Anime
Oceny
Ocena recenzenta
6/10postaci: 6/10 | grafika: 6/10 |
fabuła: 5/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Aku no Hana
- Flowers of Evil
- 惡の華
- Aku no Hana [2019]
- Kwiaty zła (Komiks)
Nakręcony techniką rotoskopową dramat psychologiczny, będący śmiałą adaptacją mangi nawiązującej do twórczości poetyckiej Charlesa Baudelaire’a.
Recenzja / Opis
Takao Kasuga, do bólu przeciętny i dość nieśmiały uczeń, w chwili słabości kradnie strój sportowy należący do koleżanki z klasy, przez co pakuje się w nieliche tarapaty. Co prawda nikt nie podejrzewa go o bycie sprawcą, ale plotki o krążącym po szkole zboczeńcu rozchodzą się błyskawicznie i naprawienie błędu, a tym bardziej przyznanie się do winy, wydają się niemożliwe. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że Sawa Nakamura, aspołeczna i podstępna dziewczyna z tej samej klasy, była świadkiem kradzieży i postanawia wykorzystać ten fakt, by uczynić z Takao swojego niewolnika.
Wydarzenia zilustrowane na kartach mangi autorstwa Shuuzou Oshimiego brzmią na pozór jak wstęp do kolejnej lekko głupkowatej szkolnej komedii, traktującej rozterki i grzechy młodości jako źródło niewyszukanego dowcipu. Projekty postaci, utrzymane w stylu typowym dla japońskiego komiksu, dodatkowo potęgują wrażenie, że mamy do czynienia z serią utrzymaną w niezbyt poważnym tonie. Dopiero bliższe zapoznanie się z treścią pokazuje, jak poważne i trudne tematy próbuje poruszyć autor Aku no Hana. Pozwolę sobie na razie pominąć trafność jego obserwacji, koncentrując się przede wszystkim na zasadności ukazanego kontrastu. Jest to zagrywka ciekawa, z powodzeniem stosowana już wielokrotnie, a wręcz nadużywana i niekoniecznie robiąca za każdym razem odpowiednie wrażenie. Rozpatrywanie dewiacji, zagubienia, braku akceptacji na tle estetycznie nienagannej formy może rozpraszać uwagę i pomniejszać znaczenie tych problemów psychospołecznych.
Związane z tym dylematy miał również Hiroshi Nagahama, reżyser m.in. Mushishi oraz Detroit Metal City, wybitny specjalista nieobawiający się samodzielnej interpretacji uznanych tytułów. Pracy przy Aku no Hana podjął się początkowo niechętnie, zdając sobie sprawę z ograniczeń i pułapek czyhających podczas adaptacji do postaci klasycznego anime. Dopiero perspektywa użycia animacji rotoskopowej (obrysowywania konturów i wypełniania przestrzeni na bazie materiału z udziałem żywych aktorów) wydała mu się na tyle intrygująca i perspektywiczna, że zgodził się na eksperyment z jej wykorzystaniem. Mając pełną swobodę interpretacji i poparcie autora oryginału, ciekawego ostatecznego efektu, Nagahama mógł nie tylko pozwolić sobie na dowolne manipulowanie atmosferą anime, ale też uwypuklić lub wręcz przewartościować interesujące go problemy. Biorąc pod uwagę jego dotychczasowy dorobek, byłem mocno zaciekawiony, jak poradzi sobie w tak komfortowej dla twórcy sytuacji, i choć bardzo chciałbym zacząć od merytorycznej analizy scenariusza, to o wiele bardziej kontrowersyjna i głośna stała się zastosowana technika animacji. Ma ona bowiem kluczowe znaczenie dla całego procesu decyzyjnego i twórczego, który uczynił z adaptacji Aku no Hana gorący temat wiosny roku 2013.
Oczywiste stało się, że mimo ambicji twórców, środki, jakimi dysponowali, były mocno ograniczone. To zrozumiałe, mało który producent byłby skłonny lekką ręką zainwestować w projekt mogący skończyć się spektakularną klapą. Konieczność liczenia się z każdym jenem spowodowała, że sporo ambitnych pomysłów zwyczajnie nie dało się wcielić w życie, a wypracowanie rozsądnego kompromisu między jakością a znaczną długością czasu ekranowego okazało się praktycznie niemożliwe. Wykorzystana technika rotoskopowa częściej przypomina filtr nałożony przez amatora w darmowym programie komputerowym niż pracę zespołu zawodowców. W ważniejszych scenach widać znaczny skok jakościowy, ale to wciąż za mało, by uznać Aku no Hana za wizualnie porywające anime. Sylwetki są zniekształcone w bardzo nieregularny sposób, a szczegółowość drastycznie spada wraz z zejściem na dalszy plan. Ludziom nagle znikają oczy i nosy, by za chwilę równie niespodziewanie pojawić się w bliższych ujęciach. Jeśli autorzy chcieli postawić na realizm i odejść od wyidealizowanych kształtów rysowanych według jednego wzorca, to powinni bardziej przyłożyć się do detali. Niewielkim pocieszeniem jest fakt, że w ruchu wszystko wygląda lepiej, a umieszczane w internecie prześmiewcze wycinki to skrupulatnie wybrane klatki animacji, ukazujące całość w gorszym świetle niż na to zasługuje.
Świadomi ograniczeń rysownicy popisali się za to, przygotowując tła oparte na fotografiach i ukazujące Japonię z nieco innej strony niż zazwyczaj. Zamiast w idyllicznych miasteczkach, pozostających w pełnej harmonii z naturą albo pełnych życia, zaawansowanych technologicznie metropoliach, akcja dzieje się w zapyziałej dzielnicy pełnej nieszczególnie zachęcających widoków. Obdrapane znaki drogowe, poszarpane plakaty na rdzewiejących płotach, wszechobecne naziemne linie telekomunikacyjne szpecące miasto i podobne „atrakcje” są wyeksponowane znacznie bardziej niż w rzeczywistości, ale podkreślają ponury nastrój oraz poczucie stłamszenia bohaterów w tej bezbarwnej okolicy. Poszczególne ujęcia różnych fragmentów miasta powtarzają się regularnie, ale to także chwyt mający na celu podkreślenie irytacji widokiem wciąż tych samych szarych budynków, między którymi spacerują nudni ludzie. Anime regularnie sięga po długie sekwencje takich właśnie ujęć, co osoby przyzwyczajone do szybszego tempa rozwoju wypadków może skutecznie zniechęcić.
Zainteresowania się akcją nie ułatwia także spokojna, wyjątkowo stonowana muzyka, która czai się w tle, okazjonalnie tylko przyśpieszając. Powszechne są szumy, trzaski i inne złowieszcze efekty dźwiękowe pasują bardziej do horroru niż dramatu (na czele z ekscentrycznym endingiem, będącym czymś na kształt upiornej karykatury Vocaloidów), ale w połączeniu z niezgrabnymi sylwetkami postaci, szaroburymi kolorami i depresyjną tematyką tworzą zgrabnie skomponowaną całość. Z czasem Aku no Hana przyzwyczaja do niedoskonałości animacji i potrafi narzucić widzowi swoje leniwe, refleksyjne tempo, dzięki czemu tolerowałem nawet takie ekstrawagancje, jak trwający blisko pół odcinka spacer w żółwim tempie, bez choćby jednego słowa wypowiedzianego przez bohaterów w jego trakcie.
Była to w gruncie rzeczy całkiem przyjemna odmiana, gdyż aktorzy, zmuszeni do czegoś więcej niż tylko podkładanie głosów, wypadają co najwyżej poprawnie. Ich ekspresja przed kamerą do przekonujących nie należy. Zamiast naturalnie grać, próbują być spontaniczni niczym na spotkaniu ze znajomymi, co tworzy wrażenie oglądania kiepskiej dramy. Kilku wypadło całkiem przyzwoicie, ale już odtwórca głównej roli męczy się niemiłosiernie, a z kolei znane seiyuu, takie jak Youko Hikasa i Mariya Ise, wydają się zbyt stremowane albo przywiązane do podręcznikowych przywar japońskiej szkoły aktorskiej. Być może z punktu widzenia tamtejszego odbiorcy wygląda to inaczej, ale ja na każdym kroku trafiałem na fatalnie zmasakrowane sceny. Na plus mogę co najwyżej zaliczyć fakt, że bohaterowie potrafią wejść sobie w słowo i nie mają zwyczaju pozostawiania niedokończonych wypowiedzi w celu podkreślenia dramatyzmu sytuacji.
Przybliżenie w powyższych akapitach twórczej wizji Nagahamy pozwala lepiej zrozumieć wiele z podejmowanych przez niego decyzji dotyczących samej fabuły. Nie stanowi to usprawiedliwienia dla uchybień jakościowych i jestem zdania, że projekt zrealizowany jako film lub OVA tylko by na tym zyskał, ale już sam fakt podjęcia tak ambitnej próby warto docenić, nawet jeżeli nie zakończyła się sukcesem.
Perspektywa zapoznania się z tytułem nawiązującym do twórczości jednego z najbardziej kontrowersyjnych poetów XIX wieku była zachęcająca, gdyż Japończycy niejednokrotnie udowodnili, że wytwory kultury europejskiej potrafią interpretować na zupełnie nowe, często kontrowersyjne sposoby. Tytułowe Kwiaty zła są dla głównego bohatera odskocznią od nieciekawej rzeczywistości. Ich śmiałe treści go fascynują, a sam Baudelaire staje się autorytetem i wyrocznią w każdej sprawie. Zatracając się w lekturze, Takao potwierdza swoją wartość na tle ciemnych mas, niezdolnych docenić prawdziwej sztuki. Jednocześnie wciąż brakuje mu pewności siebie, a zbroja z wierszy, w jaką się przyodział, okazuje się nic niewartym łachmanem, gdy przychodzi zmierzyć się z rzeczywistością. To wszystko jednak sprawy mało istotne, stanowiące jedynie fragment mętliku, jaki dzieje się w jego głowie.
W Aku no Hana z łatwością można wskazać motywy wprost zainspirowane twórczością Francuza, jednak tak na dobrą sprawę większość z nich składa się na historię powolnego staczania się i ulegania pokusom, przed którymi nie ma ucieczki. Kradzież stroju jest bez wątpienia efektem słabości Takao, ale akcja zmierza w kierunku ukazania nieuchronności takiego rozwoju wypadków. Zło czaiło się od zawsze i tylko czekało na odpowiednią okazję. Nawet szantażująca chłopaka socjopatyczna „koleżanka” jedynie uzewnętrznia narastającą w sobie frustrację. Łatwo uznać, że to po prostu kwestia spaczonych osobowości, jednak w trakcie seansu coraz istotniejsze staje się pytanie o przyczyny tak drastycznych zmian. Odpowiedzi nie znają sami zainteresowani, ich opiekunowie, ale co gorsza, miałem nieodparte wrażenie, że również i reżyser.
Anime błyskawicznie zmienia się w trwający ponad pięć godzin obraz wybranych patologii okresu dorastania, który poza demonstrowaniem problemu nie oferuje nic więcej. W moim odczuciu dyskwalifikuje to końcowy produkt jako wartościową autorską interpretację i nie uzasadnia chęci zastosowania tak radykalnie odmiennych środków audiowizualnych. Można sięgnąć po pomoce naukowe w postaci tomików wierszy lub mangowego oryginału, ale to już nadużywanie zaufania widza, który do refleksji nie jest zachęcany (co miało mieć miejsce według Nagahamy), a zmuszany. Jeśli twórcy chcieli podkreślić zagadkowość i beznadziejność ukazywanych problemów, powinni byli wyraźniej to zaakcentować, ukierunkowując odbiorcę na swój tok myślowy. Brakuje nawet sensownego zakończenia, gdyż fabuła zostaje nagle urwana w kluczowym punkcie, mamiąc wątpliwą obietnicą dalszego ciągu, jak gdyby producent bez uprzedzenia postanowił zakręcić kurek z pieniędzmi.
Kwestią indywidualnych preferencji pozostaje, czy takie niepełne odzwierciedlenie, w dodatku przedwcześnie skończone, stanowi przeszkodę nie do przejścia. Narzekałem już na wiele, ale nawet przy słabej grze aktorów i mało analitycznym charterze tytułu, Aku no Hana ma wiele do zaoferowania potencjalnemu odbiorcy, zwłaszcza nawykłemu do ugrzecznionych anime, marginalizujących trudności, z jakimi muszą radzić sobie młodzi ludzie, albo notorycznie usiłujących obrócić je w żart. Sawa Nakamura nie jest lekko zdziwaczałą, w gruncie rzeczy nieszkodliwą wariatką, która potrzebuje tylko odrobiny ludzkiego ciepła, oj nie. Tak zimnokrwistej, antypatycznej i zepsutej bohaterki nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Skala jej uczynków jest co prawda niewspółmiernie mniejsza niż większości złoczyńców, ale pasja, z jaką niszczy życie protagonisty, budzi autentyczną odrazę. Niestety, nie ma przy tym szansy na żywiołowy konflikt, gdyż Takao wykreowany został na bohatera niezdecydowanego, tchórzliwego i targanego setkami wątpliwości, przez co trudno czuć do niego sympatię. Być może był to celowy zabieg, ale mam wrażenie, że wina leży w dużej mierze po stronie mangaki, który potrzebował takiej właśnie ofiary losu dla uzasadnienia niektórych wydarzeń.
Naczelnym zarzutem wobec Aku no Hana było stosowanie nietypowych środków wyrazu bez wyraźnej potrzeby. Zazwyczaj nie zgadzam się z wyświechtanym określeniem „sztuka dla sztuki”, ale w tym przypadku czuję nieodpartą potrzebę umieszczenia go w recenzji jako najbardziej trafnej diagnozy. Nie istnieją żadne przesłanki sugerujące, że w bardziej przystępnej i klasycznej formie serial nie sprawdziłby się lepiej. Próba uzasadnienia decyzji reżysera na dowolnym gruncie jest niemal niemożliwa do obrony, gdyż obiekcje dotyczą podstawowych zasad procesu twórczego. Aby nimi manipulować, trzeba naprawdę solidnego przygotowania i umiejętności dostosowania ambicji do możliwości. Tymczasem wybory Nagahamy przypominały postawę szalonego naukowca, usiłującego udowodnić światu, że skrzydła z klejonych żywicą różnobarwnych piór mogą działać równie dobrze, jak nylonowy spadochron.
Dzieło Nagahamy jest cennym przejawem twórczej odwagi i pasji, ale jako produkt medialny nie zdaje egzaminu. Nadaje się do zapisania w kronikach, zestawieniach, publikacjach i analizach, ale do oglądania już niekoniecznie. Reżyser popełnił błąd w stylu Makoto Shinkaia, przesadnie koncentrując się na otoczce i atmosferze kosztem dopracowania treści. O ile jednak autora Byousoku 5 cm i Kotonoha no Niwa nawet w przypadku słabszej dyspozycji częściowo ratuje techniczna maestria, tak Nagahama okazję do zaskoczenia wysokiej jakości animacją rotoskopową zwyczajnie zmarnował. Pokazał co najwyżej swoim mniej utytułowanym kolegom, że nawet najlepszym zdarzają się wpadki i że niektórymi ścieżkami lepiej nie kroczyć. Z punktu widzenia zwyczajnego widza traktuję Aku no Hana jako chybiony pomysł, który o wiele częściej irytuje niedbalstwem, niż zgodnie z założeniami skłania do refleksji.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | ZEXCS |
Autor: | Shuuzou Oshimi |
Projekt: | Hidekazu Shimamura |
Reżyser: | Hiroshi Nagahama, Tetsuo Hirakawa |
Scenariusz: | Aki Itami |
Muzyka: | Hideyuki Fukasawa |