Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,83

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 560
Średnia: 7,83
σ=1,51

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Altramertes)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sakurasou no Pet na Kanojo

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Pet Girl of Sakurasou
  • さくら荘のペットな彼女
Tytuły powiązane:
zrzutka

„Powiedz mi, jakiego koloru chcesz być?”

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Problem związany z właściwym wykorzystaniem chęci i talentów do znalezienia swojego miejsca na świecie nie jest obcy człowiekowi żyjącemu w nowoczesnym społeczeństwie. Największe nasilenie rozterek przypada na okres młodzieńczy, kiedy podejmuje się kluczowe dla przyszłego życia decyzje, nie mając jeszcze doświadczenia i wynikającej z niego mądrości. Sakurasou no Pet na Kanojo przedstawia tę kwestię na przykładzie zwykłych uczniów szkoły średniej otoczonych jednostkami o nieprzeciętnych zdolnościach. W ten sposób kontrastuje ze sobą talent i determinację. Ubiera to w przystępne dla widza realia komedii romantycznej i przy okazji… pokazuje zbawienne skutki zooterapii – w przypadku kryzysu życiowego zalecane jest podjęcie się opieki nad psem, kotem bądź nieporadną artystką.

Opowiadana historia zaczyna się od przemyśleń głównego bohatera na temat monotonności życia. Dosyć szybko zostają one skonfrontowane z kocim tyłkiem, a następnie tyłkiem dziewczęcym. Okazuje się, że wbrew sennym marom, Sorata Kanda nie może narzekać na nudę. Mieszka w Sakura­‑sou – specjalnym internacie przeznaczonym dla uczniów sprawiających problemy. Z tego powodu na co dzień ma do czynienia z ludźmi niezwykłymi: od nadpobudliwej koleżanki nieuznającej norm społecznych, po hikikomori komunikującego się ze światem zewnętrznym za pomocą e­‑maili. Sorata natomiast jest zupełnie przeciętny, ale cechuje go niespotykanie miękkie serce dla porzuconych kotów. Właśnie przez nie trafił w to miejsce – przygarniał każdego czworonoga zostawionego na ulicy, czemu zwykły internat nie był przychylny. Potraktowany tak niesprawiedliwie, Kanda kończy wstęp postanowieniem „muszę wydostać się z Sakura­‑sou”.

Sytuacja ulega zmianie, gdy do bursy trafia nowe dziewczę. Mashiro Shiina to niezwykle utalentowana artystka, przybyła do Japonii, żeby pracować nad wydaniem własnej mangi. Chociaż jej talent malarski i rysowniczy nie mają sobie równych, dziewczyna nie potrafi radzić sobie z najprostszymi czynnościami życiowymi, nie mówiąc już o funkcjonowaniu w społeczeństwie. Sorata przez odruch warunkowy nabyty podczas zajmowania się kotami, jak również sugestię opiekunki internatu, zaczyna opiekować się koleżanką, pomagając jej rano wstać, piorąc bieliznę, czy też tłumacząc, że za jedzenie ze sklepu trzeba zapłacić. Dotychczasowy cel protagonisty – powrót do zwykłego życia – zderza się z nowym obowiązkiem oraz odwzajemnioną sympatią odczuwaną do Mashiro. Jeśli Sorata odejdzie z Sakura­‑sou, kto zajmie się pet na kanojo (dziewczyną­‑domowym zwierzątkiem)?

Tytułowa bohaterka, Mashiro Shiina, jest do przesady cicha, aspołeczna i niezaradna, ale dano jej niezrównany talent plastyczny, z miejsca stawiający ją na światowym poziomie. To właśnie jej postać, wykreowaną z szablonu kuudere, można uznać za jeden z charakterystycznych elementów tego anime. Dziewczyna darzy Soratę uczuciem, którego do końca nie rozumie, za to doskonale rozumieją je widzowie – to przykład świetnego zastosowania wspomnianego schematu: przez przytłumienie emocji Mashiro, waga wydarzeń zostaje wzmocniona i przeniesiona na widza. Dzięki takim zabiegom zaczynamy odczuwać niepokój związany z pozorną wewnętrzną sprzecznością sytuacji i przez to bardziej wczuwamy się w przedstawiane wydarzenia. To się chwali. Natomiast niechlubnym zastosowaniem schematu kuudere jest spora część gagów – dziwnym trafem Mashiro potrafi wykrzesać z siebie odpowiednie zachowanie za każdym razem, gdy wymaga tego komizm. Owszem, często bywa śmiesznie, ale bohaterka na tym traci. Należy dodać, że człon -dere u Shiiny jest dość słaby – w miarę rozwoju wydarzeń nie zachodzą w niej większe zmiany i pozostaje postacią statyczną. Można to usprawiedliwić tym, że chociaż jest tytułową bohaterką, to nie jej poświęcono tu najwięcej uwagi. Owszem, stanowi ona część osi fabularnej, ale funkcjonuje bardziej jako koncept umożliwiający rozwój akcji, a mniej jako pełnoprawna postać. To nastręcza problemów z jej oceną, bo chociaż nie wypada najlepiej jako bohaterka, Sakurasou no Pet na Kanojo bez niej nie ma racji bytu.

Odwrotnie przedstawia się sytuacja z protagonistą serii, Soratą Kandą. Poza wspomnianym już przywiązaniem do kotów, nie ma on żadnych cech szczególnych. Z miejsca stawia go to na pozycji zwykłego nudnego ucznia, w którym docelowy widz ma zobaczyć swoje odbicie. Tę nijakość główny bohater nadrabia jednak dynamizmem – w ciągu serii obserwujemy jego ewolucję, a wydarzenia, w których uczestniczy, mają odbicie w jego przyszłym zachowaniu. Koniec końców spisuje się dobrze, choć trudno go uznać za jeden z najmocniejszych punktów tego tytułu.

Wątek romansu komplikuje Nanami Aoyama zabiegająca o względy Soraty, co skutkuje powstaniem dziwnego trójkąta romantycznego. Jako postać jest Kandą w wersji żeńskiej – zwyczajną, ułożoną uczennicą – jednak parę cech szczególnych, mających znaczenie zaledwie kosmetyczne, sprawia, że wydaje się ona najbardziej naturalną bohaterką z grupy. Dla widza ceniącego realizm będzie ona lepszym wyborem w przedstawionym romansie, ale chyba nie muszę wspominać, że w anime takie rozwiązania są mało nośne. Podobnie jak w przypadku Soraty, jej zmagania z przeciwnościami losu powodują ciekawy rozwój charakteru.

Do postaci pierwszoplanowych należą jeszcze Misaki Kamiigusa, Jin Mitaka oraz Ryuunosuke Akasaka. Między pierwszą dwójką istnieje skomplikowane uczucie rozwijane wraz z fabułą. Misaki to bardzo energiczna i dziecinna dziewczyna, której wszędzie pełno – w połączeniu z geniuszem w sprawie produkcji anime dało jej to przezwisko „kosmitka”. Jin natomiast jest bardziej wycofany, ale przy tym pewny siebie. Niezwykła zdolność czarowania kobiet zapewniła mu pozycję playboya i wydaje się, że nawet mu to pasuje: praktycznie codziennie sypia z inną kobietą i niespecjalnie się z tym kryje. Wbrew temu, czego można by się z początku spodziewać, problem z uczuciem między tym dwojgiem nie wynika z romansów Jina, ale nie chcę uprzedzać faktów dla widzów jeszcze niezaznajomionych z tytułem.

Celowo zostawiłem Akasakę jako ostatniego z grupy zamieszkującej Sakura­‑sou. Jest to zdecydowanie najlepiej wykreowana postać w serii – hikikomori ignorujący obowiązek szkolny i opuszczający swoje cztery ściany tylko z wyjątkowej okazji. Brzmi to niezbyt zachęcająco? Dodajmy, że Ryuunosuke jest również genialnym programistą, niczym nieskrępowanym głosem rozsądku w tym anime, ofiarą rozwiniętej gynofobii oraz gorliwym wyznawcą diety pomidorowej. Istny miks ciekawie dobranych cech. Przy omawianiu tego bohatera nie sposób nie wspomnieć o jego życiowym dziele, inteligentnym programie komputerowym. Maid­‑chan, bo tak się zwie ta samoświadoma istotka, ukazuje się na ekranach urządzeń elektronicznych w postaci moé-pokojówki i często występuje w roli rzecznika i pośrednika Akasaki. Utrzymanie niemal bez rozwinięcia wątku relacji między oprogramowaniem a jego twórcą pozostawia miejsce na domysły. Uzasadniony wydaje się wniosek, że Maid­‑chan jest alter ego bohatera ukazującym cechy charakteru, które Ryuunosuke stara się ukryć. Takie spojrzenie dodatkowo ubarwia jego kreację. Tutaj jednak należy wypomnieć twórcom z całą mocą, że nie wykorzystują w pełni potencjału tej postaci. Akasaka bez szczególnego powodu zostaje wprowadzony ze sporym opóźnieniem, a następnie nie pojawia się tak często, jak na to zasługuje.

Pozostałe osoby występujące w serii to postaci jednowymiarowe (może z wyjątkiem Rity Ainsworth – znajomej Shiiny z jej poprzedniej szkoły). W większości przypadków nie jest to zarzut z mojej strony, gdyż zamieszkują one drugi i trzeci plan serii, więc nie powinny niepotrzebnie odwracać uwagi od głównych bohaterów. Problem pojawia się, gdy taka jednowymiarowa postać zdecydowanie zbyt często kradnie czas antenowy – tak jest w przypadku Chihiro Sengoku (nauczycielki opiekującej się Sakura­‑sou) oraz Yuuko Kandy (młodszej siostry Soraty), przy czym tylko ta druga stanowi element sukcesywnie irytujący oglądającego. O ile sprowadzenie wychowawczyni do roli filara fabularnego mogę zrozumieć, o tyle protagonista dużo lepiej radziłby sobie jako jedynak.

Z powodu tak różnorodnego grona bohaterów przed fabułą zostaje postawione niełatwe zadanie umiejętnego operowania postaciami. Sakurasou no Pet na Kanojo wywiązuje się z niego wzorcowo – możemy być pewni, że w odpowiednim czasie właściwa osoba znajdzie się na właściwym miejscu i doprowadzi do niespodziewanego rozwoju wypadków. W połączeniu z inteligentnymi dialogami obrazującymi relacje między mieszkańcami internatu wywołuje to wrażenie, że nie stykamy się z pierwszą lepszą serią. Oglądający szybko wtapia się w realia świata przedstawionego, co stanowi o sukcesie tytułu – bardzo prawdopodobne jest, że anime stanie się jednym z ulubionych widza, a także że przejdzie do kanonu klasyków wspominanych po dłuższym czasie z pewną dozą nostalgii.

Sprawna żonglerka wątkami bohaterów przekłada się też na spójność w skali mikro – poszczególne sceny są dobrze ze sobą połączone. Niejednokrotnie stosuje się tu analogie i zestawienia sytuacji przeciwstawnych jako zgrabne przejścia podkreślające przedstawiany obraz. Niestety nie można tego samego powiedzieć o skali makro. Tutaj dochodzimy do punktu stanowiącego najsłabszy element kwestii fabularnej w tym anime. O ile scenariusz jest napisany porządnie, o tyle na poziomie konceptu w Sakurasou no Pet na Kanojo czyhają wyraźne dziury. Można ująć to inaczej: anime nie wie, o czym chce być. Różnie rozłożone akcenty w serii sprawiają, że można ją odmiennie zrozumieć w zależności od tego, czy patrzy się przez pryzmat zakończenia, przypomina sobie wstęp, czy też rozpatruje najważniejsze wydarzenia. I niestety nie chodzi tu o pozytywną wieloznaczność czy eklektyzm; w Sakurasou no Pet na Kanojo panuje chaos luźno rozrzuconych gatunków i motywów, a do tego tempo prowadzenia fabuły jest nieregularne, przez co kolejne wątki nawarstwiają się i rozbiegają, a twórcy rozpaczliwie próbują je powiązać fabularnymi sztuczkami. Gdy czasem udaje się wypracować zadowalającą konkluzję jednego z nich, szybko przykrywana jest innym. Przesłanie gubi się gdzieś w tym bałaganie i ostatecznie zostajemy skonfundowani zbiorem niekompletnie podsumowanych historii, co z trudem stara się maskować chronologia wydarzeń (ponieważ utarło się, że najważniejsze ma miejsce na końcu).

W takim razie co stanowi główny wątek Sakurasou no Pet na Kanojo? Czemu poświęca się najwięcej czasu? Jak już było wspominane: opowieści o znalezieniu swojego miejsca w świecie, którą można podpiąć pod okruchy życia z domieszką dramatu. Ta część wypada nadspodziewanie dobrze, choć zdarzają się naiwne momenty i sztuczne problemy. Gdyby ją jednak wydestylować, odciąć niepotrzebne wątki i wyrównać tempo, nie byłoby się do czego przyczepić. Pozostałe pojawiające się gatunki to romans oraz komedia. Pierwsze stosowane jest raczej jako przerywnik, gdyż nie prowadzi się go specjalnie odkrywczo. Na trzy wątki romantyczne (dwa opisane wcześniej i jeden pojawiający się w okolicach połowy serii) tylko jeden doczekuje się interesującego rozwiązania. Choć osoba oczekująca silnych uczuć między postaciami powinna być zadowolona, Sakurasou no Pet na Kanojo raczej nie jest romansem, a na pewno nie jest romansem dobrym. Inaczej sprawa ma się w kwestii komediowej, gdzie anime spisuje się świetnie. Żarty trzymają wysoki poziom, niejednokrotnie zaskakują trafnością w odniesieniu do sytuacji i potrafią za pomocą humoru przedstawić poważniejsze problemy, a do tego nigdy nie odnosi się wrażenia, że anime każe widzowi się śmiać. Niewielki zarzut pod adresem humoru to sporadycznie pojawiające się sytuacje, gdzie dla skonstruowania pojedynczego żartu poświęca się dużo czasu antenowego. W przypadku rozbudowanej głównej akcji nie można sobie pozwolić na marnotrawstwo. Należy za to pochwalić odniesienia do M&A oraz gier pojawiające się przy okazji takich zainteresowań bohaterów. Każda pora jest dobra na wyłapanie jakiegoś smaczku.

Przygotowując się do pisania tej recenzji, już w trakcie oglądania, myślałem o porównaniu Sakurasou no Pet na Kanojo do Toradora!. Bardzo chciałem napisać „anime kontynuuje zaczęty cztery lata wcześniej pomysł, by używając utartego szablonu postaci, skonstruować niebanalny romans i przemycić w nim przesłanie; Sakurasou no Pet na Kanojo robi ze schematu kuudere to samo, co Toradora! z tsundere”. Niestety po obejrzeniu całości okazało się, że nawet nie tyle jest dużo gorzej, co nie ma czego porównywać. Pozornie podobne założenia i analogie między postaciami obu serii mają zupełnie inne odbicie w typie pola, na którym rozgrywa się fabuła – odpowiednio okruchach życia i romansie. Należy jednak zaznaczyć, że to recenzowane anime wypada bardziej chaotycznie.

Grafika w Sakurasou no Pet na Kanojo to bardzo ciekawy gatunek zwierzęcia. Projekty postaci oraz reszty elementów pierwszoplanowych są proste, ale ładne i staranne. Przez połączenie takiej prostoty z techniką rysowania na kadrze o stałej wielkości (nie ma płynnych przybliżeń czy oddaleń) powstał interesujący efekt zogniskowania dobrej jakości grafiki wokół specyficznej „odległości od kamery”. Gdy postacie są zbyt duże, uproszczenia się eksponują, co nie wygląda korzystnie. Gdy natomiast przechodzą bliżej tła, zaczyna dominować pozornie grubszy kontur, co również źle się odbija na odbiorze. Choć od tej reguły nie ma wyjątków, na szczęście w większości ujęć postacie przebywają we właściwym, najbardziej korzystnym miejscu. Równie dobrze ma się sprawa z animacją. Wymierzono zamiary na siły i dopasowano taki jej typ, który wygląda zadowalająco w połączeniu z resztą elementów. Nie wywołuje zachwytu, ale ani przez chwilę nie rozprasza widza. Praktycznie przez cały czas wygląda płynnie, zdarza się, że powiew wiatru ładnie poruszy czyimiś włosami, ale na tym koniec.

Tym, co pozornie zasługuje na pochwałę, jest kontrola jakości – rzadko zdarza się zobaczyć usterkę graficzną, nawet przy trudniejszych ujęciach. Niestety dotyczy to tylko pierwszej połowy anime. Wprawne oko wyłapie, że po tradycyjnej przerwie świątecznej w emisji odpowiedzialny za jakość jakby zapomniał swojego fachu i zaczął przeoczać rozmaite buble, co źle odbija się na grafice. Częściej zdarzają się drobne wpadki, najłatwiej zauważalne przy newralgicznym dla przekazu elemencie – oczach postaci. Apogeum przypada na odcinki 20­‑22, gdzie pojawia się kilka poważnych błędów, ale na szczęście końcówka wraca do średnio­‑dobrej formy.

Tła spełniają oczekiwane minimum. Są na tyle szczegółowe, na ile wymaga tego sytuacja, nie sprawiają wrażenia niedbałych i nie odwracają uwagi od pierwszego planu. Ciężko mi powiedzieć coś więcej niż „kawał dobrego rzemiosła”. Natomiast element, który w Sakurasou no Pet na Kanojo naprawdę błyszczy, to kolorystyka i cieniowanie. W półmroku czy przy często stosowanych pastelowo­‑różowych barwach zachodu słońca wszystkie elementy obrazu świetnie się ze sobą komponują. Odrobinę gorzej wypada to w świetle dziennym, ale wciąż można tu mówić o najmocniejszym aspekcie strony technicznej tego anime. Grafika komputerowa pojawia się rzadko i zazwyczaj jako przedstawienie gry czy programu komputerowego, więc przez efekt „dzieła w dziele” nie kontrastuje rażąco z tradycyjnym rysunkiem. Zdarza się też, że występują pojedyncze eksperymenty graficzne (weźmy choćby odcinek siódmy), ale nie da się o nich powiedzieć nic więcej poza tym, że mogą zaburzać ogólną spójność estetyczną.

O udźwiękowieniu nie trzeba zbytnio się rozpisywać. W większości jest ono poprawne z perspektywami na dobre. Pierwszy opening i drugi ending wykonują seiyuu – w takiej kategorii piosenki wypadają przyjemnie, niewykluczone nawet, że komuś szczególnie przypadną do gustu, ale nie są to wyżyny muzyczne. Lepiej prezentują się pozostałe utwory przewodnie wykonywane przez szesnastoletnią w chwili rozpoczęcia emisji Konomi Suzuki – jest to udany debiut wokalistki, a jej dobrą pracę słychać szczególnie w pierwszym endingu. Reszta utworów składających się na soundtrack przynależy do szeroko pojętej muzyki filmowej; gdzieniegdzie można nawet wychwycić nawiązania do utartych standardów. Pomimo zastosowania szerokiej gamy instrumentów, większość melodii zawiera tylko jeden temat, przez co nie wyróżniają się absolutnie niczym, a ich rola sprowadzona jest wyłącznie do przygrywek. Patrząc na to nieco szerzej, można jednak dostrzec, że to ich główne zadanie i dobrze się z niego wywiązują. Przy połączeniu komedii z dramatem, jakim jest Sakurasou no Pet na Kanojo, nieraz konieczna jest szybka zmiana nastroju. W takich momentach muzyka pełni kluczową rolę. Trzeba wprowadzić trochę powagi? Fortepianowa melodia i już wiemy, że żarty się skończyły. Bohater po ciężkim przeżyciu wraca do wesołej codzienności? Chwila beztroskiego gitarowego grania i można zaśmiać się przez łzy z prezentowanego żartu. Przy takich założeniach nie można sobie wyobrazić lepiej dopasowanej muzyki w Sakurasou no Pet na Kanojo, więc przynajmniej tu należy ją docenić.

Seiyuu wykonują swoje zadanie na tyle, że nie potrafię wskazać jawnych wad ich pracy. Za to pochwała należy się Ai Kayano, dla której ta to udana kontynuacja specyficznego sposobu mówienia (po roli Inori Yuzurihy w Guilty Crown), a przede wszystkim mało znanej Mariko Nakatsu. Rola Aoyamy jest jakby dla niej stworzona, a dodatkowy aspekt tej postaci – mówienie w dialekcie Kansai, gdy jest zdenerwowana – tylko to podkreśla.

Dochodzimy do momentu, w którym należałoby udzielić konkretnych odpowiedzi na dwa bardzo ważne pytania w odniesieniu do Sakurasou no Pet na Kanojo: „czy oglądać?” i „komu się poleca?”. Pierwsza odpowiedź jest w tym wypadku zaskakująco prosta: „jak najbardziej”. Pomimo pewnego chaosu fabularnego i paru drobnych błędów, tytuł ogląda się bardzo przyjemnie. Istnieje niewielka szansa, że kogoś odrzuci, a za to trafienie do zbioru ulubionych anime widza występuje na porządku dziennym. Zdefiniowanie grupy docelowej wymaga chwili zastanowienia, ale również nie nastręcza trudności. Najważniejsze to nie nastawiać się na rozbudowany romans – znajdziemy wiele lepszych tytułów w tym temacie, choć jeśli kogoś zadowala szczątkowy rozwój tych wątków, ma wolną drogę, by sięgnąć po tę serię. Jest to tytuł stworzony przede wszystkim dla miłośników okruchów życia, szczególnie związanych z rozwijaniem swoich pasji i podanych z dawką świetnego humoru. Jednakże na dobrą sprawę mógłbym go polecić każdemu. Niewielka liczba odpychających elementów, generalnie ładna oprawa audiowizualna oraz grupa różnorodnych bohaterów sprawiają, że każdemu widzowi przedstawiony świat wyda się bliski. To, jakiego koloru będziemy, zależy tylko od nas i dobrze jest utwierdzić się w tym przekonaniu.

The Beatle, 19 marca 2015

Recenzje alternatywne

  • Altramertes - 16 kwietnia 2013
    Ocena: 7/10

    Słaby romans i świetne okruchy życia, czyli o tym, że kukła średnio nadaje się na partnera. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Hajime Kamoshida, Keiji Mizoguchi
Projekt: Masahiro Fujii
Reżyser: Atsuko Ishizuka
Scenariusz: Mari Okada
Muzyka: Yuuzou Hayashi