Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,25

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 146
Średnia: 7,3
σ=1,99

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Conquest)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Code Geass Gaiden: Boukoku no Akito

zrzutka

Gdzie był Lelouch Lamperouge, jak go nie było? Pozycja obowiązkowa dla miłośników Code Geass: Hangyaku no Lelouch, opowiadająca o zmaganiach na europejskim froncie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Kira_desu

Recenzja / Opis

Code Geass: Hangyaku no Lelouch podzielono na dwa sezony, zaś ich akcję dzieli niemal roczna przerwa. Nie mogła być ona bez znaczenia, gdyż to, co drugi sezon prezentował na początku, było pozornie niespójne z zakończeniem pierwszego. Code Geass Gaiden: Boukoku no Akito jest właśnie wypełnieniem tej luki między dwoma odsłonami serialu. Siłą rzeczy stanowczo odradzam lekturę recenzji bez znajomości przynajmniej pierwszego sezonu serii telewizyjnej, gdyż omawiany tu cykl filmów okazuje się gigantycznym spoilerem, pomimo tego, że wbrew całemu wstępowi, jego fabuła nie ma nic wspólnego z głównym wątkiem.

Ostrzeżenie za nami. Przypomnijmy więc założenia fabularne – Święte Imperium Brytanii podbiło Japonię, przemianowując ją następnie na Strefę Jedenastą, a samych Japończyków na Jedenastostrefowców. Podbity naród rzecz jasna domaga się wolności i podejmuje walkę. W sposób dający nadzieję na powodzenie udaje się ją nawiązać dopiero pod wodzą zamaskowanego terrorysty – Zero. Po trudnych zmaganiach i porażce największego buntu przeciw Brytanii – Czarnej Rebelii – Zero ginie, przynajmniej oficjalnie.

Tymczasem w Europie trwa wojna Świętego Imperium Brytanii z Unią Europejską, która ma jednolitą administrację i armię. Dlatego też wśród uchodźców na Starym Kontynencie często pojawiają się Japończycy, zamieszkujący getta. Niezadowolenie w Unii jest tak wielkie, że armia decyduje o utworzeniu specjalnej jednostki W­‑0 (zwanej też Wiwerną lub Duchami Hannibala), złożonej z Jedenastostrefowców, zakładając, że po nich opinia publiczna nie będzie płakać. To właśnie działania tego szczególnego oddziału będziemy śledzić w Boukoku no Akito.

Przy omawianiu składu oddziału warto przede wszystkim wymienić jego dowódcę, Leilę Malcal, pracoholiczkę z ogromnym talentem strategicznym, która zawsze stara się działać dla dobra podwładnych. Jest wśród nich tytułowy bohater, Akito Hyuuga, ciekawy pod tym względem, że nie tyle jest użytkownikiem Geassa, co ma problem z Geassem. Poznajemy jeszcze trójkę jedenastostrefowych żołnierzy z amsterdamskiego getta: Ryou Sayamę, przywódcę tego tria, Yukiyę Naruse, specjalistę od komputerów i techniki, oraz Ayano Kosakę, nad której rolą długo się zastanawiałem. Skoro jest dziewczyna i nie wiadomo, o co chodzi, to zapewne chodzi o fanserwis, a tego trochę dostaniemy, i dla kobiet, i dla mężczyzn. Głównym antagonistą jest tym razem Shin Hyuuga Shaing, wielki mistrz Zakonu św. Michała, jednego z zakonów rycerskich chroniących Święte Imperium Brytanii. O innych czarnych charakterach można napisać, że są to regularni oficerowie, spiskowcy, manipulanci, rewolucjoniści z przerostem ambicji lub szaleńcy. Duet Akito i Leili funkcjonuje na zasadzie kontrastu – instynktownie walczący chłopak i rozważna dziewczyna. Wypadają o niebo lepiej od pozostałych bohaterów należących do W­‑0, zwłaszcza trójki Jedenastostrefowców, którzy stanowią właściwie tylko tło dla Akito. Najważniejsi bohaterowie wypadają przyzwoicie, choć do najlepszych im daleko – prawdziwymi gwiazdami są tu Lelouch i Suzaku. Pierwszy dostanie szansę, aby wykazać się w tym, co potrafi najlepiej, czyli manipulacji, drugiego natomiast zobaczymy w rozbudowanej scenie walki. Mimo to ich pobyt w Europie z pewnych powodów nie będzie tak ciekawy, jak mogłoby się wydawać.

Główny wątek skupia się na walce Wiwerny z brytyjskim najeźdźcą. W sumie mamy tu wszystko: walki mechów, spiski i zamachy stanu, jednak intryga rozwija się tak szybko i łatwo, że w gruncie rzeczy jest płytka. Jak to Code Geass – fabuła jest tym ciekawsza, im mniej się nad nią zastanawiamy. Wtedy możemy cieszyć się podstępami i świetnymi scenami walki, a jest na co patrzeć!

Efekty specjalne są świetne, cała animacja płynna, a projekty mechów oryginalne, w szczególności jednego niestandardowego robota bojowego. Pozostałe, choć mniej udziwnione, także są dopracowane i wspaniale animowane, zwłaszcza Akito w swojej maszynie wyczynia nieziemskie akrobacje. Cudowne tła zostały znacznie poprawione od czasów serii telewizyjnej i bardzo cieszą oko. Projekty postaci, wykonane przez grupę CLAMP, też nie pozostawiają niczego do życzenia – są ładne i oryginalne. Zadbano także o szczegóły scenografii, np. w Warszawie zobaczymy Syrenkę i Stadion Narodowy, a w Słonimie prawidłowy białoruski napis na posterunku policji. Mała rzecz, a cieszy, zwłaszcza że nieraz widzieliśmy w przeróżnych anime straszne błędy przy podobnych okazjach. W ogóle szata graficzna jest zdecydowanie najmocniejszą stroną tej odsłony Code Geass.

Muzykę oceniam dobrze. Żaden z filmów nie ma czołówki, co ogranicza liczbę piosenek, szczególnie że te w endingach, śpiewane przez Maayę Sakamoto, powtarzają się. More Than Words usłyszymy w pierwszych trzech częściach (jest wykorzystany także w czwartym filmie, jako element ścieżki dźwiękowej). Niby nie jest to utwór, jakiego bym się spodziewał po tej serii – nie jest energiczny i rozrywkowy, niemniej ma to coś; jest enigmatyczny i niejako podsyca aurę tajemnicy, nierozłącznie związaną z recenzowanym tytułem. Drugi ending, Arco, wykorzystany w dwóch ostatnich filmach prezentuje się gorzej, jest dosyć nijaki i nie przyciąga uwagi. Na pochwałę zasługuje muzyka towarzysząca walkom mechów, gdzie pojawiają się różnorodne utwory. W szczególności podobały mi się te zagrane na instrumentach dętych.

Filmy z pewnością powinni obejrzeć wszyscy zainteresowani losami najsłynniejszego Leloucha na świecie, ponieważ dają one obraz tego, co się właściwie stało na końcu pierwszego sezonu. Na pewno należy obejrzeć je po pierwszej serii telewizyjnej, ale pytanie brzmi, czy w takim przypadku nastawiać się na seans przed drugą serią, czy też po niej? Proponowałbym raczej najpierw obejrzeć w całości wersję telewizyjną, ponieważ wtedy drugi sezon będzie o wiele bardziej zaskakujący i nie popsujemy sobie zabawy, a do filmów wrócić w ramach ciekawostki i uzupełnienia. Miłośnicy mechów również powinni docenić recenzowany tytuł – roboty są oryginalne, dobrze animowane, a sceny walki efektowne. Należy jednak przy tym pamiętać, że jak zawsze, Code Geass jest serią z mechami, nie o mechach. Ostatnią grupą widzów, do jakiej na pewno powinien trafić ten tytuł, są osoby lubiące spiski i tajemnice, z tym że bardziej w ujęciu shounenowym, ponieważ filmy, mimo że dobre, są nadal pozycją rozrywkową, a nie wysoce ambitnym dziełem o wojnie i pokoju.

Filmy z serii Code Geass: Boukoku no Akito odstają od tego, co widzieliśmy w obydwu sezonach anime – fabuła ma więcej luk, a charaktery bohaterów są mniej rozbudowane. Ponadto jest to pozycja trudna do oceny, zwłaszcza liczbowej, ponieważ filmy są nierówne. Działa tu zasada, że atrakcyjność danego filmu jest wprost proporcjonalna do ilości czasu antenowego przyznanego Lelouchowi.

Conquest, 14 marca 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Gorou Taniguchi, Ichirou Ookouchi
Projekt: Akira Yasuda, CLAMP, Kenji Teraoka, Takahiro Kimura, Takashi Miyamoto, Takumi Sakura
Reżyser: Kazuki Akane
Scenariusz: Kazuki Akane, Miya Asakawa
Muzyka: Ichiko Hashimoto