Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 10/10
fabuła: 9/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 9
Średnia: 8,56
σ=1,17

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Eire)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Black Jack Final

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 2×49 min
Tytuły alternatywne:
  • ブラック・ジャック FINAL
Gatunki: Dramat
Widownia: Seinen; Postaci: Pielęgniarki/lekarze; Rating: Nagość, Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Azja, Japonia; Czas: Współczesność
zrzutka

Requiem dla Osamu Dezakiego. Black Jack powraca po raz ostatni?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Eire

Recenzja / Opis

Są animacje, które w ciemno można polecić każdemu. Są też takie, których twórcy wybrali opowiedzenie swojej historii niewielkiej grupie słuchaczy. Omawiana pozycja jest być może najbardziej niszowym tytułem na Tanuki. Nikt nie bawi się we wprowadzenia, więc nie sposób jej oglądać, nie wiedząc, co i jak, kto i dlaczego. Black Jack Final stanowi bezpośrednią kontynuację Black Jack OVA, które z kolei ściśle splecione jest z mangą o tym samym bohaterze. Nie warto sięgać, jeśli nie wiesz, z czym to się je.

Nie będzie zbytnią przesadą nazwanie Black Jacka ukochanym dzieckiem jednego z największych mangaków w historii. Nielegalny doktor w czarnej pelerynie w połowie lat 70. pozwolił Tezuce po raz drugi nabrać wiatru w żagle i skierować się ku poważniejszym pozycjom dla odbiorcy, który wyrósł już z Kimby i Astro Boya. Skoro zaś Osamu Tezuka był ojcem Black Jacka, to jego współpracownik i duchowy spadkobierca, Osamu Dezaki, okazał się wzorowym ojcem chrzestnym. Choć w połowie lat 90. jego metody wychowawcze wielu fanom wydały się zapewne kontrowersyjne, dzisiaj trudno wątpić, że właśnie dzięki niemu Black Jack nie tylko przeżył swojego twórcę, ale także wyruszył na podbój zagranicznych krain i serc obcych fandomów na długo zanim słowo anime weszło do angielskiego słownika.

Nie ma chyba w świecie anime adaptacji, która tak diametralnie różniąc się od oryginału, została mu całkowicie wierna w istocie rzeczy, jak Black Jack OVA. Proste, komiksowe kadry pod opieką Dezakiego zamieniły się w niemal naturalistyczne postacie w surrealistycznej scenerii, a różne wątki i oryginalne pomysły zmieszały się, dając dziesięć niepokojących odcinków animowanego magicznego realizmu, gdzie naturalizm cięcia spotykał się z fantastyczną przyczyną. Były oczywiście inne adaptacje – dłuższe, o bardziej nowoczesnej grafice, nawet wierniejsze na płaszczyźnie opowiadanej historii – ale Adaptacja jest tylko jedna. W 2011 roku Black Jack osierocony został po raz drugi. Ostatni raz Osamu Dezaki wziął przykład ze swojego mistrza, mimo ciężkiej choroby kontynuując pracę nad jeszcze jednym projektem. Czy to przypadek, że pośmiertnie wydanym dziełem okazały się ostatnie od lat zapowiadane odcinki o Black Jacku?

Black Jack, mistrz skalpela, chirurg bez licencji, na brak zajęcia nie narzeka. Większość jego pacjentów puka do drzwi samotnego domku, by spróbować ostatniej szansy w chwili, gdy lekarze rozłożyli ręce. Mniejsza grupa przybywa wprost do niego, z pominięciem oficjalnych przybytków medycyny. Ci, których słabość nie może wyjść na światło dzienne, wraz z leczeniem kupują milczenie, więc nietaktem byłoby zdradzać przebieg fabuły. Mogę tylko powiedzieć, że ta pacjentka już raz prosiła go o pomoc, a sprawa ma ścisły związek z Pinoko, małą pomocnicą doktora.

W oryginalnym komiksie owa Pinoko odgrywała dość ważną rolę, ale nie przekładało się to na jej popularność jako postaci. Ni to pies, ni wydra, ni dorosła, ni dziecko, mała kobieta­‑guz (tak, dobrze widzicie) biegała po kadrach, zapewniając, że jest żoną Black Jacka, wprawiając czytelników w stan zdumienia i doprowadzając ich do białej gorączki. Bardzo denerwująca i ciut żałosna, egzystowała w sumie bez celu, z rzadka popychając fabułę, a jeszcze rzadziej robiąc coś mądrego. Nic dziwnego, że w OAV początkowo ją pomijano, a gdy zdecydowano się ją wprowadzić, znacznie zmieniono jej charakter na bardziej odpowiedni do wieku. W Black Jack Final Osamu Dezaki pozwolił jej zagrać główną rolę, w niespełna godzinę naprawiając to, co Tezuka psuł latami. Poznamy dokładnie początki jej historii i prawdopodobnie gruntownie zmienimy o niej zdanie.

Pierwszy z dwóch odcinków to jedne z najpiękniejszych 45 minut, jakie dane mi było spędzić, oglądając anime. Znalazłam tu wszystko, za co kochałam prace Dezakiego i Tezuki, a jedyną wadą, jaką udało mi się znaleźć, była smutna świadomość, że ten łabędzi śpiew jest jednocześnie pożegnaniem. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że mamy tu do czynienia z najczystszym przedstawicielem realizmu magicznego w dziejach anime. Wbrew nazwie konwencja ta jest dla wielu ludzi trudna do przyjęcia, bowiem o ile dokładną naukę i skomplikowany mit jesteśmy w stanie podziwiać w oddzielnych historiach, zaakceptowanie ich obok siebie jest dla wielu ponad siły. Twórcom jednak udało się umiejętnie rozplanować wątki, tak by niepotrzebne wątpliwości nie zaprzątały widzowi głowy i by był on w stanie razem z bohaterem pochylić się nad sprawą ocierającą się o magię W końcu medycyna jest chyba ostatnią nauką, gdzie szukając „jak”, trzeba pogodzić się z tym, że nie powie to nam, „dlaczego”, a „po co”, nie dowiemy się nigdy. W naturze medyka leży doszukiwanie się przyczyn i nieodrzucanie a priori nawet najbardziej fantastycznych hipotez.

W przypadku drugiego odcinka mamy jak Bozia kazała fabułę i postacie, które mogę nazwać bez psucia seansu. Oto Black Jack zostaje (który to już raz) uprowadzony przez Specsłużby w celu uleczenia śmiertelnie chorego Despotycznego Dyktatora, którego śmierć przyniesie krajowi krwawą walkę o sukcesję. Podczas gdy Black Jack testuje nowe metody leczenia, dwór nie zasypia gruszek w popiele, starając się póki czas ugrać, co się da. Do tego odcinka mam parę zastrzeżeń. Po pierwsze, wcale a wcale wspomniana dyktatura nie przypomina Korei Północnej – pisałam już, że w tej serii nieładnie wychodzi pokazywanie palcem i groźne miny w kierunku konkretnych problemów politycznych. Po drugie, ciut za dużo tu wątków – mimo że wszystkie zostają dobrze podsumowane, mam wrażenie, że trochę brakło czasu ekranowego. Po trzecie, bohaterowie miejscami zachowują się, jakby rozum postradali. Po czwarte, nadmiar melodramatyzmu. A i tak jest oczko wyżej niż poziom, do jakiego przyzwyczajają anime.

Czy będzie jeszcze ktoś, kto odważy się podnieść rękę na Black Jacka? Nie kręcąc serialu o pacjencie tygodnia czy akademicko poprawne filmy, ale prawdziwą adaptację, mogącą tchnąć w ten cykl nowego ducha. Będzie trudno, bowiem jak ukazać wyrazistego bohatera, który z własnej woli trzyma się w cieniu? Nielegalny chirurg pozostawał ulubieńcem autorów, ale nie był stawiany na pierwszym planie. Niewiele mówi, ostatni włącza się do akcji, a o jego charakterze wnioskować można z sieci sprzężeń zwrotnych łączących go z pacjentami. W tych dwóch odcinkach właściwie pozwala nieść się fali wzburzonej przez jego osobliwych klientów. Choć nie gra pierwszych skrzypiec, to jednak nie mamy wątpliwości, że do niego należeć będzie ostatnie słowo.

Gdy usłyszałam, że gwiazdą jednego z odcinków ma zostać Pinoko, byłam pełna obaw. Jak łatwo się domyślić, nie jestem jej fanką, ale Dezaki z tego czegoś był w stanie wykroić całkiem przekonującą i wzruszającą postać. O pozostałych bohaterach nie napiszę zbyt wiele – w pierwszej części było ich kilkoro i wszyscy zapadli mi w pamięć, w drugiej pojawiła się cała gromada nieźle i prawdopodobnie zarysowanych postaci, mimo pewnych potknięć bardzo dobrych, ale ciut bez tej iskierki.

Gdy mowa o grafice, jestem w stanie sobie wyobrazić producenta wydającego polecenie „nie oszczędzać na niczym”. Jedyne stop­‑klatki to znak firmowy Dezakiego, powtórzenia twarzy to hołd dla Tezuki, poza tym pokaz tego, co grafika komputerowa ma do zaoferowania, a co rzadko ma okazję zaprezentować. Nieco zamglony odcinek pierwszy i ostre barwy drugiego świetnie współgrają z konwencją. Muzyka dostałaby 10 za samo przypomnienie Just Before the Sunrise, który to utwór kocham i ubóstwiam, ale reszta soundtracka nie odstaje poziomem. Ending, I'll be back, oddał melodią to, do czego zazwyczaj potrzeba tekstu, zaś motywy w trakcie odcinków niepokoją i pobudzają w odpowiednich miejscach, a po zakończeniu seansu ma się ochotę kupić płytę.

Pierwsza część genialna, druga zaledwie bardzo dobra. Osamu Dezaki nie zawiódł pokładanych w nim nadziei, ostatni raz udowadniając, że był godnym kontynuatorem wielkiego następcy. Black Jack Final był pożegnaniem dwóch twórców, którzy wywarli niezatarte piętno na japońskiej animacji, ale też dowodem na to, co można wycisnąć z tejże animacji, jeśli wezmą się za nią wizjonerzy.

Eire, 18 kwietnia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Tezuka Production
Autor: Osamu Tezuka
Projekt: Akio Sugino
Muzyka: Eiji Kawamura