Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10
fabuła: 6/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

brak

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Diablo)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Tomie: Another Face

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 1999
Czas trwania: 72 min
Tytuły alternatywne:
  • 富江 アナザフェイス
Gatunki: Horror
Postaci: Uczniowie/studenci; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Live action
zrzutka

Tomie po raz drugi i, o dziwo, zauważalnie lepszy.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Grisznak

Recenzja / Opis

Po lekko traumatycznych przejściach z pierwszym przedstawicielem filmowej sagi Tomie, podchodziłem do drugiej części tej serii niczym przysłowiowy pies do jeża, rozważając seans z napojem ze sfermentowanych owoców pod ręką, by uatrakcyjnić sobie oglądanie. Służba nie drużba jednak, więc nieco drżącymi palcami zacząłem manipulować gryzoniem, który zaprowadzić mnie miał w świat czarnowłosej grozy. I po raz kolejny obyło się bez kopania mnie prądem w celu pobudzenia do życia zmartwiałego ze strachu serca.

Pod względem fabularnym Tomie: Another Face to trzy różne opowieści, które spajają tylko dwie pojawiające się w każdej z nich postacie. Pierwsza część skupia się na zakochanym w niedawno przybyłej do jego szkoły Tomie chłopaku, niejakim Takashim, i podkochującej się w nim Miki. Oboje są uczniami liceum, a historia krąży wokół prób odzyskania Takashiego przez Miki. Co teoretycznie powinno być o tyle proste, że Tomie… podobno nie żyje. A jej ciało znajdują na śmietniku (czyżby żarcik twórców na temat tego, gdzie powinien trafić pierwszym film?). Opowieść druga ukazuje z kolei walczącego ze swego rodzaju niemocą twórczą profesjonalnego fotografa kobiet, pana o wdzięcznym imieniu Mori. On z kolei natknął się na Tomie dawno temu i teraz poszukuje swojej „idealnej” kobiety. I wreszcie historia trzecia, która mnie osobiście rozbawiła, ale ja to wredny złośliwiec jestem, przedstawia nam ślepo zapatrzonego w Tomie dorosłego faceta o imieniu Yasuda. Stanowi on skądinąd idealny przykład tego, jak bardzo miłość może człowieka ogłupić. W tej właśnie części wyjaśniona zostaje tajemnica tożsamości mężczyzny z opaską na oku, snującego się to tu, to tam w poprzednich opowieściach.

Wszystkie te powyższe rewelacje pokazane są w trwającym w sumie raptem 70 minut filmie, który to o dziwo ogląda się całkiem znośnie, a czasem nawet z pewnym zainteresowaniem. Co prawda aktorstwo miejscami jest trochę jakby drewniane, czego sztandarowy przykład stanowi dla mnie opowieść pierwsza – muszę przyznać, że chwilami nieźle rechotałem, obserwując poczynania Takashiego i Miki. A już szczególnie będącej „mózgiem operacji” Miki. Nie mam pojęcia, czy był to zabieg celowy, czy też to taki smaczek japońskiej gry aktorskiej, ale końcowe, poniekąd tragiczne sceny tej opowieści, okraszone kwestiami wypowiadanymi tonem pasującym do popołudniowej herbatki, tworzą całkiem interesujący klimat. Jednak zdecydowanie lepiej pod tym względem wygląda opowieść druga. Abstrahuję oczywiście od cudów niewidów, jakie są tam odstawiane, ale aktorstwo i odgrywane przez postaci emocje stoją tam już na przyzwoitym poziomie. Podobnie jest zresztą z opowieścią trzecią. Tu już co prawda nie jest aż tak różowo, jak w części drugiej, ale i tak widz jest w stanie kibicować poczynaniom tajemniczego Pana z Opaską na Oku. No i tutaj właśnie odbiorca uraczony zostaje całkiem przyzwoitymi efektami specjalnymi. Widać pierwsza Tomie musiała przynieść przyzwoity zysk, bo drugi film otrzymał zdecydowanie większy budżet.

Fabuła jest nie tylko bardziej sensowna i zdecydowanie bardziej wciągająca niż poprzednio, ale także nakręcona zdecydowanie dynamiczniej i w większej liczbie scenerii, zarówno zamkniętych, jak i otwartych, tak miejskich, jak i bardziej przyrodniczych. Film przestał też być tak dominująco ciemny, jak pierwsza część. Na osobne kilka słów zasługuje też według mnie aktorka grająca rolę Tomie. Już w poprzedniej recenzji zaznaczyłem, że dzięki swojej dynamiczności, Tomie była najjaśniejszym punktem pierwszego filmu. Powiedziałbym, że w tej części prezentuje się jeszcze lepiej. Tomie stanowi tutaj interesujący przypadek słodkiej landrynki zdolnej do szybkiej zmiany w wulgarną cholerę. Ot, takie rozwydrzone dziecko, które, jeśli nie dostanie tego, czego chce, to potrafi ugryźć tak, że zaboli. Nie, żeby mimo wszystko potrafiła szczególnie skutecznie straszyć, choć scenki pod koniec drugiej i trzeciej części mogły budzić pewien niepokój, ale oglądanie jej wyczynów potrafiło być całkiem zajmujące i wywoływać myśli w stylu „no ciekawe, co ta franca jeszcze wykombinuje”. Całości towarzyszy też wreszcie normalna muzyka. Wprawdzie nie zapada szczególnie w pamięć, ale składa się z dość przyjemnych melodyjek, które całkiem zgrabnie komponują się z tym, co widać na ekranie.

Nie oznacza to jednak, że film jest pozbawiony wad, co to, to nie. Pomijając kwestię aktorstwa, o której już wspominałem, pozostają jeszcze różne mniejsze bądź większe usterki. Jednych razić może duże stężenie zmartwychwstań Tomie, innych do pasji doprowadzi to, że w całym filmie praktycznie w ogóle nie widać krwi. Mimo że w kilku scenach powinna chlustać całkiem spektakularnie, to całość przelanej posoki nie zapełniłaby pewnie nawet litrowego garnuszka. Jeszcze innym będzie przeszkadzać zachowanie postaci, które bywa czasem najzwyczajniej irracjonalne. No i można by rzec, że tradycyjnie realizm całości leży i kwiczy. No, ale tego to się chyba nikt tutaj nie spodziewał.

Tym niemniej Tomie: Another Face można z lekkim przymknięciem oka na wady uznać za całkiem przyzwoity film. A może mówię tak tylko dlatego, że miałem do czynienia z koszmarną jedynką i teraz na jej tle wszystko wydaje mi się lepsze? Jakby jednak nie było, druga część sagi o Tomie wciąż jest horrorem, który do straszenia widza się nie za bardzo nadaje. I nadal, w porównaniu z kolejnymi częściami, jest to film stosunkowo nieprzekombinowany. Ot, taki średniej jakości filmowy odpowiednik fastfooda. Da się obejrzeć, da się nawet wyciągnąć z niego trochę przyjemności, a co poniektórym pokazane tu cuda pozwolą się pewnie zdrowo pośmiać. Jeśli ktoś ma ochotę, to może obejrzeć, ale jeśli tego nie zrobi, to niech wie, że wiele nie traci.

Diablo, 7 marca 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Autor: Junji Itou
Reżyser: Toshirou Inomata