Komentarze
Hidan no Aria
- Re: Nie żebym chciała to odświeżać, ale... : Lenneth : 21.09.2015 14:14:59
- Re: Nie żebym chciała to odświeżać, ale... : Slova : 21.09.2015 12:22:10
- Re: Nie żebym chciała to odświeżać, ale... : Avellana : 21.09.2015 09:58:43
- Nie żebym chciała to odświeżać, ale... : nakizakura : 21.09.2015 08:55:53
- komentarz : Diablo : 22.12.2014 21:40:23
- komentarz : Klemens : 22.12.2014 19:21:53
- komentarz : Slova : 22.12.2014 19:11:37
- komentarz : Klemens : 22.12.2014 16:42:00
- komentarz : Tamago-chan : 16.11.2014 22:37:50
- Re: Wywalić tych pseudo recenzentów : Cthulhoo : 3.09.2014 19:54:49
Nie żebym chciała to odświeżać, ale...
I serio, dzięki tej recenzji zrozumiałam, co jest nie tak z recenzenckim światem.
Problem z fanami anime (chyba tylko zachodnimi, nie wiem, nie znam się na Japonii tak dobrze) jest taki, że w większości przypadków są już za starzy na większość serii, ale za młodzi na to, by zrozumieć, ze innym mogą się te głupoty podobać. Stąd czepianie się różnych sztamp i uproszczeń, przy zapominaniu, że dla nich jest to sztampa, bo już dużo innych anime widzieli. A jak sztampę mają poznać osoby, które dopiero w anime wchodzą? Oglądając jakieś stare pokraki z kiepską (w obecnych czasach) animacją i niedostosowaniem do współczesnego świata? Jasne, ze dla tych krytyków to, ze wszyscy licealiści nie mają smartphonów jest zupełnie normalne, ale ktoś młodszy, kto został wychowany na takich urządzeniach, uzna to za absurd, nie będzie chciał dalej oglądać i wcale mu sie nie dziwię, bo jak widzę monitory ciekłokrystaliczne w filmach to aż mnie nosi. I to mimo że długo taki monitor posiadałam.
Poza tym: niedojrzałość. Pewnie, ze dla kogoś, kto żyje już ponad 20 lat szkolne romanse to pierdoły. Nie po to tyle żyjemy, by się zatrzymać na poziomie z liceum czy gimnazjum. Nikt sobie jednak nie moze jakoś przypomnieć, ze kiedyś też był młody i głupi (może nie aż tak jak bohaterowie, ale zawsze pamiętaj, że nie każdy może być takim geniuszem jak Ty!) i dla takiej, przykładowo, młodej panny, to że kolega na nią spojrzał może być powodem do zawału. Kontrolowania emocji też się trzeba nauczyć, a wytykanie takim lolitom, że są niedojrzałe emocjonalnie to dla mnie informacja, że wypowiadający się uważa się za wzór dojrzałości. Szkoda tylko, że kilka lat temu był równie niedojrzały, tylko o tym zapomniał, ewentualnie po prostu nie romansował w szkole i nie wie, jak to działa.
A to dla takiej widowni tworzy się shouneny i shoujo – serio, fandom zagraniczny wydaje się kompletnie to ignorować i chce, by świat anime rósł razem z nim. Zapytajcie dorosłych Japończyków, czy oglądają takie badziewia. Nie, chyba że chcą obejrzeć słodkie dziewczynki z biustami, a akurat tego w takich anime mają w nadmiarze. Ważne to wiedzieć, jaki się ma cel w oglądaniu. To wiedzą twórcy, a fani anime zapominają, ze istnieje coś takiego jak grupa docelowa i, o niebiosa!, nie zawsze oni do tej grupy należą! Spróbujcie obejrzeć bajki, które lubiliście w dzieciństwie, a gwarantuję, że obecnie, gdyby nie sentymenty, też byście je zjechali równo. Kiedyś natomiast na wiele rzeczy nie zwracało sie uwagi, bo styl prowadzenia fabuły, żarty i skomplikowanie bohaterów były dostosowane do naszego poziomu rozwoju. Oburzanie się na to sugeruje, że dzieciństwo się komuś nie udało, skoro nadal chciałby być dzieckiem i oglądać „bajeczki”, a jednocześnie chce też być po dorosłemu krytycznym. Można się denerwować na widok starych bajek i poziomu absurdu (który kiedyś był przecież TAKI OCZYWISTY!), można się z tego śmiać, ale trzeba sobie zdać sprawę, czemu nas to tak wkurza i albo podejść do tego dojrzale, albo sobie odpuścić, bo ani nic się do świata nie wnosi tym ględzeniem, ani nie robi się od tego mądrzejszym. Zaiste wielka to chwała wytknąć dziecku, że nie rozumie jak powinni zachowywać się dorośli ludzie. Autorzy tworów dla młodszej widowni są naprawdę godni podziwu, ze potrafią dostosować się do tej grupy. Że czasem wychodzi im to komicznie – póki grupa docelowa jest zadowolona, nie widzę z tym problemu.
A pisanie takich recenzji to brak szacunku dla młodszej widowni.
No i jeszcze PS, bo mi się to nie łączy z głównym wątkiem – a jest jeszcze to nagminne, post‑postmodernistyczne wybiórcze czepianie się elementów nierealistycznych! Śmieszy mnie to za każdym razem. Bo przecież kobieta nie może używać wielkiego kałacha, ale już bieganie po dachach, czy niemożliwe fizycznie pościgi są okej. Smoki też są okej, ale bohater noszący miecz większy od niego już nie. Serio? Nie ma to jak się przyczepić do drzewa, ignorując las wokół.
4/10 mogę dać z czystym sumieniem.
O 'recenzji' nie będę się wypowiadać, bo była tu taka dłuższa 'dyskusja' na ten temat, lecz została zofftopowana, a jakichś problemów nie chcę mieć. Powiem tylko, że autor tej 'recenzji' powinien dostać oooooooostrą reprymendę od adminów, bo tego czegoś nawet recenzją nie można nazwać.
Wywalić tych pseudo recenzentów
fajne ale nie skońcone 7-8/10
-1 pkt za zmarnowany potencjał
-1 pkt za przyśpieszenie anime
I nie wiem ale chyba też powinnam odjąć 1 pkt za to, że nasza tsundere nie do końca nią była, gdyż tylko dla tej tsundere to oglądałam. (kocham tsundere)
Muzyka fajny teks ale melodia jest straszna (lecz nie jest to minusem serii, muzyka u mnie może być ewentualnie plusem ale minusów na ogół za nią nie daje)
Fabuła tak jakby oceniłam na początku.
Postacie polubiłam (zresztą jak zawsze każda na inny sposób) Arie kocham najbardziej bo ma mój kochany głos i jest tsundere, chłopak mógł by… no nie wiem jak to ująć ale nie pasuje mi w nim coś i to dość znacznie, reszta to dla mnie tło nie warte opisywania ponieważ było dobre ale nie rewelacyjne.
autor recenzji nie zakumał
Anime 8/10
Bardzo przyjemna „wariacka” komedia.
Recenzja 1/10
Jeden wielki placz i zgrzytanie zebami. Ja to bym to cos aspirujacego do miana recenzji skasowal.
No ale dobra, porzucę tą ironię na chwilę.
Seria ta jest przede wszystkim nastawiona na komedię z dodatkiem romanso‑haremu, akcji i dopiero na samym końcu sensacji. To nie jest ani żadna typowa sensacja z wartką akcją, mająca za zadanie cały czas trzymać widza w napięciu, nie jest to też połączenie komedio‑sensacji w stylu full metal panic, gdzie sceny były bardziej dramatyczne, lała się krew, wszystkie motywy operowały wokół wojska.
Hidan no Aria jest lekką komedią z niewielkimi dodatkami dramatyzmu, która ma za zadanie opowiedzenia historii romansu dwóch różnych bohaterów, wszelkie motywy pościgów, strzelania są jedynie dodatkiem tworzącym tło. W oparciu o takie założenia można by było napisać przyzwoitą recenzję, no ale przynajmniej powstało coś z czego można sobie pożartować – akapit poświęcony uzbrojeniu Arii i przemyślenia recenzenta odnośnie tego są urocze :). Jednak pomimo tych wszystkich moich złośliwości proszę o jedną rzecz – nie pisz nigdy recenzji żadnego anime ze świata fantasy, nie wytrzymam podobnego akapitu dotyczącego wielkości mieczy i analizy czemu tak szybko się one łamią.
Co do samego anime, daleki jestem od zachwytu nad nim, jest to typowa pod niemal każdym względem produkcja STAFFu, więc nic zbytnio odkrywczego się tutaj nie znajdzie. Ale komu spodobały się serie: Ognistooka Shana czy też Zero no Tsukaima, ten z pewnością przychylnie spojrzy też i na tą opowieść. Główni bohaterowie i relacje między nimi są praktycznie identyczni, różnica polega jedynie na innej otoczce całej historii.
Tym co może odróżnić to anime od jemu podobnych może być chwytliwy i dobrze dopasowany openning, a także postać Riko. Pomimo całej tej krytyki recenzenta, jest to postać świetnie zbudowana i całkiem charakterystyczna. Nie jest ona (jak to zostało napisane) kolejną zakochaną w głównym bohaterze słodką loli. Jest to przebiegła postać wykorzystująca swój seksapil jedynie do osiągnięcia własnych korzyści. Te atrybuty w połączeniu z jej francuskimi korzeniami (Francja – ojczyzna wyuzdanego seksu) dają właśnie taką mieszankę wybuchową, która może niektórych zniesmaczyć, pomimo że większość scen z jej udziałem ma zdecydowanie komediowy charakter.
Kontynuacja tej serii z pewnością będzie, Staff raczej nie pozostawia tego typu otwartych produkcji, pytanie tylko kiedy. Póki co za ten kawałek daję 6‑7/10.
Nie takie złe.
A ja mimo tych wszystkich punktów wspólnych między wnioskami moimi i Slovy dałem temu tytułowi 7. Dlaczego? Bo do Hidan no Arii trzeba zwyczajnie odpowiednio podejść. W przeciwieństwie do Slovy ja już po pierwszym odcinku rzuciłem w diabły wszelkie nadzieje na realizm czy sensowną fabułę. Spodziewałem się tytułu głupawego i śmiesznego, innymi słowy lekkiego i nieszczególnie angażującego szare komórki. I to właśnie dostałem wraz z pakietem wielu salw głośnego śmiechu. Możliwe, że posuwam się zbyt daleko z interpretacją, ale myślę, że Hidan no Arię należy postrzegać jako swego rodzaju parodię kina sensacyjnego. Jeśli podejdzie się do tego tytułu w taki właśnie sposób to naprawdę można się dobrze bawić. Nie twierdzę, że na czas seansu trzeba wyłączyć mózg, ale uważam, że należy uruchomić sobie tryb pt. „hola, tu wszystko jest w gruncie rzeczy jednym wielkim jajcarstwem, więc wiele można wybaczyć”. Co prawda zakończenie bardzo mocno to wrażenie psuje i może być niezłym kubłem zimnej wody, ale mimo wszystko uważam, że warto dać Arii i spółce szansę. A pierwszy odcinek daje na temat tego tytułu naprawdę niezłe pojęcie i jeśli on się spodoba, to moim zdaniem można przeć śmiało do przodu z kolejnymi 11 odcinkami.
Czasem i tak bywa...
Oczywiście, gdyby od początku twórcy postanowili się skoncentrować na wątku romansu szkolnego albo samej akcji byłoby super. Może nie byłoby też najgorzej gdyby przeplatali oba wątki na zmianę ale w sposób spójny i prowadzący do czegokolwiek, chociaż widać wyraźnie że liczą na możliwość stworzenia 2‑giego sezonu zostawiając tak wiele wątków otwartych,
Super
Cenzura i tak by to zakryła.
Nie wiem, czy to od wilgotnego powietrza, nadmiaru ryżu w diecie, wieloletniej izolacji, automatów z majtkami studentek czy od wszystkich tych czynników na raz mieszkańcy twej górzystej ziemi mają tak rozwinięte umysły. Obok genialnych „zupek chińskich” zdolnych nasycić każdy damski żołądek, shinkansenów mogących pokonać odległość od Lublina do Szczecina w ciągu 2‑3 godzin, mikrofalówek, które przenoszą w czasie i przestrzeni banany ( to raczej niedaleka przyszłość niż mrzonka ) i długopisów z funkcją nagrywania filmów w HD, dzwonienia, wysyłania e‑mailów i wgranym słownikiem mandaryński‑hiszpański pojawia się mundurek szkolny zamieniający się w spadochron. Skradł on me serce i oceny niższej niż 3 za niego po prostu postawić nie mogę. Niestety, wyższej niż 3 tym bardziej.
Czerwony kolor w tytule świetnie współgra z pojedynczą radziecką gwiazdą przy recenzji. Nie widzę sensu przepisywania moich przeżyć dotyczących przygód Arii zwłaszcza, że są identyczne z przeżyciami ( zapewne tragicznymi ) Slovy.
Fanką militariów nie jestem, wiem tylko jak strzelać z wiatrówki ( z marnym efektem w dodatku ), jednak po zapoznaniu się z komentarzami mogę sobie nieco wyobrazić minę podczas seansu Hidan no Aria kogoś, kto się na tym zna. Jednak nawet przy braku rozpoznania z tym tematem RESZTA elementów odstraszała.. głupotą. Bezmyślnością ze strony twórców i ich dzieci – bohaterów. Dawno nie oglądałam tak bezsensownego kawałku szmaty, który pewnie w akompaniamencie z motywem muzycznym Ody Nobunagi wydostawał się z „krawieckich” rąk scenarzystów, wypranego z ostatniej plamy zdrowego rozsądku i innych abstrakcyjnych dla twórców koralików jak logika. Pozostał haft (a właściwie bełt ) źle zszytych elementów, których nie mam siły sobie nawet przypominać. Vlado- kliknij: ukryte Drakulo‑Wilkołak dławiący się podczas własnego śmiechu. Gul‑gul‑gul.. w takt tego dźwięku szło walić rytmicznie głową o biurko. Ale nie robiłam tego. Nie tylko za mundurko‑spadochron ta seria otrzymała 3. O niee.. wstyd przyznać, ale się nieźle podczas seansu bawiłam. W końcu mogłam się pośmiać do woli bez większych wyrzutów sumienia ( nawet, jak ktoś umiera tak epicko i pompatycznie, że nie idzie się z tego nie śmiać, to jednak resztka mojej wrażliwości walczy ze znieczulicą; tutaj zaś resztka mojej wrażliwości dołączyła do znieczulicy i na przemian wybuchały salwami śmiechu ).
Grafika przeciętna, ważne, że oczy nie krwawiły podczas oglądania. Szczerze, to nawet źle nie było. O dziwo taki fanserwis to dla mnie prawie brak fanserwisu – był na tyle lekki, że zupełnie mi nie przeszkadzał. Inna sprawa z dwa razy dłuższymi od ciała Arii katanami chowanymi gdzieś między jej stanikiem, mundurkiem a kucykami albo macko‑włosami, ale to raczej kwestia scenariusza a nie wina rysowników. Po wszystkich seriach Zero no Tsukaima, Ognistookiej Shanie, Hyakka Ryouran i jej koleżance, Queen's Blade ( Panie, co ja oglądam..?! ), tam gdzie miałczała, "baka inuwała”, nawet grała role, gdzie już nie przeszkadzała, Fullmetal Alchemist, Toradora, MariMite czy w końcu Gintamie, Kugimiya mi już absolutnie nie przeszkadza. Powiem wręcz, że mimo iż grała kwintesencję większości granych przez siebie postaci, to nie było już to zarzynanie znane i pamiętane przeze mnie na początku mojej „znajomości” z Rie. Problemem Arii jest ona sama a nie jej głos, irytowałaby mnie tak samo albo i jeszcze bardziej z innym seiyuu, nawet jakby miała głos Norio Wakamoto ( choć wtedy Hidan no Aria mogłoby ode mnie dostać nawet 9 ;). Bo Kugimiya ma swoje prawa, może dlatego tak pobłażliwie traktowałam Arię i jej wybryki. Opening i ending idealne do przewijania albo malowania paznokci. Właściwie.. przyznam, że trzy odcinki oglądałam podczas odrabiania lekcji a jeden leciał, gdy odkurzałam pokój. Na szczęście ogromna zawiłość fabuły i niesamowite zwroty akcji nie były aż tak zawiłe i niesamowite aby cokolwiek mogło umknąć mi w odbiorze historii.
Seria ma prawo spodobać się po piwie albo seansie w szerszym gronie ( gronie po piwie ). Japończycy potrafią kontrowersyjne postaci historyczne przerobić na uberprzystojnych bohaterów randkowców ( już widzę Zawiszę Czarnego jako mhrocznego bishounena albo Piłsudskiego jako element centralny otoczony wianuszkiem dziewcząt ), stworzyć porno z wielkimi ośmiornicami, wywrócić do góry nogami wszelkie założenia chrześcijańskie, nadać im nowe ukryte znaczenia i sprzedawać to ludziom pod etykietą „filozofia”, dołożyć do II Wojny Światowej latające w bieliźnie dziewuszki z laserami. Teraz, do grona lolitek z kałachami, doszła Aria kliknij: ukryte Holmes, Lupin w fartuszku i Wampir Wilkołak o imieniu Vlad.
Japonio, nie zbaczaj z tej drogi. Nie słuchaj żadnych zarzutów, olewaj oskarżenia o pedofilię i inne błahe problemy. Dąż dalej tą ścieżką. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale przynajmniej będzie się z czego pośmiać. Jedynym smutnym faktem jest to, że ktoś na tej durnej produkcji zarabia niemałe pieniądze.
P.S. Gdzie można dostać taki spadochron?
WTF
Dłuższy komentarz innym razem xP
Przesadzacie
Esencja głupoty i braku logiki
Nie polecam nikomu, nawet jeśli nie ma już absolutnie niczego innego do obejrzenia – po prostu nie warto. To anime nie ma niczego do zaoferowania widzowi. Szkoda nerwów.
Plusy i Minusy
Powyżej przeciętnej
Ogień ciągły na DEAGLU - czyli mamy...
Nienajgorsze, tak na 5.