Komentarze
Hotarubi no Mori e
- komentarz : Aoi9709 : 20.06.2023 03:59:16
- Re: Niezwykłe : Anonimowa : 16.05.2020 06:52:38
- Piękne anime : Anonimowa : 3.05.2020 02:28:18
- hotaru : sad angel22 : 26.03.2017 21:01:06
- ... : Patty : 9.10.2016 15:29:16
- Ogólnie... : M Neko-chan : 11.09.2016 16:21:03
- Re: Wzruszające : M Neko-chan : 11.09.2016 15:33:19
- Jak na moje : Ezarel : 15.08.2016 17:56:47
- vvvvv : sad angel : 10.11.2015 19:15:43
- Zasadniczo nic specjalnego : Turbotrup : 25.10.2015 14:41:21
Cudo
Piękne.
Mam tylko jedno pytanko. kliknij: ukryte Dlaczego nie mogli ''obejść'' tej zasady z dotykiem? Gdybym była na ich miejscu, spróbowałabym pokombinować. Na przykład przytulić Gina przez koc, nałożyć rękawiczki i chwycić go za rękę.
Warte zobaczenia
PS: Mimo wszystko w swojej naiwności myślałem, że ta historia skończy się jednak inaczej, ale Japońce to Japońce :P (liczy się przekaz i takie tam…)
Świetna recenzja alternatywna!
Jestem osobą, która ma wielką potrzebę zachowania dystansu. Posiadam niewygodny opór przed wszelakim przytulaniem, łapaniem za rękę i kiedy ktoś wkroczy na ''zakazany teren'', wywołuje tym u mnie różne reakcje, sztywnienie, odpychanie, chichot albo rumieńce. Może Hotarubi no Mori e pozwoli mi bardziej docenić rolę dotyku w codziennym życiu.
Nic dodać, nic ująć.
Czemu nie obejrzałam tego wcześniej? Film sprawił, że się uśmiechałam, a potem płakałam. niestety, ta relacja kliknij: ukryte była od początku skazana na niepowodzenie. Mimo wszystko, chyba byli spełnieni? Gdzie tu jest tragiczne zakończenie? ja chyba go nie zauważyłam. To w rzeczywistości happy end – trzeba tylko dobrze zrozumieć. Relacja pokazana w sposób delikatny i taktowny. Dobrze, że krótkie – mogliby za bardzo to przeciągnąć i zepsuć efekt.
Nic dodać, nic ująć. Idealne.
Don't touch me.
Zaproszenie w smugę blasku
HIEROFANIE BLISKOŚCI
HnM jawi mi się przede wszystkim jako przypowieść o fenomenie spotkania. Podejmując temat najbardziej podstawowego i niezbędnego z ludzkich doświadczeń, nie tylko realizuje go bez wtórności czy sentymentalizmu, ale potrafi prawdziwie zafascynować grą parabolicznych sensów. Najbardziej znamienny spośród nich zawiera się według mnie we wskazaniu na misteryjny wymiar dobrowolnego wkraczania w cudzą obecność.
Gdybym miała próbować wyjaśnić, skąd HnMe, pozornie tak nieskomplikowane, czerpie wiarygodność i siłę oddziaływania, postawiłabym na obrazowanie – gęste od uniwersalnych symboli oraz archetypicznych gestów. Ich obecność nobliwie prześwieca przez shoujo‑sztafaż, przydając tytułowi głębi, powagi i wieloznaczności, ale ani go nie przytłacza, ani nie czyni niezrozumiałym. Jak w przypadku baśni magicznej czy mitu, symbolizmu HnMe nie trzeba pracowicie „dekodować”, rozszyfrowywać. Historia ludzkiej dziewczyny i tajemniczego młodzieńca w masce należy do kategorii narracji, których – zamiast je „rozumieć”- po prostu się zaznaje.
MISTERIUM TREMENDUM ET FASCINOSUM
Już samo zawiązanie akcji, zbłądzenie Hotaru w las cudów i potworów (kto ma na tyle mądrości, by odróżnić jedne od drugich?), sygnalizuje folklorystyczne zakorzenienie tytułu i sytuuje go wewnątrz pewnego konkretnego obszaru mityczno‑baśniowej tradycji. Zagajnik na odludziu, przed którym przestrzegają legendy, brama torii opleciona szimenawą i wiodące w leśne ostępy, spękane od starości kamienne stopnie, nawet srebrnowłosy chłopiec, którego nie można dotknąć, gdyż bezpośredni kontakt z człowiekiem spowoduje jego unicestwienie – wszystko to razem wzięte reprezentuje przestrzeń wyraźnie wydzieloną z codzienności, świętą i zakazaną, obłożoną tabu. Bo tabu – rozumiane jako nieprzekraczalna granica, śmiertelny nakaz, fundamentalna cena porządku i bezpieczeństwa – stanowi jądro tej historii. HnMe jest według mnie przypowieścią o tabu bliskości. Jego naruszenie sprowadza zawsze rozkosz i chaos, olśnienie i utratę.
Osobiście widzę w HnMe tytuł z tej samej półki, co baśń o Pięknej i Bestii czy mit o Amorze i Psyche. Oczywiście nie w tym rzecz, aby scena z kliknij: ukryte Hotaru uchylającą lisią maskę Gina w poszukiwaniu jego prawdziwego oblicza wszystkim zaraz kojarzyła się z perypetiami greckiej księżniczki i feralną lampą oliwną. Chodzi mi o bardziej uniwersalne analogie. Ze swoim ambiwalentnym traktowaniem spotkania historia autorstwa Yuki Midorikawy idealnie wpisuje się w bogatą rodzinę fabuł, które w swej najgłębszej istocie opowiadają o trudnym, „potwornym” obliczu przywiązania. O lęku, który trzeba przełamać, zanim będzie można cieszyć się miłosną komunią, o realnej groźbie wynikającej ze zjednoczenia. Są to opowieści z jednej strony portretujące zachłanne pragnienie intymności, z drugiej zaś opisujące zagrożenia z nią związane. Ich fundament stanowi konflikt dążenia i unikania. Jest w nich zawsze jakaś bestia do pokochania, jakiś ropuch do pocałowania, jakiś książę ukrywający się pod osłoną ciemności, jakaś śmiertelniczka umierająca, bo chciała zobaczyć swego zaświatowego kochanka w całym jego boskim majestacie. Zawsze występuje w nich jakiś rezerwuar grozy, wskutek której miłosne przyciąganie miesza się ze strachem i śmiercią. Tego „drugiego”, do którego chcemy się zbliżyć, którego niespodziewanie zaczynamy kochać, definiują one jako misterium. Nie tylko misterium fascinosum, ale też misterium tremendum.
W HnMe od pierwszych minut filmu obecność drugiej osoby prezentowana jest jako fenomen o niepokojąco dwuznacznym statusie: coś życiodajnego i zagrażającego jednocześnie. Dla zrozpaczonej, zagubionej w lesie Hotaru pojawienie się Gina stanowi oczywiste remedium na pobłądzenie, strach i samotność. Nieważne, że chłopiec ukrywa twarz za dziwną, lisią maską – sam jego głos, sama jego asysta wyrywają z ust zapłakanej bohaterki okrzyk radości i pewność ratunku. „Drugi” jest dla Hotaru schronieniem, uspokojeniem, azylem pośród obcości, dlatego powierza mu się ona z absolutną ufnością. Poprzez żywiołowy entuzjazm przylepnej dziewuszki zostaje jednak uwydatniona – na zasadzie kontrastu – powściągliwość tajemniczego rezydenta górskiej polany. Gin, który cały jest dystansem i ostrożnością, dziwi się otwartości Hotaru, zdumiewa go jej niefrasobliwość i brak lęku. Nie bez powodu. Kontakt rozumiany jako bezpośrednia, cielesna bliskość – oznacza dla jego delikatnego, eterycznego jestestwa zgubę. Boi się ich tak bardzo, że na początku –broniąc swojej osobności – nie waha się być brutalny. Jeszcze nie youkai, już nie człowiek.
PARANORMAL ROMANCE?
Właściwie, gdyby się uprzeć, można by z racji na „zaświatowy” status ontyczny Gina zaklasyfikować HnMe jako paranormal romance. Odkąd jednak formuła przeżyła swój spektakularny zmierzch, byłoby to równoznaczne z krzywdzącą, artystyczną degradacją tytułu. Zaświatowość Gina (może lepiej byłoby napisać „poza‑światowość”) nie jest wszak jedynie pustą, plastikową dekoracją. Symbolizuje – w węższym sensie -emocjonalną kruchość i wycofanie tych, kliknij: ukryte których kiedyś, w przeszłości skrzywdzono bez‑miłością. Zaklęcie nałożone przez boga lasu na porzucone przez rodziców dziecko i w ten sposób chroniące je od śmierci, lecz za cenę „niedotykalności” – zgodnie z eksternalizacyjną poetyką baśni – współtworzy obraz ludzkiej psyche, która z jakichś przyczyn „uwięzła” w postrzeganiu innych oraz zależności od nich jako źródła utajonej groźby (Gin nie tylko boi się Hotaru, ale też boi się „w jej imieniu” – nie może uwierzyć, że ona nie lęka się jego). W szerszym sensie nadnaturalna delikatność kliknij: ukryte wychowanka troskliwych youkai akcentuje bezbronność i podatność na cierpienie jako uniwersalny rys każdej osoby wchodzącej w głęboką relację zaufania, zawierzenia i miłości.
W głębi międzyosobowych zbliżeń zawsze czai się subtelna groźba. Żadne tandetnie „sparklające” wampiry czy inne metamorfujące wilkołaki nie skontaktowały mnie tak skutecznie z „gotycką” stroną budowania więzi, jak głęboko niesamowita scena, kliknij: ukryte w której Gin pośród ciemnego lasu zdejmuje swoją maskę i zakłada ją na twarz Hotaru. Nie trzeba mi więcej, zwłaszcza w połączeniu z kliknij: ukryte dramatyczną kulminacją, by uzmysłowić sobie, że wkroczyć w cudzą obecność (i otworzyć przed kimś własną) znaczy wydać się na pastwę. Czarów. Blasków. Więzów. Odmiany. Obcości. Grozy. Straty. Śmierci. Bliskość jest bowiem krainą paradoksu.
Sprawia, że znikamy. Przestajemy się rozpoznawać. Nie ma nas już takich, jakimi byliśmy wcześniej. Zyskujemy w niej zupełnie nowe, tajemnicze oblicze, jak Hotaru, lub po prostu odzyskujemy oblicze prawdziwe, sprzed masek, jak Gin. Jest to cud, który wyklucza małoduszną ostrożność. Nie dozna go nikt, kto skąpi siebie. Kto jest powściągliwy. W miłość, w dotyk trzeba wkroczyć z desperacką hojnością. Ufnie. Jak dziecko. Nie będąc pewnym niczego. Będąc gotowym na wszystko. Na rozkosz i rozpacz. Pełnię i pustkę. Apoteozę i anihilację. Tylko wtedy jesteśmy się w stanie wyzwolić od nużącego pół‑bycia. Przeżyć festiwal cudów. Zalśnić. Bo bliskość, jakkolwiek by nie była ryzykowna, konstytuuje nasze istnienie. Konstytuuje człowieczeństwo. Bez bliskości, bez dotyku – znikamy. kliknij: ukryte Raz odrzuceni, nasiąkamy lękiem. Zwątpieniem. Jak Gin. Srebrniejemy, milkniemy, wypełniamy się tęsknotą – cierpliwie znoszoną, choć nie do zniesienia. Zaczynamy się ukrywać – za maskami, w magicznych, oddalonych od świata twierdzach‑samotniach. Za zasłoną zaklęć, które chroniąc, jednocześnie pętają. Sprowadzają cierpienie będące ceną spokojnego, „kontrolowalnego” odizolowania. Owo niezwykle sugestywne przekazane cierpienie Gina dostarcza najmocniejszego argumentu, by – w sensie całościowym – odczytywać HnMe jako wzruszającą, lecz bynajmniej nie naiwną, afirmację bliskości.
BETWIXT AND BETWEEN
Napisałam na początku, że w baśniowym świecie HnMe niesłychanie trudno odróżnić cuda od potworów. Groźby od obietnic. Ścieżki prowadzące do domu od jałowych, bezpiecznych bezdroży. Pobłądzenie od odnalezienia. Że jest to świat rządzony paradoksem. Z jednej strony poznaczony granicami i zakazami, z drugiej strony niezmiennie (choć bez trwałego skutku) dążący do „zmieszania” odrębnych rzeczywistości, do połączenia tego, co rozpaczliwie samotne, „różne”, osobne. Fabuła i obrazowanie użyte w HnMe zdradza wyraźną fascynację Yuki Midorikawy kategorią liminalności, czy raczej procesualności, wiecznej niekompletności. Migotliwe betwixt and between w rękach mangaczki i jej adaptatorów staje się naprawdę sugestywnym narzędziem definiowania bliskości. Jej fenomen zdaje się zawierać właśnie w ulotnym, dręczącym „pomiędzy”. „Pomiędzy” ma potencjał być zarówno przekleństwem, jak i błogosławieństwem.
Klimat hipnotycznego, ambiwalentnego zawieszenie genialnie ewokuje scena z Hotaru myślącą o Ginie podczas jednego z gorących, letnich popołudni. Dziewczyna leży wówczas na drewnianej podłodze domu wujka, na wprost wyjścia do ogrodu. Przez środek jej sylwetki przebiega wstęga światła sączącego się z niedosuniętych drzwi. Pozostającą w cieniu twarz przykrywa ona trzymanym w dłoni wachlarzem. Relacja twarzy i maski, relacja zasłaniania i odsłaniania, wydaje mi się kluczowa dla wymowy HnMe. Wymyka się ona przy tym (jak zresztą cała reszta) prostym, oczywistym interpretacjom. Najłatwiej byłoby stwierdzić, że historia Gina i Hotaru opowiada wyłącznie o odrzucaniu masek, o wysupływaniu spod zasłon i okryć bezbronnych, ale nareszcie gotowych do intymności jestestw. Kodowaniu maski tylko i wyłącznie jako symbolu negatywnego zamknięcia i odseparowania przeczy jednak wspomniana już tajemnicza scena, w której kliknij: ukryte Gin ukrywa pod chłodną, nieruchomą podobizną lisa oblicze Hotaru, by móc ją pocałować. Jest to bez wątpienia gest miłości, powtarzający zresztą pełen troski akt boga lasu nakładającego – wraz z ochronnym zaklęciem – lisią larvę na buzię opuszczonego chłopca. Wraz z wszystkimi innymi symbolami kliknij: ukryte połączenia‑oddzielenia (zwłaszcza z pasem tkaniny łączącym nadgarstki dwojga protagonistów oraz z rozpaczliwym tuleniem się Hotaru do zapadającego w niebyt kimona) może sugerować jednoczesną nieodzowność i niekompletność jakiejkolwiek ludzkiej intymności. Konieczność i niemożność całkowitego międzyosobowego poznania. Niezbywalność „obcego” w bliskim. Z kolei w obrębie wątku pokazującego, jak Hotaru uczy się respektować delikatność granic Gina, jak stopniowo dostraja się do jego ontologicznej kruchości, scena z kliknij: ukryte „zamaskowanym” pocałunkiem funkcjonuje jako znak czułej zgody na ową nieoswajalną obcość. Więcej nawet: ukazuje celebrowanie przynależnej drugiemu tajemnicy jako postawę, w której dojrzała miłość najpełniej się wyraża.
MASKA ZDEMASKOWANA?
Oglądana z tej perspektywy (jak widać, można rzeczone perspektywy mnożyć niemal w nieskończoność) maska, a co za tym idzie tajemnica, z ochronnego przymusu i metafizycznej konieczności nieoczekiwanie przekształca się w wartość. Oznacza już nie tremendum, ale fascinosum – coś co zdumiewa, przyciąga, intryguje. Aż po oczarowanie. kliknij: ukryte To właśnie maska czyni z Gina youkai – srebrnowłosego, wiecznie młodego, leśnego księcia. Czy pozbywanie się jej jest w takim razie bezwzględnie dobrym pomysłem? Warto tu jeszcze raz powrócić do sceny z małą Hotaru, która kliknij: ukryte podczas snu Gina ośmiela się zajrzeć pod lisią zasłonę. Na tym przecież całe wydarzenie się nie kończy. Spotkawszy (!) spojrzenie chłopca, ciekawska pannica w komicznej panice usiłuje wcisnąć maskę z powrotem. A jeśli ów instynktowny gest posiada równie archetypiczny charakter, co wcześniejsze de‑maskowanie? Może w miłości zasłanianie jest równie ważne jak odsłanianie? Dotykaniu i „obieraniu” (rozbieraniu?) z tajemnicy towarzyszy wprawdzie upajająca ekscytacja i rozkoszne drżenie (nie bez powodu Psyche rozlała gorącą oliwę), jednakże ostatecznie – podobnie jak nocny festiwal nadprzyrodzonych istot – musi się ono kiedyś skończyć. Końcowi upojeń towarzyszy zaś żal. Ci, których spotykamy jako bóstwa, pozbawieni masek nader często zmieniają się z zaczarowanych książąt w prozaicznych śmiertelników (samo HnMe wygrywa dość mocno motyw karnawalicznej złudy, ontycznej niepewności – kto jest człowiekiem, a kto youkai?). W zbliżaniu się do drugiej osoby od początku kiełkuje ziarno oddalenia. „Jeśli zbyt natrętnie będziesz mnie szukać, utracisz mnie” – mówił Amor do Psyche, uczciwie informując księżniczkę o ryzyku związanym z przekroczeniem tabu bliskości.
Tak dochodzimy do jeszcze jednego ze sposobów odczytania olśniewającego, migotliwego i słodko‑gorzkiego finału HnMe. kliknij: ukryte Chwila na okazanie miłości, na bycie w niej, na zanurzenie się w drugim – ta okazja, kiedy wąska brama blasku ciągle jest uchylona, kiedy możemy się rozpoznać i dotknąć, przede wszystkim w sensie ontycznym – warta jest wszelkiego ryzyka, lecz wywołane nią miłosne oniemienie nigdy nie trwa wiecznie. W momentalności zamyka się cud doskonałej, zapierającej dech w piersiach równowagi pomiędzy zafascynowaniem a oswojeniem. Od częstego obejmowania cuda bledną, wycierają się, powszednieją. Znikają, ponieważ – jak to pisał Flaubert – dotykając bóstwa, przyczynimy się do jego unicestwienia. Pozłota zostaje na rękach, pogrążając nas w rozdzierającej nostalgii.
Zbyt krótka piękna historia
...............
powiew smutku
Jedyny minus ~
boskie
大好き!
Spokojna historia, która wzbudziła we mnie emocje, o których dawno zapomniałam. Miałam łzy w oczach, co mi się zdarza rzadko bardzo.
Kto nie obejrzy, ten lama, ot co.
T.T
Ma w sobie tyle ciepła i uroku. Sama miałam tragiczną ochotę dotknąć Gina.
Płakałam jak mały bóbr.
~~~"Hotarubi no Mori e"
Droga Anyo, ja też myślałam na początku o takim zakończeniu, ale rzeczywiście – byłoby ono chyba zbyt banalne… Ale powinnaś ukryć tekst, bo można z twojej odpowiedzi wywnioskować, co się prawdopodobnie nie stało. Te 40 minut minęło zbyt szybko. Na początku wolno, a potem tak prędko, że nie miałam się czasu do końca ich szczęściem nacieszyć. To anime zapadło mi w pamięć i na długo zostanie w moim sercu. Polecam. Przyjaźń – pragnienie – miłość.
Przepiękne.
Ocena, którą chciałam wystawić, to 9/10. Ale oglądałam z młodszą siostrą, ośmiolatką. Siedzi właśnie obok mnie i stanowczo odmawia wystawienia oceny innej od maksymalnej. Cóż mi pozostaje? Skoro ta poniekąd dojrzała opowieść trafiła także do dziecka, tym bardziej należą jej się brawa. Więc ostatecznie wystawiam najwyższą notę. Hotarubi no Mori e na nią zasługuje.
z młoszym rodzeństwem?
Krótko i na temat.
Hotarubi no Mori e to jedno z tych anime, które wiadomo jak się zakończy ale i tak z bolącym sercem brnie się do końca serii miejąc resztki nadziei na inny obrót sytuacji. Bohaterów(głównych i pobocznych) da się polubić, a kreska jest bardzo przyjemna dla oka.
Polecam.
Po prostu piękne...
Zdecydowanie 10/10. Hotarubi no Mori e staje się jedną z moich ulubionych serii! ^.^
Przyjemne.
Choć Hotarubi mówi cicho o emocjach, do mnie trafiły one z niecodzienną siłą.