Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Fullmetal Alchemist: Święta Gwiazda Milos

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    Idho 17.05.2014 23:36
    Hmm
    Lekkie zaskoczenie, na film trafiłem przez przypadek, a po obejrzeniu naprawde sie zdziwiłem. Jakieś ludzie strzelające piorunami, mocy tyle ile pułk państwowych alchemików. Moim zdaniem alchemią można by stworzyć piorun ale chyba nie rzucać nimi jak imperator Palpatine. Naprawde takie nieprzemyślane. Nie uświadczyłem żadnego gagu, które zawsze podkręcały akcje. Mustang, Riza i Winry ogólnie bezpotrzebni,  kliknij: ukryte . Brak też tych zwrotów akcji toważyszących całej serii no i trudny do określenia czas. Na początku myślałem że to sie dzieje za czasów jak Elrici przebywały w West City a potem jest Al nie używający kregów a potem znają już pochodzenie kamienia. Co do grafiki to duży plus bo jest wyrazista. W mojej opini film do obejrzenia ale z lekkim przymrużeniem oka bo naprawde nie umywa sie do Seriali.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Nocker 13.05.2013 13:10
    Śmieszna sprawa z tym filmem, bo grafika jest okropna a fabuła niespecjalnie wciągająca(chociaż bardzo podobał mi się ten wątek z kliknij: ukryte  ale i tak bardzo przyjemnie mi się oglądało. Któregoś wieczoru leciało na AXN i chyba ze względu na to, że dawno z siostrą nie oglądałyśmy anime, bawiłyśmy się przednio. Szczególnie że przez pierwsze 30minut tyle się dzieje, że w sumie nie wiadomo o co chodzi.
    Odradzam jednak jeśli ktoś lub FMA i woli zachować pozytywne wrażenie, jakie pozostawił po sobie Brotherhood. Wyszło takie nie wiadomo co i nie wiadomo po co.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Byczusia 21.08.2012 01:00
    Nudy
    Daję 0/10. Grafika na odwal- w porównaniu do tej grafiki w tym filmie to moje rysunki to istne arcydzieło.Postacie nijakie, a akcja taka,że miałam ochotę przysnąć.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    shokugana 23.05.2012 14:45
    Walka o niepodległość na tle melodramatów i takich tam.....
    Eeeeee….Jakoś to przełknęłam. Liczne dramaty, romantyzmy, wariactwa, cuda i wiele innych rzeczy ponawciskali twórcy tego filmu w świat Eda i Ala. Nie wiem, czy to BONES zatęskniło się za Stalowym i nie wiedziało jaką jeszcze nie ponawymyślać najgłupszą fabułę, byle by tylko to wróciło i było? O, nie….Dziękuję. Historyjka taka sobie, rewelacji żadnej nie robi, by ją upiększyć dodali zwrotów akcji i walki, bo bez nich to by było w ogóle do niczego. Julia to strasznie naiwna postać, niezdecydowana- niby chce coś zrobić, ale nie jest pewna. Na szczęście oprócz niej będzie nam towarzyszyć dobrze znana nam gromadka z FMA i to główna atrakcja z tego tytułu (wyraźnie widać, że specjalnie wciśnięta, by choć zatęsknieni fani tej serii jeszcze raz zobaczyli swoich ulubionych bohaterów). Lecz ze strony technicznej jest inaczej: ładna grafika i nieniskobudżetowe 3D ładnie ze sobą współgrają. To chyba jedyny powód, dla którego wysiedziałam te 110 minut.
    Ostateczna ocena: 5/10. Obejrzeć można, lecz żadnych większych emocji nie wzbudzi: a wot tak, by zabić czas.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    lastwhisper 2.05.2012 21:36
    The Sacred Star of Milos, czyli jak zrobić z czegoś - NIC.
    Ja was bardzo przepraszam, ale z której strony to przypomina Alchemika? Jak tak bajecznie i poetycko można zawalić sprawę? Owszem, pojawiły się postacie, która wskazywałyby na ten tytuł, ale poza tym to nijak przypominało mi Stalowego.
    Po pierwsze – klimat. Tak przez wszystkich uwielbiany „alchemicki” klimat, pełen humoru, dramatyzmu i przede wszystkim wiarygodności. Tutaj brakowało dosłownie wszystkich elementów, z kolei hektolitry krwi przelewały się przez ekran od jednego brzegu do drugiego. Wydaje mi się, że studio BONES nie do końca wyżyło się w kwestii ludzkich rzezi, jeśli chodzi o serię TV, albo po prostu na tym polegała fabuła.
    No właśnie – a co z fabułą? Piękny przykład tego, jak wykorzystać popularność serii i udać, że jeśli da się zdeterminowaną bohaterkę budzącą współczucie swoją beznadziejnością i mroczną przeszłością oraz owinie się w to historię uciśnionego narodu – to na pewno wystarczy. A to był jedynie gwóźdź do trumny. Nie dość, że fabuła przewidywalna bardziej już być nie może, a większość faktów pojawia się znikąd, to jeszcze w dodatku znaczenie naszych ukochanych bohaterów – Eda i Ala – zostało ewidentnie olane. Wiem, że ten film był zrobiony głównie z myślą o pokazaniu kolejnych życiowych wartości, którymi rządziła się cała seria, ale zostało to zobrazowane w patetyczny, wręcz desperacki sposób, tym bardziej, że Julia do ostatnich chwil nie wydawała się ani odrobinę bardziej kumata.
    Grafika – błagam, powiedzcie mi, że to się nie stało. Że grafika jest wciąż taka sama, jak w Brotherhoodzie. Niestety, modlitwa modlitwą, a ich włosy wciąż do złudzenia przypominają macki kreskówkowej meduzy. Wielka szkoda, że woleli skupić się na płynności ruchów aniżeli szczegółach. Przez tą grafikę, Ed wyglądał jakby miał 10 lat, choć wierzę, że cały ten proces miał za zadanie poprawić jakość scen walki.
    Ano właśnie, sceny walki to akurat duży plus całego filmu. Dużo, dużo, DUŻO akcji, a to lubimy najbardziej. Chyba na łamach całej serii telewizyjnej nie było aż tyle akcji, jak tutaj. Z tej części jestem wyjątkowo zadowolona i to chyba jedyny element, jaki ratuje ocenę.
    A postacie zostawiłam sobie na deser. Cóż, nie mogę narzekać, bo powtarza się sytuacja z pierwszego filmu Alchemika – Roy w chwili kryzysu, oczywiście, na nic się nie przydaje, Riza robi za tło, a Winry zostaje potraktowana jak szmatka. Scena, w której Ed  kliknij: ukryte , jest dla mnie nad wyraz chamska. Po prostu chamska. To tak, jakby wykorzystywał ją tylko do tego, aby naprawiała jego automaila. Czyżby studio wyjątkowo brzydziło się tej postaci? Co do głównych charakterów, tj. Julii i Ashley'a – ... To może ja już tutaj zakończę swoją wypowiedź.
    Nawet zawiodły mnie kreacje postaci Edwarda i Alphonse'a. Zawsze pojawiali się tam, gdzie musieli. To przykre, bo było to niesamowicie oczywiste i przewidywalne. Większej roli nie odegrali. Byli tam tylko po to, aby można dać tytuł Fullmetal Alchemist.
    Ocena? 5/10.
    Komu polecam? Szkoda psuć sobie opinię, jeśliś fan Alchemika. Jednak w sumie powinien do tego przystąpić, chociażby po to, aby docenić twórczość oryginalnej historii.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Resonansdusz 22.04.2012 11:18
    Fabuła fajna.. Gorzej z grafiką...
    Co do fabuły, uważam, że nie była zła… Ale grafika ... Porażka. Nie postarali się, nad szczegółami.. Nie wiem czy się przyjrzał ktoś z was, ale ja zauważyłam, że płaszcz Eda, nie miał wcale światłocieni.. Zwracam na takie coś szczególną uwagę, i bardzo mi się z grafiki nie podobało. Dlatego dałam 7/10.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Subaru 20.03.2012 10:42
    To wszystko już było.. A Ed i Al wypadli w tym filmie niezwykle nieprzekonująco. Wielka fabularna skucha, bardzo przewidywalna. Zabrakło też humoru, a może nie starczyło na niego czasu?
    Tylko dla fanatycznych fanów dwóch alchemików. Nie polecam, nudne.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 13
    Slova 28.02.2012 10:09
    Tutejsze z pewnością zasługują na tą nazwę. Nie tylko nie wynikały z żadnych wcześniejszych przesłanek, ale wręcz stały z nimi w wyraźnej sprzeczności, niewątpliwie były więc niespodziewane.

    Emm… podaj przykład, bo jak pragnę zdrowia nie umiem nic takiego wygrzebać.

    Używającego do tego pozbawionego sensu planu i alchemii, jaka nawet Ojca w Centrali wprawiłaby w podziw.

    Bez przesady. Po pierwsze jego plan był prosty – doprowadzić do wojny domowej i zdobyć  kliknij: ukryte . Po drugie na byle pierwszą lepszą z brzegu alchemię bracia Elricowie by nie polecieli. Poza tym wcale tak wybitna nie była, w porównaniu do tego, co reprezentowała płomienna alchemia Mustanga – nic niezwykłego.

    ciemiężona ludność miejscowa się nie poddaje, idealistka Julia się nie poddaje, bracia Elric się nie poddają, nikt się nie poddaje ani nikt nie komentuje tej historyjki ku pokrzepieniu serc.

    Klasyczny schemat typowy dla późnego romantyzmu? Łącznie z późniejszą przemianą bohatera. A pokrzepienie serc nie pasowało, bo to już inna epoka.

    Dość często wałkowany temat i tak zginął z ręki scenarzysty. Pozostała dawka dramatu i trochę prozy życia codziennego – nieszczególnie dobre, ale i nieszczególnie złe.

    Dlaczego zginął? Bo ktoś stwierdził, że dobro ogółu warte jest najwyższych poświęceń jednostki? Znowu romantyzm jak w mordę strzelił. Pamiętaj, że z dylematów wynikł ostatecznie dalszy pęd fabuły.

    Jest grafika, powinna też być muzyka. Jest, a jakby jej nie było. Straszna sztampa à la Hollywood.

    Albo napisałeś to z zasady, że „o muzyce coś napisać trzeba, bo tak wypada”, albo słoń Ci na ucho nadepnął.

    Skądś już znam te melodie. Z kilkuset innych filmów.

    Bluźnisz… Oj, nawet nie wiesz, jak mocno bluźnisz w tym momencie. Jako poniekąd koneser muzyki filmowej mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że to, o czym piszesz, a to, co słychać w filmie, to dwie zupełnie inne rzeczy. Orkiestry grające dla Hollywood brzmią zupełnie inaczej.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    swobby 27.02.2012 23:02
    8/10
    Z przykrością muszę stwierdzić, że zgadzam się z większością słów z poniższych komentarzy. Na film oczekiwałam z niecierpliwością, ale również i nie nastawiając się na nic nadzwyczajnego. Niestety, zawodzi kreska – choć momentami wygląda całkiem fajnie, kolory również. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na niedopracowane projekty postaci w dalszym tle, czasem nawet na pierwszym planie. Całość z wyglądu jest nierówna – wielkie sceny akcji są starannie dopracowane, te spokojniejsze fragmenty potraktowane „na odwal”. Niedociągnięcia stara się tuszować animacja – bardzo fajna i płynna, choć trafiają się dłuższe chwile „przestoju” – jednak widać, że twórcy więcej czasu poświęcili właśnie jej, zamiast kresce. Za to komputerowe wstawki o wiele lepsze niż w CoS (no, to chyba oczywiste :P). Muzyka, opening, ending i OST – bardzo fajne, lecz nie powalające. Zresztą, to kwestia gustu :).

    Co do fabuły, to faktycznie nic odkrywczego, niemal powtórka z Ishval, tylko bardziej napakowana dramatyzmem – który prawie wcale nie porusza. Jeszcze przed wycieknięciem filmu do Internetu w licznych komentarzach obiecywano wartką akcję i mnóstwo krwi; co do akcji, to nie przeczę (pod koniec musiałam kilka razy zatrzymywać, żeby zobaczyć, co się właściwie stało :P), zaś krew, owszem była, ale mnie osobiście nieszczególnie poruszyła (już w CoS krwawe sceny, choć mocno przesadzone, robiły większe wrażenie). Charakterystyczny humor został okrojony – w CoS doczekaliśmy się paru całkiem zabawnych scenek, tutaj choć niby możemy uśmiechać się częściej, to jednak porządnego gagu nie znajdziemy. Wszystko, jak już zauważono opiera się na schematach i do samej historii FMA nie wnosi nic nowego – ot, jedna z wielu przygód braci Elric na drodze do osiągnięcia celu. Takie historyjki można mnożyć w kółko, i tak będą tylko fillerami.

    Jeśli chodzi o postacie… Julia i Ashley  kliknij: ukryte  są najlepiej opracowani. O pozostałych „nowych” niewiele można powiedzieć, nie zostają zbyt długo w pamięci. Roy, Riza i Winry? Moim zdaniem najlepiej wyglądające postacie w filmie :> – jednak wiele do roboty w nim nie mają. Zwłaszcza Roy – aż żal było patrzeć na jego bezradność wobec potęgi posiadaczy  kliknij: ukryte . A Winry została ponownie potraktowana, jak w CoS – brak słów po prostu :(. Ludzie z Bones chyba naprawdę nie znoszą tej postaci. Scena, gdy Ed przebiega obok, nawet jej nie zauważając – chyba lepiej nie mogli pokazać, jak bardzo jest tu zbędna. Riza jako cień Roya poradziła sobie świetnie – momentami zapominałam o jej obecności. Na koniec Ed i Al – niby biorą udział w całym zamieszaniu, lecz nie można oprzeć się wrażeniu, że na siłę próbują być zauważalni. Z całą pewnością nie są głównymi bohaterami tej historii. Choć więcej niż zwykle dzieje się wokół Ala (plusik za to), to jednak razem z Edem mają niewielki wpływ na rozwój wydarzeń – niby coś robią, ciągle gdzieś biegają, ale jakby ich nie było – historia spokojnie mogłaby potoczyć się bez nich. Jeszcze Edowi dano pod koniec powalczyć z głównym „bossem”, coby nikt się nie czepiał, że nie jest tu taki ważny :P.

    Czy warto zabierać się za te „popłuczyny”? Myślę, że tak, choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Całość mimo wszystko wciąga, animacja i efekty robią swoje, fajnie też popatrzeć na Elriców w akcji :). Nie ma co nastawiać się na oryginalną opowieść, jednak choć schematycznie, nie jest tragicznie. Ja tam z przyjemnością obejrzałam całość (dziś oglądam drugi raz :P) i bynajmniej nie uważam, żeby to była strata czasu. Trochę szkoda, że fabuła jest mniej wyszukana, a nasze ulubione postacie odsunięte na dalszy plan – cóż, można to przeboleć ;). Cieszę się, że pomimo tylu wad zdołałam obejrzeć ten film (ACTA), poza tym byłam nastawiona na to, że będę musiała czekać jeszcze parę miesięcy :P. Tak więc zamiast narzekać – lepiej po prostu obejrzeć.

    A nawiasem mówiąc: jeśli chodzi o to, w którym momencie historii z mangi zaczyna się film… Tak się składa, że wiem :). Jest dodatkowy rozdział, 45.5 (jakieś 20 stron), przedstawiający wydarzenia na krótko przed ucieczką Ashleya z więzienia. Wszystko zaczyna się wtedy, gdy Ed i Al próbują sprowokować Scara do ataku. Bynajmniej nie jest to końcówka mangi, więc wydaje mi się, że Ed pod względem wieku wygląda dobrze (jeszcze wyraźnie kurduplowato :P) Co nie zmienia faktu, że w tym filmie ma najbrzydszy design, niestety :(.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    miko_kikyou 22.02.2012 22:36
    Wynudziłam się jak smok ;(
    Na moje ten film był zbędny, nic nie wnosił. Intryga grubymi nićmi szyta,w ogóle nie wciąga. Nawet Maaya Sakamoto tu nic nie poradzi. Jej postać to taki chodzący ideał przypominający księżniczki z bajek disneya, które są słodkie, miłe i szlachetne. Główni, źle biegają tylko dookoła z szaleńczym śmiechem, żadnych emocji we mnie nie wzbudzają. Podczas seansu Brotherhood, wielu z tych złych potrafiło człowieka czymś zainteresować, nawet dało się ich polubić, można by powiedzieć, że już wyprany z emocji Ojciec ma bogatszą osobowość niż charaktery z Milosa.Po za tym kreska jest przepaskudna, naprawdę nie rozumiem, czemu nie można było zrobić filmu podobną techniką tak jak anime, nieważne już czy w stylu 1 albo 2 adaptacji. Al jeszcze jakoś uszedł w tłoku, ale Edward wyglądał koszmarnie, podobno fabuła filmu ma miejsce gdzieś pod koniec mangi, a tutaj wydaje się, że Stalowy ma z jakieś 10 lat…Co z tego, że jest pełno wybuchów i efektów komputerowych skoro zatracano prawdziwego ducha serii. Gdyby to była oddzielna produkcja, pewnie miałabym o niej lepsze zdanie. Jednak FMA przyzwyczaiło mnie do wyższego standardu i lepszej zabawy dlatego jestem zawiedziona…
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Slova 19.02.2012 01:07
    Nie wiem, jak mozna pisać, że to anime było nudne. Na ekranie cały czas się coś działo, dawno nie widziałem filmu, który tak przykułby moją uwagę.
    Poza tym to kawał dobrego kina, na pewno warte zobaczenia.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Perełka 18.02.2012 16:53
    Coś oglądałam, ale na pewno to nie było FMA. Zniknął gdzieś ten klimat, za który tą serię tak kocham. Kreska bohaterów rodem z 1 serii, tylko w dużo gorszym wydaniu. Nie mogę przyczepić się to teł, bo naprawdę był to kawał dobrej roboty; szczegółowe krajobrazy itd. Cała reszta leży i kwiczy. Historia nie porywa – jest nudna, przez co widz jedynie pragnie tego, aby się to skończyło. Podczas oglądania nie pojawia się we mnie ani krzta współczucia. Śledziłam losy bohaterów bardzo niechętnie, a czas dłużył mi się i dłużył. Alchemia została podrasowana, postacie ze starego FMA; BH wciśnięci na siłę, a tak czy siak wszystko na końcu zostało w rękach  kliknij: ukryte . I nagle zaśmierdziało typowymi schematami. Bo jakby nie patrzeć, na ich podstawie to anime powstało. Jest główne zUo, biedni ludzie, nastolatka którą wszyscy uwielbiają bo jest taka dobra, pomocna i kochana i jakiś popapraniec, który chce rządzić światem. A żeby zapachniało nieco FMA wrzucono braciszków Elric, Mustanga i Winry (tak na marginesie,najbardziej wciśnięta na siłę postać postać) Jakoś nie umiem się szerzej wypowiedzieć odnośnie tej serii. Nie oczekiwałam od niej zbyt wiele, a i tak mnie zawiodła. Czemu obejrzałam to do końca? Bo FMA: BH jest moim ulubionym anime i cokolwiek jest z nim związane, ja muszę obejrzeć. Podsumowując: 'Milos…' nie porywa. Jest nudne. Z góry mniej­‑więcej wiadomo jak się skończy, nie spodziewamy się jakiegokolwiek większego zaskoczenia, dlatego w głowie nie powtarzamy ciągle, tak jak za czasów 2 serii 'Czy to uratują?', a 'Kiedy wreszcie to uratują?'.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Enevi 10.02.2012 20:16
    Święta gwiazda Milos, czyli jak nie wiadomo, o chodzi, to chodzi o ...
    czyli  kliknij: ukryte  Taaaak, no to główna tajemnica rozwiązana… Można iść do domu?
    Ten film to przede wszystkim grafika i Maaya Sakamoto. Za resztę serdecznie dziękujemy, czyli resztki głównego dania wrzucamy do kubeczka, zamykamy i wstrząsamy. Intryga jest… banalna. Uciśniony lud jest? Jest. Skorumpowani oficerowie są? Są. Szaleńcy są? Są. Ruch oporu jest? Jest. Sens jest? Nie ma… Znaczy coś tam niby gdzieś tam… Ale po co? Od pierwszej sceny wiadomo, kto jest podejrzany i jakie ma motywy… Główni bohaterowie (nie bracia Elric) są tak przepakowani, że wszyscy alchemicy przy nich powinni zapaść się ze wstydu pod ziemię. Ile litrów krwi jest w ludzkim ciele? DUŻO. A Riza i Roy robią za ozdoby, a ci nowi są tacy papierowi… ALE Julia przynajmniej potrafi strzelać. W skrócie? Popłuczyny po oryginalnej historii, za które chyba nie warto się zabierać.

    Zamaskowano spoiler. Moderacja
    Odpowiedz
  • odpowiedzi: 0 Hitori Okami 9.10.2011 23:52:31 - komentarz usunięto
  • odpowiedzi: 0 Anielski_Pyl 9.10.2011 22:14:05 - komentarz usunięto
  • Po' Ziomka 1.08.2011 20:00:18 - komentarz usunięto
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime