Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 9/10 | grafika: 6/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Slayers
- Magiczni wojownicy
- スレイヤーズ
Rudowłosa pogromczyni smoków i demonów wkracza do akcji. Podmuch świeżości, który potrafi osmalić brwi.
Recenzja / Opis
Lina Inverse, młoda i piękna czarodziejka, wkracza na ekran tak samo, jak wkroczyła na karty powieści. Z hukiem. Huku narobiła w trakcie zabawy w Robin Hooda – zabierała bogatym (bandytom) i dawała biednym (karczmarzom). Niedobitki banditiery postanawiają się zemścić, ale niespodziewanie pojawia się tajemniczy szermierz, który ich z łatwością wykańcza, po czym z uśmiechem spogląda na dziękującą mu czarodziejkę.
Tak zaczyna się powieść pod tytułem Slayers, tak zaczyna się serial anime i tak zaczyna się manga. Jak na razie mamy schemat aż do bólu, jednak kilka szczegółów do tego schematu nie pasuje. Po pierwsze – „piękna” czarodziejka piękna nie jest (to znaczy, jej „uroda” nie jest nachalna i nie podskakuje w rytm kroków; tak poza tym jest całkiem ładna). Po drugie: z bandytami poradziłaby sobie bez trudu sama. Dlatego też po trzecie – dziękuje szermierzowi tylko z grzeczności. Niestety (po czwarte) – szermierz jest typem wiejskiego głupka i (po piąte) głośno komentuje mankamenty urody czarodziejki i nazywa ją dzieckiem. Z prawdą się zresztą nie mija, gdyż ma ona całe szesnaście wiosen i, jak można wywnioskować, jest „na gigancie”. Dlatego też dzielny obrońca podejmuje się ją eskortować. Tak oto Lina poznaje Gourry'ego, mężczyznę swego życia.
Pierwsza połowa serialu jest wierną ekranizacją opowiadania (przez niektórych zwanego powieścią, jak na powieść jednak śmiesznie krótkiego) Slayers autorstwa Hajimego Kanzaki, ze świetnymi ilustracjami Rui Araizumi (świetnymi, pomijając fakt, że na nich „uroda” Liny jednak mocno rzuca się w oczy, co odbiega od opisu tekstowego). Czy owa wierność to zaleta? Dla mnie niekoniecznie. Humor pana Kanzaki zwyczajnie do mnie nie trafia, być może za stary jestem na to. Dowcipne dialogi z płaską deską w roli głównej może i kogoś śmieszą, ale tym kimś zdecydowanie nie jest autor tej recenzji.
Jednakże druga połowa jest zupełnie inna. Na tyle, na ile wiem, od odpowiadającego jej opowiadania odbiega dość znacznie i chyba na plus, gdyż uśmiałem się przy niej setnie. Na swoje szczęście właśnie od tej drugiej części rozpocząłem przygodę z Magicznymi wojownikami, więc nic mnie negatywnie nie nastrajało. Główny wątek fabularny jest kilkukrotnie przerywany przez odcinki‑zapychacze. O dziwo, to te odcinki właśnie są największą zaletą Slayersów – humor jest w nich pierwszorzędny, a charaktery postaci wykorzystane do maksimum. Natomiast główny wątek pozostaje przynajmniej równie dobry jak w pierwszej połowie.
Najwyższy czas zająć się postaciami. Główna bohaterka to niemalże personifikacja płomienia – ma ogniste włosy, ognisty temperament, celuje w czarach ognia i lubi czasem komuś przygrzać. Przy tym z jednej strony często zachowuje się dziecinnie, jak na szesnaście lat przystało, z drugiej jest tak inteligentna i oczytana, że doprowadziłaby Gandalfa i Merlina do psychozy maniakalno‑depresyjnej i plucia sobie w brodę. Gourry… Cóż, on z wyżej wymienionych powodów nikogo raczej do depresji nie doprowadzi, chyba, że jakiś polny kamień, który zbyt długo leżał na słońcu. Za to jest spore prawdopodobieństwo, że stoczyłby przynajmniej równy pojedynek na miecze z wiedźminem albo Himurą Kenshinem.
Skoro już mowa o polnych kamieniach – pojawiający się nieco później Zelgadis ma ich sporo na twarzy, gdyż jest po części skalnym golemem. Poza tym jest on typowym ponurym bishounenem, który lubi działać sam i zna się na wszystkim, na czym powinien się znać ponury bishounen, włączając w to prawa fizyki na poziomie zaawansowanym i grę na gitarze. Ostatnią postacią pierwszoplanową jest Amelia, która zachowuje się, jakby urwała się z jakiegoś cosplayu. Co chwila ustawia się w malowniczych pozach w wysokich punktach krajobrazu, skacze z zawrotnych wysokości, wykrzykuje szumne frazesy i atakuje „złych” ludzi – słowem, żyje we własnym świecie. Jest jednak jeszcze młoda i musi się wiele nauczyć – na razie jej skoki kończą się głównie twarzą na ziemi.
Slayers są anime dość niezwykłym, zwłaszcza pierwsza seria. Jest to jak na razie jedyny znany mi przypadek, gdy Japończycy wzięli na warsztat zachodni model fantasy i nie schrzanili sprawy. W większości bowiem produkcji (niestety, należą do nich również filmy i OAVki Slayers) roi się od elementów współczesnych i futurystycznych, jak również zwyczajnie dziwnych i surrealistycznych. To wszystko ujdzie w komedii, ale torpeduje wszelkie próby stworzenia poważniejszej historii. Jedyną znaną mi serią zupełnie od tego wolną był Record of Lodoss War, produkcja ze wszech miar przeciętna. Na tym tle główny wątek Slayers wypada naprawdę świetnie. Pierwsza seria nie ma również bolączki bardzo wielu innych tytułów (w tym kolejnych sezonów, NEXT i TRY) – przeładowania demonami, smokami, aniołami i innymi nadprzyrodzonymi istotami. Tu bohaterowie walczą z ludźmi. Rasa demonów co prawda występuje, grozi i straszy, ale jednak przez większość czasu trzyma się z boku. Pierwsze skrzypce grają ludzie, nie potrafiący opanować swych obsesji i dlatego stanowiący zagrożenie. Moim zdaniem jest to świetne rozwiązanie i choć fabułą nie zachwyca ambitnością, to zaskakuje oryginalnością, której to oryginalności nie mają już kolejne serie Slayers, podążające z dawna przetartymi szlakami.
Większości nie muszę chyba polecać muzyki serialu, zwłaszcza (skądinąd genialnych) openingu i endingu, którymi telewizja polska katowała nas przez wszystkie trzy serie, ale mimo to rzetelność zobowiązuje. Muzyka może nie należy do wybitnych, świetnie jednak pasuje do klimatu anime – szczególnie motyw towarzyszący Czerwonemu Kapłanowi.
O grafice niestety nie można powiedzieć nawet tyle dobrego. Dużo tu lazy animations, w ogóle animacja szwankuje, do tego kreska jest mocno uproszczona (choć zdarzają się odcinki pod tym względem lepsze, co jednak trudne nazwać zaletą; różnice są zbyt drastyczne). Znacznie lepiej przy tym przedstawia się druga połowa anime, na którą poszło widać więcej pieniędzy. Z ciekawostek: w serii Lina wygląda na młodszą niż w filmach kinowych, choć ich akcja powinna mieć miejsce kilka lat wcześniej.
Slayersi większości widzów powinni się spodobać. Postaci są wyraziste, fabuła ciekawa, a humor pierwszorzędny, choć momentami troszkę prostacki. Śmiem twierdzić, że autorzy znaleźli złoty środek między komedią a poważnym fantasy. Jedynie fani tytułów ambitnych mogą kręcić nosem, ale przecież i oni czasem oglądają lżejsze produkcje. Niniejszym polecam więc tę serię wszystkim, którzy lubią fantasy, a przede wszystkim dobrą zabawę.
Recenzje alternatywne
-
Hawke - 26 lipca 2005 Ocena: 6/10
Oklepane – pierwsza i podstawowa cecha Slayers, która po prostu wali po oczach. W każdym kolejnym odcinku widzimy tę samą nadętą i arogancką panienkę, która bez przerwy gada… więcej >>>
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | E&G Films |
Autor: | Hajime Kanzaka, Rui Araizumi |
Projekt: | Naomi Miyata, Rui Araizumi |
Reżyser: | Takashi Watanabe |
Scenariusz: | Takao Koyama |
Muzyka: | Osamu Tezuka (kompozytor) |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Magiczni Wojownicy – Slayers - artykuł na Wikipedii | Nieoficjalny | pl |
Podyskutuj o Slayers na forum Kotatsu | Nieoficjalny | pl |
Slayers: fanfiki na Czytelni Tanuki | Nieoficjalny | pl |