Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 5/10
fabuła: 1/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,50

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 64
Średnia: 5,02
σ=2,23

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hayate no Gotoku! Can't Take My Eyes Off You

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Hayate the Combat Butler! Can’t Take My Eyes Off You
  • ハヤテのごとく! CAN`T TAKE MY EYES OFF YOU
Postaci: Meido, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Harem, Supermoce
zrzutka

Słyszeliście kiedyś dźwięk ciętego styropianu? Podobnej przyjemności zaznacie, oglądając ten tytuł.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Pamiętacie moją recenzję filmu kinowego Hayate no Gotoku! Heaven is a Place on Earth? Wspomniałem tam o obawach, które wiązałem z zapowiedzianą już wtedy następną serią telewizyjną. Początkowe wieści o Can't Take My Eyes Off You były bardzo niejasne – sequel czy nie? Historia oparta na dalszych rozdziałach mangi czy oryginalna? Stuprocentowej odpowiedzi nie dostaliśmy aż do chwili emisji pierwszego odcinka. Sezon otoczony wielką tajemnicą, atmosfera podsycana przez wpisy Kenjirou Haty (autora mangi) na Twitterze, no i wreszcie efekt, który zaskoczył chyba wszystkich fanów walecznego lokaja, doprowadzając ich do skrajnych uczuć i mocnych słów po każdym kolejnym odcinku. Nie liczcie jednak, iż wszystko napiszę w pierwszym akapicie. Pozwólcie, że resztę moich odczuć poznacie w dalszej części tej recenzji.

Akcja tego dzieła dzieje się w bliżej nieokreślonym czasie. Czemu? W ciągu kilku sekund zostaje nam pokazana sceneria zimowa, następnie słoneczne pustynie Nevady i japońskie lato wokół rezydencji Sanzeninów. Maria odbiera telefon od policji z amerykańskiego stanu Nevada, informujący, że Nagi ma się zgłosić po bliżej nieokreślony przedmiot, zostawiony przez jej nieżyjącego od lat ojca. Oczywiście z bliżej określonych (całkowicie bezsensownych) powodów przedmiot ten nie może zostać przysłany, więc wymagana jest osobista wizyta, na co nie zgadzają się Hayate i Maria – znając zamiłowanie dziedziczki do wszelkich paranormalnych tematów, nie chcą jej wysłać w okolice Strefy 51, gdyż nowy semestr szkolny za pasem. Cała scena kończy się jak zwykle kłótnią. Niby codzienność w rezydencji Sanzeninów? Nagle całkowicie znikąd pojawia się tajemnicza dziewczynka o fioletowych włosach, deklarująca szokującą dla ogółu informację o swoim pochodzeniu.

Początkowe odcinki to typowa akcja znana z Hayate no Gotoku! – epizodyczne przygody całej zgrai bohaterów, z plączącą się gdzieniegdzie pod nogami Tsugumi, albowiem tak nazywa się dopiero co przedstawiona postać. Wygląda na to, iż czegoś ona poszukuje, nie ujawnia jednak swoich planów, próbuje za to zdobyć przyjaźń i zaufanie Nagi, co nieszczególnie jej się udaje. Niestety, całość zamysłu fabularnego poznajemy dopiero w drugiej połowie serii. Nowy, oryginalny pomysł Haty zaskoczył mnie już w pierwszej chwili, gdy wyszedł na jaw – dostajemy tutaj dłuższą historię rozłożoną na dwanaście odcinków. Niby nic złego, ale nie w tym przypadku. Hayate no Gotoku! nigdy nie było serią dobrze radzącą sobie z dłuższymi wątkami, jednakże to, co zaprezentowano w Can't Take My Eyes Off You podniosło wszystkie wady poprzednich sezonów do potęgi n­‑tej, jednocześnie dodając od siebie stos kolejnych bubli, dziur i bzdur fabularnych, a wszystko to w kiepskim wykonaniu. Przy okazji nie zapomniano ogołocić tej części ze wszystkiego, co wcześniej było dobre. Lista zarzutów jest naprawdę długa…

Od czegoś jednak trzeba zacząć. W pierwszej scenie anime widzimy Hayate Ayasakiego, zapowiadającego serial, podczas gdy w tle biją się dziewczęta z samorządu uczniowskiego, których zachowanie i teksty miały być najprawdopodobniej śmieszne. Formuła ta kontynuowana jest na początku i końcu kilku odcinków, po czym ni stąd, ni zowąd znika. Mam wrażenie, że twórcy zauważyli, iż pomysł był kompletną klapą i po prostu z niego zrezygnowali. Zastanawiam się jednak, w jakim celu w ogóle zastosowano taki chwyt. Nie znajdziemy czegoś podobnego w żadnej z poprzednich produkcji, a wciskanie gagów na siłę przed akcją główną to chyba desperacka próba poprawy odbioru serii przez widza. Siłą poprzednich części były wplecione w fabułę gagi i parodia niejednokrotnie najwyższych lotów, których teraz nie otrzymaliśmy. Przez ponad dziesięć odcinków nie pokazano nawet jednego dobrego żartu, dorównującego chociaż w połowie tym pamiętanym z produkcji Synergy Japan oraz J.C. Staff.

Czyżby więc zamysłem Manglobe było oderwanie się od komediowej formuły i próba pójścia w poważniejsze wątki, mroczną historię wciągającą widza? Jeśli tak, to nie bardzo im to wyszło. Ukazany świat jest bardzo niespójny, nielogiczny, z masą elementów wrzuconych kompletnie na odwal się, bez ładu ani składu. Jestem widzem otwartym, nie mam nic przeciwko eksperymentom, próbom ukazania postaci w innej roli, ależ proszę. Wymagam tylko, aby całość nie obrażała mnie jako przedstawiciela gatunku Homo sapiens. Z przykrością, jako fan cyklu stwierdzam, że studio liczyło, iż odbiorca serii to osoba niemyśląca, której uda się sprzedać każdą bzdurę, aby tylko ubrać ją w strój dobrego pomysłu sprzed lat. Otrzymałem miszmasz elementów nadprzyrodzonych, bez żadnej idei na ich połączenie czy przedstawienie. Jak dobrze wiemy, same wątki nadnaturalne nie są w tej serii niczym nowym. Do tej pory jednak wykorzystywano je jako element gagów, czasem też odgrywały rolę komediową. Jednak nie w tym przypadku – tu postanowiono ukazać je śmiertelnie poważnie, oprzeć o nie fabułę, niestety z bardzo marnym efektem. Podobną logikę miało przetransportowanie wszystkich bohaterów do Las Vegas, połączone z próbą przekonania widza do tego pomysłu idiotycznymi historyjkami, jakże oni się tam znaleźli. Równie dobrze wszyscy mogliby się pokazać na środku Syberii, po nagłym przypływie chęci na poszukiwanie śladów mamutów. Podczas oglądania krążyła mi w głowie tylko jedna myśl, a mianowicie „litości, skończcie to wreszcie”. Kluczowy element konstrukcji fabuły wypadł fatalnie, a nic bez dobrych fundamentów stać nie będzie.

Jedną z najbardziej denerwujących dla mnie, jako widza, rzeczy jest wrzucenie faktów i elementów, które nie zostały żaden sposób wyjaśnione – a takich jest tutaj mnóstwo. Dalej nie powiedziano nic o Kayurze, przyjaciółce Nagi, którą po raz pierwszy zobaczyliśmy w filmie kinowym. Podobnie sprawa ma się z Ruką – pokazywaną często popularną piosenkarką, która zdaje się mieć jakieś powiązania z podopieczną Marii i Hayate. Pojawiły się również nowe postaci, pełniące ważną rolę, a przedstawione enigmatycznie, niemalże pominięte – Yukariko Sanzenin i Shin Hayek, czyli rodzice Nagi. To samo tyczy się Tsugumi i jej kompanów. Nie wiemy o nich dosłownie nic. Ot, namalowane na ekranie z przekazem „niech widz wymyśli sobie resztę, nam się nie chce”.

Podobnie ma się sytuacja z elementami, które zmieniono lub też dodano. Dowiadujemy się, że Ayumi Nishizawa razem z Kayurą oraz Chiharu Harukaze mieszkają w starym apartamentowcu, którego wcześniej nie było (Ayumi zawsze mieszkała z rodzicami). Następną zmianą są paranormalne moce Hinagiku, która znikąd przywołuje miecz wyłaniający się z płatków sakury. Owszem, w drugim sezonie pojawiał się miecz obdarzony nadnaturalną mocą, który pozbawiał użytkownika możliwości kontrolowania swojej agresji, jednak należał on do Isumi i został jej przez Hinę oddany, nie było też mowy o jego materializacji z powietrza. Warto wspomnieć, że salon rezydencji Sanzeninów, z architektury i wystroju nawiązujący do klasycyzmu, przerodził się w sen nowobogackiego mieszkańca Dubaju. Mam też wrażenie, że zniknęła spora część ogrodu oraz detali samego budynku. Drobnych „zmian faktów” jest więcej, ale chyba wymieniłem te najbardziej zauważalne. Dodatkowy minus stanowi brak narratora, w dwóch pierwszych seriach dokładnie wyjaśniającego każde wydarzenie, każdy niuans, który trzeba było odbiorcy przybliżyć. Niestety, studio Manglobe zrezygnowało z usług Norio Wakamoto, który się świetnie w tej roli spisywał, pozbawiając tym samym Hayate no Gotoku! charakterystycznego elementu i zarazem jednej z wielu zalet.

Postaci, nawet w porównaniu do marnego pod tym względem filmu, stały się jeszcze bardziej przeciętne i mdłe, a większość z nich sprowadzono do roli zwykłych statystów, odgrywających podrzędną rolę, o której widz ma jak najszybciej zapomnieć. O części wspominałem już w akapicie wyżej, jednak najbardziej bolesny cios fanom zadano w przypadku Hinagiku, chociaż pewien epizod na początku tego nie zapowiadał. Niestety, im dalej w fabułę, tym bardziej ściągano ją w otchłań przeciętności, pozbawiając charakteru, temperamentu i inteligencji. W podobny sposób „zniknęła” też Maria, zazwyczaj szybko podejmująca działanie i skuteczna, a tutaj wykorzystana tylko raz czy dwa do wtórnego i nieśmiesznego gagu.

Hayate Ayasaki zagrał za to rolę terminatora na rowerze. Zazwyczaj w dość niesztampowy, ale skuteczny sposób ratował swoją panią, wywołując przy tym uśmiech na twarzy widza. Był otwarty, zabawny, przyciągał uwagę. Nie tym razem. Postanowiono na serio przedstawić go jako żelaznego ochroniarza, goryla eliminującego każde zagrożenie. Jak łatwo zgadnąć, była to przemiana zupełnie bezsensowna i niepotrzebna. Ucierpiała również sama Nagi, która bez wyraźnego powodu powoli zmieniała się w ckliwą, zatroskaną dziewczynkę. Połączono to niezgrabnie z przebłyskami jej starego temperamentu, tworząc postać, która przestała odgrywać swoją rolę komediową i pasować do starej układanki, ale nie znalazła również dobrego miejsca w nowej fabule. W sumie odniosłem wrażenie, że osoby poruszające się po ekranie to przebierańcy, z marnym skutkiem próbujący udawać dobrze znanych i lubianych bohaterów.

Poważne zarzuty mam też pod adresem oprawy graficznej i muzycznej. Zmianie uległa kreska i projekty postaci, jednak była to zmiana na gorsze. Wodogłowie znane z poprzedzających sezonów uwidoczniło się jeszcze bardziej, podkreślane przez fatalnie wyglądające włosy, sprawiające wrażenie wystruganych z drewna. Widać też deformację twarzy, które dorobiły się dziwnych wgięć i nierówności, wcześniej nieznanych. Początkowo zastanawiałem się, czy to nowa koncepcja, czy po prostu brak pieniędzy na porządne narysowanie. Tę drugą teorię potwierdziła garstka nielicznych scen, gdzie twarze wyglądały nieźle, po czym szybko się deformowały, oraz wygląd Nagi, którą rysowano konsekwentnie według starego schematu. W ten sposób uwydatniła się również anoreksja postaci, a zwłaszcza Nagi, która momentami przypominała człowieka narysowanego przez dziecko z przedszkola, takiego z pięciu kresek z doczepioną zbyt wielką głową, wyciętą z gazety. Do całości nie pasowała też postać Tsugumi – jakby przeniesiona z kompletnie innego anime. Nie czepiam się tutaj próby podkreślenia jej odmienności, po prostu sama kreska, wygląd włosów, kształt oczu sprawiały wrażenie, jakby została narysowana przez inną osobę.

Niski budżet dał się też we znaki oprawie dźwiękowej. Bogate w utwory różnych wykonawców Hayate no Gotoku! oraz Hayate no Gotoku!! przeszły już do historii. W najnowszym dziele usłyszymy raptem trzy nowe piosenki – czołówkę w wykonaniu eyelis, ending śpiewany przez seiyuu Ruki, czyli Harukę Yamazaki, oraz utwór na zakończenie przygody w parku rozrywki, z moją ulubioną bohaterką w roli głównej. Gdzieś zaplątał się motyw z filmu kinowego – Bokura, Kake Yuku Sora e, również wykonywany przez nią. Szczerze mówiąc, nowe utwory nie przypadły mi do gustu, więc tylko ten ostatni dał chwilę relaksu moim uszom. Podkład muzyczny odcinków jest niezauważalny, wręcz pomijalny. Niby próbuje podkreślać akcję na ekranie, jednakże człowiek z czasem zapomina, że w ogóle coś usłyszał. Całokształt wypada więc naprawdę blado. Mało i kiepsko, gdybym miał to krótko podsumować.

Powyższe argumenty można zebrać w jeden wniosek – zabrakło pomysłu i dopracowania. Próba stworzenia czegoś nowego w starej scenografii zakończyła się przez to kompletną klapą. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż studio dysponowało budżetem i musiało coś z nim zrobić, nie mając na to żadnego pomysłu. Wszystkie elementy zostały wymieszane losowo, jakby ktoś próbował zrealizować zaprezentowany w Bakuman pomysł na bestsellerową mangę: wrzućmy do wora popularne elementy, a dzieło będzie niesamowite! Spójrzmy. Są tutaj popularne motywy: bohaterka potrzebująca ratunku, snuta przez kogoś intryga, tajemniczy artefakt o niezwykłej mocy, odważny bohater spieszący na ratunek, grupa lubianych przez fanów postaci drugoplanowych, szybkie zwroty akcji i idolka gdzieś w tle? Są! Tyle że tak to nie działa. Elementy trzeba umieć logicznie łączyć, czasem z czegoś zrezygnować, aby nie naginać historii, korzystać umiejętnie ze starych postaci czy pomysłów. Niestety tutaj popełniono wszystkie możliwe błędy, tworząc produkt fatalny. Podjęto się trudnego zadania, któremu nie podołano nawet w niewielkim procencie.

Oglądanie Hayate no Gotoku! Can't Take My Eyes Off You odradzam wszystkim, zwłaszcza fanom pierwszych dwóch sezonów. Uwierzcie mi, szkoda szarpać sobie nerwy i marnować czas, lepiej spożytkować go na ponowne obejrzenie starych dobrych odcinków. Nowi widzowie też nie mają tutaj czego szukać – brak jakiegokolwiek wprowadzenia powoduje, że całość będzie dla nich całkowicie niezrozumiała. Kiedy oddałem tę recenzję do publikacji, zapowiedziano właśnie kolejną serię telewizyjną. Wygląda na to, że za jej realizację również odpowiadać będzie studio Manglobe. Bliższych szczegółów na razie brak, jednakże mam nadzieję, że twórcy wyciągną wnioski z dotychczasowych błędów. Gorzej już się chyba zepsuć nic nie da.

Piotrek, 25 grudnia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Manglobe
Autor: Kenjirou Hata
Projekt: Masashi Kudou
Reżyser: Masashi Kudou, Youichi Ueda
Scenariusz: Rie Oshika
Muzyka: Wataru Maeguchi