
Komentarze
Ikoku Meiro no Croisée The Animation
- Polecam : Zomomo : 17.03.2023 19:45:38
- komentarz : Subaru : 27.05.2013 11:00:32
- komentarz : Slova : 28.02.2013 00:29:36
- Ikoku Meiro No Croisee : Noki : 5.12.2012 12:24:43
- komentarz : Enevi : 21.12.2011 13:51:02
- komentarz : Tsu-Tsu : 20.12.2011 19:22:09
- komentarz : PTB : 25.09.2011 16:05:52
- kiepsko : Alart : 22.09.2011 21:26:48
- Malutka perełka. : Lulureczka : 22.09.2011 19:33:49
- komentarz : Pierce : 19.09.2011 20:12:29
Polecam
Hinata Takeda rzeczywiście miała młodszą siostrę…
I bardzo interesowała się Francją…
Ikoku Meiro no Croisée może wydawać się nieco niedokończone, niektóre wątki nie zostały do końca zamknięte, ale autorka planowała narysować kontynuację, niestety, prace z powodu choroby zostały zawieszone, zmarła w 2017.
Taka tam bajeczka.
Jedyne, czym to anime może się wyróżniać spośród sobie podobnych jest to, że akcja rozgrywa się w Paryżu.
Już po pierwszym odcinku bardzo łatwo domyśleć się, jak będzie prowadzona akcja i jakie „problemy” staną na drodze bohaterów. Wszystko jest bardzo przewidywalne, naiwne, najbardziej uproszczone, jak tylko może być. Poza tym nie obyło się bez idiotyzmów fabularnych.
Te dwanaście odcinków można przetrwać jedynie, gdy polubi się uroczą, małą bohaterkę. Mnie nie drażniła, ale też nie zachwycała ani aparycją, ani charakterem. Przesłodzona mała japonka. Charaktery postaci męskich są oczywiście tak skonstruowane, by bardziej ukazywać jej niewinne cechy charakteru.
Nie ma tu nic odkrywczego, ale oglądało mi się to całkiem przyjemnie przy wyłączonym myśleniu. Dwanaście odcinków to w sam raz, bo po prostu nie ma czym zapełnić tej historii. Miała być lekka i przyjemna – i też takie uczucia może wzbudzać.
Tła ładne, ale z animacją już znacznie gorzej.
Średniak. 5/10.
Nie sądzę.
Połknąłem z marszu, oglądając na przemian z poważnym do bólu Golgo i pewnie dlatego mi się spodobało, bo dało mi odetchnąć.
Anime jest… nie, inaczej, to anime to idealny sposób na stres. Zasiadając do pierwszego odcinka kończyłem dzień spod znaku „wywołałeś kolizję drogową, dostałeś mandat, twoje auto nadaje się na złom i zniżki na ubezpieczenie diabli wzięli”. Ogólnie – kupa stresu. A po odpaleniu tego anime poziom ogólnego obrażenia się na życie spadł do zera. Stuprocentowo skuteczny odstresowywacz.
A Yune mnie urzekła, wpatrywałem się w nią jak w obrazek… śliczna jak z ruskiej bajki.
Ikoku Meiro No Croisee
Co do samego anime to takie słodkie i w sumie przyjemne, ale oglądane częściej niż raz na tydzień może po prostu znudzić, a postać Yune był przytłaczająca i nie mogłam uwierzyć, że to dziecko ma naście lat, jak dla mnie to jak jakieś góra 7 letnie dziecko wygląda.
Ocena 7+/10
kiepsko
IMnCTA nie ma podejścia do Usagi Drop- o ile Usagi Drop jest realistyczne, o tyle to prezentuje nam fantastyczną wizję Europy, niestrawną z punktu widzenia mieszkańca tego regionu. Chociażby taki fakt- w Usagi Drop Daikichi pracuje. Tutaj wszyscy piją herbatkę i rozczulają się na nowoprzybyłą Japoneczką. Bardzo wątpliwe też, że taka imgrantka byłaby zauważalna i inaczej traktowana- Francja w przeciwieństwie do Japonii była otwartym państwem i imperium kolonialnym- codziennie przewijały się tam tysiące ludzi z całego świata. A do strefy wpływów bezpośrednich Francji należał też Wietnam i południowe Chiny, co już zahacza o Japonię.
Usagi Drop to widowisko- przytulny festiwal diamentowych okruchów życia, a to to w rzeczywistości moeblob umieszczony w dziewiętnastowiecznej Francji.
Malutka perełka.
W teorii, anime miało wprowadzić Japończyków w paryżańską kulturę. Oglądając serię można mieć wrażenie, iż odbiorcą jest jednak zachodni widz, bombardowany zwyczajami kraju Kwitnącej Wiśni. Mówiąc dyplomatycznie mamy tutaj proporcję 50/50 [JPN/FRA czyt. tyle czasu antenowego poświęcano owym państwom].
Nie da się obejść porównań z równolegle wychodzącym Usagi Drop. Oba tytuły łączy „ciepło”, na które składa się utopijny świat przedstawiony, bez przemocy, pokus życia dorosłego, wszyscy są obrzydliwie mili, życzliwi. Pozytywnym aspektem takiego działania jest specyficzny klimat. Seans działa w pewien sposób kojąco. Okruchy życia stronią od spektakularnych przebiegów zdarzeń. Jeśli anime tego typu jest udane, samo w pewien sposób ukręca na siebie bicz. Nie istnieje możliwość godziwego pożegnania się z serią. Dramatyzmy zawsze wychodzą bokiem, no bo jak w 12 epku tak ni z gruchy, ni z pietruchy sypnąć poważnym problemem? To się nie klei. Alternatywą jest „i wszyscy żyli długo i szczęściwie”, aczkolwiek owy ending również nie wydaje się w pełni sprostać zadaniu. Zawsze pozostaje niesmak. Chciałbym ocenić wyżej, 7/10 to tyle, na ile mnie stać. Warto oglądać, mimo dziewiętnastowiecznej Francji czyli wydawac się może, zapory nie do przejścia.
Próchnica się do mnie uśmiecha T^T
Zaczęło się świetnie, pierwszy ep mnie oczarował, zapowiadał anime urocze bez wszędobylskich pościgów i wybuchów. Takie okruchy życia. Co najważniejsze, nie przeszkadzało mi nawet to, że akcja dzieje się we Francji, gdyż nie lubię tego kraju i używanego tam języka przypominającego mi bełkot a nie śpiew anioła, jak to go niektórzy określają. Budynki, stroje, rzeźby itp. – wszystko było ładne, ale dlaczego, Paryż który ujrzałam w „Ikoku…” sprawiał wrażenie… wypacykowanego? Gdzie brud, smród ogólna kiła i mogiła? Gdzie bezdomni na ulicach, włóczędzy, klasa najniższa? Wszyscy byli w polu czy co? A może jestem taka niedoinformowana z wiedzy o historii Paryża i w drugiej połowie XIX wieku naprawdę było tak czyściutko i ładniutko? Wiem, że nie miała być to seria skupiająca się na mieszczańskich burdelach, wiem, ze Japończycy mają jakieś dziwne wyobrażenia o Europie, ale zabrakło mi ciemnej strony tego miasta. Szkoda że w całej serii przewinął się tylko jakiś jeden stary włóczęga (?) i chłopczyk kliknij: ukryte złodziejaszek.
Straszne obawy miałam do postaci Alice, spodziewałam się narwanej rozpieszczonej Francuzki i… dostałam ją. Jednak w pierwszych odcinkach była do zniesienia, zwłaszcza jej zachwyty nad kulturą japońską i Yune. Ale ileż można słuchać wrzasków typu ‘kyaaaa~!, „łiiii, jakaś ty słodka Yune~!”, „kyaaa, a załóż moją sukieneczkę”? Właściwie cała seria skupiła się na gloryfikowaniu Kraju Kwitnącej Wiśni, poświęcając przy tym mało czasu na Francję! Czyżby Japończycy nie czuli się na siłach by opowiedzieć historię obcego dla nich kraju i wybrali bezpieczniejszą opcję, czyli pokazanie Japonii z jak najlepszej strony? Dla mnie to było zbyt nachalne i na dłuższa metę nużące. W dodatku dość dziwnym faktem było to, że kliknij: ukryte starsza siostra Alice była w stanie się spotykać z Claudem w dzieciństwie pomimo wielkiej przepaści w pozycji społecznej. Inną irytującą sprawą była zbytnia dobroduszność Clauda dla Yune. kliknij: ukryte Pierwszy lepszy kowal za stłuczenie nowego szyldu wyrzuciłby dziewczynkę na bruk, nie chcąc się narazić na dalsze ewentualne straty. Ten zaś nawet kary jej nie dał, strasznie to było nierealistyczne.
„Ikkoku…” jest w moich oczach niestety serią tylko niezłą. Wystartowała ona z mocnej 8 i niestety spadła na słabą, 6 a to wszystko przez monotonność, zignorowanie miejsca dziania się akcji, wypacykowany Paryż i końcowe epy zawierające zbyt dużo thragizmu (każdy animowany bohater musi mieć jakąś ThraumęTM!). Jedyną postacią, którą dałam radę szczerze polubić był nie starzejący się (przynajmniej duchem) Oscar. Ten to dopiero umie wyrywać panienki ;D
Uh… Yune, przez ciebie wizyta u dentysty staje się coraz bliższa D< Zapłacisz mi za to niezależnie od tego jak dobry stanowisz materiał na figurkę! >.<
!