowcom nie przychodzi do głowy, że poddani królowej mają wobec ich planety własne plany. Już wkrótce los świata zależeć będzie od decyzji księżniczki Yayoi. Arystokratka od tysiąca lat żyła na Ziemi, przygotowując się do mających nastąpić wydarzeń. Czy po tak długim czasie będzie w stanie patrzeć spokojnie, jak ginie planeta, która zdążyła się stać jej domem?

Queen Millennia to jedna z pierwszych cegiełek, składających się na uniwersum Leijego Matsumoto. Jeszcze przed oficjalnym zakończeniem serii światło dzienne ujrzały dwie wersje animowane – 42 odcinkowy serial i film kinowy. Manga nie doczekała się oficjalnych czy fanowskich przekładów. Serial na początku lat 90. nadawany był w wersji niemiecko-, hiszpańsko- i francuskojęzycznej, ale dziś wydaje się być praktycznie niedostępny. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, trzy dzieła stanowią raczej wersje alternatywne niż adaptacje.

Konflikt dwóch cywilizacji to wątek zawsze ciekawy, ale też trudny do przedstawienia. Trudno wiarygodnie ukazać konflikt interesów, nie dzieląc zwaśnionych stron na „tych dobrych” i „Imperium Zła”. Queen Millennia ucieka od jednoznacznych ocen, pozwalając widzowi przeżywać rozterki bohaterów. Po obu stronach konfliktu stoją istoty zdesperowane, by bronić swoich interesów. Osoby pragnące zażegnać niebezpieczeństwo muszą chwytać się nawet najmniejszej nadziei. Jakie więc szanse ma Izayoi? Jej zmagania z samą sobą i beznadziejne wysiłki to najbardziej poruszający wątek filmu, bardzo kojarzący się z grecką tragedią. Tu nie ma dobrego wyboru, a decyzja, którą musi podjąć, to opowiedzenie się po stronie mniejszego zła. Podjęcia tej decyzji nie ułatwiają jej bliskie osoby – zarówno Ziemianie, jak i mieszkańcy La Maetel to postacie prawie bez wyjątku wzruszające i przekonujące. Niestety, jak w każdej produkcji Matsumoto, także tutaj musiał pojawić się zgrzyt w postaci biednej, acz dzielnej sierotki, która postawą swą zacną ma kruszyć serca najtwardsze. Ta inkarnacja nosi imię Hajime i wypada najlepiej w chwilach, kiedy opowiadają o nim inni bohaterowie. Mówią w samych superlatywach, starając się przekonać widza, że to wzór cnót wszelakich do tego stopnia, że widz zaczyna modlić się o przybranie nieskalanej skroni laurem męczeństwa. Na szczęście nie odzywa się zbyt dużo, tak że jego występy daje się przeboleć.

Wybaczcie, że co chwila odwołuję się tutaj do osoby twórcy pierwowzoru, ale rzeczy oparte na pomysłach tego pana to pozycje specyficzne. Mimo kosmicznej scenerii trudno polecić je miłośnikom „twardego science­‑fiction” – kolejne wersje przedstawianych wydarzeń nie zgadzają się z obecnym poziomem wiedzy i mam wrażenie, że jest to zamierzony efekt. Widzowie znający pozostałą twórczość Matsumoto prędko wyłapią informacje przeczące wydarzeniom ukazanym w innych dziełach.

Z jednej strony film jako całokształt mnie zachwycił, ale gdy rozbierzemy go na części, na jaw wychodzi pewien denerwujący mankament. Tragedie dotykające ekranowe postacie są jak mocne przyprawy. W niewielkich ilościach, odpowiednio dawkowane, pozwalają z prostych elementów stworzyć smakowite dzieło. Niestety to, co zaserwowano nam w tym filmie, to ekwiwalent pieprzniczki w talerzu zupy. Sam dylemat dotyczący konfliktu Ziemia­‑La Maetel okazał się niewystarczający i w efekcie każdą postać na ekranie obarczono Tragiczną Przeszłością, która w sumie niewiele wnosi do głównego wątku, a raczej starannie go psuje. Momentami miałam wrażenie, że wydarzenia na ekranie zdają się krzyczeć „Masz się wzruszyć!”. Co za dużo, to niezdrowo… Melancholijna i tragiczna końcówka może by mnie wzruszyła, ale byłam zwyczajnie zmęczona ilością patosu na ekranie. W dodatku ostateczne decyzje niektórych postaci sprawiły wrażenie pędu do samozagłady. Jak to u Matsumoto – do wszystkich tego typu produkcji należy podchodzić uzbrojonym w solidny hak do zawieszenia niewiary. Pozwoli nam to na delektowanie się kosmiczną legendą, która mimo upływu lat i zmiennych trendów zachowała pewien staroświecki urok na wpół zapomnianej baśni.

Na pewno na moje pozytywne w sumie wrażanie wpłynęła oprawa filmu. Nie uniknęła ona co prawda drażniących współczesnego widza grzechów ówczesnej animacji, ale bardziej wyrozumiałych odbiorców zarówno efekty, jak i projekty wielu postaci potrafią zachwycać. Nawet charakterystyczna dla produkcji Matsumoto maniera dzielenia postaci na smukłe piękności i gadające kartofle nie razi tak bardzo, jak w serii telewizyjnej. Grafika nie jest rzeczą, na którą zazwyczaj zwracam uwagę, ale pewne sceny w tym filmie okazały się tak piękne, że dla nich samych warto poświęcić mu odrobinę czasu.

Równie miłą niespodzianką była ścieżka dźwiękowa, jedna z piękniejszych, jakie dane mi było słyszeć w anime. Nastrojowe utwory towarzyszące wydarzeniom na ekranie zapadają w pamięć i zachęcają do ponownego słuchania. Kończąca film piosenka Angel Queen, mimo pewnej nieporadności właściwej japońskim utworom w języku angielskim, ma w sobie sporo uroku i stanowi doskonałe podsumowanie filmu.

Mimo widocznych błędów Queen Millennia uważam za film, który każdy fan animacji znać powinien. W stosunkowo krótkiej formie zamknięto tu to, co zachwyca w twórczości Matsumoto, łagodząc większość wad typowych dla jego produkcji. Zdecydowanie odradzam go chyba tylko tym, których denerwują wszelkie odstępstwa od realizmu i miłośnikom twardego, naukowego science­‑fiction. Na seans zapraszam wszystkich, którzy mają ochotę na chwilę zapomnienia i zadumy.

Eire, 2 marca 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Leiji Matsumoto
Reżyser: Masayuki Akehi
Scenariusz: Keisuke Fujikawa, Leiji Matsumoto
Muzyka: Kitarou