Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 9/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 20 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,45

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 635
Średnia: 7,06
σ=1,81

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Free!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Free! - Iwatobi Swim Club
  • フリー!
Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Grupa zniewieściałych chłopców i człowiek­‑rekin bawią się w pływanie, a wszystko to do rytmu dubstepu.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Woda. Materia pierwotna, z której wedle Talesa z Miletu wywodzi się życie. Wiecznie zmienna, wiecznie w ruchu, dopasowująca się do każdej przestrzeni. Jest ona także miłością (fetyszem?) Haruki, jednego z czwórki przyjaciół, których oprócz żeńskich imion łączy również fascynacja pływaniem. Aby znów oddać się swej pasji i spełnić marzenia o konkurowaniu w zawodach na szczeblu narodowym, chłopaki postanawiają ćwiczyć ciężko i wytrwale, co niewątpliwie doprowadzi ich do celu (albo ich sny zostaną zmiażdżone po drodze przez młot zwany życiem, ale to w sumie nie ten typ serii). Zanim jednak spełnią swoje marzenia, muszą znaleźć sobie opiekuna, i, co ważniejsze, czwartego członka… To źle zabrzmiało, prawda?

Podchodząc do tej recenzji, miałem wątpliwości, jak powinienem „ugryźć” fabułę. Czy jako anime o pływaniu, gdzie obsada obija się bez wyraźnych powodów, jak na doświadczonych pływaków podejmując irracjonalne decyzje momentami zagrażające ich życiu, a potem dziwi się, że przegrywa na turniejach, dowodząc tym samym skrajnej nieodpowiedzialności i kompletnego zdziecinnienia, czy też jako analizę toksycznego związku pomiędzy dwoma kryptogejami, gdzie jeden ma wyraźnie niestabilną osobowość i próbuje zdominować drugiego, który z kolei jest przypadkiem ciężkiego skrzywienia psychicznego i czuje pociąg seksualny do wody lub cieczy ogólnie? W ramach konsensusu postanowiłem, że dzielnie stawię czoła obu zagadnieniom i na koniec przedstawię ocenę, która moim zdaniem będzie (w miarę) obiektywna i da pogląd na to, czego po serii mogą oczekiwać osoby, które nie przyszły oglądać kształtnych pośladków bohaterów odzianych w przylegające do jędrnych ciał i ociekających lśniącą wodą… gdzie to ja byłem?

A tak, fabuła. Free! już od początku zapowiadało się jako coś nietypowego, jednak muszę przyznać, że osobiście zawiodłem się na tej serii. Wątek sportowy został potraktowany mocno po macoszemu, pokazując nam, że ciężka praca i dyscyplina nie są potrzebne do wygrywania turniejów – wystarczą kumple oraz dawny rywal/przyjaciel/człowiek rekin i wszystko jest tak, jak gdyby Haruka i spółka podeszli do sprawy całkowicie poważnie. Zamiast tego dostajemy ledwie parę scen, w których chłopaki rzeczywiście trenują, jednak momenty te są zdecydowanie przyćmiewane przez życie codzienne, w którym to biegają po sklepach w poszukiwaniu kostiumów kąpielowych, latają po lokalnym festynie i generalnie robią to, czego w serii sportowej robić powinni mniej. Free! nie stara się być tytułem ambitnym i chwała mu za to, jednak gdzieś w trakcie parodiowania K­‑ON! scenarzyści zapędzili się za daleko, skutkiem czego dostajemy już nie parodię, a ewidentną zrzynę. Jest to o tyle smutne, że fanserwis, dla którego większość (jeśli nie całość) kobiecej widowni przyszła oglądać to anime, dużo lepiej prezentowałby się, gdyby bohaterowie paradowali w kostiumach kąpielowych częściej. Miast tego przekonamy się, jak przeuroczo moé wygląda Haruka, smażąc rybę w kostiumie kąpielowym i fartuszku, a jednocześnie jak bardzo społecznie upośledzony jest w kontaktach z innymi.

I tu przechodzimy do drugiej części mojej krytyki fabuły, czyli relacji pomiędzy bohaterami. Czy są one aż tak spaczone, że nie da się w nich doszukać absolutnie niczego bliskiego realizmu? I tak, i nie. Pierwszą przesłanką w kwestii tego, z jaką serią mamy do czynienia, jest fakt, że jedynym facetem, co do którego mam pewność, że w spodniach ma to, co mieć powinien każdy samiec, jest kapitan przeciwnej drużyny, Samezuki. Cała reszta chłopaków w tym anime zachowuje się tak, jakby w rzeczywistości byli bandą dziewczynek w wieku około dziesięciu lat – otwartość i bliskość jaką sobie okazują, a także drobne gesty, takie jak ciepłe uśmiechy, przywodzą na myśl albo naprawdę bliskie przyjaciółki, albo kochanków (jeśli zakładamy to drugie, to nie wiem, czy mamy do czynienia z trójkątem romantycznym, czy z wolną amerykanką). Nie ma w tym nic złego, jeśli nie obchodzi nas nic poza fanserwisem i parodią, jednak jeśli ktoś oczekiwał czegoś bardziej wiarygodnego, to boleśnie się zawiedzie. Tak narzekam i narzekam, ale czy to znaczy że Free! jest kompletna porażką w kwestii fabuły? Oczywiście, że nie. Wbrew pozorom (i wszelkim idiotyzmom) serię ogląda się przyjemnie, a parodiowanie wszelkich typowych rozwiązań z eroge jest momentami naprawdę prześmieszne. Dodatkowym plusem jest także obecność bohaterek (zwłaszcza Gou), które dodają serii wiarygodności, a jednocześnie uprzyjemniają seans męskiej części publiczności. Nie są obiektem fanserwisu, a Gou sama przeistacza się w piszczącą fankę, jak tylko zobaczy panów w kąpielówkach. Wreszcie pseudozwiązek, o którym wspominałem, dostarcza masę paliwa dla fanek yaoi dzięki dwuznaczności niektórych scen.

Obsada serii to dość ciekawa zgraja. Haruka Nanase, który pełni rolę głównego bohatera to, jak już wcześniej wspomniałem, osoba dość zamknięta w sobie i niezbyt przystosowana do życia w dzisiejszym świecie. Jedynym, co potrafi wzbudzić w nim jakąkolwiek reakcję, jest woda, a konkretniej perspektywa pływania, która jak sam stwierdza, pozwala mu czuć się prawdziwie wolnym. W sumie można go porównać do klasycznej tsundere, co wydaje się potwierdzać jego zachowanie w niektórych sytuacjach (minus bicie po mordzie oczywiście). Oazą rozsądku, a także „matką” drużyny, jest Makoto Tachibana – osobnik spokojny i niezwykle wrażliwy. Jego rozpoznawalnymi cechami są bardzo ciepły uśmiech, który roztapia nawet najbardziej skamieniałe serca (nie patrzcie na mnie, ja już dawno się rzeczonego organu pozbyłem) oraz zdolność do opanowania grupy dziwa… panów, z którymi przestaje. Za lokalnego shotę robi Nagisa Hazuki, któremu hiperaktywność i bezpośrednie podejście niewątpliwie zaskarbią rzeszę fanek pragnących okiełznać tego niespokojnego ducha, oraz antyfanów, którzy (podobnie jak niżej podpisany) będą mieli ochotę permanentnie uspokoić go kulą między oczy. Nie to, żeby jego zachowanie było szczególnie irytujące, po prostu albo się to lubi, albo nie. Nagisa jest też inicjatorem większości działań drużyny, mniejsza o to, czy sensownych, czy nie, a także tym, który złowił czwartego członka zespołu, czyli Reia Ryuugazakiego. Niebieskowłosy okularnik jest uosobieniem logicznego myślenia i obiektywizmu (co też demonstruje podczas sesji treningowej), a jego obsesja na punkcie piękna przywodzi na myśl typową pannę z bogatego domu. Jest on postacią o tyle sympatyczną, że jego kłopoty z nauką pływania i nadrabianie zaległości względem reszty grupy pozwalają na większe utożsamianie się widza z nim niż w przypadku innych postaci (inna sprawa, jak szybko drań się uczy). Zdecydowanie na plus należy mu również zapisać fakt, że jako jedyny stara się rozwiązać wewnętrzny kryzys poprzez zwyczajne wypytanie zainteresowanych, dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej.

Zestawienie tych istotnych i dobrze zbudowanych panów zamyka człowiek­‑rekin, gbur nad gbury i posiadacz najbardziej irytującego pomagiera wszech czasów, czyli Rin Matsuoka. Ponieważ jednak jego problemy sięgają ciut głębiej niż głębokość standardowej kałuży, postanowiłem jeszcze raz zastanowić się nad jego charakterem i ocenić, czy to mój odbiór postaci jest skrzywiony, czy też Rin to po prostu dupek. Pomijając kształt jego tylnych zderzaków, obawiam się, że pomimo całego zrozumienia, akceptacji i tolerancji, jakimi dysponuję (a dużo tego nie ma), nasze biedne i skrzywdzone przez los chłopię dupkiem pozostaje – po prostu nie jestem w stanie zaakceptować człowieka, który uprzykrza innym życie tylko dlatego, że brakuje mu jaj, by powiedzieć, co go gryzie. Z początku chyba najbliżej mu do złagodzonej yandere, później jednak przechodzi ewolucję (rewolucję?) w typową tsundere. Resztę postaci można zamknąć niezwykle wygodną klamrą z nazwą „statyści”, ale osoby takie jak siostra Rina, Gou, czy pani Amakata stanowią miły, oferujący inne spojrzenie na problemy dodatek (z oczywistych względów fanserwisu z nimi nie uświadczymy), a kapitan drużyny Samezuki to doskonały (choć średnio dopracowany) wzorzec prawdziwego faceta.

Graficznie Free! jest wyłącznie imponujące. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest to poziom budżetu i pieczołowitości, jaki widzieliśmy w Hyouka, tyle że tutaj zamiast na animacji deszczu i tym podobnych, grafika skupia się na umięśnionych ciałach i apetycznych zadkach panów w kąpielówkach – wystarczy popatrzeć, jak teatralnym gestem zdejmują oni ubrania, tylko po to, by za chwilę wskoczyć do wody, która obmywa ich perfekcyjne sylwetki i otula je kokonem z błyszczących bąbelków powietrza… o czym to ja… Fanserwisu jest tu pełno, co może się wydawać nietypowe w serii od Kyoto Animation, jednak należy pamiętać, że jest on mało nachalny i nawet facetowi nie powinien przeszkadzać w cieszeniu się seansem. Nieco gorzej prezentują się tła, ale sądzę, że jest to spowodowane chęcią skupienia uwagi widza na projektach postaci, a nie zwyczajnym lenistwem. Generalnie wykonanie techniczne jest naprawdę pierwsza klasa, bowiem wyczynom naszej piątki towarzyszy albo dubstep, albo jakiś rodzaj muzyki elektronicznej, co doskonale podkreśla atmosferę całości i bijącą z anime energię (to znaczy, wyłączając sceny à la okruchy życia) – pulsujące i zapętlone dźwięki idealnie dopasowują się do rytmu serii, a także do tego, co prezentują panowie. Opening nie jest raczej wart specjalnej uwagi – ot, średnio zaśpiewany j­‑rock w wykonaniu aktorów podkładających głosy postaciom. Niby ending jest podobny, jeśli chodzi o poziom śpiewu, jednak towarzysząca mu animacja jest tak absolutnie fazowa, że nie sposób go nie posłuchać za każdym razem, gdy kończy się odcinek. Aktorzy również odwalili kawał dobrej roboty, wkładając serce w swoje kwestie i trzeba przyznać, że w scenach dwuznacznych bawili się równie dobrze, jak widzowie.

Czy warto? Paniom nie muszę tego rekomendować, pewnie już dawno skończyły seans i siedzą teraz głęboko usatysfakcjonowane, ale co z resztą populacji? Jeśli podobnie jak ja macie ochotę na coś nietypowego, a także chcecie sprawdzić, jak dużo podtekstów homoerotycznych jesteście w stanie znieść bez martwienia się o to, czy aby na pewno nie pociągają was te mięśnie niczym wyrzeźbione w marmurze… To ja już sobie pójdę…

Altramertes, 12 października 2013

Recenzje alternatywne

  • Easnadh - 25 marca 2014
    Ocena: 8/10

    Ładni chłopcy od Kyoto Animation oraz historia o przyjaźni i miłości do pływania – tak, to działa! więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Animation DO, Kyoto Animation
Projekt: Futoshi Nishiya, Saiichi Akitake
Reżyser: Hiroko Utsumi
Scenariusz: Masahiro Yokotani
Muzyka: Tatsuya Katou